Archiwum miesiąca grudzień 2016


Anioł=Posłaniec

img_1106

 

Są anioły, które nie odlatują po Bożym Narodzeniu, tylko w te pędy gnają ludziom na pomoc.

Jak Wam się podoba ten wypalony w pięknie wygładzonym drewnie anioł głoszący Słowo Boże?



Jak landrynki

zdjecie-24

Będzie porodowo.

Jak landrynki rozdaje się na porodówce lek, który może spowodować:

  • nadciśnienie;
  • pęknięcie macicy;
  • skurcz tężcowy macicy;
  • krwotok podpajęczynówkowy;
  • śmierć dziecka;
  • afibrynogenemię (krwawienie z błon śluzowych);
  • i in. skutki.

Powyższy link z wiarygodnej- uznanej przez specjalistów strony.

O jakim preparacie mowa?

O syntetycznej oksytocynie podawanej najczęściej przy pomocy kroplówki (choć czasem też w zastrzyku). Nie jestem przeciwniczką stosowania tego leku- jednak uważam, że nie powinno się go nadużywać w tak wielkim stopniu jak to dzieje się obecnie. A zwłaszcza podawać większości kobiet. Truizmem będzie jeśli powiem, że leki są dla chorych, a nie zdrowych. A niestety jest to preparat podawany rutynowo właśnie zdrowym!

Czy o choćby jednym działaniu niepożądanym byłyście informowane przed podaniem tego leku? Ja o żadnym. A jest to przecież obowiązkiem lekarza.

Mam to doświadczenie jednego porodu z użyciem kroplówki z oksytocyną i 4 porodów naturalnych. Jako zdrowa osoba ze zdrowym dzieckiem trafiłam na porodówkę i dzięki syntetycznej oksytocynie doświadczyłam, co znaczy skurcz tężcowy macicy: kilkugodzinny skurcz rozpoczęty podawaniem hormonu, skończony jakiś czas po zakończeniu podawania go. Jak zupełnie inaczej wyglądają i odczuwa się skurcze fizjologiczne!

Są to skurcze, które mają fizjologiczną przerwę: mięsień się kurczy, ale też ma czas się rozkurczać! W czasie porodu naturalnego bez szprycowania sztuczną oksytocyną jest po prostu czas na odpoczynek! (nie mówię tu o jakiś wyjątkowych najszybszych porodach, gdzie od razu następuje skurcz za skurczem)

Czas tego odpoczynku jest chyba jedną z ważniejszych rzeczy w porodzie. A przez środowisko medyczne (też część położnych przyjmujących porody w domu) za mało doceniony i wspierany! To i położne domowe nierzadko perswadują, by kobieta podjęła zwiększoną aktywność: spacerowała, kręciła biodrami, chodziła dużo po schodach itd. Czasami ma to oczywiście uzasadnienie (aktywność w czasie skurczów pomaga się wstawiać główce dziecka). Jednak im dłużej trwa poród, im kobieta bardziej zmęczona, starsza, osłabiona- tym bardziej powinno doceniać się rolę odpoczynku w porodzie- zwłaszcza w okresie między skurczami.

Dawniej czytając relacje z porodów domowych, nie mając doświadczenia tego, które mam teraz, nieodmiennie zachwycałam się nimi. Jednak teraz w niektórych relacjach właśnie daje się dostrzec to niedocenienie odpoczynku, relaksu. Część porodów nawet przebiega według pewnego schematu:

  • kobieta tak bardzo już chce rodzić, że wzywa położną i gimnastykuje się, żeby tylko urodzić lub jedzie do szpitala z nieregularnymi lub rzadkimi (np. co 10 minut) skurczami; ale ileż można żyć w napięciu pt. „rodzę!”, ile można się gimnastykować? po kilkunastu, kilkudziesięciu godzinach przeżywania „porodu” z powodu braku postępu odsyła się rodzącą do szpitala; a w szpitalu czasem już po kilku godzinach podaje oksytocynę na wzmocnienie tych skurczy; tyle że boleśnie i nieprzyjemnie odczuwane mogą być już skurcze przedporodowe i wcale nie ma powodu, by je wzmacniać w jakikolwiek sposób- powinno się właśnie wykorzystać ten czas na odpoczynek i przygotowanie się do właściwego porodu, a nie na „spinanie się”, zamęczanie;
  • kiedy już się sprowokuje organizm do porodu przez sztuczną stymulację oksytocyną lub dużą ilość gimnastyki- okazuje się, że kobieta na finiszu nie ma siły rodzić: przeżywać aktywnie ostatnich skurczy rozwierających, a potem nie ma siły przeć, nie ma siły dobierać dogodnej dla dziecka i siebie pozycji porodowej- bo tyle się nabiegała, nagimnastykowała, tak wyczerpało ją napięcie.

