Archiwum miesiąca styczeń 2019


Sztuka cierpliwości

Karmienie piersią jest sztuką cierpliwości, ale też wiary we własne matczyne predyspozycje. Sztuką cierpliwości, która ma szansę się rozwijać u początków rozwoju laktacji, ale też podczas tzw. kryzysów laktacyjnych oraz podczas zakańczania mlecznej przygody.

 

Cóż jednak robić, gdy nawet bliscy podważają tę wiarę:

  • powiedzieć wprost, że w okresie, kiedy rozwijamy laktację nic nie jest tak bardzo potrzebne karmiącej mamie, jak wspieranie, a nie powątpiewanie w nią; jeśli chodzi o relacje z mężem, innymi facetami, to najlepiej konkretnie powiedzieć, czego się potrzebuje: jakich słów, jakiego (KONKRETNEGO) zachowania, a co utraudnia karmienie; jeśli to nie pomaga- to należy powtarzać to, czego potrzebujemy aż do znudzenia czyli zastosować metodę zdartej płyty; faceci są zbudowani w sposób prosty- trzeba do nich mówić faktami konkretów; jeśli narzekamy na karmienie piersią, nie dziwmy się, że otrzymamy rzeczową radę; jeśli nie chcemy jej otrzymać, z góry trzeba poinformować, że chcecie być TYLKO wysłuchane i nie chcecie w tej kwestii porad;
  • szukać wsparcia gdzie indziej dopóki bliscy nie zaczną się przekonywać, że jesteśmy najlepszymi karmicielkami naszych dzieci, jakie mogą być; mogą to być przyjaciółki, znajome, które karmią/wykarmiły skutecznie piersią swoje dzieci, doule, konsultanci laktacyjni etc.;
  • pokazać, że jesteśmy ekspertkami w sprawie karmienia piersią swojego dziecka i opieki nad nim; nie podważają tego w żaden sposób incydenty nieutulonego płaczu dziecka- czasem (lub systematycznie w czasie kolek) to się zdarza nawet bardzo doświadczonym matkom i ich dzieciom; ale to matki wiedzą o swoich dzieciach najwięcej z tego prostego powodu, że spędzają ze swoimi dziećmi najwięcej czasu, patrzą na swoje dzieci, przyglądają się każdemu szczegółowi zachowania, wyglądu, słuchają rodzajów kwileń, jęków, płaczów, wąchają je; to matki też są ekspertkami w sprawie karmienia piersią dziecka: „Jeśli, kochany mężu, jesteś lepszym ode mnie ekspertem w sprawie karmienia piersią, to proszę chociaż raz skutecznie nakarm dziecko swoją piersią”- można rzec wątpiącym małżonkom- „a jeśli nie jesteś w stanie, to patrz, podziwiaj  i ucz się”.
  • wziąć argumenty cięższego kalibru: „Czy ciebie, kochany mężu, z tego powodu, że na przykład zmęczyłeś się biegiem/wchodzeniem po schodach (itd.- to wstaw ulubioną dyscyplinę sportu swojego męża), też mam podejrzewać o to, że masz za mało mięśni do ćwiczeń, jak ty mnie podejrzewasz o to, że mam za mało mleka?”; trzeba uświadomić swojego męża, że pierś nie jest jak sklep z towarem, w którym po skończeniu towaru, sprzedawca nie jest w stanie sam wyprodukować danej rzeczy; pierś jest jak fabryka- to że dany towar w fabryce się skończył nie stanowi problemu, bo o ile zgłasza się zapotrzebowanie (popyt), to fabryka jest w stanie wyprodukować dany towar; tym zgłaszaniem zapotrzebowania (popytu) jest skuteczne ssanie dziecka i skuteczne odciąganie; karmienie piersią ma wiele wspólnego z układem krwionośnym- pierś jest niezwykle mocno ukrwionym narządem; czy jeśli np. kończyna nam ścierpnie, jest lekko niedokrwiona, to znaczy, że brakuje nam krwi? oczywiście, że nie- pozwolenie na dopływ krwi, np. rozluźnienie opaski uciskowej pomaga w jej dopłynięciu.

