Archiwum miesiąca sierpień 2012


Szybciej, wcześniej, więcej?

To, co proponuje nam świat, to wyścig szczurów. Które z dzieci szybciej zacznie pełzać, mówić, chodzić, biegać, czytać, grać, śpiewać?

Pewnie i wy widziałyście obrazujące to filmiki w necie, np. wyścig raczkujących dzieci, trening leżących niemowląt, genialnie grające na instrumentach kilkulatki, maluchy robiące nieprawdopodobne sztuczki itp.

Tylko pytanie: Czy warto? Jakim to kosztem się odbywa? Czy zostawimy dziecku coś z dzieciństwa?

Każdy etap rozwoju pełni jakąś funkcję. Te bardzo niepozorne etapy również. Żeby bezpiecznie chodzić, trzeba umieć dobrze się turlać, trzeba umieć upadać. Żeby nie być bezradnym, żeby dobrze chodzić, trzeba umieć się podnosić, wstawać, kucać. Wszystko jest potrzebne- gdy się jakiś etap „przeskakuje”, potem okazuje się, że trzeba do niego wracać. Np. przeskoczenie etapu raczkowanie niekiedy sprawia, że wraca się do niego podczas nauki czytania, pisania- bo te zdawałoby się niewiele ze sobą mające wspólnego czynności w ciekawy sposób łączą się w mózgu tak, że dzieci nieraczkujące częściej następnie mają problemy podczas nauki czytania, pisania.

„Bo nie lubił leżeć na brzuszku!”- mówią często rodzice o przyczynach tego, że dziecko nie nauczyło się najpierw pełzać, a następnie raczkować, żeby dopiero po tym przygotowaniu zacząć chodzić. Ale dlaczego dziecko nie lubiło leżeć na brzuszku? A może to oczekiwania rodziców co do tego leżenia były nieadekwatne? A rodzice po jednej czy dwóch próbach niepotrzebnie zbyt szybko ocenili swoje dziecko? Czy dla miesięcznego czy dwumiesięcznego dziecka minuta leżenia na brzuszku to nie jest dużo, wystarczająco? A może zbyt wygodnie nam rodzicom jest cały czas sadzać dziecko, by w ten sposób mogło ono obserwować świat i dało nam w ten sposób więcej „świętego” spokoju? A może wygodniej kłaść je ciągle na plecach, oby tylko bez płaczu leżało?

Dziecko można kłaść na brzuszku na chwileczkę, a często. Ćwiczy ono w tej pozycji o wiele więcej czynności niż leżąc na plecach: podpieranie na rączkach, chwytanie, sięganie, pełzanie, itd.

brain

 

Niefizjologiczne czyli niesprzyjające zdrowiu sposoby przyśpieszania rozwoju dziecka:

  • noszenie dziecka przodem do świata- fatalne dla rozwoju stawów biodrowych,niedobre dla naturalnego wolnego przechodzenia od dominacji mięśni zginających do wyprostowujących; sprzyjające przebodźcowaniu dziecka (co się przejawia nadmiernym pobudzeniem dziecka, z którym ono sobie może nie potrafić poradzić, często rodzice również, bo dziecko jest tak rozkrzyczane, niespokojne, nie znajdujące ukojenia);
  • sadzanie dziecka z podpórkami nieumiejącego się samodzielnie podnosić;
  • chodziki– jest to sprzęt utrudniający wypracowanie prawidłowej postawy ciała, obciążający nadmiernie niedojrzałe do chodzenia stawy, mięśnie, kręgosłup, powodujący nieprawidłowe nachylenie kręgosłupa;
  • nauka chodzenia polegająca na prowadzeniu dziecka za rączki: j.w. uczy nieprawidłowej postawy ciała, niepotrzebne obciążenie dla stawów, mięśni, dla których korzystniejsze jest długie raczkowanie przygotowujące dobrze do chodzenia.

Czy więc rozwój szybszy, wcześniejszy, silniejszy oznacza korzystniejszy dla dziecka? Niekoniecznie.

Najpierw dopingujemy nasze dziecko: Już chodź! Już biegaj!  A potem trzeba wykonywać tą  samą pracę na nowo, tylko w drugim kierunku: Wolniej pisz- ucz się staranności! Wolniej mów- bo wyraźniej! Zwolnij, gdy napotkasz przeszkody! Itd, itp.

Koniec końców okazuje się, że nie zawsze „szybciej, wcześniej, więcej” oznacza sensowniej, rozumniej, korzystniej.

Jest czas na wszystkie sprawy pod niebem- jak mówi Kohelet.