Pewna znajoma- mama wielodzietna opowiadając mi o swoich przeżyciach przedporodowych dała do zrozumienia, że przez około 2 tygodnie skurczy przedporodowych brała je co jakiś czas za skurcze porodowe. Tak ją to wymęczyło (życie w tak długim napięciu), że kiedy nastąpił rzeczywisty poród nie miała siły rodzić.

Jak temu zaradzić?

W okresie okołoporodowym jeśli mamy skurcze- dobrze jest starać się je przeczekać, odpocząć. W bardzo wielu przypadkach są to tylko skurcze przepowiadające, z którymi nie warto jechać do szpitala, wzywać położną. Po przespaniu się, kąpieli, spokojnej aktywności, relaksie skurcze przepowiadające potrafią się nieraz wyciszyć.

Jak wielka jest rola pokoju serca w porodzie! By pozwolić sobie na cierpliwe czekanie! Lub by pozwolić sobie działać w inny sposób, jeśli tak podpowiada rodzicielska intuicja.



Bożego Narodzenia nam trzeba na te dziwne czasy

Życzę Wam z serca:

  • Bożego Narodzenia pod dostatkiem; przyjęcia do serca tego anielskiego słowa: „Nie bójcie się! Oto zwiastuję wam radość wielką, która będzie udziałem całego narodu: dziś w mieście Dawida narodził się wam Zbawiciel, którym jest Mesjasz, Pan.”

Tylko tyle?

Aż tyle.

Słowo radość w Piśmie Świętym występuje 454 razy. No to siup i życzę Wam, byśmy z dnia na dzień coraz bardziej je przyjmowali, a coraz mniej ignorowali.

img_1103

Jedno z moich dzieci dostało figurkę porcelanowego aniołka w nagrodę. Niemal od razu niechcący upuściło go i  figurka stłukła się. W mojej głowie już powstał scenariusz: „Och, będzie płacz i żal!”

A tymczasem dziecko stwierdziło:

„Ooo, już odleciał.”



Światło i światło

Iluminacje?

zdjecie5

Czy żywy ogień?

zdjecie2

Witryny, markety, supermarkety, hipermarkety kuszą nas blichtrem świecidełek, barw, różnorodności. Przyciągają, pociągają, oszukują obiecując pełno zadowolenia.

I wychodzi z tego figa z makiem.

Zastanawia mnie pastuszkowe „i chwała Pańska zewsząd ich oświeciła, tak że się bardzo przestraszyli”.

Żywy ogień, który zaprowadził ich do Betlejem.



Wzór na rodzenie?

Ledwie kobiety, Fundacja Rodzić po Ludzku wywalczyły uczciwe standardy okołoporodowe, dzięki którym kobieta mogłaby podczas porodu zachowywać się jak zdrowa osoba (np. pić i jeść), być traktowana z godnością, już Ministerstwo Zdrowia jednym pociągnięciem długopisu chce zniszczyć tę dobrą zmianę prawa (bo do zmiany mentalności to jeszcze wielu daleko).

Pewnie czytałyście:

„Rodzić po lekarsku”

Petycję w tej sprawie można podpisać TU

Zmiana ta to powrót do rodzenia według regułek lekarskich, bez liczenia się, że kobieta nie jest maszyną do rodzenia, którą np. można sobie w dowolnym czasie podpiąć pod urządzonko i zaprogramować na rodzenie.

