Świętej pamięci profesor Włodzimierz Fijałkowski, którego wykładu miałam możliwość słuchać, bardzo uwrażliwiał na dobór słów.
Słowa uczą myśleć
lub uczą bezmyślności.
Profesor zachęcał, by wybierać słowa niosące sens i prawdę, bo uczył MYŚLEĆ.
Jeśli myślisz o sobie jak o pacjentce w sytuacji porodu- to prawdopodobnie potrzebujesz szpitala, żeby czuć się bezpiecznie.
Jeśli myślisz o sobie jako o zdrowej osobie, której szpital może co najwyżej przeszkodzić w rodzeniu i fakty nie przeczą temu, prawdopodobnie jesteś w stanie urodzić w domu.
Jeśli Twoje dziecko jest zdrowe- nie jest i nie musi być pacjentem.
Nie potrzebuje szpitala.
Jeśli natomiast jest chore lub bardzo chore, to szpital może okazać się najlepszym miejscem do przyjścia na świat dla niego.
Fakty + Rozum = Dobry Wybór
Książki prof. Fijałkowskiego- klasyka o stanie błogosławionym, porodzie, płodności. Polecam! I wypożyczam podczas edukacji przedporodowej, na którą serdecznie zapraszam. Jeśli nie masz zbyt wiele czasu na edukację przedporodową, przygotowuję także dla Ciebie coś do samodzielnej edukacji.
Położna Iza, tel. 501-218-388 lub mail: fizula@gazeta.pl
W życiu nie chciałoby mi się tak nudnej lektury czytać,
ale…
na studiach jednak byłam do tego zmuszona. I czytać, i słuchać wiele godzin o tej ustawie i innych dotyczących zawodu położnej.
A ponieważ lektura była i jest zastanawiająca, więc nie będę Was nią katować, ale podzielę się przemyśleniami.
Czy wiesz, że opieka położnej przysługuje w naszym kraju:
każdej kobiecie od poczęcia do śmierci;
każdemu mężczyźnie od poczęcia do 2 miesiąca od narodzin.
I położne środowiskowo- rodzinne pobierają pensję od każdej zapisanej do nich osoby wg w/w klucza.
Zacznę od podstaw.
Położna jest przede wszystkim specjalistką od fizjologii, więc:
może prowadzić edukację dotyczącą zdrowia prokreacyjnego, ale też zapobiegania różnym chorobom: nowotworowym, wenerycznym, ogólnoustrojowym itp.;
może stosować i zachęcać do stosowania profilaktyki zarówno u dzieci, dorosłych kobiet, jak i starszych;
może prowadzić ciążę fizjologiczną czyli niepowikłaną oraz w każdej ciąży prowadzić edukację;
może przyjmować poród fizjologiczny w szpitalu lub poza szpitalem, np. w domu rodzącej (a liczba rodzących w domu z roku na rok rośnie coraz bardziej, bo kobiety chcą godnie rodzić w atmosferze pokoju i dbałości o potrzeby swoje i dziecka oraz całej rodziny); w sytuacji nagłej może też przyjmować np. poród pośladkowy;
może wspierać w laktacji i opiece nad noworodkiem, niemowlęciem i dzieckiem (szczególnie dziewczynkami- bez limitu wiekowego).
Drugim elementem naszego zawodu jest diagnostyka ileczenie. Położna spędza wiele godzin nad książkami i na oddziałach: porodowym, położniczym, ginekologii, a także chorób wewnętrznych, psychiatrii, anestezjologii i intensywnej terapii, chirurgii, neonatologii i pediatrii. Położne jak i lekarze są zobowiązani do odbycia nauk z badań fizykalnych. Nasza mądra nauczycielka akademicka uczyła nas więc i wymagała, byśmy ćwiczyły na sobie nawzajem, a także na członkach naszych rodzin badanie przez: wywiad, dotyk, opukiwanie, osłuchiwanie, uruchamianie, wąchanie itd. Czy pamiętacie, żeby któryś z lekarzy ostatnio tak dokładnie was badał? Oprócz tego trzeba umieć zarówno podawać samodzielnie leki i wdrażać samodzielnie niezbędne leczenie, jak i wykonać zlecenie lekarskie.
Trzecim dużym elementem naszego zawodu jest rehabilitacja czyli usprawnianie, ćwiczenia bierne i czynne, masaże (np. Szantala), drenaż limfatyczny, elementy terapii. Rehabilitacja na różnych etapach: u małego dziecka, u dojrzewających dziewczynek, u kobiet spodziewających się dziecka i po porodzie, u starszych pań po operacjach (np. mastektomii), w sytuacji nietrzymania moczu itp.
