Archiwum kategorii ‘Rodzenie’


Moment

Jest taki czas,

gdy

macierzyństwo Cię przerasta,

poród Cię przerasta

karmienie piersią Cię przerasta,

życie Cię przerasta.

Mnie też przerastało.

Mówiłam:

-Nie dam rady.

Mówiłam tak, bo było ciężko.

Taki „7 cm” życia.

Wytrwanie rodzi cierpliwość.

I daje życie.

Uśmiech w końcu wraca.

-Uśmiechnij się, mamo.



Odwaga czyli życie w miłości

Fakty

Lęk boi się.

Trzęsie.

I chowa w ciemności.

Najchętniej ukrywa swoje ciemne sprawki.

Ukrywa też w swoich ciemnych dziurach, w swoim cieniu: nieprzebaczenie, złość, gniew, zawody i żale.

Żywi się strrrrrrrrrrasznymi historiami, lękami innych, wydarzeniami z przeszłości, wyobrażeniami nieprawdziwych przyszłych wydarzeń, zabobonami, gusłami, niewiedzą i nieświadomością.

Nie lubi konfrontowania z rzeczywistością, czasu teraźniejszego, dobrych historii, śmiechu i rozluźnienia.

Dlaczego o tym piszę? Bo co rusz słyszę, że ktoś się boi, że i Was dręczą niepokoje, niepewności, obawy dotyczące porodu. Domowego lub szpitalnego i różnych okoliczności towarzyszących. Lub opieki nad dzieckiem.

A z lęku można i warto zrezygnować.Na rzecz odwagi, która opiera się na rozumie i zaufaniu tym, którym warto ufać.

„Doskonała miłość usuwa lęk” (list św. Jana)

– czyż nie jest to wspaniała nowina, na której można się oprzeć? Czy zaproszenie do porodu właściwych osób nie daje pewności, że przeżyjemy go sensownie? Czy oparcie swojego wyboru na zrozumieniu fizjologii, na świadomości sensu tego procesu, sensu niedojrzałości dziecka, nie jest antidotum na nieracjonalne lęki?

Czy więź z Bogiem nie daje nam niezawodnego towarzystwa?

Zaufanie jest oparte na miłości. Rozum natomiast nie boi się pytań, rozmów, świeżych i odkrywczych pomysłów. W czasie przygotowania do porodu jest na nie miejsce. W czasie porodu jest na nie miejsce. Kocham te porody domowe, więc stawiam czoła tym lękom razem z matkami i ojcami, którzy do mnie trafiają. Jeśli przed Tobą poród szpitalny, również możemy wesprzeć Cię w dobrym przygotowaniu do porodu. O tych i innych sprawach chętnie porozmawiamy w ramach:

->Szkoły Rodzenia- grupowej

->spotkań indywidualnych

->wersji dla tych, co nie mają czasu się spotkać, ale chcą skorzystać z pewnych profitów, jakie daje wsparcie położnej.

Lublin i okolice

Iza i Grzegorz: 501-218-388



Skurcze- na wagę złota od początku do końca

Fale skurczy- czyli poród

Kiedy fruwałam z radości nosząc pod sercem najstarsze dziecko,

cieszyłam się też ze skurczy Braxtona-Hicksa.

Wiedziałam, że to naturalny trening mięśni macicy, potrzebny, by potem szczęśliwie urodzić. Nie może mięsień bezwładnie się lenić przez wiele miesięcy, bo potem musi wykonać swoją największą pracę: porodową. Ćwiczenie na wiele godzin: kilka bądź kilkanaście, a przy pierwszym dziecku nawet kilkadziesiąt.

Cieszyłam się do czasu.

Do czasu wizyty u pewnego ginekologa, który huknął na mnie, gdy leżałam na fotelu ginekologicznym:

-Czego się pani stresuje? Chce pani przedwcześnie urodzić?

Noooo, głównie to się stresowałam tym badaniem ginekologicznym.

Nie podobało się lekarzowi, że poczuł twardnienie mojej macicy.

Dostałam magnez do zażywania.

OK.

Ale nigdy przenigdy już się nie chwaliłam żadnemu ginekologowi, że mam mocne i częste skurcze Braxtona-Hicksa- zwłaszcza, że urodziłam 2 tygodnie po środkowym terminie.

A przy kolejnych dzieciach odczuwałam te skurcze coraz wcześniej

i wcześniej,

i wcześniej,

i wcześniej.

Nigdy nie urodziłam przedwcześnie.

Potem jeszcze się dowiedziałam, że te najwcześniejsze skurcze (wg podręczników nieodczuwalne) nazywają się falami Alvareza- inne matki wielodzietne również mówiły mi, że z kolejnymi dziećmi w drodze również czuły je coraz wcześniej, coraz wyraźniej. I też szczęśliwie donosiły do terminu.