Mądry lekarz umie z pokorą schylić głowę i przyznać, że zna fizjologię tyle co kot napłakał (bo zwłaszcza w szpitalu nie ogląda się porodów naturalnych, tylko silnie zmedykalizowane). Mądrzy lekarze umieją np. docenić w tym względzie położne i dać im wiele samodzielności, wsparcia, zostawiając sobie czas na działanie, gdy natura nie radzi sobie, gdy pojawiają się jakieś nieprawidłowości.

Rodzenie to piękny i cenny dar złożony w ręce matek, choć tak kruchy. Niestety zbyt często obecnie zakopywany przez szpitalne „utrudniacze rodzenia” typu wywiady lekarskie, dyrygowanie kobietą, traktowanie jej jak ciężko chorej itd.

Pewnym symbolem jak nisko upadła obecna sztuka położnicza, ale też jak pogrzebano kobiecy dar rodzenia jest sytuacja, która zdarzyła się parę lat temu w Chełmie. W końcówce porodu pewna kobieta trafiła tam na izbę przyjęć, a tam zamiast przyjąć jej dziecko na świat, kazano iść na oddział. Podczas tego marszu dziecko wypadło na posadzkę szpitalną i doznało urazu czaszki.

Co robi z kobietą to bezduszne potraktowanie?

Dlaczego tak bardzo stała się posłuszną pacjentką, że nawet nie pozwoliła sobie poczuć, że trzeba w pilnym trybie wyciągnąć ręce po własne dziecko?



Ewolucja matki wielodzietnej

zdjecie-36

Dziecko nr 1

– wiem, że należy karmić co najmniej 2 lata, ale emocjonalnie nie radzę sobie z tym, więc kończę tuż przed 2 urodzinami; fatalne zakończenie – na swoich błędach, winach uczenie;

Dziecko nr 2

-wiem to, co powyżej, ale też wiem, że bardzo kiepską rzeczą jest kończenie, gdy dziecko nie jest do tego gotowe chociaż trochę; wierzę, że jest możliwy happy end laktacyjny; wierzę, więc dobijam do niego, choć nie bez pośpiechu;

Dziecko nr 3

-doświadczenie, że jest możliwy mleczny happy end, więc kto by się tam śpieszył i po co; no to:

Dziecko nr 4:

dołącza się do 3, bo razem raźniej; a jak się nie ma co śpieszyć, to:

Dziecko nr 5:

dołączy się do 4, a po drodze wykopie brata, bo co mu będzie podpijał.

W miarę powiększania się rodziny człowiek przekonuje się, że to karmienie w niczym nie przeszkadza. Jak to powiedziała Agnieszka: „Po co się kopać z koniem?” ( myśl o odstawianiu niedojrzałego do tego dziecka)

Ale cierpliwość zawsze potrzebna. Nigdy nie dana raz na zawsze.

Sympatycznie rozwija się ten kwartalnik laktacyjny



Dzieci w kościele? A może czasem lepiej rodzice?

zdjecie-41

 

Zdarzyło mi się nie tak znowu dawno popełnić pisaninkę pt. „Dzieci w kościele na wagę złota”

No i ktoś czytając to mógłby powziąć mylne przekonanie, jak to zawsze zabieram/y ze sobą dzieci do kościoła albo, że trzeba je zawsze zabierać. To był taki awers.

Dziś rewers.

Wychodząc od zawołania Pana Jezusa „Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie!”, już wcześniej podzieliłam się swoim i nieswoim przekonaniem, że warto brać ze sobą dzieci małe i duże na modlitwę.

Jednak w stwierdzeniu „Pozwólcie…” jest zawarta duża dowolność. Pozwalać to nie nakazywać, zmuszać, tylko odpowiadać na zauważone potrzeby dziecka, ale też wpisywać je w życie rodzinne (np. wszyscy idą razem- i to jest ważne, by tworzyć wspólnotę).

Mama i tata znają siebie, znają dziecko (zwłaszcza jeśli się modlą do Ducha Świętego o to). Stąd mogą mieć wiedzę, intuicję, czy w danym momencie warto zabrać młodą osobę ze sobą. Czy może zostawić w domu (lub oddać w dobre ręce na te 1.5 godziny), bo: marudne, zakatarzone, nie w sosie, za bardzo rozkapryszone, za bardzo rozkrzyczane, śpiące lub takie, które powinno poczuć, że Msza Święta to przywilej, zanim dowie się, że też przykazanie/obowiązek.

