Archiwum miesiąca sierpień 2014


Dziecko jest jak modlitwa

bezdzietność- modlitwa w ciszy, gdzie słowa bolą

jedno dziecko- jedno drżące słowo i wiele niedopowiedzianego

dwoje dzieci- i dwa słowa jak „mama-tata”, prostota i bezsilność

troje dzieci- jak muzyka, która się rodzi wraz z trzecim słowem

czworo dzieci- cztery słowa, w których mieszczą się harmonia i walka

pięcioro dzieci- pięć słów zachwytu i oczekiwania

więcej dzieci- z każdym słowem stworzenia wchodzi na świat więcej światła

 

I zmiana tematu:

Nie można być obojętnym!



Na uwięzi lęku

Co najbardziej przeszkadza w byciu mamą?

Lęk.

Lęk przed:

  • chorobą;
  • przed porodem;
  • przed przeziębieniem, zaziębieniem;
  • przed ulewaniem, zadławieniem, kolkami, dysplazją, brakiem witamin, nadmiarem witamin;
  • przed własną nieporadnością;
  • przed tym, co będzie, jakie będzie, jak się wychowa, czy da się radę wychować;
  • przed porażkami wychowawczymi, przed sukcesami;
  • przed przekarmieniem, przed niedożywieniem itd., itp.

Lęk, lęk, lęk. Dużo lęku.



Jakość i ilość

Wyobraźcie sobie burzliwą dyskusję na temat ilości dzieci, wielodzietności. I naraz pada argument z jednej strony: „Nie ilość, ale jakość!” „Jest ryzyko, że jakość przejdzie w ilość przy zbyt dużej liczbie dzieci.”

Włosy mi zdębiały, szczerze mówiąc. A ten, kto przytoczył taką sentencję, dalej argumentuje, że przecież trzeba mieć rozsądek, żeby dzieciom zapewnić studia itd.

I myślę sobie teraz o tych studiach:

  • w ogóle wcale nie jest pewne, że moje (czy kogoś innego dzieci) w ogóle zechcą iść na studia;
  • nie jest pewne, czy w ogóle będą mieć predyspozycje do studiowania (nigdy nie wiadomo, czy młody człowiek nie uderzy się  jutro tak skutecznie w głowę, że nie będzie w ogóle w stanie się uczyć);
  • czy tylko inteligentów potrzeba? czy nie potrzeba też na świecie uczciwych, solidnych ekspedientek, salowych, budowlańców, piekarzy?
  • czy jakiekolwiek studia nauczą bycia dobrą żoną, mężem, matką, ojcem, czy dadzą radość, szczęście, gdy zabraknie Pana Boga w sercu, życzliwości i miłości?

Czy można w ogóle do człowieka przykładać miarkę jakości i porównywać jak produkt? Nawet za najmniejsze dzieciątko Pan Jezus umarł na krzyżu, nawet najlichszy człowiek jest w oczach Bożych kimś, kto jest drogocenny.



Szczęśliwe guzy i siniaki

Będąc mamą ciągle czegoś nowego się uczę.

Ostatnio perypetie z podejrzeniem mózgu najmłodszej pociechy też mnie nauczyły aż za dużo.

Otóż dobrze jest, gdy dziecko ma siniaki, guzy na głowie, nawet, gdy przetnie mu się skóra, gdy się przewróci i można ją opatrzeć.

O wiele gorzej może być, gdy dziecko uderzy się mocno główką i nie ma guza, sińca prawie wcale: wstrząs zamiast pozostać na powierzchni dociera wgłąb. Brrrr, nie polecam tego doświadczenia. Nie życzę nikomu.

O tym, że mogło dojść do wstrząsu mózgu może świadczyć utrata przytomności, wymioty, zatrzymanie oddechu itd.

Nie będę dokładnie opisywać, jak to było w naszym przypadku, ale młodzieniec miał część tych objawów. Na szczęście szybko samoistnie znów zaczął oddychać. Zanim karetka przyjechała został już przystawiony do piersi w celu uspokojenia.

„Czemu pani karmi? Przecież może wymiotować!”- jedne z pierwszych słów ratowników z karetki pogotowia.

„Może, ale nie musi.”- odpowiedziałam i nic sobie nie robiłam z ich uwagi.

Na izbie przyjęć cd. od innego medycznego personelu:

„Nie można karmić! Dziecko może zwymiotować po wstrząsie mózgu!”

„Tak, tak! Może, ale nie musi.”- odparłam i robiłam swoje. Po co dziecku przeszkadzać? I tak miało wystarczająco dużo stresu.

Potem jeszcze karmiłam trzeci raz w gabinecie lekarskim. I czwartyraz czekając na USG przezciemiączkowe.

A potem Jędrusia czekało 4 godziny postu przed uśpieniem w celu zrobienia tomografii komputerowej. Nie docenił kroplówki z solą fizjologiczną i glukozą. Potem jeszcze 2 godziny postu po uśpieniu: „Bo może wymiotować!- Nie może jeść ani pić!”

Jak to dobrze, że go przystawiłam do piersi po urazie! Jak bardzo byłby głodny, gdybym tego nie zrobiła, gdy czekało go tyle czasu postu (6 godzin!) bezpiersiowego. Na szczęście nie wymiotował. Intuicja czy szczęście?

Po mojej relacji może ktoś doceni możliwość przystawiania do piersi? To, że dziecko ma guzy i siniaki?



Jakie to szczęście!

Właśnie chciałam się podzielić z Wami szczęściem, że znów mogę karmić piersią.

Znów?

Znów. Jakoś to doświadczenie szpitalne było potrzebne o tyle, że uświadomiło mi na nowo, że to karmienie jest darem tymczasowym.

Pobyt w szpitalu z powodu wstrząsu mózgu u dziecka. No i dużo potrzebnych badań: USG, RTG, tomografia.

4 godziny w połowie przepłakane przed uśpieniem mojego 9-miesięcznego Jędrusia (potrzebnym do wykonania badania tomografii) i 2 po części przepłakane po uśpieniu. Dziecko nacierpiało się okrutnie. Mam dalej wątpliwości, czy potrzebnie.

Uff, jaka to ulga, gdy można przytulić dziecko do piersi i pokazać mu, że je się rozumie, że chce się je pocieszyć tak, jak tego pragnie. Może właśnie łatwiej zrozumieć, że to jest cenny i potrzebny dar od Stwórcy, gdy go zabraknie, gdy jest odjęty, choć na chwilę.

Bo my na co dzień już potrafimy być takie znużone tym darem, jakby nam się on należał, jakby był czymś oczywistym.

Wiele kobiet ma też dar zdrowia- też niezauważany, niedoceniony: po prostu sobie karmi piersią i wszystko gra. Tylko narzeka jak to ciężko.

Kilka zapaleń piersi, które przebyłam wiosną (jedno na pewno zawinione) uświadomiły mi, że to dar cenny, ale kruchy. A choroba też jest darem- mam nadzieję, że lepiej będę mogła teraz zrozumieć kobiety zmagające się z tym problemem, że będę mogła lepiej im pomagać. Taka moja mała nadzieja.