A potem poznałam wiele matek, które leczyły się mając zdrowe ciąże, zdrowe dzieci- właśnie z tych zdrowych skurczy zażywając całe ciąże No-Spy, zakładając Luteiny itp., a potem rodząc dzieci po-Nospowe czyli z obniżonym napięciem mięśniowym.

A potem poznałam jeszcze inne matki- wielodzietne, które też odczuwały fizjologiczne skurcze ciążowe, ale nie dały się leczyć z powodu zdrowia i nie biorąc globulek z luteiną, tabletek z No-Spą donosiły dzieci do 40, 41 czy nawet do 42 tygodnia.

Czy zachęcam kogoś, by nie brał leków przepisanych przez lekarza?

NIE!!!

Ale zachęcam, by myśleć. Brać odpowiedzialność.

Kto jak kto, ale na pewno lekarze nie poniosą odpowiedzialności za skutki uboczne leków przepisanych nam i naszym dzieciom. Poniesiemy MY konsekwencje naszych wyborów- my i nasze dzieci- i te pozytywne, i te negatywne.

Poniesiemy je my i nasze dzieci.

Zachęcam, by nie dać sobie wmówić, że skurcze Braxtona-Hicksa są patologią, podczas gdy są bardzo ważnym etapem rozwoju, treningu zdrowego mięśnia macicy. Jeśli zapobiegamy zdrowemu rozwojowi mięśnia macicy przy pomocy leków, to jak można się spodziewać pozytywnych efektów tego podczas porodu?

Pewna ciekawa stara książka położnicza wyszczególnia jeszcze 7 innych rodzajów skurczów.

Jest ktoś ciekawy?



Ciąża to nie choroba, ale…

W Domu Narodzin- tuż po uzyskaniu prawa wykonywania zawodu…

Ciąża to nie choroba.

Choć Gazeta W…ybiórcza bardzo by chciała, by już móc ją uznać oficjalnie za szczególnie wredną chorobę.

Generalnie nie lubię samego tego pojęcia „ciąża”- jakieś takie przyciężkie jest i zniechęcające do macierzyństwa.

A ja macierzyństwo lubię. Podziwiam. Ochraniam.

Po prostu kocham być położną. Tak jak wcześniej kochałam i kocham być mamą.

Dlatego z premedytacją odchodzę od niego i wybieram określenie „Stan błogosławiony” czyli bycie matką dziecka poczętego, czyli czas niesłychanego wzrostu, rozwoju matki i dziecka wewnątrz niej. Czas wymagający, ale też niepowtarzalnie piękny.

A więc stan błogosławiony to nie choroba, ale… to nie znaczy, że to jest dobry czas na bicie rekordów wytrzymałości, popisywanie się, że wszystko się może i zawsze się może,

bo

warto się liczyć z tym dzieckiem,

które na nikogo innego liczyć nie może- tylko na matkę.

Tak bardzo kruchym,

maleńkim,

tak szybko rozwijającym się,

jak nigdy później.

I dla niego też TRZEBA zostawić

siły:

->na rozwój,

->na wzrost,

->na rodzenie się.

Stan błogosławiony to nie tylko NIE choroba, ale okres szczególnych sił, szczyt zdrowia.

A wiadomo, jeśli idziemy na szczyt, a nie jesteśmy do tego odpowiednio przygotowani i nie dbamy o to wejście, to może być z tego wejścia „jedna wielka lipa”.

Dlatego choć zazwyczaj kobiety, które rodzą i karmią rzadziej statystycznie chorują np. na osteoporozę (w późniejszym okresie), raka piersi, raka jajnika itp., to jeśli nie dbają o to dziecko rozwijające się w nich, to siebie też mogą narazić na bieżące perturbacje z powodu tej niedbałości.

Miłość jest wymagająca, ale miłość też ubogaca.

Iza

Położna domowa, środowiskowa, Lublin:

501-218-388



Miłość jest cierpliwa…

„Jest czas na wszystkie sprawy pod niebem…”

Czy na sztuczną indukcję porodu można się nie zgodzić?
Można, takie są prawa pacjenta. Prawa pacjenta w uzasadnionych okolicznościach dają nam też możliwość skorzystania z tego rozwiązania.

Czy są zalety tego wyboru oprócz ewidentnego przyśpieszenia porodu?
Są, w wyjątkowych sytuacjach rzeczywiście trzeba pomóc dziecku się ewakuować. Są takie choroby, np. cholestaza, stan przedrzucawkowy, są takie sytuacje, kiedy łożysko zaczęło funkcjonować na tyle gorzej, że dziecko powinno się urodzić możliwie szybko, aby dalej móc prawidłowo wzrastać. Może to więc być zabieg medyczny ratujący zdrowie lub życie ludzkie. Jednak większość sytuacji indukcji odbywa się tylko dlatego, że minął pewien określony czas, zazwyczaj jest to 7-10- 14 dni po tzw. środkowym terminie. Czy trzeba w takiej sytuacji wywoływać poród?- podjęcie takiej decyzji na pewno wymaga spokojnej rozwagi.