Nie dajmy sobie odebrać mlecznej więzi, która jest więzią miłości, nawet jeśli jest ona komuś nie w smak, nawet jeśli ktoś inny jej nie rozumie. To my mamy jesteśmy w rozumieniu jej najlepsze, jeśli z cierpliwością i skutecznie ją rozwijamy w zgodzie ze swoim dzieckiem.

Wasze karmienie piersią to nie tylko mleko, to Wasze ciepło, Wasza obecność, Wasze spojrzenie.

One wszystkie się liczą.

Wasza doula- Fizula 🙂



Coroczny bałwan powszedni

Nasz ekologiczny bałwan tegoroczny. Pewnie już jest wspomnieniem z powodu roztopów.

Składniki:

  • kasztany- oczy;
  • gałązka sosny- czuprynka;
  • długa trawa- uśmiech i łapki.

Nie ma jak bałwany – dziecięcy uśmiech zimy!

 

 



O mowie nienawiści i mowie miłości

Dlatego odrzuciwszy kłamstwo: niech każdy z was mówi prawdę do bliźniego, bo jesteście nawzajem dla siebie członkami. Gniewajcie się, a nie grzeszcie: niech nad waszym gniewem nie zachodzi słońce! Ani nie dawajcie miejsca diabłu!  Kto dotąd kradł, niech już przestanie kraść, lecz raczej niech pracuje uczciwie własnymi rękami, by miał z czego udzielać potrzebującemu. Niech nie wychodzi z waszych ust żadna mowa szkodliwa, lecz tylko budująca, zależnie od potrzeby, by wyświadczała dobro słuchającym. I nie zasmucajcie Bożego Ducha Świętego, którym zostaliście opieczętowani na dzień odkupienia. Niech zniknie spośród was wszelka gorycz, uniesienie, gniew, wrzaskliwość, znieważenie – wraz z wszelką złością. Bądźcie dla siebie nawzajem dobrzy i miłosierni! Przebaczajcie sobie, tak jak i Bóg nam przebaczył w Chrystusie.”

Ef 4, 25-32

Żałoba narodowa- cóż to jest? Mowa nienawiści- co to takiego?
Ciekawy jest już sam początek tego tekstu o mowie, gniewie, etc.
Wynika zeń, że mowa nienawiści zaczyna się od kłamstwa. Np. kłamstwa, że druga osoba nie jest godna miłości lub, że nie jest człowiekiem. Tak niektórzy zakłamują np. fakt czym jest aborcja, że jest zabijaniem najmniejszego dziecka. Inni zakłamują, że czyny homoseksualne nie są grzechem.
Polukrowawszy w ten sposób różne grzeszki, zaczynają domagać się, by im się kłaniać, podziwiać je.
Miłości wymaga także tenże zamordowany prezydent Gdańska.
Po śmierci można mu ją okazać m.in. modlitwą.
Jeśli za życia zachowywał się jak grzesznik, to tym bardziej jej potrzebuje.
Nie potrzebuje natomiast zakłamywania rzeczywistości, czynienia z niego na siłę świętego- bo sam stojąc przed Bogiem przekona się, czym jest Prawda i świętość. I czy ma w sobie Prawdę.
„Niech nie wychodzi z waszych ust żadna mowa szkodliwa, lecz tylko budująca, zależnie od potrzeby, by wyświadczała dobro słuchającym”.
Trudne to, piękne, niezrównane. Słowa, które przyjęte do serca dają moc, by wyrzec się przeklinania, a częściej błogosławić, by częściej chwalić, a mniej krzyczeć, by więcej dziękować, a mniej narzekać, częściej łagodzić, a mniej gniewać się i unosić.
Recepta na nienawiść?
Miłość niosąca wielką cierpliwość i przebaczenie.
Matka Teresa nagabywana przez dziennikarza, co trzeba zmienić w Kościele odpowiedziała, że zmiany wymagasz „ty i ja”.
Ja mam w takim razie ręce pełne roboty 🙂


Narodziny czyli święto rodziny

„Rodzenie z miłością to świętowanie z cierpliwością”

Zgadzacie się z tym?

