Archiwum miesiąca grudzień 2013


Myślę o cierpiących w to Boże Narodzenie, o tęskniących, przygniecionych ciężarem choroby i śmierci i gdy dzieci odchodzą do nieba za wcześnie.

Kto lubi też tę piosenkę?

„A nadzieja znów wstąpi w nas.
Nieobecnych pojawią się cienie.
Uwierzymy kolejny raz,
W jeszcze jedno Boże Narodzenie .
I choć przygasł świąteczny gwar,
Bo zabrakło znów czyjegoś głosu,
Przyjdź tu do nas i z nami trwaj,
Wbrew tak zwanej ironii losu.”



Narząd odpornościowy?

Dziecko instynktownie traktuje pierś mamy

jako pierwszy środek do zdrowia, do

regeneracji sił. Gdy zaczyna chorować lub

nie czuje się dobrze, intuicyjnie zaczyna

domagać się częściej mleka.

Uważam, że pierś z jednej strony należy do sfery rozrodczej, z drugiej zaś można by ją zaliczyć jako element odpornościowy, służący jednak nie wyłącznie matce, ale również dziecku. Mało znany jest fakt, że gruczoł mleczny sięga aż pod pachę (tzw. ogon Spence’a). Właśnie pod pachą są liczne węzły chłonne stanowiące ważne ośrodki zarządzania walką z chorobą, trzymaniem zdrowia. Nawet jeśli w medycynie tak się tego nie klasyfikuje, nie zalicza się piersi jako ważnego składnika odpornościowego, to w praktyce ma to sens. W piersi znajduje się szereg naczyń limfatycznych, nie tylko sąsiaduje ona z węzłami chłonnymi (które są centrum zarządzania odpornością), ale jest z nimi blisko związana.

Zachowanie dziecka chorego, jego niezwykłe przywiązanie do piersi w tym czasie daje temu wyraz.

-Stęskniłeś się za mną czy za mleczkiem?- zapytałam się nieoględnie dwulatka z katarem aż do ziemi jakiś czas temu.

-Za mleczkiem- uzyskałam odpowiedź.

Z „Pediatrii”:

„Gdy matka ma kontakt z drobnoustrojem poprzez błony śluzowe, pokarmowe, jej limfocyty T uaktywniają się, rozpoznając „wroga”. Odpowiedzią jest tworzenie specyficznych przeciwciał klasy IGA przez limfocyty B, które osiedlają się wokół pęcherzyków mlecznych i wydzielają przeciwciała wprost do pokarmu. Dwiema drogami do pokarmu przenikają czynniki immunologiczne – z krwi matki oraz wprost z komórek odpornościowych. Ten mechanizm działa cały czas, bez względu na wiek dziecka i długość laktacji.”

„Badania zachorowalności wśród 16-30-miesięcznych dzieci w USA pokazały, że grupa karmionych piersią chorowała mniej na choroby infekcyjne.”

Nawet gdyby nie było tych badań- każda matka karmiąca wystarczającą ilość czasu, może zobaczyć, jak choruje dziecko przy piersi, mogłaby o tym zaświadczyć.

Jak zachowuje się chore dziecko? Zazwyczaj przymocowuje się do piersiowej kroplówki na czas choroby i rekonwalescencji. I nawet jeśli wcześniej już rzadko ssało, to na czas choroby powraca do piersiowego nałogu jako zasadniczego elementu leczenia.

Niekiedy dzieci, którym podczas choroby ssanie uniemożliwia radykalnie oddychanie lub sprawia ból- zmniejszają ilość ssania piersi. Ale gdy im się umożliwi oddychanie, zmniejszy ból- zaczynają również ssanie na okrągło.

Elementy, które zawiera mleko (np. limfocyty, immunoglobliny, laktoferryna, czynniki wzrost nabłonka itp.) sprawiają, że mleko mamy działa na błony śluzowe dziecka (i przewodu pokarmowego i oddechowego) uszczelniająco, odżywczo. Daje ono dziecku znaczącą pomoc w zwalczeniu infekcji. Jeśli dziecko jest bardzo słabe, wygłodzone, ciężko chore może to być oczywiście pomoc niewystarczająca, ale dla wielu dzieci będzie ona nieocenionym wsparciem w rozprawieniu się z chorobą.

Czasami dziecko nagle bez widocznych powodów przymocowuje się kurczowo do piersi i nie chce jej puszczać. Dopiero po kilku godzinach, dniu lub dwóch okazuje się, że to zaczynała się u niego choroba- a maluch w ten sposób prosił, by mama podzieliła się z nim swoją odpornością.



Po co świętujemy?

Mąż mi kupił zestaw obrazków z Matką Bożą Karmiącą, żebym rozdawała, gdyby ktoś mi w kościele zwrócił uwagę na niewłaściwość mojego zachowania (czyli karmienia piersią). Cóż, jakoś przez 12 lat karmienia piersią (co nie wychodzi specjalnie dużo w rozłożeniu na 5 dzieci :)) nikt tego nie uczynił.

Chętnie się jednak podzielę nimi nie tylko z osobami zwracającymi mi uwagę – nie sądzę, by było ich szczególnie dużo, skoro do tej pory żadnej nie spotkałam. Jest ktoś chętny?

Szczególnie bliski jest mi ten obraz z kilku względów.