Czy są wady tego rozwiązania, jakim jest sztuczna indukcja porodu?

Rzeczywiście są. Przyjrzyjmy się im dokładniej:

-możliwość urodzenia wcześniaka; jeśli np. robi się indukcję matce w 37 tygodniu ciąży, a to dziecko naturalnie urodziłoby się w 42 tygodniu, to rodzi się tu dziecko o 5 tygodni za wcześnie;

-dziecko wchłania wody płodowe z płuc dopiero 3 dni przed porodem, jeśli więc zmusimy go do wcześniejszego porodu, może być mu trudniej złapać pierwszy oddech, a na pewno jego płuca są bardziej mokre; trudności, zaburzenia oddechowe mogą być więc udziałem dziecka z powodu indukcji porodu;

-jeśli matka i dziecko nie są gotowi na poród, ich ciało może nie współpracować w próbie wywoływania porodu; znane są więc ponawiane próby indukcji bez żadnych rezultatów lub częste diagnozy „dystocja szyjkowa”; dlaczego dziecko miałoby współpracować przy porodzie, jeśli nie jest do tego gotowe? dlaczego matka nie miałaby stawiać oporu medykalizacji indukcji, jeśli jej ciało i dusza nie dojrzały do tego? często więc taka sytuacja kończy się cesarką;

-wadą indukcji są też działania niepożądane oksytocyny podawanej w infuzji dożylnej: skurcze za częste, za silne w stosunku do tego, co jest w stanie wytrzymać matka; dość często spotykam kobiety, które doświadczyły tej hiperstymulacji macicy i wspominają to jako traumę.

Czy są alternatywy dla sztucznej indukcji porodu?

W sytuacjach naglących, patologicznych niekiedy nie ma zbyt wiele oprócz cesarskiego cięcia.

Ale w sytuacji gdy mama i dziecko są zdrowi, a łożysko pracuje prawidłowo, oczywiście są!

Żeby uporządkować te liczne możliwości, skorzystam z punktów:

cierpliwe czekanie jest prawie zawsze dobrą alternatywą, zwłaszcza jeśli połączy się je z uważnym wsparciem położnej czy lekarza w zakresie obserwacji stanu dziecka; jeśli nie damy danej kobiecie donosić do tego momentu, kiedy jej dziecko zacznie się rodzić- możemy zaprzepaścić możliwość nauczenia się tej kobiety czegoś o sobie, o swoim dziecku, rodzinie; są np. takie matki, które wszystkie swoje dzieci rodzą w 42 pełnym tygodniu bez oznak jakiegokolwiek przenoszenia u dziecka;

masaż piersi i brodawek– ma udowodnione działanie pro-oksytocynotwórcze; oksytocyna jest właśnie hormonem, który odgrywa niebagatelną rolę przy porodzie; można też zastosować w tym celu laktator;

-oksytocyna jest hormonem miłości- ułatwia więc jej wydzielanie wszystko, co sprawia, że łatwiej nam o rozluźnienie, spokój, wyciszenie, „odpłynięcie”; dla różnych matek mogą to więc być różne rzeczy, ale zazwyczaj sprawdzają się: masaże (szczególnie karku, kręgosłupa, stóp), kąpiele, spacery, kojąca muzyka, wsparcie psychiczne, wysłuchanie itp.

-wśród rodzajów masażu ważne miejsce dla mnie zajmuje masaż chustą Rebozo: rozluźnienie kręgosłupa, podnoszenie brzucha połączone z rozluźnieniem i pociągnięciem oraz zachętą dla dziecka do dobrego wstawiania się potrafią czynić wiele; czy to przypadek, że na drugi dzień po takim masażu rozwijał się niejeden raz w świetnym tempie poród?

-swego rodzaju dość gwałtownym rodzajem masażu dla macicy może być ruch jelit– znane jest więc od dawien dawna wywoływanie porodu przez picie olejku rycynowego (na własną odpowiedzialność!- możliwość zbyt szybkiego porodu itp.), który przeczyszczał jelita; zamiast olejku rycynowego można tu zastosować witaminę C w dawkach wzrastających aż do wysycenia organizmu; zaletą takiego rozwiązania jest wzmocnienie odporności, wsparcie wytwarzania kolagenu (zapobieganie rozległym pęknięciom krocza);

-pewna wspaniała położna podzieliła się ze mną też przepisem na herbatkę naskurczową: na termos ścieramy korzeń imbiru (kilka cm), dodajemy 1 łyżeczkę goździków, cynamonu, herbaty werbeny; pijemy po małym łyczku przez 1-2 doby; tradycyjnie pije się też począwszy od 35-36tygodnia herbatę z liści malin, aby wzmocnić skurcze;