Świece, modlitwa, masaż, olejki eteryczne, piękna muzyka- to nie są jakieś fanaberie, a wprowadzenie atmosfery sprzyjającej rodzeniu się dziecka.

Gdyby chodziło o rodzenie zwierzaka- to wystarczyłyby słupki, statystyki medyczne, urządzenia itp.

Ale w człowieku nie chodzi tylko o ciało. Rodzi się cały człowiek: z ciałem i duszą.

I nie jest obojętne, czy przyjmą go ręce pełne miłości i modlitwy czy fachowe niecierpliwe ręce, które rzucą dziecko do ocieplarki, bo bardziej wierzą temu urządzeniu niż matce i jej przytuleniu.

Nie bójcie się przynosić atmosfery świętowania do szpitala, jeśli wybieracie szpital, by tam powitać Wasze dziecko.

Z tych kruchych i cennych elementów, jak świece, modlitwa, zapach, dźwięk tworzy się atmosfera.

To nie jest poród żadnej położnej, lekarza.

To Wasz poród i Waszego dziecka, więc pozostańcie za niego odpowiedzialni tworząc go według miary własnej miłości, serdeczności.

Miałam możliwość zobaczenia jak np. uspokajająca muzyka chorałów gregoriańskich dodawała spokoju i cierpliwości nawet personelowi. Oni się zwyczajnie dostrajali do tego. Zaczynali chodzić na paluszkach, pytać, wchodzić w czekanie na to, co ważne.

Pozdrawiam Was serdecznie,

wasza doula Fizula



7 cm

Jest taki moment w porodzie, kiedy wydaje się, że się nie da rady.

Umrze się albo pęknie.

To słynne 7 cm.

Wtedy właśnie „moc w słabości się doskonali”.

I dzięki Bogu daje się radę.

 

Fundacja Rodzić po Ludzku rozprowadza właśnie piękne skarpetki z napisem „Dasz radę!”. I podkoszulek „Znam standard.” czy coś w tym stylu.

Jeśli jednak jako doula poszłabym z takimi skarpetkami na porodówkę, to zrobiłabym to w butach. No i z pięknego skarpetkowego wsparcia „nici” zostają. Bo skarpetki skrzętnie zakryte przez buty.

Dlatego chętnych zapraszam do kupna ze strony fundacji.

A niechętnych do ściągnięcia pomysłu, np. w formie wyszywanej jak powyżej. Lub innej inspiracji okołoporodowej.

Mama, która zdecyduje się jako pierwsza na poród w moim towarzystwie jako douli w tejże bluzeczce, może liczyć na obniżkę i wyszywane przeze mnie body z niepowtarzalnym napisem dla swojego dziecka 🙂

Jest poród – Jest radość

Doula- Fizula



Siusiu, pić

Gdy już młody człowiek nabędzie pewną dojrzałość, że mamę lub tatę potrzebuje do usypiania jedynie „dla przyjemności” lub inaczej mówiąc dla komfortu usypiania, to zaczyna się nowa era.

Era pt. „pić, siusiu”. Bo generalnie dla dziecka usypianie jest nudne. Tak leżeć i nic nie robić- komu by się chciało, na pewno nie dziecku! A przecież można by się pobawić. Ponieważ jednak rodzice ograniczają możliwość zabawy, skoro czas spania nastał, to zawsze można zawołać „pić!” lub „siusiu”, żeby zaliczyć spacerek do kuchni, łazienki i rozerwać się.

I scenariusz „pić, siusiu” powtarza się co wieczór. A więc w końcu zapobiegliwi rodzice od razu dają pić, od razu proszą o skorzystanie z toalety, nocnika.

I tak na nic.

Bo to przecież nie chodzi o to pić. Niekoniecznie chodzi o siku. Chodzi o to, że młody człowiek próbuje się sam ze sobą- ile wytrzyma. Próbuje się z rodzicami- ile oni wytrzymają.