Jeśli sądzisz, że w którejś z tych rzeczy mogłaby Ci pomóc Twoja położna- zapytaj ją.
Jeśli jeszcze nie masz położnej Ty (lub Twoja córka, mama, siostra, przyjaciółka), a uważasz, że potrzebujesz wsparcia w którejś z w/w dziedzin-
zadzwoń- usługi w Lublinie i okolicy: Iza tel. 501-218-388
lub napisz: fizula@gazeta.pl
Położną można wybierać niezależnie od lekarza i pielęgniarki, do których jesteś zapisany. Bezpłatnie można zmieniać położną 2 razy w roku.
Czytając ostatnio książkę „Praktyka zawodowa” upewniłam się, że określony czas czekania na łożysko to limit podyktowany niecierpliwością, kolejnymi rodzącymi w kolejce porodowej, wyliczaniem przez mężczyzn – naukowców „niezbędnych” statystyk itd. Autorka tejże literatury naukowej stwierdza, że nie ma właściwie żadnych badań, które by potwierdzały to, że taki limit ma sens, jest mniej lub bardziej bezpieczny. Chociaż potem zaprzecza sobie samej pisząc, że nie można czekać dłużej niż 2 godziny.
A żaden poród nie jest statystyczny. Każdy jedyny i niepowtarzalny. Jak jedyne i niepowtarzalne jest rodzące się dziecko i jego matka na tym etapie swojego życia. Każdy jest dziełem sztuki, jeśli pozwoli mu się nim być. A czy dzieło sztuki można ograniczać ramkami typu: „Musi być jak statystyczna większość porodów!”?
Czego nauczyły mnie moje – niemoje cierpliwie czekające rodzące oraz doświadczenie pewnej mamy, której lekarz powiedział o jej łożysku, że „nie będzie badał odpadów medycznych” i wezwał policję do jej porodu?
że faza łożyskowa ma swoje prawa i swoje okresy;
że najpierw jest okres spoczynku tuż po porodzie, kiedy matka potrzebuje nabrać „oddechu”, zachwycić się swoim dzieckiem, a jej macica razem z nią odpocząć po ogromnym wysiłku; i w tym okresie i następnym bardzo ważnym prawem jest: „dziecko jak najsprawniej do matki”, „ręce precz od łożyska!”
kolejny niezmiernie ważny okres to faza skurczów macicy; przytulenie dziecka, karmienie piersią to nowa fala hormonu miłości- oksytocyny, która pomaga wznowić skurcze macicy, co owocuje odklejeniem się łożyska; pojawiają się wtedy objawy tego odklejenia: krwawienie, wysunięcie się pępowiny, zmiana kształtu brzucha; aż do tej pory obowiązuje zasada: „ręce precz od łożyska!”; ten okres samych skurczów macicy jest ważny, by naczynia krwionośne matki „zamykały się” po miejscu łożyskowym; ponieważ w tym miejscu położyskowym otwartych jest około 100 tętniczek ślimakowych, każdy skurcz jest na wagę złota; na szczęście nie bez powodu w stanie błogosławionym zwiększona jest też nasza krzepliwość krwi oraz ilość tejże krwi (i to AŻ o 45%)- także utrata jej nawet do 400-500 ml jest w granicach fizjologii; powstrzymywanie się w tym okresie od naciskania na macicę, ciągnięcia za pępowinę zabezpiecza matkę przed krwotokiem, przed pozostawieniem w jamie macicy fragmentu łożyska czy błon płodowych;
ostatnim, ale też ważnym etapem jest pojawienie się znów fazy partych skurczów; niekiedy potrafi być ona bardzo krótka i niemal niezauważalna, innym razem może być potrzeba zaczekania na nią; jeśli konkretna matka ma przeponę bardziej zmęczoną, to ten okres może potrwać dłużej niż wyznaczony „X” czasu czyli limity położnicze wyznaczają; i nakazywanie matce parcia jest psu na budę- niepotrzebnie męczy matkę, obniża jej mięśnie dna miednicy; tak samo jak nie należy przeć, kiedy nie ma się skurczów partych podczas rodzenia się dziecka, tak samo nie ma większego sensu parcie, kiedy nie ma skurczów partych podczas okresu łożyskowego;
