Archiwum miesiąca listopad 2013


Kim jesteśmy?

To ciekawe: film!

Niestety ideologię gender niektórzy rządzący chcą wprowadzić do szkół.

I są czynione ku temu przymiarki. Trzeba pilnować swoich dzieci.

Jest to bardzo niebezpieczna ideologia, bardziej tragiczna może się okazać w skutkach niż komunizm. Komunizm manipulował porządkiem społecznym, gender chce manipulować naszą naturą.

Zakłada bowiem, że człowiek rodzi się bezkształtny jak ameba, rodzi się nikim, żeby dopiero stać się kimś.

Zdrowy rozsądek zaś podpowiada coś zupełnie innego: rodzimy się, a nawet poczynamy konkretnym człowiekiem, chłopcem lub dziewczynką, a jeśli jest inaczej to mamy do czynienia z ogromną patologią, jakimś znamieniem choroby, nieprawidłowości i takiej małej osobie trzeba przyjść z pomocą.

Jak bardzo cieszymy się, gdy się urodzi dziewczynka bądź chłopiec, jak czekamy niecierpliwie na tę wiadomość. Wyprzedzamy najczęściej czas urodzenia przez USG: stamtąd porządając tej informacji. Jeśli rodzi się płeć „no name”, mamy kutemu wątpliwości- to jest choroba, powód do leczenia, szczególnej troski, leczenia, wspomagania w rozwoju.

A gender mówi inaczej: urodził się człowiek, ale to czy jest dziewczynką czy chłopcem wybierze sobie sam później. Paranoja!

Człowiek ze swej natury rozwija się jako osoba płci żeńskiej lub męskiej i bardzo cierpi, jeśli schodzi z tej drogi zaplanowanej przez Boga. Niewierzący może powiedzieć- naturę. Choć taki cierpiący nie zawsze się do tego przyznaje nawet przed sobą.

Porządek chrześcijański, ale też naturalny mówi, że człowiek rodzi się kimś bardzo konkretnym i rozwija jako ten konkretny człowiek, nie jako sąsiad, nie jako własna siostra, brat, nie jako jakiś bohater z książki.

Szwecja jest przykładem tych chorobliwych genderowskich zmian, gdzie zmienia się mamę i tatę w nieokreślonego rodzica A i rodzica B, dziewczynkę i chłopca w nieokreślone „dziecko”.

Jeśli wszystko wywrócimy do góry nogami, co nam zostanie? Cofniemy się wówczas w rozwoju do poziomu niższego niż „dzikie” plemiona- tam rozróżniają płeć i potrafią ją docenić.



Niezaspokojone serce dziecka

Karierę robi teoria Maslowa. Wydaje nam się, że gdy zaspokoimy potrzeby podstawowe naszych pociech, typu głód, pragnienie, dotyk, itp., to będą się one rozwijać w kierunku potrzeb wyższych: np. miłości, altruizmu, poznania.

Jednak to, co odkrywa chrześcijaństwo jest bliższe realizmowi. Odkrywamy, że nasze dzieci im bardziej nasycają się tymi „podstawowymi dobrami”, tym bardziej są niezaspokojone, wręcz niespokojne.

Odkrywamy po prostu ich ludzką naturę. Dzieci są ludźmi, z ludzkimi wadami, zaletami. Iluzją i łudzeniem siebie jest przekonanie, że uda nam się zaspokoić wszystkie potrzeby dziecka. Nie uda się. Serce dziecka jest niezgłębione. I niekiedy bardziej życzliwe, serdeczne, altruistyczne są dzieci, które mają trudniejszy dostęp do dóbr zaspokajających jego fizjologiczne potrzeby.

Jestem pod wraże



Jego Kolkowatość

Świeżo narodzony człowiek z kolką (czyli notorycznymi bólami, płaczami o nieznanym pochodzeniu) właściwie ma rację.

Jego Kolkowatość żali się na ten świat, że nie pozwala mu żyć jak przystało. Żył sobie do niedawna wygodnie zapakowany, owinięty bezpiecznie ze wszystkich stron aż tu nagle rozwiera się przed nim jakaś straszliwa niekończąca się wielka otchłań i przepaść.

Jego Kolkowatość żył sobie spokojnie w świecie, gdzie pełno było głośnych szumów, bulgotów, znajomych dźwięków, a tu repertuar mu zmieniono niemal całkowicie.

Szanowny młody człowiek z kolką żył sobie dotąd luksusowo nie musząc się niepokoić tak przyziemnymi sprawami jak jedzenie, będąc na stałe przymocowany do jedzonka przez pępowinę.

Ponadto do niedawna nie zniżał się do takich czynności jak wydalanie – a teraz w brzuszku bulgoce, przekręca się, gromadzi. 15 minut rozdzierającego serce krzyku przed pozbyciem się takiego bulgocącego balastu to norma. Norma? Ale dla każdego rodzica norma trwająca o 15 minut za długo.

Co więcej Jego Kolkowatość nie musiał do tej pory pamiętać o jakimś dziwnym oddychaniu, co więcej powietrze nie wchodziło równocześnie do jego żołądka. Można się na poważnie przestraszyć, kiedy się nagle zapomni, że jednak warto oddychać. Mam wrażenie, że Jego Kolkowatości się to zdarza, a wtedy ze wzmożonym „Aaaaa” obwieszcza światu, że jednak zdecydował się na oddychanie.