Szukanie własnych granic, szukanie, jakie granice mają rodzice.

Czy trzeba wytrzymywać przeciąganie w nieskończoność?

Nie, łagodna stanowczość bywa na wagę złota.

Ech, życie! Uczenie się siebie nigdy nie ma końca 🙂

Ale dzięki temu też jest ciekawie!



Pozycja pozycji nierówna

Plażowy piesek przywodzi mi na myśl, że w porodzie nie ma przypadkowych wydarzeń, ale każdy element układanki pasuje do pozostałych.

Pomyślałam, że podzielę się dziś z Wami wiedzą o pozycjach porodowych.

To nie jest fanaberia- rodzenie w pozycjach wertykalnych czyli pionowych. To jest powrót do dobrych praktyk położniczych zgodnych z potrzebami rodzącego się dziecka i matki. Do pięknej sztuki położnictwa.

Dopiero bodajże w XIX wieku, gdy za położnictwo wzieli się lekarze, zaczęli kłaść kobiety:

  • żeby lepiej widzieć;
  • żeby mniej się ubrudzić krwią;
  • żeby kontrolować, zarządzać.

Z tymże nie wiedzieli, że poród nie jest „do zarządzania”, a kontrolowany daje wiele zaburzeń jatrogennych czyli wynikających z niepotrzebnych interwencji medycznych.

Kiedy matka rodząca leży, uciskane są jej naczynia krwionośne dotleniające dziecko w macicy. Czy można więc się dziwić, że matka, która godzinami leży pod KTG będzie miała niedotlenione dziecko albo nagłe wskazanie do cesarki, bo tętno dziecka zacznie szaleć.

Gdy matka leży, jej drogi rodne nie otwierają się też wystarczająco. Gdy zajmie którąś z pozycji wertykalnych, kość ogonowa może odchylić się nawet o 30%. Gdy matka leży na niej- jest to zwyczajnie nemożliwe.

Każda z pozycji wertykalnych ma swoje zalety i wady. Najlepiej więc, gdy matka swobodnie się porusza i zajmuje wygodną dla siebie pozycję, a ci, którzy asystują dostosowują się do tego. To matka powinna czuć, co robi dziecko w jej wnętrzu, jak się obraca, jak zachowują się jej narządy wewnętrzne, czuje wszystkie napięcia mięśni, ich przegrupowania.

Dlaczego więc to położna lub lekarz mieliby wiedzieć lepiej, która pozycja bardziej się nadaje dla rodzącej?

Przyjrzyjmy się pokrótce pozycjom porodowym:

  • na stojąco– sprzyja to szybkiemu wytaczaniu się główki, przyśpiesza poród- stąd może być korzystne przy pierwszym dziecku, ale nie musi przy dziecku bardzo dynamicznie się rodzącym; krocze rozciąga się równomiernie wokół główki, co zapobiega poważniejszym pęknięciom; minusem jest mniej asekuracji dla dziecka w sytuacji samodzielnego porodu; dziecko z całą pewnością potrzebuje tu w porę wyciągniętych rąk- najlepiej i matki, i położnej, żeby mieć pewność, że nie spadnie, żeby nie pociągnąć za pępowinę; położna ma łatwy dostęp do matki, choć musi czuwać nad nią, żeby dziecko nie wypadło samo; kręcenie biodrami pomaga dziecku w tej pozycji;
  • na kucąco– nie każda matka ma wystarczająco silne nogi, by wybrać tę pozycję; stąd często w jej trakcie może matka potrzebować się podeprzeć np. o jedno kolano, o bliską osobę; tu krocze również równomiernie się rozciąga wokół główki dziecka; zaletą tej pozycji oprócz powyższego jest to, że matka może przyjąć swoje dziecko na ręce, dotknąć je w trakcie rodzenia; może przetaczać się z biodra na biodro, żeby pomóc wstawić się główce odpowiednio; w pozycji kucącej można matce zaproponować wsparcie ojca, podtrzymanie jej pod pachami; położna ma trudne zadanie nachylania się 🙂
  • na siedząco, np. na brzegu łóżka, ale też np. na stołku porodowym- jest to oszczędzające dla nóg matki; tę pozycję może wybrać np. bardzo zmęczona matka; można jej zaproponować powoduje ona natomiast większe przekrwienie wokół odbytu, stąd nie musi być dobra, gdy matka ma hemoroidy; matka również ma wolne dla dziecka ręce- może je przywitać; położna ma dobry dostęp do matki i dziecka, żeby móc im pomóc;
  • w klęku podpartym– tzw. pozycja kolankowo-łokciowa, która zakłada podparcie na kolanach, łokciach; matka nie jest za bardzo w stanie sama sięgnąć do dziecka, ale za to jest to łatwe dla położnej; krocze jest najmniej napięte- ta pozycja najbardziej zapobiega najgroźniejszym pęknięciom sięgającym odbytu; to dobra pozycja dla bardzo szybko rodzącego się dziecka; główka wytacza się spokojniej, co zmniejsza ryzyko zbyt gwałtownej zmiany ciśnień dla główki dziecka; jeśli matka położy się na przedramionach, może nieco spowolnić rodzenie, odpocząć, zaczekać na położną;
  • w klęku– matka może klęczeć, ale też podpierać się np. o łóżko, męża; różnica z poprzednią pozycją jest taka, że matka z większą łatwością sięga do dziecka; zmieniając kąt pochylenia ciała, może naprzemian odpoczywać i wygodnie przeć współpracując z dzieckiem; tak jak w poprzedniej pozycji krocze jest najbardziej chronione; jednak położna ma trudniejszy dostęp.

Nie piszę o tych pozycjach jako o statycznych, jedynie słusznych. Wręcz przeciwnie. Żebyście sobie wyobraziły siebie w dynamicznym ruchu, współpracującą z dzieckiem w procesie rodzenia.

Warto już w okresie ciąży zachowywać tę mobilność, być w ruchu, by w trakcie porodu współgrać z aktywnie ruszającym, kręcącym się w kanale rodnym dzieckiem. Dziecko zwyczajnie potrzebuje wówczas matczynego ruchu, aktywności, jej czucia, co się z nim dzieje.

Jednak jak matka ma aktywnie się poruszać, zmieniać pozycje, jeśli np. pozwala, by w ciąży zrobić z niej ciężko chorą leżącą osobę. W większości przypadków leżenie nie zmniejsza ilości przedwczesnych porodów. Jest to raczej środek ostateczny, gdyż czyni on poniekąd z kobiety częściowo inwalidę.

To co? Idziemy na śnieg, na spacerek?

Jesteś stworzona do ruchu 🙂

Pozdrawiam ciepło,

Twoja doula Fizula



Posłuchajmy mądrego, gdy mówi dlaczego…

Naturalnie po cesarce

Cesarskie cięcie na pewno jest operacją. A więc w gruncie rzeczy nie można nas do niej zmusić- potrzebna jest nasza świadoma zgoda. Niestety kobiety, które chcą urodzić naturalnie czasem nie znajdują w tym wsparcia. Czasem tym, które intuicyjnie czują, że potrzebują cesarki, też brakuje wsparcia, zrozumienia.

A jednak można szukać. Kto szuka, ten znajduje. Jesteśmy tego warte, by czuć się wspierane.

Na pewno jako doula nie jestem od oceniania Twoich wyborów, ale od wspierania, żebyś w macierzyństwo wchodziła pewnie, radośnie, z poczuciem bezpieczeństwa.

Nie da się nikomu narzucić własnej wizji porodu, nie da się narzucić własnej wizji karmienia dziecka po porodzie. Bo jako doula nie urodzę za tą matkę. Nie nakarmię za nią. Ale zawsze mogę stać po jej stronie. Mogę masować, dodawać ducha, tłumaczyć, co się dzieje. Dzielić się spokojem, czasem, wiedzą.