Matka Boża karmi tak jak powinna. Ja nie zawsze. Ona karmi cierpliwie, ja niecierpliwie. Ona robi to łaskawie, nie zazdroszcząc, nie gniewając się. Co prawda nie zdarzyło mi się do tej pory zazdrościć innym mamom karmienia butelką, ale inne wady nie są mi obce. Czy tak łatwo nie gniewać się choćby na swoje dziecko, zawsze mieć dla niego dobre słowo, nie pamiętać tego, co robi ono źle, wierzyć, że serce ma dobre, że urośnie na wartościowego człowieka?

Czy tak łatwo cierpliwie zaczynać karmienie piersią? Czy tak łatwo cierpliwie, z pokojem w sercu je kontynuować, kończyć?

Z Maryją jednak wszystkie cuda są możliwe 🙂

I jeszcze jedno zamyślenie. Po co to całe świętowanie Bożego Narodzenia?

Po to świętowanie Bożego Narodzenia, żeby umierać i zmartwychwstawać z Panem Jezusem, dla Pana Jezusa. Święty Szczepan umierając męczeńsko przekonuje mnie dziś o tym.

Jeśli nie świętujemy z Jezusem i dla Jezusa- w takim razie psu na budę takie świętowanie.



Rozjaśnianie

Życzę z serca tym, którzy jeszcze dają radę czytać ten obecnie niemrawo rozwijający się blog, aby Narodzony Zbawiciel:

  • rozjaśniał to, co ciemne;
  • wnosił w nasze życie prawdziwą głęboką radość na każdy dzień;
  • czynił nasze życie nowe;
  • dawał nam siłę i moc, której nikt inny dać nie może.

Odkryłam w tym roku, że wspólne oczekiwanie na Jedyne Takie Narodziny jest towarzyszeniem Matce Bożej w jej porodzie, w jej czekaniu na Syna. Radowaniem się Tym, który Jest i który Przychodzi.



Małe rzeczy z wielką miłością

Tyle małych rzeczy jeszcze przed świętami do zrobienia: tyle kurzu do starcia, tyle zakupów do zrobienia, tyle do upieczenia, umycia, prasowania, tyle buziaków do nakarmienia, guzów do pocałowania, tyle pieluch do przewinięcia.

Jesteśmy wielkimi szczęściarzami, że Pan Bóg daje nam szansę, abyśmy każdą z tych drobnych rzeczy zrobiły z wielką miłością 🙂 Z wielką miłością do tych bliskich i dalekich, z wielką wdzięcznością, że mamy dla kogo to wszystko robić, że jest ktoś kochany i kochający.

To Matka Teresa z Kalkuty tak nasu czy, współczesna święta, która zbierała z ulic dzielnic nędzy umierających i ciężko chorych ludzi, żeby dzielić się z nimi maleńkimi rzeczami, ale z wielką miłością. Zaczynając od uśmiechu.

Jeśli nie dzielę się z moim dzieckiem, z moim mężem swoim uśmiechem, to głodzę ich dusze. Pierwszy mały dobry uczynek: uśmiech 🙂

Podobno na Zachodzie Europy jest zapotrzebowanie i można sobie wynająć osobę, która będzie przytulać (bez kontekst seksualnego)- tak zagłodzone są ludzkie dusze i ciała, tak brak im miłości.

W jaki sposób dotykamy własnych dzieci? Czy zawsze z wielką miłością? Czy nauczymy nasze dzieci kojącego dotyku miłości, żeby umiały przyjmować dotyk pełen miłości i obdarowywać go innych?



Czy różnice między płcią męską i żeńską są teoretyczne?

Ciekawy efekt uzyskano, gdy popytano o różnice płciowe, o gender naukowców o różnych przekonaniach, zawodach.

Polecam ten film!



Jesteśmy dziećmi czułego Ojca

Oglądając ten film po raz drugi i trzeci nasuwa mi się pewne przemyślenie.

My też jesteśmy ułomnymi dziećmi, które są istotami śmiertelnymi.

A Pan Bóg też się  nad nami pochyla z taką czułością Rodzica. I z powodu tych naszych słabości, grzechów kocha nas więcej. Bo to Go bardziej boli, taka miłość jest bardziej wymagająca. Bo oddał za nas życie, żebyśmy żyli i byli już cali i piękni.



W objęciu brata

Zafascynował mnie ten film:

przytulenie

Tyle ciepła i pokoju w tych nowo narodzonych dzieciach.

„Z Twoim światłem we włosach każde życie zaczyna się”.

Karmiąc dwulatka i dwumiesięcznego człowieka też mam radość oglądać ich czułość wobec siebie. Tandem- jak ktoś chce nie mieć świętego spokoju, to polecam 🙂

 



Każde życie jest warte, by je przeżyć pięknie

Są różni rodzice.

Są tacy, którzy nie śmią nazywać się rodzicami. Tęskniąc za swoimi dziećmi w niebie, na ziemi tak bardzo samotni.

Są tacy, którzy boją się kochać, bo boją się stracić.

Są tacy, którzy liczą dzieci w niebie, liczą te, które mają w domu. I każdą liczbę uznają za ważną.

Są tacy, którzy mają dzieci, a tracą je powoli czasem na własne życzenie, oddalając się od nich, uciekając przed nimi w wir różnych spraw.

I  w każdym rodzicu nieco tego podobieństwa do Boga Stworzyciela, głęboko wyryta w duszy hojność rodzicielskiej miłości.

Czasem tak piękna, choć tak bolesna:

O chłopcu, który żył osiem godzin