Sprawa powietrza w żołądku nie wygląda lepiej. Niedojrzałe połykanie sprawia, że mikroskopijny człowiek ma też od czasu do czasu „wielkie odbicia”. Połknięty pęcherzyk powietrza może też wyrzucić na zewnątrz połknięte mleko, bo wpust do żołądka jest jeszcze często nie wykształcony- to tzw. ulewanie. Dorosłemu też się takie „zwroty” zdarzają, pomimo szczelności- można więc sobie wyobrazić jak może czuć się dziecko.

Jak pokonać zmorę- kolkę? Żeby dziecię płakało tę minutę krócej, co dla zmęczonych płaczem rodziców jest nie lada osiągnięciem.

Jest wiele sposobów przeciwdziałania:

  • metoda buszmeńska: dzieci w prymitywnych plemionach podobno płaczą bardzo niewiele; nie jest to żadnym problemem; matki za to noszą je nieustannie, na zmianę z innymi członkami grupy; karmią je też co chwilę nosząc je właśnie przy piersi; kiedy mamy dostęp do tak wielu rozmaitych chust noszenie może stać się i dla nas prawdziwą przyjemnością; maleńkie dziecko można nosić w długiej wiązanej chuście; starsze w długiej wiązanej, kółkowej, Mei-taiu, nosidle ergonomicznym itd., itp.; dziecko nie tyle się przyzwyczai do noszenia, co raczej rodzi się przyzwyczajone do niego; 3 pierwsze miesiące po narodzinach to tzw. czwarty trymestr ciąży, kiedy dziecko czuje się najlepiej, gdy traktujemy je właśnie tak jakby było nadal w brzuchu: podłączenie do kroplówki możliwie częste i notoryczne noszenie koją wiele bóli istnienia; wszelkie bujanie, kołysanie odnosi się do tej metody;
  • metoda porodowa: gołe dziecko kładziemy sobie lub małżonkowi na gołej klacie; ciepło, ruch rodzica, kontakt skóra-do-skóry sprawiają, że część dzieci znajdzie ukojenie;
  • metoda pokarmowa– trzeba pamiętać, że statystycznie przy karmieniu piersią z kolkami wielogodzinnym płaczem) mamy do czynienia o wiele rzadziej; jednak jeśli karmione piersią dziecko długo i często się żali można się zastanowić nad pewną korekcją diety mamy karmiącej; najczęstszym winowajcą bywa białko mleka krowiego; wyrzucenie więc ze swojej diety mleka, jego przetworów, wołowiny, cielęciny potrafi przynieść maluchowi wyraźną ulgę; znając jednak naszą ludzką słabość, pewne wręcz uzależnienie od różnych produktów- zazwyczaj lepiej karmić piersią i nie zmieniać diety niż przestawić dziecko na mleko modyfikowane (które przecież jest mlekiem krowim w proszku! -poza nielicznymi wyjątkami); z płaczów kolkowych dzieci i tak zazwyczaj dzieci wyrastają po 3-4 miesiącu po urodzeniu; z jakiejkolwiek alergii dziecko ma większą szansę wyrosnąć, gdy jest wychowywane na piersi swojej mamy; żeby się przekonać, czy dany produkt szkodzi- trzeba go odstawić na co najmniej 2 tygodnie;
  • metoda ogrzewania: ciepły okład na brzuszek, termofor czy ciepła woda; ciepła kąpiel czasem czyni cuda; młody człowiek, który wyszedł ze świata o temperaturze 36,6 stopni ma wielką potrzebę ciepła- można to wykorzystać; zresztą noszenie w chuście, karmienie piersią czy metoda klata na klatę też tą potrzebę ciepła wykorzystują;
  • odwołanie się do dźwięków: rodzice Jego Kolkowatości chwalą sobie niekiedy urządzenia elektryczne typu pochłaniacz, odkurzacz, suszarka do włosów; nam dźwięki wydawane przez nie wydają się niezbyt miłe, a na osobę, która dopiero co wyszła ze świata bulgotów, szumów, stuków zdają się niekiedy działać usypiająco; tonący brzytwy się chwyta- zdesperowani rodzice wręcz potrafią tego typu „muzykę” nagrywać na płyty; szum morza, szeptanie do uszka też czasem przynosi ulgę;
  • metoda odgazowanej butelki: gdy mama ma szybki wypływ mleka z piersi, a dziecko niedojrzale połyka wraz z mlekiem duże ilości powietrza, niekiedy wznosić potrafi długotrwałe lamenty po  każdym niemal karmieniu; pomocne bywa w tej sytuacji szybkie bujanie góra-dół czyli szybkie i krótkie podskoki.

Czasem zastosowanie tych „metod” nie przynosi porządanych efektów- człowiek jak płakał, tak płacze, pręży się, czerwienieje aż do barwy buraczkowej. Zdesperowani rodzice niekiedy wyruszą więc do lekarza po poradę. Cóż, czasem może to przynieść jakiś rezultat (gdy ich intuicja wyczuje rozwijającą się chorobę), ale zazwyczaj lekarze są równie bezradni co do kolki jak i rodzice, ukrywając tę bezradność pod pięknymi sloganami o „niedojrzałości układu pokarmowego bądź nerwowego” lub przepisywaniem leków, które niczego nie leczą, a za jakiś czas okażą się szkodliwe dla dzieci.

Jeśli chcieliśmy mieć dzieci niepłaczące, należało kupić sobie lalkę. Stąd zawsze w cenie jest cierpliwość.