Archiwum miesiąca sierpień 2013


Nowe i stare razem

Coraz dalsza lektura księgi Dzika kuchnia wypędza mnie z wygodnego poletka bezmyślenia spowodowanego nadmiernym upałem na bujne łany przemyśleń.

Lektura ta bowiem oprócz zielnika, przepisów kuchennych i innych informacji zawiera autorskie też refleksje. Organizując warsztaty dotyczące żywienia się dziką roślinnością czy samemu korzystając z tego dobra profesor Łukasz Łuczaj, etnobotanik i ekolog dostrzega ograniczenia tego typu diety opartej o dziką roślinność, tego typu stylu życia, zbieractwa, którego on wymaga. Wiele wiele zalet, ale również całkiem konkretne minusy i ograniczenia.

Jak to się w ogóle stało, że jedząc (a więc znając) jeszcze wiek temu bądź niewiele dłużej mnóstwo (kilkaset?) roślin jadalnych, obecnie ograniczyliśmy się do kilkunastu/kilkudziesięciu uprawnych? Dlaczego taka zmiana z dostatku jakościowego na dostatek ilościowy? Czy może dziwić, że pomimo że nierzadko w naszej kulturze jedzenia ilościowo mamy pod dostatkiem- pełne brzuchy, cierpimy równocześnie na różne niedobory składników mineralnych czy witamin oraz wielu innych?

Najedzone dzieci, eliminacja zjawiska masowego głodu to jak najbardziej pozytywne efekty zmian cywilizacyjnych. Jednak pysze ludzkiej to nie wystarczyło: ona zniszczyła to, co dobre, choć drobne, niepozorne, choć stare. Pycha nazywając z pogardą wiele roślin jadalnych „jedzeniem biedaków”, „żywieniem się chwastami” ograniczyła ich znajomość, zawęziła nasze horyzonty do tego, co się uprawia, nawozi, sieje, kosi, z dumą pokazuje jako zbiory itd.

Myślę, że czas na pokorny powrót do tej maleńkości często pospolitych ziół. Powrót pokorny, bo bez rezygnacji z tego, co dostarcza nam cywilizacja, bez obrażania się na nią, ale z radością marnotrawnego syna, któremu Miłosierny Ojciec bogato zastawił stół.

Już jako dziecko miałam się z czego nawracać. Pamiętam nasze dziecięce śmiechy i naigrywania, gdy babcia wspominała jedzenie łobody i pokrzywy.

Z wczorajszych odkryć moich i dzieci: bluszczyk kurdybanek jest pyszny do krupniku  (zamiast natki pietruszki lub łącznie z nią) i mamy go pełno 🙂

Zapraszam na wspólne zbiory 🙂 Aromatyczna przyprawa i to niepryskana.

Myślę, że to wspaniała lektura niedługo przed świętem Matki Bożej Zielnej. Niech Pan Bóg będzie uwielbiony w tych cudnych ziołach i swoim przez nie działaniu.



„Mama, weź się w garść!”

Karmienie piersią dla weteranki jaką jestem czasami wydaje się czymś tak oczywistym, korzystnym i działającym uspokajająco na mnie i na dziecko, że zaczynam się zachowywać, jakbym nie musiała za to dziękować, jakby to mi się należało, jakby cierpliwość miała być moją drugą naturą i dziwię się, gdy tak nie jest, gdy ona wyparowuje jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.

Brak wsparcia w karmieniu piersią (konkretnej pomocy czasem) i brak cierpliwości do niego, do siebie, do dziecka- to wydaje mi się dwa najważniejsze powody, dla których za mało matek karmi swoje dzieci naturalnie. 99% kobiet byłoby w stanie to robić, jeśli chodzi o to, w co natura je wyposażyła. Cóż kiedy brakuje wsparcia, wiedzy, cierpliwości. Brakuje rozumienia karmienia piersią jako elementu zdrowia, leczenia, rekonwalescencji. Nie brakuje natomiast na półkach puszek z mlekiem modyfikowanym, smoczków, butelek, nie brakuje osób, które je usłużnie podsunął.

Sąsiadka ze wsi nieopodal opowiedziała mi dziś o sytuacji, gdy matkę po porodzie chcą wypisać ze szpitala, zostawić natomiast jej nowonarodzone dzieciątko ze względu na podejrzenie infekcji. Właściwie nie powinno mnie to dziwić- wiem, że jest to powszechne postępowanie w szpitalach, byłam tego świadkiem. Jednak pomimo że jest to powszechne, zarazem jest niezmiernie szkodliwe pod każdym względem dla dziecka i jego matki. Gdy dziecko jest niemowlęciem, zwłaszcza będącym w całości bądź niemal w całości matkożercą, nie może i nie powinno być traktowane w oderwaniu od swojej mamy, tylko jako naczynia połączone. Monika więc w odsieczy cudownie poradziła, że po prostu nie można się w takiej sytuacji pozwolić wypisać bez dziecka. Należy stanąć na głowie, by do tego nie dopuścić.

