W jaki sposób mówimy o swoich dzieciach? One przeglądają się w naszych słowach jak w lustrze.
Stąd kapitalna rada wychowawcza (której szukałam od dłuższego czasu):
„Dopomóż mi do tego, Panie, aby oczy moje były miłosierne, abym nigdy nie podejrzewała i nie sądziła według zewnętrznych pozorów, ale upatrywała tego, co piękne w duszach bliźnich i przychodziła im z pomocą. Dopomóż mi, aby słuch mój był miłosierny, bym skłaniała się do potrzeb bliźnich, by uszy moje nie były obojętne na bóle i jęki bliźnich. Dopomóż mi, Panie, aby język mój był miłosierny, bym nigdy nie mówiła ujemnie o bliźnich, ale dla każdego miała słowo pociechy i przebaczenia. Dopomóż mi, Panie, aby ręce moje były miłosierne i pełne dobrych uczynków, abym umiała dobrze czynić bliźniemu, na siebie przyjmować cięższe, mozolniejsze prace. Dopomóż mi, aby nogi moje były miłosierne, bym zawsze śpieszyła z pomocą bliźnim, opanowując swoje własne znużenie i zmęczenie.” To święta Faustyna Kowalska.
Właściwie tę moc słowa rodzicielskiego potwierdza psychologia zwracając uwagę na tzw. efekt lustra społecznego. Jak mówimy o swoich dzieciach, takimi się stają.
Trudne to zadanie. Bez pomocy Ducha Świętego ani rusz.
Na szczęście:
„W Duch Przenajświętszym nie ma możliwości klęski.”- przeczytane o „Marii z Żar”.
Z Nim zaczynajmy wszystko i kończmy. I karmienie piersią, zupką, sprzątanie, wyjazdy.