Archiwum miesiąca sierpień 2019


Mniam, mniam!

Danie na dwie okazje czyli ośmiomiesięczniak też człowiek.

Kiedy gotujemy do obiadu np. kaszę jęczmienną, to jeśli myślimy o niemowlaczku, to warto wybrać jak najdrobiejszą lub zamiast niej płatki: dwoma, czteroma czy siedmioma siekaczami zbyt dokładnie taki młody człowiek nie rozgryzie tej kaszy, więc ułatwimy mu jej strawienie wybierając drobny rozmiar, miękką konsystencję do ugotowania. PO ugotowaniu tej kaszy odejmujemy dla dziecka na 2 porcje: dodajemy do nich jakiś tłuszcz dobrej jakości (lniany, słonecznikowy, z oliwek itp.) i mieszamy. Sobie można osolić. Taką kaszę może dziecko zjeść na obiad: będzie to źródło energii dla niego. A przechowane na później (bez powtórnego odgrzewania)- będzie źródłem mniej strawnym dla dziecka, ale za to o właściwościach prebiotycznym.

Zupa

Gotujemy warzywa, np. marchew, pietruszka, brokuł, ziemniaki na gęsto (może być z zielem angielskim, liściem laurowym). Żeby trochę więcej białka dziecku dostarczyć, można przed końcem gotowania dodać żółtko uprzednio roztrzepane z odrobiną wody. Na koniec dodajemy przyprawy (sobie sól, pieprz), w zależności od upodobań: np. szczyptę majeranku. Lub po ugotowaniu dodajemy wartościowe mięso, surową natkę pietruszki. Wyjmujemy ziemniaczka i rozgniatamy widelcem, a resztę blendujemy. Do zblendowanej zupy dodajemy dziecku rozgniecionego trochę ziemniaka: grudki, drobne kawałki zachęcają dziecko do nauki gryzienia. Najpierw wprowadza się dziecku żółtka, dopiero od 11-12 miesiąca białko.

Pieczone warzywa

Można upiec warzywa dla siebie, ziemniaki, marchew, cukinia, buraczek:

http://mamwsparcie.pl/?x=0&y=0&s=gruba%C5%9Bne+fryty+z+piekarnika

i dla dziecka równocześnie- kładąc je obok swoich- tyle że dla dziecka odejmujemy zanim posolimy, zmieszamy z olejem. Olej dla dziecka dodajemy po upieczeniu, kroimy mu też wówczas drobniej, w tzw. słupki czyli wygodne do wzięcia w małą rączkę podłużne kawałeczki.

Ostatnio odkryłam super słodzik: zmiksowane daktyle. Kiedy chcemy dziecku dać jakiś mus z kwaśnych owoców i troszkę mu je osłodzić. Można najpierw namoczyć daktyle w odrobinie wody, potem zmiksować je z owocami ugotowanymi, pieczonymi. Jeśli widzimy, że maluch nie ma uczulenia na owoce, warzywa poddane obróbce termicznej, to możemy ten sam produkt dać mu do skosztowania surowy. Np. jednego dnia jabłuszko ugotowane i zmiksowane, drugiego upieczone, trzeciego odrobinę soku, a czwartego 1 łyżeczkę skrobanego surowego. Itd.

Dziewczyny, spokojnie i śmiało próbujcie obserwując reakcję dziecka bez przewrażliwienia. Nie śpieszcie się z produktami bardzo alergizującymi (spokojnie można poczekać do drugiego roku życia albo i dłużej): kakao, cytrusy, truskawki, ryby, orzechy.

Dawniej zalecano gluten nie wcześniej niż w 10-12 miesiącu, obecnie polscy pediatrzy zalecają od 5 miesiąca życia, ale już dietetycy są bardzo sceptyczni wobec glutenu. Proponują by wybierać najlepiej stare odmiany pszenicy (orkisz), kaszę jęczmienną, owies, zwracają uwagę na to, że przy uprawie zwykłej pszenicy rolnicy używają wiele szkodliwego glifosatu.

