Archiwum miesiąca marzec 2014


W ofensywie

Ratowanie rodziny, normalności odbywa się na różnych poziomach. Tak jak niestety niszczenie trwa na różnych poziomach.

Internetowe oazy ratowania normalności, zachęcam do przyłączenia się:

Ratuje rodzinę przede wszystkim Pan Bóg dając ogromne bogactwo sakramentu małżeństwa: wielką moc z niego płynącą. Moc do wzajemnej miłości, codziennego przebaczania, moc miłości w wychowaniu dzieci.

Ale ktoś powie: Jaką moc? Przecież mi się nie udaje i w małżeństwie, i w wychowaniu, pomimo że jestem po ślubie kościelnym. Dlaczego tak bywa? Bo Pan Bóg łaski daje, wyciąga rękę, prosi: „Weź!”, otwiera swoje serce: „Pragnę zalać światłem Twoją duszę!”, a my potrafimy się od Niego odwrócić i powiedzieć, że wiemy lepiej. Że obędziemy się bez modlitwy, bez przebaczania albo że zrobimy po swojemu.

Jako rodzice w dzisiejszym świecie tak łatwo zrzekamy się swojego prawa do wychowania zwalając je na instytucje. Mam już dosyć, jestem zmęczona, no to wyślę do przedszkola/szkoły/zajęcia dodatkowe/harcerstwo itd., itp.- będzie spokój. Jednak nawet korzystając z pomocy przedszkola/szkoły- dalej mamy główny udział w wychowaniu. A szkoła ma nam w tym pomagać- takie mamy prawo.

„Rodzice, ponieważ dali życie dzieciom, w najwyższym stopniu są obowiązani do wychowania potomstwa i dlatego muszą być uznani za pierwszych i głównych jego wychowawców.”

Ponieważ jednak tego typu instytucje zawodzą czasem na całej linii, powstają takie zjawiska obywatelskiego oporu jak w/w linki, jak nauczanie domowe.



Czym się różni przyjazd pracownika socjalnego od przyjazdu mamy?

Zaniemogłam ostatnio i to któryś raz z kolei. Na pomoc przybyła odsiecz.

I parę refleksji się stąd wywodzi.

Jeśli do rodziny przyjeżdża babcia. Prawdziwa kochająca. I widzi, że bałagan, że dzieci usmarkane po pachy albo dokazujące jak horda najgroźniejszych piratów. To zakasuje rękawy, bierze szczotkę, szmatę, chustkę higieniczną, uzbraja się w najbardziej babciny z uśmiechów i staje do dzieła. Przytula dzieci i pomaga możliwie wszechstronnie chorym i zdrowym członkom rodziny.

Gdy przychodzi pracownik socjalny, rozgląda się z wysokości swego stanowiska. Ocenia łaskawie stopień skażenia środowiska naturalnego, bada możliwe zagrożenia. Wychodzi z łupem w postaci oceny.

Jak zmora dla rodzin wielodzietnych brzmią sygnały o sytuacjach zabierania dzieciom rodziców, a to z powodu biedy, a to z powodu, że ktoś tam wie lepiej jak się wychowuje dzieci niż kochający rodzice.

Dlatego powstają TAKIE INICJATYWY, jak Darmowy Telefon Wsparcia Rodziców. I bardzo dobrze.

Oby i pracownicy socjalny jednak jak najczęściej rozwijali w sobie te cechy duchowego macierzyństwa, ojcostwa, które przychodzi z pomocą rodzinie, scala ją. Mam nadzieję, że takich jest więcej, że dobro wygrywa.

Kto się modli za pracowników socjalnych? Może najwyższy czas.



Patrzenie przez szkło pomniejszające na wady innych…

„Ludzie miłosierni mają szerokie serca: stale usprawiedliwiają innych, myśląc o własnych grzechach. «Widziałeś, co tamten zrobił?». «A ja mam dosyć tego, co sam narobiłem i nie mieszam się w to!».-

kapitalne zdania ojca Franciszka. (Napisałam „ojciec”, bo tak wiele dobra od niego doświadczam). Do zastosowania najpierw we własnej rodzinie, potem na zewnątrz.

Pisanie w ostatnim czasie jest dla mnie niesłychanie trudne, ale może jakieś tego owoce później będą 🙂



Gdy szukam miłości, najpierw potykam się o cierpliwość…

Miłość rodzicielska jest tak różna.

Ale jeśli się nad nią pracuje, to nie ucieknie się od cierpliwości tak czy inaczej.

Jak się nie ma cierpliwości do karmienia piersią, to trzeba znaleźć cierpliwość do karmienia alternatywnego, np. butelką albo łyżeczką. Albo jeszcze inaczej.

Jak się nie ma cierpliwości do wożenia w wózku, to nabywa się cierpliwość w noszeniu w chuście czy nosidełku. Albo vice versa.

-Mamo, a ona się zachowuje!- skarży się Ignaś na Tosię.

A ile cierpliwości potrzebują dzieci do siebie nawzajem, ale też do nas rodziców. Tyle że ich cierpliwa miłość ma prawo być niecierpliwa, bo niedojrzała. Trudno dziecku przestać być dzieckiem. Łatwiej od dziecka wymagać czasem cierpliwości, dojrzałości, a sobie odpuścić.



Dużo na głowie

Nie pisałam, bo miałam ostatnio za dużo na głowie.

Trochę osób się do mnie odzywa i zapytuje o edukację domową(ED) zamiast szkolnej.

Nie czuję się tu w ogóle ekspertem, mając zaledwie półtorej roku doświadczenia, mogę  o najwyżej polecić książkę „Edukacja domowa w Polsce” Zakrzewskich i dużo refleksji. Kiedyś czytując forum Muratora (dotyczące budowania domów), spotkałam się z pewnym powiedzonkiem pół żartem, pół serio: „Czego masz mieć lepiej ode mnie, buduj się!”

Ono teraz idealnie pasuje tego co myślę o ED. Ciężko, ale nie zamieniłabym tego doświadczenia na szkolne perypetie, tak jak mieszkania w domu nie zamieniłabym na mieszkanie w bloku. Czego masz mieć lepiej ode mnie, ucz w domu.

To odkrywana przeze mnie wartość, bycie z dużymi dziećmi w domu, branie odpowiedzialności za ich wychowanie, kształcenie.

Bez cierpliwości ani rusz, a z tą jak wiadomo różnie bywa, gdy nie jest się świętym tylko takim sobie łobuzowatym grzesznikiem.

Stąd moje przeświadczenie- jeśli wysyłasz do szkoły, będziesz musiał/a mieć cierpliwość do szkoły, jeśli uczysz w domu, nie obędzie się bez cierpliwości w domowych przejściach.

To, że za dużo na głowie miałam odbiło się też na mnie i stwierdziłam, że szewc bez butów chodzi. O tym może innym razem. Na razie oddaję to co, na głowie i sercu Zbawicielowi- czas po temu jedyny. Zaczynamy od nowa. Bo o to chodzi w Wielkim Poście- niepowtarzalna okazja- oddać wszystko Panu Jezusowi i zacząć wszystko bez obciążeń, bagaży.