Archiwum miesiąca marzec 2011


18 miesięcy życia dziecka- kulminacja potrzeby ssania oraz bliskości

W realu i na forum co rusz jakaś zrozpaczona, wymęczona mama dziecka w wieku około półtora roku załamuje ręce nad swą pociechą. Wcześniej pełna życia, teraz często przeżywająca kryzys.

Najczęstsze charakterystyki takiego delikwenta, sprawcy zmęczenia swej mamy to:

  • ssie notorycznie w dzień i w nocy (jak noworodek niemalże), co wykańcza matkę, która spodziewała się, że dziecko które z zapałem zaczynało jeść dojrzalsze pożywienie bądź choćby około roczku potrafiło rezygnować z licznych mlecznych posiedzeń, będzie kontynuować ten kierunek „wyrastania”;
  • uczepiony nie dość że piersi, to jeszcze nogi, ręki, łóżka własnej mamy; chce jak najwięcej z nią przebywać, może mieć ogromne problemy, obawy związane z rozstawaniem się;
  • uwstecznianie się: kilka miesięcy wcześniej dziecko dosyć ekspansywne, niezależne, teraz najchętniej tkwiłoby znów w przytulnych ramionach mamy niemal całą dobę;
  • jeśli wcześniej przesypiał sam w łóżeczku, teraz może być bardzo niespokojny w tej sytuacji, wybudzać się, domagać się ssania, przytulania, bycia z mamą, najchętniej w jej łóżku;
  • buntownicze „nie” dopełnia nierzadko obrazu sytuacji i dodatkowo doprecyzowuje obraz młodego człowieka; sprawia, że i dla rodziców obcowanie z dzieckiem w tym wieku może być wyjątkowo męczące.

Nie da się dzieci zaszufladkować do tak przedstawionego przejaskrawionego nieco obrazu i wcale nie o to chodzi. Każdy maluch jest tak niepowtarzalny, że i ten wiek będzie przechodził indywidualnie, po swojemu. Jednak warto odkryć pewne powtarzalne prawidłowości tego wieku(np. częste ssanie, silne przywiązanie), by nie obwiniać za nie ani siebie, ani dziecka za to, że się rozwija, by móc się zdystansować od problemów tego wieku, od własnego przemęczenia (najczęściej okresowego).

Jeśli sięgniemy do psychologii rozwojowej (np. koncepcji Eriksona), to zobaczymy, że wiek ten jest kulminacją przywiązania, potrzeby bliskości. Dziecko, które do tego okresu będzie ukształtowane poprzez bezpieczny oparty na zaufaniu i bliskości związek, łatwiej w przyszłości rozwinie skrzydła ku niezależności, ku dojrzałym związkom z innymi ludźmi. Ta zależność emocjonalna półtorarocznego dziecka, zapewnienie o niej jest mu bardzo potrzebna dla dalszego rozwoju.

I nie chodzi o zależność typu: zrób za mnie wszystko. Często dziecko roczne, a nawet półtoraroczne z dużym zapałem eksperymentuje próbując wszystkiego samo. Z zapałem samo je albo przynajmniej bawi się jedzeniem. Z zainteresowaniem usiłuje rozbierać i ubierać się- i warto na to pozwolić, bardziej wspierać w tych usiłowaniach niż przeszkadzać i ograniczać.

Dziecko 18 miesięczne szuka innej zależności: zależności miłości, przytulenia, ssania, bycia ze sobą, bliskości.

Jeśli sięgniemy do kultowej już książki „Rozwój dziecka od 0 do 10 lat” Amesa i Bakera, to zauważymy, że dla tego wieku za charakterystyczne uważają oni największą częstotliwość ssania… tyle że kciuka.  Trzeba zdać sobie sprawę, że dla autorów tych karmienie piersią niemal w ogóle nie istnieje albo jest sprawą marginalną, stąd zapewne traktują tu o tym niepełnowartościowym zamienniku, jakim jest ssanie kciuka. Pomijanie przez nich karmienia piersią jest zapewne świadectwem okresu, w którym tworzyli i środowiska, które obserwowali i w który żyli. Maksymalnie zwiększoną potrzebę ssania w tym wieku uważają oni za rozwojową normę, którą trzeba zaakceptować, z którą nie ma sensu walczyć, ponieważ obróci się to przeciwko dziecku i rodzicom.

Wiele doświadczonych mam uważa, że odnosi się to niemal identycznie do karmienia piersią. Mnóstwo dzieci w tym wieku wraca (o ile może) bądź chce powrócić do częstszego przebywania przy piersi, do bliskości stąd wynikającej, do wsparcia fizycznego i psychicznego, jakim jest na tym etapie dla dziecka ssanie, bliskość fizyczna matki.