Podobnie nikt z odwiedzających. Jeśli jesteś przyjaciółką, ciotką, siostrą, nawet jeśli bardzo chcesz- nie możesz za kogoś urodzić, karmić.

Choć z karmieniem bywają wyjątki. Spotkałam kiedyś siostry, z których jedna dokarmiała piersią dziecko swojej siostry w okresie jej przejściowych problemów. Potem karmiła już tylko matka 🙂 Piękna pomoc.



Grypa? Niegrypa.

Niemal każdy czasem złapie pospolitą grypę: dokuczać mu zaczyna wysoka gorączka, poczucie rozbicia, ogromne osłabienie etc. Jeśli jednak takie objawy dotkną karmiącą piersią matkę, warto, aby najpierw zbadała ona swoje piersi. Dotykając ich poszczególnych części, sprawdzamy, czy nie utworzyło się stwardnienie, zgrubienie. Ważne, by badać się aż do dołów pachowych, ponieważ tkanka gruczołowa piersi sięga aż tam, tworząc tzw. ogon Spence’a. Często objawy grypopodobne z wysoką gorączką, uczuciem rozbicia, występuje w sytuacji zapalenia piersi. Do tego dochodzi bolesność piersi, jej tkliwość, utrudniony wypływ mleka w postaci stwardnienia, „guzka”. Bolesność, zaczerwienienie piersi czasem pojawia się później. Zazwyczaj najpierw jest samo stwardnienie.

Ponieważ okolica piersi jest pełna węzłów chłonnych czyli „centrów” walki z chorobą- temperatura bywa przy zapaleniu piersi bardzo wysoka, powyżej 38,5 st. C.

Ponieważ szewc bez butów chodzi, temat ten jest mi bliski od podszewki, gdyż dopadło mnie zapalenie piersi nie raz i nie dwa.

Zapalenie piersi może mieć bardzo wiele przyczyn (niekonicznie zależnych od samej matki):

  • nadprodukcja mleka (stąd często łatwiej o zapalenie podczas początkowych nawałów etc., ale też gdy za dużo się odciąga mleka z piersi);
  • raptowna długa przerwa w karmieniu piersią (bez zastępczego odciągania, pomocy etc.);
  • ucisk na przewody mleczne (czasem może taki ucisk stwarzać źle dobrany biustonosz, źle założona chusta do noszenia dzieci i in.);
  • uraz, uderzenie;
  • drobnoustroje chorobotwórcze w buzi dziecka;
  • przeszkoda anatomiczna w piersi (potrzebna kontrola USG);
  • inne.

Sposoby radzenia sobie z zapaleniem piersi:

  • odpoczynek, odpoczynek i jeszcze trochę odpoczynku- zresztą cóż można robić, gdy temperatura dobiega do 40 stopni i nie masz na nic sił;
  • jak najczęstsze przystawianie dziecka do piersi z zapaleniem (chociaż nie można też o drugiej zapomnieć)- jest to podstawowa pomoc w udrożnieniu chorej piersi; niektórzy powątpiewają, jak można i odpoczywać, i karmić- otóż warto nauczyć się tych dwóch rzeczy naraz i karmić przez sen lub niemal przez sen;
  • przystawianie do piersi w ten sposób, by bródka dziecka była od strony z zapaleniem, np. jeśli zapalenie jest od strony pachy, to pozycja spod pachy bardziej opróżnia kanaliki i pęcherzyki mleczne znajdujące się w tamtym regionie;
  • zimne okłady z liści kapusty; dobrą duszę, która przebywa naonczas w domu prosimy, by oderwała liść ze schłodzonej główki kapusty i ubiła ją jak schabowego tak, by liść puścił sok; liścia takiego przykładamy do chorej piersi jako kompres po nakarmieniu; po ssaniu dziecka można przyłożyć też inny zimny kompres, jeśli nie ma kapusty; jednak sok z kapusty ma udowodnione działanie przeciwzapalne i przeciwobrzękowe- stąd poleca się go w pierwszej kolejności;
  • 2-3 szklanki naparu z szałwi dziennie działa delikatnie wyciszająco na rozhulałą laktację, ale też przeciwbakteryjnie i przeciwzapalnie.

