Poród w szpitalu to: udzielanie wywiadu medycznego, kiedy masz skurcze, leżenie pod KTG, kiedy masz ochotę zmieniać pozycję, stosowanie się do standardów szpitalnych, odwiedziny tych, których nie zapraszałaś do swojego porodu: nieznanych lekarzy, położnych, salowych, studentów, bycie „dobrą pacjentką”, często rodzenie po indukcji czyli w czasie, kiedy Twoje dziecko i twoje ciało nie były na to gotowe.
Poród w domu to: skupienie się na meritum sprawy.
Bo:
-wywiad medyczny przeprowadzić można podczas kwalifikacji czyli około 3-4 tygodnie wcześniej;
-we własnych kątach, gdzie kobieta czuje się bezpiecznie, może łatwiej pozwolić się porwać fali skurczów czyli ekstazie porodowej i nie walczyć z nią;
-poród w domu to sztuka czekania, cierpliwości, świętowania narodzin człowieka; czasem pieczenia szarlotki przy 6-7 centymetrach rozwarcia 🙂 i jedzenia jej między partymi (tak, tak :); lub gotowania rosołu mocy i wspólnego jedzenia go tuż po porodzie 🙂
-to czas na błogosławieństwo nowonarodzonego i dzielenie się radością, jak i trudem i podtrzymywanie w nich;
-to „echo” poczęcia dziecka, gdy pocałunek małżeński tak pięknie zapraszał, otwierał i otwiera.
W porodzie domowym czekanie ma swoją wartość, sens, spokój.
I wymaga uszanowania i cierpliwości, i zaufania.
Bo miłość jest cierpliwa.
Jak bardzo jestem wdzięczna za zaufanie i zapraszanie mnie do Waszego macierzyństwa, jego cudu, trudów i radości 🙂
Nawet jeśli aktualnie nie oczekujecie na narodziny dziecka, zapraszam do zapisywania się do położnej środowiskowej Domu Narodzin lub skontaktowania się ze mną (w celu przekazania papierowej wersji dokumentów): tel.: 501-218-388.
Warto wiedzieć, że wsparcie położnej wg polskiego prawa należy się każdej kobiecie od narodzin do śmierci, a chłopcom do 6 tygodnia po narodzinach.
Zawód położnej uprawnia zarówno do edukacji, wspierania fizjologii, elementów diagnozy i leczenia, rehabilitacji.
Jeśli jesteś już mamą i chcesz dzielić się z najmłodszymi matkami (czyli w stanie błogosławionym, w okresie okołoporodowym oraz w połogu) dobrym doświadczeniem, wsparciem, zdobyć profesjonalne przygotowanie, to ten kurs jest dla Ciebie:
Przekażcie, Kochane Mamy dalej tę informację, proszę!
Dlaczego warto zostać doulą?
Ponieważ zapotrzebowanie na pracę douli rośnie bardzo szybko;
Ponieważ kobiety baaardzo potrzebują wsparcia- wzrasta ilość depresji poporodowej, poczucie osamotnienia z powodu oderwania od rodziny, przyjaciół;
Ponieważ kobiety potrzebują wsparcia kobiecego w tym newralgicznym okołoporodowym czasie;
Ponieważ służąc swoim stałym wsparciem w czasie porodu zwiększamy szansę, by matka urodziła naturalnie (tak pokazują badania), karmiła naturalnie, doceniła ten dar macierzyństwa;
Ponieważ ciąża, poród i połóg to czas, kiedy matki są bardzo „kruche” i potrzebujące ochrony z każdej możliwej strony- ochraniając tą wrażliwość, zwiększamy szansę, by miały poczucie siły, radości płynącej z narodzenia się jako matka.