-niektórzy uważają, że można też jeść pokarm, który będzie naskurczowy: codziennie kilka daktyli, rdzeń ananasa czy olejek z wiesiołka; z mojego doświadczenia jednak, jeśli matka i dziecko nie są wystarczająco gotowi, może to nie mieć specjalnego znaczenia, co się je czy pije; zresztą w rejonach, gdzie kobiety nigdy nie jadały daktyli, anannasów czy olejków z wiesiołka czy nie piły specjalnych herbatek, również dawniej rodziły normalnie;

-badania pokazują jednak, że jest jeden pokarm, który może utrudnić rozpoczęcie porodu; jest nim cukier- jest to substancja, która może utrudniać wydzielanie prostaglandyn- hormonu tkankowego, który ma duże znaczenie w rozpoczęciu akcji porodowej, zmiękczeniu szyjki macicy; zwłaszcza kobiety posiadające bardziej obfitą tkankę tłuszczową powinny unikać cukru co najmniej ostatni miesiąc przed porodem; prostaglandyny są bowiem hormonem tkankowym- wytwarzanym w tej tkance;

aromatoterapia: szczególnie szałwia muszkatołowa, rozmaryn, ale także wiele innych olejków, które pozwalają się matce odprężyć, uspokoić, poczuć zadbaną, zaopiekowaną; olejki można dyfuzować do inhalacji, można też stosować do kąpieli lub po rozcieńczeniu do masażu;

ruch, spacery, schodzenie ze schodów- zwykle są polecane, by wywołać poród; i jest to rzeczywiście dobra metoda, bo powoduje ucisk główki na szyjkę macicy; jednak dla niektórych dzieci ze względu na ich pozycję może to nie być pomocne; czasem właśnie jakieś prace w pozycji kolankowo-łokciowej, masaż Rebozo w tej pozycji ułatwia dziecku zmianę pozycji na właściwą, na pójście dalej, wstawienie się głębiej w kanał rodny; niektórym dzieciom znaczną pomocą we właściwym wstawieniu i rozpoczęciu porodu może być podnoszenie obwisłego brzucha chustą (chusta na brzuch, a na plecach krzyżak);

współżycie małżeńskie– to, co było zaproszeniem dziecka na świat przez poczęcie, ułatwić może również jego poród; oksytocyna- hormon miłości jest bowiem wytwarzana podczas współżycia, z kolei nasienie męskie zawiera prostaglandyny, które mogą zmiękczyć szyjkę macicy i zachęcić ją do rozwierania; choć nie zawsze bywa to dobre rozwiązanie, gdyż matka w tym okresie bywa tak zmęczona, że może nie mieć siły i chęci na współżycie; w takiej sytuacji również sama czułość, pocałunki, masaż wykonany kochającą ręką może okazać się na wagę złota; nie można też polecić tego rozwiązania np. w sytuacji infekcji dróg rodnych, pęknięcia błon płodowych i in.

Co będzie dobre dla nas i naszego dziecka?

Często rodzice mają dobrą intuicję, gdy są w kontakcie ze Stwórcą. Zwłaszcza jeśli nie dadzą się zastraszyć, ani nie podchodzą do życia z myśleniem życzeniowym.

Lublin,

wsparcie położnicze, laktacyjne, porody domowe;

tel.: 501-218-388



Kto daje nam czas? A kto nam go zabiera?


Jaki ptak i o której godzinie śpiewa?

Takie „Ptasie zegary” można zobaczyć w wielu miejscach Polski. Różne ptaki o różnych porach dnia i nocy zaczyna swą piosnkę godową.

Ale w połowie lipca rokrocznie niemal wszystkie milkną.

Już prawie nie słychać ptasich treli. Zauważyliście?

„Jest czas na wszystkie sprawy na ziemi”.

Jest czas rodzenia i czas umierania.

Czas śpiewania i milknięcia.

Tradycyjnie w położnictwie mówiono, że rozwój dziecka w łonie matki trwa od poczęcia około 38 tygodni +/- 3 tygodnie.

Wcześniej było niedobrze rodzić, bo mógł się urodzić wcześniak.

A później?

Później w nielicznych przypadkach dziecko mogło być przenoszone, np. mieć skórę zmacerowaną- brak mazi płodowej, za mało wód płodowych, oddać smółkę, mieć niewydolne łożysko.

Ale najczęściej cierpliwie czekano taką lub inną ilość czasu i prędzej czy później rodziło się dziecko.

Bo miłość jest cierpliwa.

Ale miłość nie broni korzystać z rozumu na korzyść drugiej osoby. Więc rozumnie pilnować i obserwować dziecko, czy jest zdrowe- ma sens.

Dlatego kontakt z dzieckiem uważam za kluczowy: matka jest tu specjalistką, bo zna to dziecko i jego charakterystyczne zachowania najlepiej.

Oprócz tego można zbadać po 42 tygodniu łożysko, czy jest wydolne, można obserwować serce dziecka przez KTG.