Trudne bywa dla wielu mam takie pozorne uwstecznienie dziecka, gdyż może to iść w parze z rezygnacją bądź ograniczeniem przyjmowania innych pokarmów poza mlekiem. Wzbudza to niejednokrotnie u matek duży niepokój: czy się będzie dobrze rozwijało tylko na moim mleku? dlaczego nie chce jeść? dlaczego ciągle jęczy o tą pierś? Ten niepokój dodatkowo męczy karmiącą matkę, nieprzychylne uwagi otoczenia „taki  duży-czas już go odstawić”, może nawet to psychiczne obciążenie oddziaływuje  bardziej niż samo karmienie piersią.

Jak łatwo wtedy wpaść w pułapkę ambiwalencji, stać się rozdartą: z jednej strony by się chciało karmić to dziecko tak spragnione ssania, bliskości, z drugiej strony niepokój, naciski bliskich i dalszych osób popychają w stronę jakiś radykalnych kroków, odstawienia, ograniczenia karmień. Jak łatwo wtedy wpaść w błędne koło walki z dzieckiem, ciągłych utarczek, nieporozumień! Ulatnia się jak kamfora zrozumienie i odczytywanie  swoich potrzeb, cierpliwe wychodzenie sobie naprzeciw, jakiego uczy karmienie piersią.

A scenariusz mógł być przecież zupełnie inny! Ten okres nierównomiernego, burzliwego rozwoju dziecka przyjęty i zaakceptowany przez rodziców, nie wyklucza przecież tego, że matka i dla siebie, i dla dziecka powinna zachować wiele miłosierdzia, wyrozumiałości. W tym czasie szczególnej aktualności nabierają słowa: „Kochaj bliźniego swego jak siebie samego”.

Nie da się szczerze kochać nawet własnego dziecka nie umiejąc kochać siebie: nie dając sobie prawa do bycia zmęczoną, do odpoczynku, do korzystania z pomocy, do wychodzenia z domu, do dbania również o swoje zdrowie, dobre samopoczucie itd. Potrzeby dziecka bywają niekiedy tak dominujące, tak bezwzględnie domagające się zaspokojenia, że można niekiedy łatwo zapomnieć o własnych. Jednak ważne jest, by dojrzale być ich świadomą, zachować dla siebie również wiele zrozumienia, traktować nie tylko dziecko z szacunkiem, godnością, ale i siebie samą.

Temat aż się domaga rozwinięcia i ciągu dalszego, postaram się do niego wrócić.



Najlepsze przywitanie dziecka

Każde dziecko chce być serdecznie przywitane. To maleńkie oczekujące utulenia, akceptacji. I to wracające ze szkoły potrzebuje rodzinnego ciepła, życzliwości, przyjęcia, a niekoniecznie od razu zaatakowania pytaniami o stopnie, klasówki itp.

I to rodzące maleństwo chce być przyjęte przez ciepłe kochające ręce rodziców, przez ich otwarte serce. Co jest najważniejsze w tym przywitaniu? Dobre samopoczucie matki lub dziecka? Szybki pierwszy niezakłócony kontakt?

Bardzo ważne to rzeczy, warto się o nie starać, ale nie zawsze tylko od nas zależą. Często personel medyczny wkracza tu z całym swym „bogactwem” oferty. To, co oferuje niezwykle ważne dla dzieci z zaburzeniami, chorymi, bardzo słabymi. W przypadku dzieciaczków zdrowych te medyczne zabiegi na „dzień dobry” nie tylko nie są specjalnie potrzebne, ale czasami są szkodliwe.

Ale jest coś, co może podarować każdy rodzic nowo narodzonemu dziecku oraz temu starszemu.

„…błogosławcie. Do tego bowiem jesteście powołani, abyście odziedziczyli błogosławieństwo.” 1P 3,9

Myślę, że tego rodzicielskiego błogosławieństwa nic nie jest w stanie zastąpić. I jest ono najlepszym przywitaniem i nowo poczętego człowieka, i tego, co dopiero się urodził, i tego, co to pierwszy raz do przedszkola czy szkoły. I na co dzień. To szczególne powołanie rodziców, żeby błogosławić swoje dzieci, co oznacza otwarcie się na szczęście, jakiego źródłem może być tylko Pan Bóg w swojej wielkiej miłości: szczęścia, którego nic ani nikt nie będzie w stanie zabrać naszym dzieciom.

To błogosławienie własnego dziecka to otwarcie własnego serca na jego wzrost, bo rodzicielskie błogosławieństwem nigdy nie jest tylko błogosławieństwem rodzicielskim, ale zawsze też Rodzicielskim przez duże R.