Archiwum miesiąca luty 2019


„Jak ty zjesz małą, to ja zjem dużą”

W rodzinie, gdzie jest więcej niż dwoje dzieci, nie da się nudzić.

Nawet jakbyś chciał/a się trochę ponudzić, to zwyczajnie się nie da.

Figle, psoty, życie burzy się i kipi.

No i prędzej czy później przekonujesz się, że nie jesteś rodzicielskim pępkiem świata.

Nawet jeśli w którymś momencie takie przekonanie żywiłam, to szybko się go pozbyłam, widząc:

  • że dzieci w bardziej zwariowany sposób bawią się ze sobą nawzajem;
  • wsparcie rodzeństwa jest bardziej szalone, nieprzewidywalne, na wagę złota;
  • dokopywanie sobie nawzajem przez rodzeństwo uczy je odporności życiowej, przebaczania, przepraszania, zaczynania od nowa i nie robienia problemu z tego;
  • że dzieci nawzajem inspirują się, motywują, wypróbowują, pobudzają do większej twórczości;
  • że dzieci są zwyczajnie sobie nawzajem potrzebne w większym stopniu niż nam się wydaje; wraz z wiekiem to narasta- nastolatek szuka kontaktu z drugim nastolatkiem (choćby nawet się z tym krył).

Dzieci od siebie nawzajem uczą się po prostu czegoś innego niż od rodziców.

No i występuje wśród dzieci coś, co jest nielegalnym dopingiem.

Takie piękne papryczki chilli zjawiły się w naszym domu któregoś dnia.

No i wiadomo, że chłopaki palą się do rywalizacji, do prześcigania się, dopingują sobie.

Duży do małego więc przemawia czule: „Jak ty zjesz małą, to ja zjem dużą!”

No i bez zmuszania, przekonywania dezynfekuje sobie młodszy paszczę palącym warzywem.

Nie ma jak dobry motywujący wpływ brata!



Szalone rośliny

Jeszcze zima kalendarzowa się panoszy, a tu rośliny wychylają się z nadzieją na wiosnę. Odważnie wystawiają główki, zdejmują ubrania zimowe.

Krokusy, liliowce, natka pietruszki, kurdybanek wystają z podziemi zielonymi oczkami i rozglądają się ciekawie.

A otóż i zielone wspomnienie z minionej wiosny. Gdy już i bieszczadzkie drzewa się obudziły. Porozkładały szeroko swoje zgrabne ramiona.

W te ciepłe dni pozwalacie rozpiąć się dzieciom, zapomnieć szalika, czapki?

Nie pozwalacie?

Nie szkodzi. Same się nauczą.

 



Intuicja

Do nas rodziców przed narodzinami, po narodzinach przylatują Anioły Stróże naszych dzieci i szepczą nam na ucho, jakie imię Bóg wybrał przed założeniem świata dla tego konkretnego dziecka. I choć rodzice w różnych sprawach wybierają, czy posłuchać czy nie Bożych natchnień, to to jest tak przynaglające, że nie są w stanie mu się oprzeć.

Tak więc Marysia, Józio, Stasio dostają od rodziców piękny dar- życie, a zaraz potem- imię.

Jak bardzo biedne są dzieci, które nie dostają od rodziców nawet imienia. Tęsknią za nim bardzo.

Bo imię to jest coś tak znaczącego, że człowieka się po nim poznaje, ale też człowiek sam może się poznać po swoim imieniu, kim jest.

Warto poznawać znaczenie imienia, które nadamy/nadaliśmy swojemu dziecku, patrona, który nosi to imię.

Zachęcam!!!

No i warto używać tego imienia i dawać poznać swojemu dziecku, jako coś pięknego, jako skarb na całe życie.

Trzeba tylko uważać na siebie, żeby w toku wychowania tego konkretnego egzemplarza noszącego to, a nie inne imię, nie doczepiało się do tego imienia zbyt wiele łat, etykiet, zadrapań, kurzu czy wręcz błota.

Przykładzik?

Dziecko nosi imię Stasio. A matka umęczona rozbrykanym młodzieńcem, dolepia mu etykiety: „Łobuzie!”, „Bałwanie”, „Idioto”.

No i nawet może ten człowieczek nabroił, ile popadnie  i „zasłużył” na te „łatki”, ale tak jakoś przykro, gdy spod nich już nie widać, kim naprawdę jest w głębi serca, kim może się stać. A Stanisław powołany jest do stania się sławnym, znanym. Każdy z nas, każde dziecko do tego, by stać się „świątym i nieskalanym przed [Bożym] obliczem”. Józeczek powołany do pomnażania Bożych darów czy bycia dobrym starszym bratem, hehe. A Marysia do dawania innym nasycenia, do bycia radością rodziców.