Jeśli czekamy i nie zmuszamy dziecka do rodzenia się, to mamy szansę poznać typowy czas rozwoju dziecka w danej rodzinie. Są i były takie rodziny, gdzie wszystkie dzieci rodzą się np. gdy ciąża trwa 42 pełne tygodnie. Jeśli byśmy wywołali poród w 38 tygodniu, to mamy wcześniaka aż o 4 tygodnie. A przede wszystkim nie poznamy charakterystyki tego konkretnego dziecka i tej konkretnej rodziny.

My nie jesteśmy od szablonu. Jednakowi. Mamy i różnice międzyrodzinne, i różnice osobnicze. I one mają sens.

3 dni przed porodem dziecko wchłania istotną część wód owodniowych z płuc. Ma to sens? Czy może dziwić, że w sytuacji indukcji część dzieci w ogóle nie chce się rodzić?

Pewna nauczycielka terapeutów integracji sensorycznej, zwróciła mi uwagę, że duża część wybiórczości pokarmowej wiąże się z indukcją porodu. W rozwoju dziecka ma sens kolejność w jakiej uczymy się: pewnych etapów nie da się pominąć, żeby pójść dalej w rozwoju. Tuż przed porodem rozwija się np. intensywnie mózg, zmysł smaku. Do dziecka przez łożysko w ostatnich dniach i tygodniach przechodzą też ciała odpornościowe. Wyposażenie dla dziecka na tę trudną drogę na zewnątrz i na drogę lądową.

Komu ufamy?

Bogu? Dziecku? Lekarzowi?

Życie jest sztuką wyboru.

„Doskonała miłość usuwa lęk”. Czy chcesz, żeby usunęła ten lęk? Czy bardzo jesteś do niego przywiązana? przywiązany?



Profilaktyka- da się być zdrowym w stanie błogosławionym?

Moje zdjęcie- różne mogą być kwiaty 🙂

Stan błogosławiony jest szczytem zdrowia- usłyszałam kiedyś z ust Ewy Niteckiej, współzałożycielki Stowarzyszenia na Rzecz Naturalnego Rodzenia i Karmienia. Ale żeby szczęśliwie dostać się na szczyt- warto się do tego właściwie przygotować i dokonywać właściwych wyborów podczas zdobywania go: towarzyszenia dziecku podczas rozwoju w fazie ukrytej, wewnątrzłonowej. Jednak czas ten jest również czasem przygotowania do kolejnego etapu: laktacji, karmienia piersią- stąd potrzeba magazynowania w organizmie wartościowych skłądników.

Co jest najlepszą profilaktyką przed poczęciem i po poczęciu dziecka?

—> miłość– ta prawdziwa przez duże „P„, nie udawana, dodaje sił, radości, leczy to, co chore, przynosi ulgę, gdy jest trudno; czasami matki zapominają, że miłość to nie tylko dawanie; dawanie to jest rewers miłości, jej awersem jest branie; jeśli nie umiesz brać, to pozbawiasz swoich bliskich (i nie tylko bliskich) możliwości nauczenia się dobrych uczynków; to miłość do Twoich bliskich powinna pozwolić ci przyjąć od nich odpoczynek, gdy tego potrzebujesz, możliwość wyręczenia cię, ustąpienia ci miejsca w autobusie; to miłość powinna cię skłonić do tego, by pójść do masażysty, fizjoterapeuty, lekarza czy położnej, jeśli tego potrzebujesz; najważniejszym narządem zmysłu, jaki posiadamy, jest skóra- przytulajmy, masujmy, dotykajmy tych, którzy tego potrzebują, ale też pozwólmy, by inni okazywali nam w ten sposób swoją miłość; pod pojęciem miłość rozumiem, coś o wiele więcej niż emocje, bo postawę życiową i wybory życiowe; miłość to też przebaczanie, czasem bardzo wiele przebaczania- a z tym wiążą się też trudne, a czasem bardzo trudne emocje; jako położna i medyk mam też namacalną wiedzę, że brak wierności, czystości przed małżeństwem, zdrady, wynaturzenia itp. czyli brak miłości, to narażenie siebie i małżonka czy kochanej osoby na choroby przenoszone drogą płciową;