Bardzo mi się podoba termin świętego Tomasza z Akwinu na cierpliwość: długomyślność. Dajemy dziecku raczkować, bo dzięki temu za kilka, kilkanaście lat będzie miało zdrowy kręgosłup. Dajemy dziecku czas na mówienie, ale też na milczenie i ciszę, a za lat kilka, kilkanaście, kilkadziesiąt lat nie będziemy męczyć się jego nadmiernym gadulstwem, słowotokiem.

Karmimy dziecko swoim mlekiem kilka lat, ale jego zdrowie kształtujemy na lat kilkanaście, kilkadziesiąt. Niecierpliwość mówi: „Niech już przestanie! To męczące! Inne dzieci już odstawione!” Cierpliwość mówi: „Człowiek nie maszyna: ma swój indywidualny czas. Potrzebuje czasu na dojrzewanie, na zrozumienie, na ukształtowanie, wyrośnięcie z niedojrzałych zachowań.”

Wybierajmy więc cierpliwość 🙂 Bo cierpliwość jest radosna. I to nie godzinę, ale na lata. Nie powierzchownie, ale głęboko.

Jestem w wielu tych sprawach przysłowiowym Polakiem mądrym po szkodzie. Doświadczyłam sama, jak bardzo kuszące jest pochwalenie się: „Już chodzi!”, „Już mówi!”, „Już wszystko zjada!”, „Już przesypia noce!”

Tym pokusom można przeciwstawić właśnie tę cierpliwość, długomyślność czy choćby zwykły zdrowy rozsądek. Zamiast szybciej warto więc uczyć wytrwalej, zamiast wcześniej wystarczy w swoim czasie, zamiast silniej z odpowiednią mocą.



Psu na budę karmienie piersią

Psu na budę karmienie piersią, piękny poród, naturalna pielęgnacja dziecka, jeśli:

  • małżeństwo traci swą jedność;
  • brak zgody w małżeństwie;
  • małżeństwo się rozpada;
  • nie mamy wiary, miłości, nadziei.

Małżeństwo jest bowiem w zdrowej hierarchii wartości postawione wyżej niż relacja z dzieckiem. Dzieci bowiem odejdą z domu, będą potrzebowały rozwinąć skrzydła, a małżonek potrzebuje naszej miłości aż do śmierci i potrzebuje z nami pozostać. Miłość małżeńska jest w jakiś szczególny sposób pobłogosławiona, skoro jest sakramentem. Miłość rodzicielska jest naturalna, jest darem Stworzyciela.

Jest i druga strona medalu: „kiepskiej tanecznicy przeszkadza rąbek przy spódnicy”. Czyli w sytuacji kryzysu małżeńskiego łatwo zwalić akurat winę na cokolwiek. I na karmienie dziecka nie takie jak wyobrażone- idealne, i na spanie, i na złe zarządzanie domem, i na osoby spoza małżeństwa itd, itp.

Jeśli masz z tym problem, warto obejrzeć film: „Ognioodporni”.

Każde małżeństwo jest do uratowania, bo dla Boga, który jest miłością, nie ma rzeczy niemożliwych:

Sychar

Kryzys

Ruch Wiernych Serc

Program „Wreszcie żyć”



Warto kopać się z koniem?

Poprzednia grupa wsparcia, którą miałam przyjemność prowadzić dzieliła się swoimi przemyśleniami, anegdotkami ze swojego życia oraz z życia swoich dzieci.  Coś z tego okresu na pewno zostało we mnie.

Agnieszka, którą często nazywałam Kasią przez pomyłkę (bo było kilka Kaś) kiedyś właśnie opowiedziała mi z uśmiechem, że daje ssać swojej córci (bodajże w nocy), bo „nie będzie się z koniem kopać”.

Co za prostota argumentacji 😉 Dziecko śpiące, zmęczone, rozdrażnione rzeczywiście jest bardzo mało racjonalne.

Bardzo mnie rozśmieszyło to powiedzonko użyte w tym kontekście. Uważam, że jest szalenie trafne.

Często zakańczanie karmienia piersią dokonuje się właśnie w konwencji „kopania się z koniem”. Tłumaczymy dziecku, które zwłaszcza wieczorem, w nocy ma zmniejszoną zdolność rozumienia, a przez to mniejszą świadomość. Strzępimy sobie język, a maluch nic z tego nie rozumie- co innego w dzień. kiedy jest zmęczony- działa i myśli w sposób mniej dojrzały o kilka miesięcy bądź więcej.

Jak się porozumieć z dzieckiem w takim razie nocną porą? Mamy jeszcze język ciała, język gestów, czynów, obecność, wrażliwość na „czytanie własnego dziecka”.