I z początkowego Aniołka Stróża dopiero nieśmiało wykluwającego się  wyłonił się po części ten konkretny Anioł Stróż o konkretnych właściwościach. Ten akurat, jak widać na obrazku, przyjaźni się z końmi, ubiera się w szaty niosące Słowo Boże.

Komu Anioła, komu,

bo wypalam w domu? 😉

Doula+Wypalarka= Anioł



Co ułatwia poród?

W literaturze, w rozmowach z położnymi, matkami można znaleźć, że ułatwia poród:

  • zjadanie 6 daktyli dziennie od 36 tygodnia ciąży („jedz daktyle i dzidziuś wyskoczy za chwilę”);
  • jedzenie oleju z wiesiołka;
  • picie herbaty z liści malin;
  • popijanie w terminie porodu małymi łyczkami w ciągu 1-2 dni herbaty z termosu sporządzonej z: 1 laski cynamonu (zetrzeć); 10 goździków; małego świeżego korzenia imbiru (łatwo się obiera i ściera skrobiąc zwykłą łyżeczką); 1 łyżki herbaty Werbeny.

A co z kobietami, które w ogóle nie miały dostępu do tych pokarmów, nie wiedziały, że są wartościowe w okresie okołoporodowym i mimo wszystko szczęśliwie urodziły?

  • cierpliwość, zdolność czekania- kiedy dziecko jest dojrzałe do porodu? czasem bywa to 2-3 tygodnie po terminie wyznaczonym z miesiączki (czyli wg przestarzałej XIX-wiecznej metody Negellego);
  • istotne jest po prostu dobre odżywienie, nawodnienie matki, aby miała siły do porodu; pewna matka tak się zajęła w upał sprawami okołodomowymi, że przyjechała na porodówkę mocno odwodniona; czy może dziwić, że trzeba było ją podłączać pod aparaturę, kroplówki?
  • intymność, spokój, cierpliwość, odpowiednio dużo czasu na rozwój porodu;
  • osoby towarzyszące, które nie zakłóciły ich porodu na tyle, że były w stanie urodzić; niestety w polskich szpitalach aż ok. 45% kobiet jest okaleczanych cesarskim cięciem tylko z tego powodu, że rodzą.

Jest takie powiedzenie „Z pustego i Salomon nie naleje”. Ono sprawdza się zarówno w okresie porodu jak i karmienia piersią. Są to okresy, kiedy nie można się ani głodzić, ani stosować restrykcyjnych diet (chyba że z jakiś wyjątkowych powodów, np. choroby).



Tandem

Bliskie jest mi karmienie piersią w tandemie, ponieważ 2 razy karmiłam tak. Młodsze i starsze dziecko. Najpierw całą ciążę. A potem dwoje naraz.

Piękne ilustracje, gdy starsze dziecko głaszcze młodsze podczas karmienia

Często kobiety mówią mi, że lekarze KAZALI im na początku ciąży odstawić starsze dziecko od piersi. Czasem rzeczywiście bywają wskazania medyczne ku temu, np. krwawienie podczas ciąży. Jednak gdy matka jest zdrowa, odżywiona dobrze i nie zachodzi nic niepokojącego, można karmić piersią dalej. Warto sobie uświadomić, że lekarz nie może nam tu: kazać. On ma jedynie rolę doradczą, którą możemy wziąć lub nie pod uwagę. Na tym polegają prawa pacjenta, że mamy prawo do informacji. A tu często zostajemy z kwitkiem: „Tak należy i już!”

Nie jest to prawda.

Bywają medyczne wskazania ku temu, ale fizjologia jest bardzo szeroka.

I pokazuje, że wiele matek jest w stanie również wykarmić tandem.

Dlaczego lekarz ma prawo jedynie doradzać?

Bo on zna (lub nie) jedynie medyczne statystyki, standardy, wyniki badań, krótki wycinek spotkania z kobietą.

A to matka zna i odczuwa swój i dzieci stan zdrowia, widzi z godziny na godzinę, jak się one zmieniają. To matka dba o każdego w rodzinie. Wie, na ile starsze dziecko również potrzebuje jej wsparcia. I to ona z mężem ponosi odpowiedzialność.

Żaden lekarz jeszcze nie poniósł odpowiedzialności za to, że doradził odstawienie od piersi starszego dziecka, a ono to potem ciężko odchorowało.



Miss Nowego Yorku rodzi w domu… w Polsce

Dlaczego czasem można urodzić w domu?