podczas tego okresu trzeciego rodzi się nie tylko łożysko, ale też błony płodowe; ważne jest też, aby za błony płodowe również nie ciągnąć, aby ich fragmentu nie oderwać, nie pozostawić w macicy; takie oderwanie potrafi wydłużyć nawet dwukrotnie okres krwawienia w połogu- znam takie niepojedyncze przypadki;
prawidłowe urodzenie się łożyska ma znaczenie nie tylko dla zdrowia i życia matki, ale i dla dziecka: dopóki w macicy jest choćby fragment łożyska, to wydzielane są przez nie hormony ciążowe, które kierują matkę na tryb pracy ciążowy i utrudniają przestawienie się na tryb laktacyjny– może to zaowocować rzeczywistym niedoborem pokarmu matki dla dziecka; dlatego po wydostaniu się już łożyska na zewnątrz położne zwykły sprawdzać przez zanurzenie swoich palców w brzuchu położnicy czy macica się dobrze obkurczyła, na jakiej wysokości się znajduje; a później przychodząc na patronaż zwykły dopytywać, czy krew połogowa ma normalny zapach i znów sprawdzać tzw. wysokość dna macicy;
na żadnym etapie porodu, po porodzie niedobrą rzeczą jest straszenie matki; matka przestraszona to matka, której zahamowaliśmy wydzielanie oksytocynki czyli narażona na większe lub niespodziewane krwawienie.
To więź i miłość, która jest cierpliwa jest kluczem:
Pan Bóg stworzył coś takiego, jak olejki eteryczne do obrony dla rośliny: przed szkodnikami, przed niszczeniem, przed warunkami atmosferycznymi, dla zwabienia owadów i pewnie z wielu innych powodów.
A skoro służą one tak wspaniale roślinom, mogą też służyć wspaniale człowiekowi dla ochrony jego zdrowia, poprawy samopoczucia, do aromatoterapii w czasie porodu i w wielu innych okolicznościach.
I tak, czegóż w ostatnim czasie się dowiedziałam:
-Pewna mama zastosowała sobie mieszankę olejków na żylaki podudzi. Na 10 ml oleju bazowego np. kokosowego dodaje się po 2 kropelki olejków cyprysowego, trawy cytrynowej, cytrynki (w przepisie było jeszcze olejku Slim&Sassy, ale ta matka w stanie błogosławionym z niego zrezygnowała, bo jest one przeciwwskazany w ciąży). Smarowała przez kilka dni żylaka po prysznicu i wystarczyło to, by żylak się wchłonął.
-Inna kobietka masowała z kolei olejkiem cyprysowym zmieszanym z olejem bazowym żylaka odbytu (hemoroida) i po jakimś czasie żylak ten pękł i wchłonął się;
-Pewna położna, która miewa nawracające opryszczki cieszy się, że już jej nie trapi ta choroba, bo ledwie poczuje swędzenie na wargach, wciera olejek cytrynowy i nie zdążą się nawet wytworzyć pęcherzyki;
-Inny znajomy wyleczył sobie wiele lat nawracające zapalenie zatok przy pomocy olejku oregano (Uwaga! Bardzo mocny olejek, który należy używać pod osłoną probiotykową i nie dłużej niż 10 dni w bardzo niewielkim stężeniu). Olejkiem oregano pewna matka w stanie błogosławionym wyleczyła się z anginy, bo nie chciała zaszkodzić swojemu rozwijającemu się dziecku. Piła 1-2 kropelki na filiżankę soku pomidorowego albo na łyżkę jadalnego oleju.
-Kiedyś na moich oczach znajoma polała się wrzątkiem po ręce. Natychmiast wsmarowała w to miejsce olejek lawendowy i po oparzeniu nie miała ani śladu. Olejek lawendowy też matki smarują w przypadku poparzenia słonecznego, ugryzienia przez owady itd.;
-Inna znajoma w czasie infekcji z silnym katarem odczuła wielką ulgę przy rozpylaniu słynnego olejku złodziei- OnGuard;
-Jeszcze inna osoba jechała samochodem, gdy dała znać o sobie silna alergia (duszności, wysypka, puchnięcie)- pożuła kilka goździków i zażegnała alergiczną reakcję (ach, ten olejek goździkowy!).