Karmienie duszy i ciała dziecka

„Matka karmiąca piersią powinna jak najczęściej przyjmować Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie, a wtedy jej dziecko również jest karmione: i jego ciało i dusza”- takie pouczenie usłyszałam od zaprzyjaźnionej mamy, która stwierdziła, że powinnam się tym podzielić z innymi kobietami.

Jednak niełatwe bywa zabieranie ze sobą małego dziecka do kościoła. Rozterki, czy brać ze sobą malutkie dziecko, które płacze, które ma prawo się niecierpliwić. Rozterki, czy karmić piersią na Mszy Świętej, czy podawać mu wówczas co innego zamiast piersi, czy gdzieś wychodzić na karmienie poza kościół czy szukać w kościele ustronnego miejsca. Czy zostawiać z babcią, która kilku miesięcznemu dziecku gotowa jest dać pod nieobecność lizaczka albo chętnie nakarmi, ale tylko na swoich własnych warunkach?

Mama z dzieckiem pod sercem również dzieli się z tym swoim maleństwem Panem Jezusem- jakie to niezwykłe! Właściwie to można klęczeć przed swoim dzieckiem, przed swoim mężem, który przyjął Pana Jezusa- bo to żywe tabernakulum.

Jak bardzo trzeba być uważnym w tej miłości, skoro takie cuda się dzieją.

Nie ma większego wsparcia niż to: to sam Bóg bierze nasze ciało w objęcia, przytula nas, przytula nasze dzieci do swojego Serca. Naszą duszę prześwietla swoją łaską.



Dzień karmienia piersią

Co prawda minął już dzień karmienia piersią, ale temat wciąż żywy.

Karmienie piersią jest to temat, w którym czasem łatwiej usłyszeć popularne mity niż trochę prawdy. Skąd się to bierze? Skąd tyle mitów?

  • z zanikania karmienia piersią- ponieważ coraz mniej kobiet karmi piersią, coraz mniej osób też rozumie to karmienie; same kobiety go nie rozumieją, a co za tym idzie ich mężowie, dzieci;
  • z porównywania karmienia piersią do karmienia butelką, do ssania smoczka; coraz mniej wzorcem jest ssanie piersi- a coraz częściej ssanie smoczka z tej prostej przyczyny, że smoczek jest popularniejszy: widujemy go stale w ustach dzieci, w różnych sytuacjach, miejscach; rodzice nie mają skrupułów w stosowaniu różnych smoczków w różnych miejscach, natomiast kobiety mają coraz większe skrupuły co do śmiałego karmienia piersią; podczas gdy to właśnie ssanie piersi powinno być wzorcem;
  • z hołdowania przez bardzo wielu lekarzy sztucznym mieszankom, preparatom mlekozastępczym, obiadkom dla niemowląt- ich własne życiowe doświadczenia robią swoje; swoje robi też szkolenie personelu medycznego przez koncerny produkujące żywność dla niemowląt- im się po prostu to opłaca, bo potem lekarze, położne są bezpłatnymi przedstawicielami handlowymi rozdającymi naklejki, próbki; to jest dopiero skuteczna promocja! Kobiety zamiast swojej intuicji, wiedzy, często wybierają „wiedzę” ekspertów czując się bezradne w swym macierzyństwie, mając mało wsparcia;
  • z „oderwania” od własnego ciała: kobiety nie rozumieją sygnałów wysyłanych im przez ich własne ciało, stąd tym bardziej zagadkowe jest ciało dziecka; gdy jest to trudne do zniesienia, kobiety potrafią się odcinać od własnych doznań, nie ufać im, przestać je rozumieć; np. potrafi je zaskoczyć zapalenie piersi podczas gdy powinny już zwrócić baczną uwagę i zapobiec mu podczas zastoju, który musiał pojawić się przed zapaleniem;
  • traktowanie karmienia piersią jak specyficznej choroby- stąd zabójcze jadłospisy dla mam karmiących; podczas gdy dla zdrowej matki karmiącej zdrowe dziecko najlepsza jest zwyczajna zdrowa racjonalna dieta bez udziwnień; karmienie piersią jest objawem zdrowia– stąd nie potrzeba szczególnych diet, gdy mama i dziecko czują się dobrze;
  • uniezależnianie się kobiet od bycia kobietą za wszelką cenę: ma być po równo czyli „mąż też musi karmić dziecko mlekiem, co się będzie lenił!”, itd, itp.

Może wyszło to jakoś tak ponuro, ale są też promyki nadziei. Dla mnie osobiście taką iskierką nadziei jest nowa książka. Książka niezwykłej kobiety o wyjątkowej intuicji, kobiety, która czuje karmienie całym sercem:

Monika Staszewska „Bez lęku”

Na razie jeszcze w promocji, z wysyłką gratis- polecam!