1 dnia (9 października 2020 r.) – dr Beata Głodzik będzie prowadzić warsztat o wspieraniu rozwoju dziecka (serdecznie polecam!!!- można się wybrać również na pojedynczy warsztatowy dzień);
2 dnia – będę prowadzić warsztat o tym jak wspierać naturalny poród i naturalne karmienie piersią, ale też jak wspierać matkę w jej rodzeniu się jako matki; m.in. będę pokazywać różne techniki masażu chustą Rebozo; warsztat o dogłębnym zrozumieniu ,czym jest poród, karmienie piersią;
3 dnia – Ewa Nitecka poprowadzi warsztat „Urodzić śpiewając i tańcząc”- będzie się działo 🙂
W mojej szafie mam już 3 długie chusty, ale potrzebuję więcej.
Kupię, wymienię etc.
Po co mi tyle?
Otóż wielu chust używa się podczas masażu zamykającego podczas zakończenia połogu. A ponieważ chcę coraz lepiej służyć jako doula, to wyposażam się stopniowo.
Przyznam się szczerze, że początkowo zlekceważyłam ten masaż.
Może wynikło to z tego, że samej nie doświadczyłam jego dobroczynnych skutków.
Nie doświadczyłam, nie przemyślałam, że ma on głęboki sens.
Z próżnego i Salomon nie naleje.
W okresie ciąży na ciało matki działa hormon zwany relaksyną. Powoduje on większą ruchomość więzadeł, stawów. I służy to wszystko rodzącemu dziecku, by ciało matki łatwiej mogło się otworzyć i dać mu wyjść. I masaż zamykający, który wykonuje się na zakończenie połogu przy pomocy chust ma pomóc z powrotem naciągnąć tkanki, które się rozeszły. Ale też dopieścić matkę. Pomóc jej zakończyć pewien etap w życiu, pogodzić się z tym, co za nią.
W końcu zmobilizowałam się, żeby zrobić ten masaż zamykający. Pierwszej mamie, drugiej, kolejnej.
I odkryłam, jaką ulgę, błogość on przynosi.
Same matki tak wiele dając z siebie, potrzebujemy pozwolić obdarować się. Tak wiele tuląc, potrzebujemy otulenia.
I to daje Cerrada- masaż zamykający, który jest otulaniem zarazem.
Jeśli czujesz, że za mało tego zaopiekowania sobie podarowałaś dotychczas, możesz skorzystać z pomocy autorki portalu otulicmame.pl lub na Facebooku z grupy „Domowe Sanatorium dla Mam”.
Najłatwiej mi pisać, gdy dostaję od Was oddźwięk, gdy zaczynacie rozmawiać.
Gdy widzę sens.
Ale i Wy szukacie sensu w Waszym macierzyństwie. W radości, ale i trudzie.
I znajdujecie sens w nieprzespanych nocach.
Podoba Wam się to zdjęcie?
Mi bardzo! Cudny mały skarb!
Przypomina mi siebie samą, gdy byłam dzieckiem.
Przypomina mi moje dzieci.
I inne dzieci.
I ból człowieka- dziecka.
Znacie instrukcję, jaką się udziela pasażerom w samolocie?
Gdy uczy się zakładania maski tlenowej rodzica, uświadamia się go, żeby najpierw założył SOBIE maskę tlenową. Dopiero potem dziecku. Co dziecku po rodzicu, który pada niedotleniony? Ani sobie nie pomógł, ani dziecku nie jest w stanie, bo brakuje mu tlenu!
Czy podobnie nie jest w naszej codzienności?
Padamy na twarz i zamiast być litościwą dla siebie, traktujemy siebie jak piąte koło u wozu, o które nie trzeba dbać.
A trzeba i to bardzo!
Jeśli tego nie robimy, to odbija się to i na dzieciach, bo z nimi jesteśmy, i na relacji małżeńskiej, bo w niej jesteśmy.
Jesteśmy świetne w troszczeniu się o innych, w modlitwie za innych, w karmieniu innych, w goszczeniu innych.
Kto spróbuje pomodlić się za siebie samą?