Olejki eteryczne są substancja niejednolitą i silnie skoncentrowaną, dlatego należy je używać z dużą ostrożnością, precyzją, delikatnością. Zastanowieniem. Jeśli na buteleczce olejku jest napisane: „Stosować w rozcieńczeniu 1:3” tzn. że coś z tym olejkiem jest nie tak. Że jest to bardzo rozcieńczona namiastka prawdziwego olejku. Prawdziwego olejku można dodać zalediw 2-3 kropelki na 10ml, żeby uzyskać dobry efekt.
Czy wiecie, że grono lekarskie również powinno być zaznajomione z działaniem olejków eterycznych? I powinno chętnie je stosować?
Pytanie retoryczne, do przemyślenia i wyciągnięcia wniosków: Dlaczego tego nie robi?
Dziś chcę się z Wami podzielić niezwykle mądrą książką Beaty Głodzik zatytułowaną „Otwarte okna dziecięcych możliwości”. I może odrobinką mojej znajomości z jej autorką?
Może ktoś z Was po nią sięgnie? Zachęcam serdecznie.
Po wielu wspólnych podróżach i rozmowach z autorką zrozumiałam np.:
Dlaczego noszenie małych dzieci przekłada się na ich późniejszy wspaniały rozwój?
Dlaczego dzieci potrzebują masażu, docisku, zawijania szczególnie w pierwszych 3 miesiącach życia?
Dlaczego moje dzieci lubiły spać wyciągnąwszy sobie główkę z chusty, ze zwisającą główką?
Dlaczego małe dzieci uwielbiają zjadać samo masło lub nakładać go sobie bardzo dużo?
Dlaczego w mleku matki jest dużo cholesterolu i dlaczego jest to tak korzystne?
Odpowiedzi będę Wam dawkować w kolejnych wpisach…
Przyjemności się dzieli – wtedy najbardziej smakują 🙂
Naziści z Auschwitz byli zdziwieni, że położna Stanisława Leszczyńska przyjmuje tak porody, że żadne dziecko jej nie zmarło, żadna matka nie straciła życia. Chociaż przyjęła w tym piekle obozowym porodów niemało, bo 3000.
Chociaż warunki jak to w obozie koncentracyjnym- makabryczne.
Ja się dziwię ogromowi miłości, jaki płynie z tej postaci.
Temu, że w każdych nawet najcięższych warunkach można ocalić swoje człowieczeństwo, człowieczeństwo drugiej osoby.
Ocalić duszę.
Że Pan Bóg nawet na dno piekła posyła swoich aniołów i świętych.
Dedykowane Magdzie, która prywatnie zadała mi pytanie. I bardzo jej dziękuję, bo dzięki niej nie tracę nadziei, że czytelniczki mojego bloga jeszcze nie wymarły 😉
Kontynuuję więc poprzedni wpis.
Jak robić jedzenie dla 8-miesięcznego człowieka i przeżyć, kontynuując karmienie piersią?
Karmienie piersią nie traci podczas wprowadzania swoich licznych funkcji, a nawet zyskuje nową: osłania przewód pokarmowy podczas wprowadzania „trudnego” początkowo dla dziecka jedzenia. Pisząc „trudnego” nie miałam na myśli wyłącznie trudnego do pogryzienia, ale również trudnego do strawienia, trudnego do oczyszczenia przez niedojrzałą wątrobę, trudnego, bo mogącego powodować podrażnienia przewodu pokarmowego. Nie jest więc dziwne, że dziecko wraca do piersi jak bumerang, jeśli mu się to umożliwi. I warto pozwolić sobie tym się cieszyć, że w razie czego pierś pozostaje pewnikiem, z którego dziecko się naje, załagodzi to jego przewód pokarmowy.
Dziecko w drugim półroczu życia, ale też w drugim roku życia może niekiedy lub cały czas budzić się często lub bardzo często:
bo upewnia się, czy jest przy nim mama (spodziewa się, że jak ona go uśpiła, to jak się przecknie, to też powinna być w pobliżu);
bo w dzień nie ma czasu na ssanie lub za mało jest skupione na nim- w końcu świat jest taki ciekawy, raczkowanie lub inne nowo opanowane ruchy takie ciekawe, czasem mamy za dużo podsuwają dziecku w niewielkim jeszcze stopniu strawnej żywności uzupełniającej; dlatego dziecko nadrabia nocą zaległości dzienne, a dodatkowo pracuje ssąc wytrwale nad budową swojego mózgu- nocne mleko ma więcej lipidów, więcej cholesterolu, kwasów DHA, dużo wody i innych składników potrzebnych do tego; w tym czasie sprawdza się więc karmienie przez sen, nieodkładanie dziecka- jeśli wcześniej się tego nie nauczyłyśmy, to teraz jest okazja;
bo zwyczajnie potrzebuje jeść w nocy i jest to dla niego z wielu jeszcze powodów zdrowe;
przewaga lekkiego nocnego snu jest zwyczajnie zdrowe dla jego mózgu: wówczas najbardziej mózg się rozwija;
stosunkowo często dodatkową przyczyną częstego budzenia są też pasożyty układu pokarmowego (np. swędzące owsiki)- dziecko wszak w tym okresie wszystko bierze do buzi, nietrudno więc się zarazić przy takim trybie życia.