Również z psychologicznego punktu widzenia dziecko do pół roku nie odróżnia siebie od swojej rodzicielki. Oddzielenie od mamy jest dla niego tragiczne. My mamy to czujemy całym sercem.

Rozkleiłam się trochę na początku ujawniając, że ledwo ciągnę z moim karmieniem piersią, jak to zwykle bywa w końcówce ciąży. Tym bardziej widzę, że to karmienie to taki dar tymczasowy, który należy przyjmować z wdzięcznością. Z wdzięcznością do Stwórcy, który coś takiego wymyślił.

Dla mnie ekspertami od laktacji są moje starsze dzieci wykarmione piersią. I jak mi się nie chce karmić mojego maciupka dwulatka (nie bez powodów), to oni nade mną pracują: „No mama, weź się w garść i nakarm go!”

Chyba najbardziej po stronie młodszego brata jest Tosia- najdłużej karmiona piersią z rodzeństwa, osóbka, która najczęściej jeździła ze mną na odsiecz laktacyjną do nowo upieczonych mam i ich dzieci. Przysłuchiwała się i przyglądała zawsze z ciekawością. Teraz z mądrością właściwą sześciolatkowi może mnie pouczać 🙂



Co nas przemienia?

Obecność Boga w życiu przemienia dogłębnie, zaskakująco. Bo czyż obecność drugiej osoby, zwłaszcza tak ważnej może nie przemieniać?

Jak sama obecność naszego współmałżonka, naszych dzieci bardzo nas zmienia. Widzę wyraźnie, jak innym byłam człowiekiem przed poznaniem każdej z tych osób. My wychowujemy nasze dzieci, ale i one na nas wpływają. I to jak!

Posłuchajmy, jak wpłynęła pewna córeczka na swojego tatusia.

Okoliczności narodzin Mojżesza z żydowskiej tradycji:

„Otóż, jak wiadomo, zanim się narodził, faraon wydał dekret, na mocy którego wszyscy chłopcy nowonarodzeni mieli  zostać zamordowani. Amram- ojciec Mojżesza- zasmuconym głosem obwieścił swojej żonie, Jokebed, że odtąd już nie będą ze sobą współżyli, gdyż wiąże się to z ryzykiem wydania na świat potomka, który jeszcze przed narodzinami skazany byłby na śmierć. Zapewne było im bardzo trudno wytrwać w tym postanowieniu, ale nie chcieli narażać nowego życia na tak okrutną śmierć. Leżeli więc na jednym łóżku odwróceni do siebie plecami i ciężko wzdychali, próbując zasnąć. Po jakimś czasie o postanowieniu rodziców dowiedziała się Miriam- ich córka. Mała prorokini stanęła przed ojcem i śmiałym głosem powiedziała: „Tato, jesteś gorszy od faraona, gdyż on  unicestwia tylko życie doczesne, a ty uniemożliwiasz życie wieczne!” (…) Ojciec zrozumiał, że zabijanie ludzi choć jest to wielki grzech, nie przewyższa tego występku, którego on się dopuszczał uniemożliwiając z rozmysłem, aby zaistniało nowe życie!”

Cytat zaczerpnięty z Augustyna Pelanowskiego „Umieranie ożywiające”. Książka wstrząsająca, obok której nie można przejść obojętnie. Właściwie najchętniej przytoczyłabym całość 🙂 Dzieci na co dzień każą nam umierać- dla naszych strachów, niewłaściwych wyobrażeń o nich, o nas samych, o świecie- żeby rodzić się na nowo, otwierać.

Zawsze mnie zastanawiało zdanie z Biblii, o którym też pisze o. Pelanowski:

„Zbawiona zaś zostanie przez rodzenie dzieci (1Tm 2)”.

Na ile dosłownie można te słowa traktować? Rodzenie dzieci, ich ciał, ich dusz- czy to nie wspaniałe zadanie, skoro Pan Bóg nas do niego powołał i skoro tak wiele od niego zależy? Ciekawe jednak, że najpierw powołał nas- kobiety do bycia odpowiednią pomocą dla mężczyzny: żeby nie uciekał od Pana Boga, od pracy, od domu, od nas, od swoich dzieci, od odpowiedzialności i miłości.



Jeść perz czy nie jeść- oto jest pytanie

Jako szalona i nieodpowiedzialna szamanka, znachorka z naszej rodziny podzielę się książką, która wpadła mi w ręce z zaprzyjaźnionej sąsiedzkiej chałupy znachorskiej w równej mierze. A raczej nie tyle znachorskiej, co interesującej się ziołami i wszystkim, co żyje pod słońcem. Bo życie zwyczajnie jest ciekawe i godne poznania, i pokochania.