Jeśli matka uda się z zapaleniem piersi do lekarza, otrzyma zapobiegawczo antybiotyk, aby nie nabawić się czegoś jeszcze trudniejszego do zniesienia niż samo zapalenie, a mianowicie ropnia piersi. Niestety lekarze często nie wiedzą, że antybiotyk aby działał na zapalenie piersi musi przenikać w dużym stopniu do mleka (minusem tego jest więc i to, że sporo zje go dziecko). Z mojego doświadczenia wynika, że są zapisywane niejednokrotnie antybiotyki w ogóle nie działające w tej materii. Zwłaszcza jeśli uszkodzona jest brodawka piersi (krwawienie, pęknięcie itp.), to są to wrota dla bakterii- warto zapobiegać powikłaniom. Skuteczny antybiotyk jest tu więc celowy.

Są jednak tacy, których ciągnikiem nie zaciągnie do lekarza. Jeśli się nie decydujecie na taką wizytę, warto wypróbować w tej sytuacji naturalne antybiotyki, którymi są:

  • czosnek;
  • cebula;
  • imbir;
  • papryczka chili
  • sok z naturalnie kiszonej kapusty;
  • szałwia.

Żeby te naturalne specyfiki zadziałały, ważna jest również systematyczność ich brania- warto je zażywać wówczas ze 2-3 razy dziennie plus podnosić odporność stosując odpowiednie dawki witamin C, D, A. Plusem naturalnych „antybiotyków” jest to, że nie zniszczą nam one naturalnej flory bakteryjnej, która jest nam niezbędna dla zdrowia, a nawet często ją wzmocnią. Minusem niektórych z nich jest to, że działają bardzo silnie, np. czosnku nie można zażywać na pusty żołądek, bo można sobie uszkodzić śluzówkę żołądka, można też obniżyć sobie w ten sposób ciśnienie (a przecież niektórzy i tak mają niskie) itd.

Jest mitem, że karmiąc piersią nie można jeść cebuli, czosnku, chilli itp. Decydując się jednak na nie, warto obserwować reakcję dziecka. Nie jest też powiedziane, że każdy krzyk i płacz po zjedzeniu w/w musi być nimi spowodowany. Pewna roztropność byłaby tu wskazana.

Na koniec uwaga praktyczna.

Kochane kobietki, pozostańcie w kontakcie ze sobą, ze swoim ciałem. Pamiętajcie, żeby karmić piersią nie tylko zgodnie z potrzebami dziecka, ale też z Waszymi. Dzieciom nie zaszkodzi kolejna porcja Waszego mleka, bo potrzebują szybko rosnąć. Potrzebują też mieć zdrową mamę 🙂

Dlatego karmcie na zdrowie!



…jak siebie samego

Czy to normalne, że podczas porodu zależy nam na ochronie krocza?

A czy to normalne, że podczas pracy przy pomocy piły zależy nam, by nie ucięło nam kawałka ręki?

Patrzmy na siebie z miłością- łatwiej będzie nam wtedy obdarzać również miłością swojego męża, dzieci, przyjaciół.

Ochrona krocza to normalna część położnictwa przyjaznego matce i dziecku.

Położnictwo w Polsce jest już wytykane jako jedne z najbardziej zacofanych pod tym względem, gdyż niepotrzebnie okalecza się większość kobiet.

Nie bójmy się więc w planie porodu zapisać: „ochrona krocza”, spontaniczne parcie.

Matki potrafią pięknie rodzić!

Zmotywujmy też położne, by nauczyły się ochraniać ten dar porodu, a w nim i rodzącą matkę, i rodzące dziecko 🙂 Mam jak najlepsze zdanie o położnych- myślę, że te wspaniałe kobiety są tego warte, by uczyć się dobrych praktyk okołoporodowych, rozwijać się w swej pracy.

Pozdrawiam Was ciepło tą zimową porą,

Wasza doula Fizula