Jak karmić piersią i przetrwać takie okresy częstych nocnych pobudek:
być blisko dziecka; budzi nas nie samo karmienie piersią, bo ono działa usypiająco, ale: czekanie aż dziecko zaśnie, odkładanie dziecka, jakieś nasze nocne eksperymenty; tak zorganizować to nocne karmienie, żeby było nam wygodnie, żeby się nie rozbudzać;
pogratulować sobie dotychczasowego i obecnego karmienia piersią i w nagrodę: zrobić sobie morfologię krwi i jeśli czujemy się codziennie wyczerpane, przemęczone, bez sił również badanie tarczycy (TSH, Ft3, Ft4); poprawić jakość swojego odżywiania, żeby było zdrowsze, bardziej pełnowartościowe, żeby zawierało więcej witamin, mikroelementów; większość kobiet karmiących pije też za mało lub pije za dużo odwadniających napojów (kawa i herbata)- dlatego warto starać się dużo pić po wyczerpującej nocy; oczywiście można sobie też inne nagrody sprawić- zwłaszcza takie, które dadzą nam radość, którą będziemy mogły żyć;
pogratulować sobie po wyczerpującej licznymi pobudkami nocy, bo to jest kawał ciężkiej roboty matki na rzecz dziecka; a po robocie jak to po pracy należy nam się odpoczynek: a więc pozwalać sobie odespać w dzień (gdy dziecko zaśnie lub wyprawić bliską osobę z dzieckiem na spacer itp., żeby samej móc zdrzemnąć się lub tylko poleżeć; i koniecznie pozbyć się tu wszelkich skrupułów: sprzątanie, inne prace będziemy miały całe życie, a dziecko karmione piersią o wiele krócej
w skrócie: trzeba być dla siebie dobrą! wtedy łatwiej będzie nam być dobrą również dla dziecka.
A jeśli chodzi o menu, to pierwszy i drugi rok życia jest okresem, kiedy samemu warto wdrożyć dobre nawyki żywieniowe, które posłużą całej rodzinie, a przy okazji dziecku:
mało lub wcale cukru, soli i sztucznych dodatków do żywności (stabilizatorów, emulgatorów, konserwantów, wzmacniaczy smaku, słodzików czyli przeróżnych E); ponieważ jednak dorośli potrzebują trochę soli, warto najpierw odjąć trochę jedzenia dla dziecka, a potem je dopiero osolić, przyprawić pikantniej; zamiast soli dodajemy natomiast nasze poprawiające smak i trawienie zioła: majeranek, bazylia, tymianek itd.;
jeśli to możliwe, postarać się o warzywa, owoce, ziarna, jaja, mięso od babci, cioci, rolnika, który hoduje „dla siebie”; a jeśli kupujemy w supermarkecie, wybierajmy chociaż albo eko albo chociaż okazy małe (np. marchewki małe nie będą tak przenawożone jak te duże); najpierw więc wprowadzamy rodzime polskie produkty, na drugi rok zostawiając produkty egzotyczne, zagraniczne etc.;
wybieramy przede wszystkim pieczenie, gotowanie (też na parze) jako sposób przyrządzania potraw unikając smażenia jako „trudnego” dla wątroby i zdrowia zwłaszcza dziecka (ale dorosłego również);
korzystać możliwie często (najlepiej 1 raz dziennie lub częściej) z naturalnych probiotyków, jakimi są domowe kiszonki lub sok z nich; dla dziecka początkowo wystarczy parę kropel dziennie; warto wiedzieć, że łyżeczka naturalnego soku z kiszonek zawiera więcej probiotyków niż całe opakowanie aptecznych probiotyków w postaci saszetek, Lakcidów, Trilaców itp.;
dodawać do potraw na końcu (po ugotowaniu lub upieczeniu) surowe oleje z pierwszego tłoczenia: z oliwek, lniany, słonecznikowy, arbuzowy, z pestek dyni itd.; zamiast mąki warto zagęścić danie, np. sos mielonym siemieniem lnianym (najlepiej gdy zmielone jest całe ziarno, a nie apteczne siemię, które jest odtłuszczone);
dieta wegańska jest wybrakowana, żeby nie mieć niedoborów, trzeba jeść choćby od czasu do czasu jajka, mięso, nabiał (lub choćby same jajka); 8-miesięcznemu dziecku wprowadzamy żółtko, dobrej jakości mięso, jeśli wcześniej tego nie zrobiliśmy.
