Archiwum miesiąca czerwiec 2011


Uśmiech

Czyż nie jest najpiękniejszym wynalazkiem Boga uśmiech dziecka?

I USG, i mikrokamery rejestrują, że już dziecko pod sercem mamy uśmiecha się.

Ledwo się rodzi- już się uśmiecha. Samo dobro i słodycz zawarta w tym uśmiechu. Często przez sen, najpierw gdzieś w przestrzeń skierowany uśmiech, później w stronę ludzi. W moich okolicach mówi się, że dziecko najpierw uśmiecha się do aniołków zanim zacznie uśmiechać się do rodziców.

Czy to może być prawda? Szkiełko i oko mędrca powie, że to mimowolny skurcz mięśni bądź nieświadoma reakcja fizjologiczna. Ale dlaczego w tym uśmiechu ma nie być widać przezroczystej duszy dziecka? Skąd możemy wiedzieć, że ten uśmiech nie jest skierowany w stronę duchową, do Stworzyciela spod ręki którego dopiero co wyszedł młody człowiek?

 

Gdy widzę, ile bezbronności, łagodności i czułości kryje się w oczach dziecka, nie dziwię się, że Zbawiciel stał się dzieckiem.



Dla Niego nie ma nic niemożliwego

Jeśli jesteś zraniona przez to, co Cię spotkało w szpitalu z rąk lekarzy, położnych, a jesteś chrześcijanką- trzeba się za nich modlić.

My nie jesteśmy dobrymi sędziami dla innych ludzi. Łatwiej przebaczyć, jeśli się wstawiamy u Pana Boga za tymi, którzy nam wyrządzają krzywdę.

A na porodówkach, na położnictwie wiele bólu cierpią rodzące matki, ich dzieci. Nie tylko tego bólu fizjologicznego, ale bólu nieuzasadnionego, dodanego procedurami, niepotrzebnymi ingerencjami, również bólu psychicznego. Ból arogancji, bezduszności, ignorancji, samotności.

Jeśli chcemy, żeby zmieniło się w naszych szpitalach, trzeba się modlić dla nas o mądrość, odwagę, a dla lekarzy, położnych o przebaczenie ich grzechów, o ich nawrócenie.

Jeśli jesteśmy przez nich poranione, a modlimy się z wiarą, to taka modlitwa ma wielką moc. Moc zmieniania serc.

„Szukajcie, a znajdziecie. Kołaczcie, a otworzą wam.”

Jeśli szukamy w Bogu, znajdziemy na pewno rozwiązanie, pomoc. Wystarczy ufać Mu. I kochać Go.

„Serce Jezusa hojne dla wszystkich, którzy Cię wzywają!”

 



Ratujmy maluchy

Pani minister oświaty wymyśliła sobie, że dobrym rozwiązaniem dla polepszenia stanu szkolnictwa będzie wysłanie już 5-latków do do zerówki, a 6-latków do pierwszej klasy. To nic, że polskie szkoły wcale się do tej zmiany nie przystosowały, ani zewnętrznie (przystosowanie klas), ani merytorycznie (szkolenie dla nauczycieli, program nauczania). To nic, że i młodzi uczniowie jakoś nie zaczęli wcześniej dojrzewać emocjonalnie. „Marsz do szkoły”- brzmi przekaz pani minister- „jakoś to będzie”.

Dlatego to właśnie rodzice zaprotestowali przeciwko „takiej” reformie, która jest wbrew interesom ich dzieci. Kto chce się dołączyć do akcji?

Ten niech zapozna się z nią i włączy:

Ratuj maluchy

My już zebraliśmy 27 podpisów 🙂

 



Spojrzenie…

Przytoczono mi dzisiaj fragment do zastanowienia:

„A Pan odwrócił się i spojrzał na Piotra. Przypomniał sobie Piotr słowo Pana, gdy mu powiedział: >Dzisiaj, nim kogut zapieje, trzy razy się mnie wyprzesz.< Wyszedł na zewnątrz i gorzko zapłakał.” Łk 22, 61-62

Jak ważne jest spojrzenie, które kieruje na nas Bóg! Przyjść bliżej Niego, żeby mógł na nas patrzeć, żebyśmy mieli szansę nawrócenia.

Ale są różne spojrzenia: spojrzenie pełne miłości, czułości, oczekiwania, troski. Ale może też być spojrzenie pełne pogardy, niechęci, wściekłości, wyższości. Mówi się, że oczy są zwierciadłem duszy. Nad czym więc trzeba pracować przede wszystkim? Nad tymi zwierciadłami czy za tym, co stoi głębiej, nad własnym sercem,? Pracować trzeba przede wszystkim nad swoim wnętrzem, żeby miało miłość, a wtedy i spojrzenie będzie czyste.

Cudowne przemieniające spojrzenie Jezusa, a równocześnie jego ostrzeżenie przed spojrzeniem: „A kto by pożądliwie spojrzał na niewiastę…” A więc Pan Jezus nie tylko w tym momencie nie zachęca do spoglądania, ale wręcz przestrzega przed nim. O ile lepiej w tym momencie odwrócić wzrok, spuścić go. I nie po to, żeby być ślepcem, ale po to, by oczyścić swój wzrok, żeby zatopić we wnętrze, które jest świątynią Ducha Świętego. Żeby odnaleźć spojrzenie dziecka Bożego.