—> Świadomość czyli wierność prawdzie; a w rzeczy samej odkrywanie tej prawdy w trudzie, ale też w radości, bo tylko prawda jest ciekawa; mądrość ludowa mówi, że zaczynamy dbać lub nie dbać o zdrowie swojego dziecka 10 lat przed jego narodzeniem; długa perspektywa, nieprawdaż? w krótszej perspektywie to bezpośrednim przygotowaniem do poczęcia dziecka jest konkretny cykl owulacyjny i cykl przed nim; i ciekawe, że lekarze hojną ręką wykonują kobietom łyżeczkowania, a pośród swoich alarmują, jak jest to ryzykowny zabieg i ile po nim może być powikłań i apelują, żeby go unikać, jeśli to możliwe ze względu na to, że robi się kobietom na macicy blizny; przy naturalnym poronieniu, zwłaszcza jeśli ma ono miejsce do 12-13 tygodnia organizm ma ogromne szanse samodzielnie sobie poradzić z tą sytuacją, niepotrzebnym okaleczaniem może być łyżeczkowanie; powinno nam też dać do myślenia, że w tak bogatych krajach jak np. Finlandia zalecane i refundowane są jedynie 2 USG prenatalne; czy jesteście pewni, że USG co miesiąc na wizycie u ginekologa zwiększają prawdopodobieństwo zdrowia Waszego dziecka? są badania, które mówią dokładnie coś odwrotnego; preparaty hormonalne brane przed poczęciem są w stanie zaburzyć gospodarkę hormonalną na wiele lat, np. hormonalny lek na trądzik, często przepisywany dziewczętom potrafi skutkować niemożnością donoszenia przez nie później ciąż (ulotka: działania niepożądane); okres dojrzewania słynie ze swoich huśtawek hormonalnych, nierównowagi- i w ten sposób uczy się on sprostać późniejszemu macierzyństwu- dlatego nie można go dodatkowo obciążać hormonami z zewnątrz; branie z kolei pigułek antykoncepcyjnych, założenie spirali wewnątrzmacicznej to rujnowanie kobiecego endometrium; prof. W. Fijałkowski porównywał endometrium czyli śluzówkę macicy po antykoncepcji hormonalnej do rżyska, natomiast- u kobiety stosującej naturalne metody planowania rodziny- do falującej łąki i pokazywał tę różnicę na zdjęciach; warto, żebyście rozumiały i doceniały kobiecą fizjologię przed poczęciem, jak i po poczęciu dziecka; mając np. świadomość, że w stanie błogosławionym zwiększa nam się ilość krwi o 40-45% przy ciąży pojedynczej- warto do tego się przygotować jak najwcześniej, np. badając sobie poziom ferrytyny czyli zapasu żelaza w organizmie; jeśli mamy duże zapasy, ogromnym błędem jest suplementacja żelaza, gdyż sprzyja ona wówczas takiemu groźnemu powikłaniu jakim jest rzucawka czy stany przedrzucawkowe; zresztą żelazo jest dosyć „ryzykownym” suplementem w pierwszym trymestrze – może być ono teratogenne czyli uszkadzające dla dziecka; mając nie za wysoki poziom ferrytyny, bezpiecznie można jeść/pić pokrzywę, kwas buraczany, a nawet od drugiego trymestru suplementować żelazo w bezpiecznej formie np. laktoferrynę;

Obserwując swój cykl miesiączkowy, można też bardzo wcześnie zauważyć niedomogę progesteronową- umożliwia to nam zapobieżenie poronieniom czy przedwczesnemu porodowi np. przez wdrożenie leczniczych dawek witamin C, E.

Warto być świadomym, że stan błogosławiony jest czasem, kiedy matka rezygnuje z części swojej odporności na rzecz swojego rozwijającego się dziecka- dlatego tym bardziej powinna zadbać o to, co podnosi jej odporność: w jej trybie życia. Na tryb życia składa się: oddychanie, ruch, świadome rezygnowanie ze stresu, odżywianie. Jak można świadomie rezygnować ze stresu? Uczy nas tego chrześcijaństwo: uczy postawy wdzięczności, stawania się radosnym dzieckiem Bożym czyli postawy ufności, życiem chwilą obecną.

Świadomość sensowności fizjologii: nie musimy się bać fizjologii. Częścią fizjologii są np. skurcze Braxtona-Hicksa czyli skurcze macicy, które zaczynają się od połowy ciąży, powinny być one raczej niebolesne i nieregularne, ale mogą być wyczuwalne jako twardnienie brzucha – a dokładniej: macicy. Skoro są one częścią fizjologii, to na pewno nie należy ich leczyć No-Spą (po której dzieci mają osłabione napięcie mięśniowe), kładzeniem do szpitala i podawaniem matce sterydów na rozwój płuc. Powodem do paniki dla niejednej matki bywa też badanie długości szyjki macicy.

Badanie to powinno się odbywać w ściśle określonych warunkach- inaczej jest niemiarodajne:

  • pomiar szyjki macicy powinien odbyć się dokładnie pomiędzy 18.-22. tygodniem ciąży,
  • winien być wykonany w USG przezpochwowym,
  • w czasie tego badania pęcherz moczowy powinien być opróżniony.

Tylko tak wykonane badanie jest uważane za miarodajne i jego wyniki można dalej interpretować zgodnie z pracami naukowymi wg medycznych standardów. Czy wszyscy wasi lekarze przypominają wam o skorzystaniu z toalety przed badaniem USG- tzw. połówkowym?

Pocieszające naprawdę są dane z 2 pierwszych akapitów:

  • Szyjka powyżej 25 mm w połowie ciąży– ryzyko porodu przedwczesnego to zaledwie 1%,
  • Szyjka od 16 do 25 mm w połowie ciąży – ryzyko porodu przedwczesnego wynosi zaledwie 4%,
  • Szyjka 15-10 mm – 25% ryzyka porodu przedwczesnego ,
  • Szyjka macicy krótsza niż 10 mm w połowie ciąży – ryzyko porodu przedwczesnego- bardzo duże: 90%.