Bo żadna położna nie chce do Ciebie przyjechać.

Bardzo ładny wywiad z małżeństwem, które przyjęło czwórkę swoich dzieci w domu. Miejscami śmieszny, bo p. Miss NY jeszcze nie ogarnia polskiego.

Jedyna moja poprawka do wywiadu, to niewłaściwe użycie słów przez męża miss. Nikt nie jest idealny. On przyjął dziecko na swoje ręce, a nie odebrał poród swojej żonie. Gdyby odebrał poród swojej żonie, nie byłaby z tego powodu zadowolona. A to, że nie przeszkadzał jej rodzić, a w odpowiednim momencie wyciągnął ręce po ICH dziecko, tzn. że je PRZYJĄŁ, niczego nie odbierając z porodu swej żonie, ani radości, ani sponatanicznej siły rodzenia.



Prebiotyki+Prebiotyki=Synbiotyki?

Niektóre z Was się zapewne popukają z niedowierzaniem w głowę, co też mi odbiło przedstawiać jakieś równania i to już w nagłówku.

O co w tym chodzi?

Prebiotyki+Probiotyki=Synbiotyki

Już się tłumaczę.

Prebiotyki to takie bardzo smaczne i pożyteczne jedzonko. Tylko, że głównie dla bakterii symbiotycznych. Jeśli człowiek w miarę wcześnie się do niego przyzwyczai (a więc od 7 do 36 miesiąca), to dla niego również. Inaczej mówiąc to pożywka dla bakterii przyjaznych, które robią nam porządek w jelitach. A dlaczego nazwa pre-biotyki? Bo bakterie te będą dobrze rosły, jak najpierw się zadba o tę pożywkę, o żarcie dla nich. Pre znaczy „przed”. My też lubimy zasiadać do stołu suto zastawionego, a nie do takiego, na którym są pustki.

Probiotyki z kolei to mikroorganizmy: bakterie symbiotyczne, grzyby etc. czyli te, które stanowią 5% wagi naszego ciała i które wspierają nasze zdrowie, wymiatają pracowicie nasze jelita, dbają byśmy nie mieli ani biegunek ani zatwardzenia, zniszczonych kosmków jelitowych itd. Po prostu dbają o swój dom.

Synbiotyki- czyli złożone w całość prebiotyki plus probiotyki. Najlepsze z możliwych połączenie. Jeśli będziemy zażywać same probiotyki nie zadbawszy uprzednio o strawę dla nich, to może się okazać, że szybko umrą one śmiercią naturalną lub się wyprowadzą przy najbliższej okazji.

Naukowcy jakiś czas temu odkryli, że mleko matki wytwarza setki (zdaje się, że znaleziono ich około 200) prebiotyków, przede wszystkim niepowtarzalnych oligosaharydów, których ze świecą szukać gdzie indziej w takiej ilości i w takim składzie. Stąd nie ma dziwnych, że dzieci karmione wyłącznie piersią zazwyczaj nie mają problemów z zatwardzeniami, (ich kupa jest rzadka w konsystencji, nawet jeśli oddawana co kilka dni), rozwolnieniami. Naukowcy, którzy się pokusili o badanie tychże dziecięcych kup dzieci karmionych piersią i sztucznie, odkryli, że dzieci karmione piersią mają znacznie bardziej przyjazny skład mikroflory jelitowej.

Zazwyczaj.

Chociaż życie bywa pełne niespodzianek.

Jeszcze więcej zakrętasów pojawia się, gdy wprowadzamy do diety dzieci dodatkowe jedzenie oprócz mleka mamy czyli po skończonym 6 miesiącu.

Bo to, że nasze dziecko miało super florę bakteryjną, gdy żywiło się samą piersią matki (o, mali ludożercy!), wcale nie znaczy, że mu jej nie zniszczymy tym, co dalej podajemy dziecku lub tym, co ono sobie samo włoży do paszczy. A dzieci wkładają tam najróżniejsze rzeczy.

Domyślmy się, co na pewno nie jest dobrym prebiotykiem:

  • wszelkie sztuczne dodatki do  żywności;
  • warunki super higieniczne, jedzenie wyjałowione, silnie przetworzone, itd.;
  • jedzenie silnie zanieczyszczone pestycydami i innymi truciznami itp.

Co jest żródłem prebiotyków:

  • siemię lniane, korzeń cykorii, skrobia oporna (z ziemniaków, bananów m.in.), cebula, czosnek, topinambur, fasola, surowy owies, nieoczyszczony jęczmień, miód itd.