Książki tej można używać w różnym celu:

  • nauka rozpoznawania roślin- jest to przedstawione tak czytelnie, jasno, z pięknymi ilustracjami, że nauka sama wchodzi do głowy; zamierzam dzięki tej lekturze robić z dziećmi zielniki; miałam co prawda do tej pory „Atlas roślin”, ale nie był on tak czytelny; z trudem z niego coś wchodziło mi do głowy;
  • jako książki kuchennej- mój syn się napalił już na robienie majowej zupy z pokrzywy, podpłomyków z kłączami perzu; z kolei ja mam innych faworytów; dla tych, którzy chcą wzbogacić dietę swoją czy swojej rodziny w cenne składniki, niespryskiwane nawozami, wnoszące bogactwo minerałów i witamin- w sam raz;
  • jako zapoznanie się z ziołami w celach leczniczych.

O czym tak się rozpisuję? „Dzika kuchnia” Łukasza Łuczaja.

Czeka nas w niej jeszcze zbiór felietonów i o paleodiecie, i różnych przemyśleń. Nie ze wszystkimi się zgadzam, ale napisane dobrze, z zacięciem hobbysty. Po kilkudniowym pobycie w osadzie aranżującej warunki kultury przeworskiej w sam raz lektura dla naszej rodzinki. Polecam!



Dlaczego zaufać?

Człowiek niespokojny zawsze znajdzie sobie powód do niepokojenia się.

Dlaczego cierpliwość i czekanie ma wartość?

Zobaczmy na podstawie badań dotyczących ustalania płci metodą ultrasonografii.

„Niektóre badania empiryczne wskazują, że przekazanie przed porodem informacji o płci dziecka może utrudnić jego przebieg. Pewien poziom napięcia, związanego z oczekiwaniem na rozwiązanie zagadki, mobilizuje matkę do włożenia większego wysiłku i ściślejszej współpracy z lekarzem w trakcie porodu. Jeśli kobieta jeszcze przed rozwiązaniem wiedziała zbyt wiele o potomku, to w czasie porodu ma słabszą motywację do wykazania aktywności w trudnych chwilach przełomu porodowego. Dzieje się tak, ponieważ ciekawość, aktywizująca w normalnych warunkach skupienie uwagi położnicy na dziecku, została przedwcześnie zaspokojona.

Matki znające płeć dziecka przed jego przyjściem na świat, słabiej odczuwają uniesienie i radość przy pierwszym spotkaniu z niemowlęciem. Ta silna euforia, która w normalnych warunkach powinna towarzyszyć początkowym kontaktom, jest niezwykle istotna, gdyż zmniejsza ryzyko wystąpienia depresji poporodowej. Kobiety poinformowane przed rozwiązaniem o płci potomka są narażone na dłuższe  i intensywniejsze pogorszenie nastroju charakterystycznego dla okresu poporodowego (baby blues). Nastrój jest bardziej zmienny, z przewagą płaczu i smutku, występują trudności w koncentracji, w kontakcie z dzieckiem, unikanie ludzi, brak energii i sił. Ten stan wymaga czasem leczenia farmakologicznego. „

Pomyślałam sobie, że faceci może są bardziej niezależni od takich tam stanów emocjonalnych, zaspokojenie ciekawości ich nie ruszy. Jakże się myliłam:

„Przedwczesne zaspokojenie ciekawości na temat płci nie zawsze pozytywnie wpływa na stosunek mężczyzny do dziecka. Na podstawie badania uczuć ojcowskich, tworzących się stopniowo przez cały okres prenatalnego rozwoju dziecka, stwierdzono, że ojcowie, którzy poznali płeć dziecka tuż przed porodem, wykazywali mniejsze przywiązanie do niego niż ci, którzy takiej informacji nie otrzymali, i to niezależnie od tego, czy ich oczekiwania zostały pod tym względem spełnione. Wynika stąd, że brak wiedzy o płci dziecka raczej aktywizuje i wzbogaca uczucia ojcowskie”.

Oba cytaty pochodzą z książki Doroty Kornas-Bieli „Wokół początku życia ludzkiego”. Jeszcze w innym źródle czytałam dawniej, że kobiety po prostu dłużej parły (II faza porodu), gdy znały już płeć dziecka.

Myślę, że niektórzy mogą się na mnie oburzyć, że ich coś takiego nie dotyczy itd. Owszem- myślę, że to tylko badania, a człowiek w dużej mierze jest wolny i może wybrać pasujące mu zachowanie. Jednak widząc jak wielka plaga jest cesarek, sytuacji „nie mogłam, nie miałam siły urodzić”,  baby bluesów i depresji poporodowych- poddaję to pod zastanowienie.

Czy nie lepiej, gdyby lekarze te parę sekund dłużej poświęcili zdrowiu matki i dziecka niż podglądaniu dziecka, odzieraniu go z tajemnicy?

Skąd więc ten tytuł: „Dlaczego zaufać?” Właśnie dlatego m.in. warto zaufać Panu Bogu, bo On się tylko nie myli. On wie, dlaczego ta a nie inna para małżeńska potrzebuje córeczkę albo pięć córeczek, a dlaczego inni powinni mieć samych synów bądź jeszcze inne doświadczenia.