To trudniejsze czy łatwiejsze niż modlitwa za innych?
Ten krzyż Chrystusa Pana jest tak jaśniejący, bo kryje się za nim tak wielka miłość do Ciebie i do mnie, jaka nie mieści nam się w głowach. Najwięksi święci mieli zaledwie jej przeczucie, dlatego nie mogli przestać świadczyć, mówić o niej, zachwycać się nią.
Mam nadzieję, że dacie radę odczytać jego zawartość.
Dla tych, co nie mogą otworzyć Facebooka, skrócę i sparafrazuję go po swojemu.
Ciąża boli.
Poród boli.
Karmienie piersią boli.
Niewyspanie boli.
Brak czasu na umycie włosów boli.
Ból dziecka boli. Itd.
Nie zgadzam się.
Tak samo nie jest to prawdą jak przesłodzone nierealistycznie obrazki macierzyństwa w reklamach przekształcane przy pomocy skomplikowanych graficznych programów.
Ten fragment podoba mi się najbardziej:
„Brak czasu dla siebie boli. Matka potrzebuje pomocy. Nie krytykuj jej, daj jej miłość i empatię, nie ciosy. Ten, kto dba o innych, też potrzebuje, żeby ktoś o niego zadbał…”
Nie myśl, że kwestionuję przeżywany przez matki ból. Nie kwestionuję. Czułam go i czuję nie raz. Ale któż by go wytrzymał, gdyby nie tyle słodyczy, czułości, zachwytu, które wraz z tym bólem do nas przychodzi.
Więc nie dajmy sobie wmówić, że macierzyństwo nie jest piękne, wspaniałe, słodkie, sensowne.
Jest trochę jak greipfruit lub aronia- miesza się w nim słodycz z goryczą i kwasem.
Jak pełne zdrowia, potrzebne są to owoce!
Pamiętam pewne cesarskie cięcie.
I pierwsze spotkanie mamy i dziecka po porodzie.
Zaledwie przytulenie policzka do policzka.
Gdzie się mógł pomieścić taki ogrom czułości, radości i szczęścia, jak nie w bezradnym bólu?
Czy wiecie, że pełne karmienie piersią to co najmniej 500 kCal?
Jeśli karmicie, to tak jakbyście ciężko pracowały fizycznie.
Nie dziwcie się więc Waszemu zmęczeniu, osłabieniu, potrzebie snu, potrzebie odpoczynku.
Kiedy ktoś idzie do pracy i się zmęczył tą pracą, to nie zaczyna kwestionować tej pracy i podważać jej sensu, tylko najpierw stara się odpocząć, złapać oddech. Popatrzcie czasem na karmienie piersią jak na pracę.
Bądźcie dla siebie dobre, wyrozumiałe. Dbajcie o siebie tak, żeby dobrze się ze sobą czuć: o swoją radość, swoje zdrowie, urodę, odpoczynek. Pozwólcie, by inni o Was dbali, nie bójcie się prosić o pomoc. Będzie wtedy Wam łatwiej zająć się dzieckiem, być miłą i dobrą dla męża.
Pozwólcie sobie wreszcie poczuć się najukochańszą córeczką najlepszego Ojca w niebie.
Pozwólcie odpocząć sobie przy dźwięku Jego głosu i w Jego objęciach:
„Powstań, przyjaciółko ma, ukryta w zagłębieniach skały,
Imponuje mi sylwetka Ferdynanda. Pięknie wyprostowany. Mimo upływu lat nie pochylił się ani o centymetr. Co więcej humor dopisuje mu jak zwykle.
Uświadamiam sobie po latach, że sama garbić się zaczęłam, gdy w wieku nastu lat, jak to często bywa, zaczęłam brać na barki smutki i zmartwienia tego świata. Że słońce może spalić planetę, że ludzie chorują, że inni schodzą na złą drogę, że kometa może w ziemię rąbnąć. I tak można by mnożyć. I człowiek zwany Izą coraz bardziej ku ziemi się pochylał pod ciężarem tych trosk, które i dla dorosłych za ciężkie do dźwigania, nie mówiąc o dzieciach i młodzieży.
