25 styczeń
Z perspektywy
Zakładka z Domu Narodzin im. Św. Rodziny
Idąc do szpitala, godzimy się, że wiele rzeczy personel medyczny zrobi za nas, za nasze dziecko:
- zadecyduje, kiedy się ma urodzić dziecko;
- kiedy dziecko jest za długo noszone przez matkę, a kiedy nie;
- zacznie poród, bo po co czekać;
- skończy poród, bo po co czekać;
- poda leki na przyśpieszenie porodu, żeby zdążyć na swojej zmianie skończyć poród;
- przebije błony płodowe- przecież one już niepotrzebne (a że ryzyko śmierci dziecka- przy błoniastym przyczepie pępowiny, to się przecież rzadko zdarza).
A czekanie na poród i w porodzie ma głęboki sens.
I piszę w tym momencie o fizjologii czyli zdrowiu.
(Gdy jest choroba, zagrożenie- to oczywiście trzeba sprawnie pomagać. Czasem z językiem na brodzie.)
Dzieci potrzebują nade wszystko cierpliwości.
Miłość jest cierpliwa.
Daje dojrzeć kochanej osobie.
Każdy dzień jest ważny.
Dziecko każdego dnia przed porodem przez łożysko otrzymuje ciała odpornościowe.
Otrzymuje serce, czas swojej mamy.
Tęsknotę taty.
I ma sens czekanie w porodzie.
Dawne akuszerki mówiły, że poród powinien się zakończyć przed trzecim zachodem słońca.
Tyle niektóre dzieci potrzebują czasu, żeby pokonać drogi rodne.
Jedne są po pokonaniu tej drogi zmęczone (wskazuje na to sinica obwodowa), inne mniej.
Jest np. taki czas w porodzie, który nazywa się okresem spoczynku, a który jest gremialnie ignorowany w szpitalu. Następuje on na chwilę krótszą lub dłuższą po fazie rozwierania, przed samym parciem.
I jest ważny.
Ważny, bo przegrupowują się mięśnie.
Dzięki uszanowaniu tego okresu spoczynku nie grozi szyjce macicy pęknięcie. Chroni drogi rodne przed uszkodzeniem
Matce daje chwilę oddechu przed ostatnim finiszem.
A potem ta cierpliwość jest ważna w karmieniu.
W wychowaniu.
A ja się przyłapuję na tym, że ciągle muszę walczyć o tą cierpliwość.
O radość czekania.
Że cierpliwość nigdy nie jest dana raz na zawsze.
Że trzeba jej się uczyć od nowa.
I każdego dnia.
Że każdego dnia możemy się rodzić na nowo.