Samo spojrzenie, choćby najbardziej otwarta skuteczna komunikacja nie wystarczy, gdy brakuje nam miłości.

Czy więc mamy uczyć naszych synów i córki, żeby zawsze spoglądać innym w oczy? Niekoniecznie. Ale koniecznie, żeby zawsze spoglądać na innych z miłością. A wzrok odwracać, spuszczać też się trzeba nauczyć.



Leczenie dzieci

Bardzo dużo zawdzięczam mojej kochanej domowej położnej. Nie tylko wsparcie i pomoc w czasie porodów, ale też naukę opieki nad moimi zdrowymi, ale też chorymi dziećmi.

To moja kochana Zosia półrocznemu Danielkowi ciągle kaszlącemu postawiła po raz pierwszy bańki (można od wagi 7 kg), ośmieliła do obserwowania własnego dziecka, masowania, nacierania, oklepywania, robienia okładów, inhalacji, korzystania z ziół. Ale przede wszystkim do brania odpowiedzialności za własne dziecko i korzystania z rozumu podczas leczenia go.

To dzięki licznym rozmowom z nią zaczęłam się zastanawiać:

  • Dlaczego lekarze we wszystkich chorobach przebiegających z gorączką, bólem zalecają leki z paracetamolem (itd.) obniżające gorączkę, podczas gdy w każdym niemal podręczniku pediatrii można przeczytać jak to efektywnie organizm dziecka walczy z drobnoustrojami podczas podwyższonej temperatury?
  • Dlaczego większość lekarzy stało się „lekozapisywaczami” podczas gdy chorujące dziecko nierzadko bardziej niż leków potrzebuje obecności i wsparcia rodziców, kontaktu fizycznego,  przytulenia, ale też np. masażu, oklepywań?
  • Dlaczego lekarze są tak bardzo skłonni zapisywać antybiotyki podczas gdy większość pospolitych przeziębień, katarków jest natury wirusowej?
  • Dlaczego z wizyty lekarskiej wychodzi się ze spisem leków, najczęściej do wypicia/zjedzenia podczas gdy zaniedbuje się inhalacje, nacierania, masaże, okłady, dietę?
  • Dlaczego większość lekarzy woli zapisywać leki chemiczne podczas gdy jest tak duża grupa leków pochodzenia naturalnego (zioła, przyprawy, warzywa, owoce itd.)? Podczas gdy mamy wspaniałą tradycję benedyktyńską, bonifratrów itd.?

Piękne kobietki :)

Żeby nie wynikało stąd, że jestem jakoś szczególnie uprzedzona do lekarzy, muszę jednak dodać, że i od paru z nich nauczyłam się jednak pewnych cennych rzeczy, m.in.:

  • że w zapaleniu oskrzeli można postawić bańki zamiast antybiotyku;
  • że ważne jest oklepywanie dziecka, gdy kaszle, bo do 5-6 nawet lat kaszel jest jeszcze nieefektywny;
  • że na poprawę odporności można wyjechać z dzieckiem np. nad morze, a nie eksperymentować na nim z kolejnymi lekami;
  • że i w aptece można czasem znaleźć jakiś ziołowy odpowiednik chemicznego leku, np. w sytuacji gorączki, przeziębienia Pyrosal (ziołowy) zamiast paracetamolu, perełki czosnkowe zamiast antybiotyku.

Pierwszą książkę o domowym leczeniu pożyczyłam właśnie od Zosi. No i tak się zaczęło. Osobiście nie polecam domowych metod leczenia tym, którzy nie mają czasu obserwować własnego dziecka, być z nim i przy nim, tym, którzy nie chcą cierpliwości, bo zadowalają się szybkością i łatwością podania gotowców.

Słuchałam swego czasu wykładu pewnej lekarki, która mówiła o tym, że polscy rodzice niejednokrotnie za bardzo się śpieszą z umawianiem wizyt u lekarza zamiast poobserwować swoje dziecko, jego objawy chorobowe. Choroba częściej pełnię objawów przejawia dopiero począwszy od trzeciego dnia. Idąc więc pierwszego dnia do lekarza, może on łatwo popełnić błąd w diagnozie, nie jest w stanie powiedzieć nic pewnego o chorobie dziecka oprócz przepisania „uniwersalnych” leków, które działają jedynie objawowo.

Domowe sposoby leczenia pospolitych chorób mają wiele ograniczeń, podobnie zresztą jak te lekarskie. Z zapartym tchem słuchałam ostatnio historii Ani, która intuicyjnie wyczuła, że nie może czekać w domu, ani nawet na wizytę lekarską, a w te pędy gnać do szpitala. Nie myliła się.  Czasem i tak się zdarza. Dobrze nie stracić tej wrażliwości, nie unikać za wszelką cenę medycznego wsparcia, a rozsądnie z niego korzystać.

Przepis na kiszony czosnek:

obrane, przekrojone ząbki czosnku zalewamy kwasem z ogórków kiszonych i odstawiamy na kilka dni. Dzieci lubią pić tą miksturę, gdy jeszcze zbyt mocno nie naciągnie, a więc za wiele dni nie stoi :o)

Polecam w/w na różne wirusówki: przeziębienie, grypę, opryszczkę, ospę wietrzną. Robaki też nie lubią czosnku.

 

Są i tacy dziecięcy lekarze. Leczą głównie zabawą.

Po-zdrawiam Was serdecznie!

Czyżbym nauczyła się wklejać zdjęcia 😉