Aż tu stopniowo zaczęłam odkrywać, że nie jestem powołana do tego, by powłóczyć nogami i ciągnąć nosem po ziemi.
Bo Bóg Ojciec „napełnił nas wszelkim błogosławieństwem duchowych w Chrystusie.
W Nim wybrał nas przed założeniem świata,
abyśmy byli święci i nieskalani przed Jego obliczem.
Z miłości przeznaczył nas dla siebie
jako przybranych synów przez Jezusa Chrystusa.” Ef 1, 3b-5
Trzeba się więc wyprostować, bo Bóg chce nas mieć wyprostowane, piękne, dobre. Bo takie nas widzi i pragnie. Jako ukochane Córki Króla.
Uzdrowienie jest możliwe, bo w ranach Chrystusa jest nasze zdrowie.
Czasem Pan posługuje się tymi, których do nas posyła: nauczycielem tańca, przyjacielem, siostrą, babcią, małym dzieckiem.
Każdy z nich może nas czegoś nauczyć:
małe dziecko: radości życia przede wszystkim, żeby dużo chodzić, biegać, ruszać się, doceniania najmniejszych drobiazgów składających się na życie; kucania na całych stopach, co prostuje nasz kręgosłup, a zarazem podciąga mięśnie dna miednicy w górę;
nauczyciel tańca: radości z poruszania się, że Pan Bóg stworzył nas pięknie na swoją chwałę, nie po to, byśmy zastygli w bezruchu jak pomniki samych siebie; że chodzenie staje się lekkie i odprężające, gdy za każdym wydechem wyciągamy nasz kręgosłup w górę (jakbyśmy sami się ciągnęli za włosy z tylnego czubka głowy); że kręcenie głowy, ramion, bioder, nóg jest dobre, bo uczy nas pracy nad sobą i może wyrażać entuzjazm;
przyjaciel: spotykania się i dzielenia się troskami i radościami; a wiadomo, że dzielona z kimś radość to radość podwójna, dzielony zaś smutek to połowa smutku.
A najwięcej może nauczyć nas Najlepszy Przyjaciel. Bo On zna głębokie przyczyny naszych zgarbień, bóli. I najlepsze sposoby, by odszukać nas całych. Nie tylko same kości, nie same mięśnie dna miednicy, przeponę, nawet nie samą duszę.
Zmartwychwstaniem udowodnił, że wszystko w nas dla niego się liczy. I najdrobniejszy włosek, który nie spadnie bez Jego woli z naszej głowy i najlżejsze poruszenie naszej duszy.
Rozmowa pewnego księdza ze stu dwuletnią staruszką. Odwiedziny, rozmowa. Okazało się, że staruszka jest ujmującą starszą panią, zadbaną. Na koniec chcąc jej coś miłego powiedzieć, zauważył:
„Ma pani bardzo piękne oczy!”
„Ja cała jestem piękna!”- odrzekła.
Ile radości życia i prostoty w tym stwierdzeniu!
Ile głębokiej prawdy!
Bo czyż piękno nie wyraża się najgłębiej w tym, co przed oczami ukryte?
Czy zauważacie w sobie to piękno, z którym zostałyście stworzone?
Piękno, które mogłyście powiększyć lub pomniejszyć w zależności od podejmowanych decyzji?
Czy możemy lekceważyć ten dar piękna, który Pan Bóg wlał w ciało kobiety, ale też o wiele głębiej -w jej duszę? Trzeba go w sobie doceniać, zauważać, kształtować. Nie dla własnej próżności, ale by powiększać ten obszar dobra, radości, sensu, zachwytu, który zadał nam Stwórca.