Jeśli więc mamy problemy u nas samych lub naszych dzieci z zaparciami bądź częstymi biegunkami, warto sięgnąć najpierw po prebiotyki (nie zapomnijcie, że w prebiotyki najbogatsze jest mleko mamy, więc nie ma sensu go ograniczać zbyt szybko, zwłaszcza gdy dziecko okazuje jakieś problemy zdrowotne).

Najpierw dajemy prebiotyk, np. łyżeczkę siemienia lnianego zalanego wrzątkiem(choćby pół filiżanki) albo dziecko z lubością przysysa się do mamy. I dopiero po około 20 minutach dajemy do zjedzenia probiotyk. Wtedy pożywka dla bakterii jaką jest probiotyk zdąży ładnie pokryć przewód pokarmowy dając możliwość rozmnożenia się naszym ulubionym mikroorganizmom probiotycznym.

Inne pyszne śniadanko dla naszych probiotyków, które Wam mogę zaproponować, a które lubią często małe dzieci:

-3 łyżki płatków owsanych nieoczyszczonych, 2 daktyle, szczyptę soli niejodowanej zalewamy 2 szklankami wrzątku; po kilku minutach blendujemy i raczymy się pysznym mleczkkiem owsianym; oczywiście wg uznania można sobie zmodyfikować ten trywialnie prosty przepis: jeśli chcemy mieć mleko bananowe, to miksujemy z kawałkiem banana; jeśli chcemy śliwkowe- to ze śliwką itd.

Jak ktoś ma opracowane jakieś smaczne danie prebiotyczne, to poproszę o przepisik.

Jeśli pożywka dla dobroczynnych mikroorganizmów, została już podana do małego brzuszka, czas na probiotyk.

Co może być źródłem probiotyków:

  • kiszonki, kiszonki i kiszonki czyli: ogórki kiszone i kwas z ogórków kiszonych, kapusta kiszona i sok z niej, zakwas buraczany, inne warzywa i owoce kiszone (fajne przepisy można teraz znaleźć jak się pogrzebie w necie, np. na jabłka kiszone, kalafior itd.), ocet jabłkowy;
  • no i wynalazki ostatnich kilkudziesięciu lat czyli probiotyki z apteki, a więc liofilizowane bakterie tzn. bakterie wysuszone (a więc ledwo żywe, „uśpione”).

Ponieważ probiotyki z apteki są w większości liofilizowane, a więc odwodnione- nie ma więc dziwnych, że po nawodnieniu tylko niektóre się „ożywią”. Stąd nie dziwi mnie badanie, w którym udowodniono, że w jednej łyżeczce soku z domowych kiszonek było więcej bakterii probiotycznych niż w całym opakowaniu zbiorczym pastylek probiotyków z apteki.

Wiwat więc babcie i matki zakładające urocze hodowle mikrobów w domowych słojach z ogórkami czy kapuchą!!! 🙂

Są też świetne strony uczące dobrych nawyków żywieniowych:

Smakoterapia

Wpis na blogu oczywiście sporządzony dla zdrowych, jak i wszystkie inne. Obyśmy się nie musieli leczyć 🙂

Zatwardzenie czy rozwolnienie to jeszcze nie muszą być objawy choroby (choć mogą). Ale to co z nich wynika lub przyczyny z jakich powstają mogą się już złożyć na chorobę.

Dlatego wyznaję zasadę: „Lepiej zapobiegać niż leczyć!”

Dopiero przy czwartym dziecku wpadłam na to, że gdy jedno zachoruje np. na grypę, to wszystkim (nie tylko choremu) powinnam dawać domowe leki, typu syrop z cebuli (super probiotyk: miód plus cebula) plus np. sok z kapusty kiszonej. Dzięki temu w obronie zdrowych dzieci walczą ze mną zastępy przyjaznych mikroorganizmów, którym też zależy, żeby osobnik żywiący je przeżył w dobrym stanie. Dzięki tej strategii jest czas na zajęcie się chorym. Nawet jeśli inni też się rozchorują, to lżej, później. A najczęściej wcale.

„Dziękujcie zawsze za wszystko Bogu Ojcu w imię Pana naszego Jezusa Chrystusa!”

To niezmiernie cenna zachęta od św. Pawła z listu do Efezjan. Doświadczyłam wiele razy, że dziękowanie, błogosławienie nawet w bardzo trudnych sytuacjach, choćby poważnych chorobach dzieci zmienia tę sytuację w cenny klejnot. Mam się czym dzielić, bo sama bardzo dużo błędów popełniłam, popełniam. Jest więc co mi wytykać, do czego się przyznawać, hehe!