Czy 1% to dużo? A 4%? To wystarczająco, by dać się zastraszyć porodem przedwczesnym i dać się położyć do szpitala?

Dane ze strony: mamaginekolog

Czy nie lepiej w tej sytuacji byłoby zapobiegać dalszemu skracaniu odciążając tę szyjkę i zapobiegając skurczom przez suplementację magnezu z witaminą B6? Nie jest to gotowa odpowiedź- tylko sprawa do rozważenia. Czasem lepiej zapobiegać, dzięki szpitalnej pomocy, możliwości wcześniactwa.

Wnioski jakie wysnuwa jednak lekarka z w/w strony są dla mnie porażające: czy naprawdę wystarczy częste chodzenie do lekarza, by zapobiegać powikłaniom położniczym?

Czy jednak tryb życia nie jest istotniejszy?

Kluczowe badanie dla profilaktyki pokazuje, że nawet za 75% zdrowia odpowiedzialny jest właśnie tryb życia: ruch, oddychanie, odżywianie itp.

Czy wystarczy, żeby być zdrowym samo chodzenie do lekarza, jeśli zaniedbujemy na co dzień ruch, właściwe odżywianie, potrzebę odpoczynku itp.

Na koniec chciałabym opowiedzieć Wam o badaniu, które pokazało, że kobiety, które do końca stanu błogosławionego chodziły do pracy 4-krotnie częściej rodziły drogą cesarskiego cięcia w porównaniu z tymi, które miały zwolnienie co najmniej od 3 trymestru. Czy to nam coś mówi o lokowaniu swoich sił? Czy w kontekście rozwoju tak intensywnego dziecka, możemy stawiać na pierwszym miejscu pracę zawodową? Widać jak na dłoni, że jest to lub może być szkodliwe dla dziecka.

Dziękuję Fundacji Madka za zaproszenie mnie oraz Eweliny Misiury- doradcy żywieniowego z wykładem dotyczącym profilaktyki.



Pooglądacie?

Takie tam z okazji kolejnego Międzynarodowego Dnia Porodów Domowych:

Poród- nasza pasja



Poród domowy? To jest bezpieczne! O warunkach tego bezpieczeństwa słów kilka…

No właśnie- dlaczego lekarze czują się w ogóle kompetentni wypowiadać o czymś, czego zazwyczaj nie widzieli?

Dlaczego bezpieczeństwo porodu domowego w obecności położnej jest tak duże?