Z powodu niedojrzałego przewodu pokarmowego, nerek, narządu przeżuwania nie podajemy (lub unikamy zazwyczaj) dziecku w pierwszym roku życia:
orzechów- z powodu możliwości zadławienia i ogromnej alergenności;
soli z powodu niedojrzałych nerek;
produktów zakonserwowanych, silnie zmodyfikowanych itp.;
dań smażonych z powodu niedojrzałej wątroby;
produktów silnie uczulających: mleka krowiego i jego przetworów (odrobinę w 11 i 12 miesiącu można zacząć proponować), cytrusów, truskawek, ryb, kakao, orzechów; na to wszystko dziecko będzie miało czas w drugim bądź trzecim (alergicy) roku życia.
Dzieci natomiast potrzebują stosunkowo więcej niż dorośli:
tłuszczu- można go dodawać do zup, warzyw, kasz itp.;
cholesterolu ze względu na budowanie swojego mózgu i proces mielinizacji;
węglowodanów: złożonych i prostych, aby mieć wiele energii, szybko rosnąć (w 1 roku życia dziecko nie może surowego miodu ze względu na możliwość występowania w nim bakterii- może jednak przegotowany); warto więc podawać wielość kasz i płatków: jaglane, jęczmienne, gryczane, owsiane, quinoa, kuskus, itd.; dzieci najłatwiej akceptują słodki smak, stąd często owoce są chętniej przez nie zjadane, ale proponujemy również wiele warzyw;
białek zwierzęcych- ze względu na szybki wzrost.
Czy będzie ciąg dalszy? Zobaczymy. Przydałoby się jeszcze dojść do konkretów. Kilka super przepisów. Co Wy na to?
Zachęcam do przeczytania z dawką zdrowego krytycyzmu: „Bobas lubi wybór” i Gonzalesa „Moje dziecko nie chce jeść”. Ale najważniejszą książką, jaką każda mama powinna przeczytać jest księga własnego dziecka: słuchanie go, obserwowanie, szukanie dlań zrozumienia niepozbawione dawki roztropności. I pozwólmy dziecku, by była to księga radości.
Ania przeprowadza się i na tę przeprowadzkę ma jeszcze ponad 1000 swoich niesprzedanych książek.
Dlaczego warto kupić tę książkę?
Po pierwsze, żeby ułatwić jej przeprowadzkę wraz z liczną rodzinką (6 dzieci).
Po drugie, bo ta lekturka trzyma w napięciu aż do końca. I jest świadectwem umiłowania życia, odwagi pięknego rodzenia.
Nie dlatego, że jest polukrowana, że osładza czy przesładza macierzyństwo.
Nie dlatego, że pokazuje poród w domu jako coś idealnego.
Wręcz przeciwnie- jest do bólu prawdziwa. Do bólu kontrowersyjna.
Poród w domu po cesarce pokazuje jako wielce ryzykowny (na 4 domowe porody po 2 cesarkach aż 3 kończą się krwotokiem)- aż mnie boli, gdy o tym piszę. Z tymże już po 2 cesarce było pęknięcie macicy- więc z medycznego punktu widzenia o porodach domowych nie powinno być już dalej mowy. Ale Ania nie oddałaby żadnego z tych porodów, nie zrezygnowałaby z żadnego z nich i niesie wiele nadziei i odwagi innym kobietom przez swoją książkę, rekolekcje, spotkania. Choć lekarze przekreślili jej macierzyństwo już przy drugim dziecku. Obecnie cieszy się zaś sześciorgiem dzieci.
To co? Kupujecie?
Przeprowadzka razem z 1000 książek. Hmmm… Jak kupisz jedną, to będzie już tylko 999 🙂