Mama i tata znają też siebie: czy korzystają w skupieniu (swoiście pojętym) z Eucharystii z dzieckiem, czy potrzebują sami wyciszenia, przemyślenia też swojej relacji z dzieckiem, czy dają radę cierpliwie upominać dziecko lub powstrzymać się z upominaniem (np. po Mszy lub lepiej w jeszcze innym czasie) itd.?

Dzieci mają cudną intuicję wiary.

Stąd czasem warto wziąć je ze sobą do kościoła. A czasem pobłogosławić i zostawić w dobrych rękach- Bożych.

W mojej parafii w czasie rorat ksiądz losuje, które dziecko danego dnia może zabrać figurkę Maryi Niepokalanej do domu. Któregoś dnia wylosowany został mój berbeć.

Wychodzimy z kościoła i mówię: „Ale niespodzianka, że na Ciebie padł los, nieprawdaż?”

„Nie, to nie jest niespodzianka!- żywo zaprzeczył młokos- przecież się modliłem, żeby mnie wylosowano.”

Wiara- pewność otrzymania tego, o co się modlimy.



Bałwany są wśród nas

zdjecie4

-Piękny bałwan ze mnie, nieprawdaż? I cieplutko ubrany, żebym się nie przeziębił.

 

Gdy przeczytałam ten artykuł, mruknęłam pod nosem: „No, pewnie!”

Nie raz dało mi w kość, że dziecko/dzieci zachowywało się przy mnie paskudnie. Tym bardziej to uwierało, gdy osoba opiekująca się/babcia/dziadek mówiła, jak grzecznie to moje dziecko się zachowuje. Łatwo więc przyjąć usprawiedliwienie-uspokojenie, że to normalne, że dziecko przy matce musi się wyżalić/wyszaleć/wyzłościć/pokazać prawdziwą twarz (niepotrzebne skreślić). Dziecko dopiero przy matce jest sobą.

Ale, ale…

Ładne i miłe wytłumaczenie. A nawet takie prawdziwe. Może nawet w 50%? Na pewno dużą część prawdy zawiera.

Nie dajmy się zwariować. Odkrywam jeszcze co najmniej 3 powody, dla których dzieci zachowują się źle, dołująco w obecności swych mam, a przy innych osobach znośniej.

  1. Ja idealna nie jestem. Także mają dzieci z kogo brać przykład złego zachowania, nie oszukujmy się. (No, ale ktoś z czytelników może już unosi się ponad ziemią…);
  2. Naturalna konsekwencja: jak się zostawia dzieci pod czyjąś opieką, gdy są wypoczęte, a przychodzi po nie, gdy już „padają”, to nie należy się dziwić ich zmęczeniu, żalowi, złości (że nas nie było, gdy nas potrzebowały- np. do uśpienia, uspokojenia); jak opiekunka/babcia nie umie dziecka uśpić w porę,wyciszać, gdy tego potrzebuje, to maluch będzie skonany po naszym przyjściu; zwłaszcza jeśli nasza nieobecność jest długotrwała, a dziecko małe; tak jest np. gdy dziecko chodzi do przedszkola i tam nie śpi, choć potrzebowałoby jeszcze snu; o wyciszenie w przedszkolu czasem też niełatwo;
  3. Osoby opiekujące często wymagają za mało, egzekwują za mało, oczekują za mało, a mama ma od dziecka duże oczekiwania, duże wymagania- jeśli kocha. No to dziecko się buntuje- tu miało łatwiznę (nic od niego nie oczekiwano, nie wymagano), a tu nagle jakieś wymagania.

Jeśli dajemy wiarę takim łatwym wytłumaczeniom, to dajemy zrobić z siebie trochę „bałwana”.

Prawda wyzwala. Też z bałwaniastości.

To były zapiski mamy-bałwanicy, jak by ktoś nie zauważył.