  • gdyż wiele matek, które rodzą w domu wybiera profilaktykę: dobre odżywianie, dużo ruchu, pokój serca i pracę nad sobą, dobraną z rozmysłem zdrową dietę, indywidualnie dobraną suplementację, jeśli trzeba, unikanie szkodliwych dodatków do żywności i jej zanieczyszczeń;
  • bo właśnie w domu mamy najwięcej zaprzyjaźnionej (tzw. symbiotycznej, probiotycznej) flory bakteryjnej czyli takich mikroorganizmów, które nasz organizm zna, umie sobie radzić, a nawet służą one zachowaniu zdrowia; w domu zazwyczaj nie ma szpitalnych super zjadliwych lekoopornych patogenów, na które nie wykształciliśmy ani my, ani nasze dzieci odporności;
  • bo to właśnie we własnym domu łatwiej o uszanowanie fizjologii, nieprzyśpieszanie żadnego z etapów, ale też szukanie zdrowych rozwiązań wspierających ten stan zdrowia; w domu też położnej łatwiej o cierpliwość, bo nie ma poczucia, że zaraz kończy jej się dyżur i powinna „to skończyć”;
  • we własnym domu nie ma tylu rozpraszających bodźców, które mogą zahamować/utrudnić naturalny poród: wywiadu na Izbie Przyjęć (lista pytań jest doprawdy imponująca- gdy przygotowujemy się do porodu domowego wywiad medyczny jest przeprowadzony podczas kwalifikacji PRZED porodem); w domu nie ma wdrapywania się na fotel ginekologiczny, żeby kolejne osoby badały (np. kolejne położne i kolejni lekarze, bo się skończył dyżur, kolejni studenci zaliczający praktyki, salowe, które muszą sprzątnąć, ale przy okazji sobie popatrzą itp., itd.);
  • bo to właśnie w domu liczbę badań wewnętrznych ogranicza się do niezbędnego minimum, żeby zmniejszać prawdopodobieństwo zakażenia wstępującego; nie bada się rutynowo, a dopasowując do zmieniającej się sytuacji położniczej szukając optimum danego badania dla danej sytuacji; w domu koncentrując się na 1 rodzącej, łatwiej o dobre zindywidualizowane decyzje;
  • bo w domu jest ciągłość i zrozumienie opieki: jest znajomość danej klientki, jej słabych i mocnych stron; w szpitalu najczęściej trudno trafić na lekarza prowadzącego ciążę lub znajomą położną- inny więc lekarz często prowadzi ciążę- inny lekarz i położna są na Izbie Przyjęć- inny lekarz i położna są na porodówce- a gdy mamy pecha i akurat się kończy dyżur, to wkraczają następni lekarze i następne położne; z tym brakiem ciągłości wiąże się też rozmycie odpowiedzialności w szpitalu;
  • bo w domu jest najlepsze miejsce na intymność- we własnym pokoju czy łazience można się spokojnie zamknąć, wyciszyć, rozluźnić, bez skrępowania można okazać/odwzajemnić pieszczoty własnemu mężowi; to jest miejsce, gdzie nam najłatwiej przychodzi odpoczynek- drzemki w czasie porodu niekiedy bywają zbawienne; szpital to jest miejsce publiczne- kiedyś naliczyłam przy jednym porodzie aż 8 osób personelu medycznego (i pozamedycznego)- a nie był to poród w żaden sposób powikłany; czy da się spać w takich okolicznościach?
  • bo nawet szczury częściej doświadczały powikłań rodząc młode, gdy zmieniano wówczas  ich miejsce pobytu; czy kobieta nie jest o wiele wrażliwsza niż jakiekolwiek gryzonie?!
  • bo dom to miejsce, gdzie nie musimy doświadczać rozłąki z najbliższymi: z mężem, bo skończyła się pora odwiedzin w szpitalu, z dziećmi- bo w ogóle na położnictwo dzieci często się nie wpuszcza; a obecność bliskich osób, członków rodziny, osób ważnych dla naszego poczucia bezpieczeństwa zapewnia matce stabilność emocjonalną, która w okresie okołoporodowym jest dość krucha;
  • w końcu oczywista oczywistość: miejsce dla zdrowych to dom, a nie szpital; dlatego tak ważna jest kwalifikacja i czuwanie położnej, żeby chorych odesłać jak najwcześniej do szpitala; o ile lepszego wsparcia, leczenia doznałyby chore kobiety i chore dzieci (lub te z powikłaniami) ze strony personelu medycznego, gdyby nie musieli się oni zajmować mnóstwem zdrowych osób niepotrzebujących medykalizacji ich porodów, a skupili się na tych ze schorzeniami, potrzebującymi leczenia, operacji, zabiegów i innego rodzaju wsparcia medycznego?!
  • bo to właśnie szpitalna machina zdrowych przerabia na pacjentki- wcale nie tak łatwo nie wchodzić w rolę „grzecznej pacjentki”, gdy już się jest w szpitalu i oczekują od ciebie poddania się wszelkim badaniom, zabiegom- najlepiej bezmyślnie i bez zbędnych pytań; rodzące myślące, odpowiedzialne, odmawiające procedur medycznych często nie są lubiane lub uważane za dziwne, przekonywane do rezygnacji ze swoich wyborów;
  • bo to właśnie w domu można rodzić pijąc i jedząc według potrzeby- co wymiernie skraca poród (wg danych EBM);
  • bo poród może być pięknym, ekscytującym, dowartościowującym dla kobiety wydarzeniem, gdy pozwoli/pomoże jej się przeżyć go bez lęku, bez odarcia z godności i poczucia sprawczości; zmniejszenie lęku, poziomu stresu przekłada się konkretnie na lepsze radzenie sobie z oddychaniem- dziecko i matka są lepiej dotlenieni, mają więcej sił w porodzie- nic nie trzeba robić ZA NICH; to ich święto- święto całej rodziny;
  • bo położna domowa jest wykwalifikowanym medykiem: wie jak zapobiegać wielu powikłaniom, a gdy się jednak pojawią- radzić sobie z nimi w domu lub zdecydować o transferze, gdy tego wymaga dobro klientki.

To w szpitalu najłatwiej o trudne zakażenia, nadkażenia, powikłania wynikłe z pośpiechu, biegania od jednej do drugiej „pacjentki”, o lekceważenie wsparcia fizjologii i o jatrogenną medykalizację. To w szpitalu najłatwiej o „Po co się pani będzie męczyć? Zrobimy cesarkę i po sprawie.” I w ten oto sposób szereg zdrowych matek ma operację, która powinna służyć ratowaniu życia i zdrowia, a nie skróceniu porodu, zabezpieczeniu pana doktora przed lękiem przed pozwem sądowym itp.

Zostawmy szpital chorym i potrzebującym!

Skorzystają na tym i chorzy, a przede wszystkim my- zdrowi.

Zapraszam do skorzystania z naszej oferty położnej środowiskowej: edukacji, profilaktyki zdrowotnej, Szkoły Rodzenia, wspierania w porodzie i połogu.

Iza- psycholog, konsultant laktacyjny, położna środowiskowa i domowa:

501-218-388



Zapraszam

Już wkrótce o porodach domowych w:

Strefie otwartej

Czekamy kilka dni… i…