Nie dajmy się jednak zwariować: my potrzebujemy jeść, dziecko też potrzebuje jeść. O ile możemy, to wybierajmy eko. Jeśli nie możemy, to też będzie jadalne.

W polecanych przeze mnie książkach zachwala się przede wszystkim podawanie dziecku jedzenie do samodzielnej konsumpcji. Mi się jednak wydaje, że warto przyzwyczajać dziecko też do jedzenia z łyżeczki. O ile jesteśmy w domu, to można pozwolić dziecku na swobodę poznawania jedzenia (o ile mamy w sobie gotowość potem to sprzątnąć), o tyle w gościach, restauracji i innych miejscach może to być kłopotliwe. Wtedy lepiej się sprawdza karmienie łyżeczką przez rodzica- dlatego dobrze jest od czasu do czasu również w domu uczyć dziecko karmienia łyżeczką. Roczniak już może zechcieć sam spróbować wiosłowania łyżeczką.

Niech te pierwsze miesiące jedzenia, kosztowania będą dla Was wspólną radością poznawania jadalnego świata 🙂

No i życzę w tym wszystkim cierpliwości, bo na odkrywanie nowych smaków młody człowiek będzie miał odtąd czas do końca życia. Ale jeśli coś silnie uczulającego wprowadzimy mu za wcześnie, to się może okazać, że nie będzie tego jadł już do końca życia.

Smacznego!

 



Od kuchni

Dedykowane Magdzie, która prywatnie zadała mi pytanie. I bardzo jej dziękuję, bo dzięki niej nie tracę nadziei, że czytelniczki mojego bloga jeszcze nie wymarły 😉

Kontynuuję więc poprzedni wpis.

Jak robić jedzenie dla 8-miesięcznego człowieka i przeżyć, kontynuując karmienie piersią?

Karmienie piersią nie traci podczas wprowadzania swoich licznych funkcji, a nawet zyskuje nową: osłania przewód pokarmowy podczas wprowadzania „trudnego” początkowo dla dziecka jedzenia. Pisząc „trudnego” nie miałam na myśli wyłącznie trudnego do pogryzienia, ale również trudnego do strawienia, trudnego do oczyszczenia przez niedojrzałą wątrobę, trudnego, bo mogącego powodować podrażnienia przewodu pokarmowego. Nie jest więc dziwne, że dziecko wraca do piersi jak bumerang, jeśli mu się to umożliwi. I warto pozwolić sobie tym się cieszyć, że w razie czego pierś pozostaje pewnikiem, z którego dziecko się naje, załagodzi to jego przewód pokarmowy.

Dziecko w drugim półroczu życia, ale też w drugim roku życia może niekiedy lub cały czas budzić się często lub bardzo często:

  • bo upewnia się, czy jest przy nim mama (spodziewa się, że jak ona go uśpiła, to jak się przecknie, to też powinna być w pobliżu);
  • bo w dzień nie ma czasu na ssanie lub za mało jest skupione na nim- w końcu świat jest taki ciekawy, raczkowanie lub inne nowo opanowane ruchy takie ciekawe, czasem mamy za dużo podsuwają dziecku w niewielkim jeszcze stopniu strawnej żywności uzupełniającej; dlatego dziecko nadrabia nocą zaległości dzienne, a dodatkowo pracuje ssąc wytrwale nad budową swojego mózgu- nocne mleko ma więcej lipidów, więcej cholesterolu, kwasów DHA, dużo wody i innych składników potrzebnych do tego; w tym czasie sprawdza się więc karmienie przez sen, nieodkładanie dziecka- jeśli wcześniej się tego nie nauczyłyśmy, to teraz jest okazja;
  • bo zwyczajnie potrzebuje jeść w nocy i jest to dla niego z wielu jeszcze powodów zdrowe;
  • przewaga lekkiego nocnego snu jest zwyczajnie zdrowe dla jego mózgu: wówczas najbardziej mózg się rozwija;
  • stosunkowo często dodatkową przyczyną częstego budzenia są też pasożyty układu pokarmowego (np. swędzące owsiki)- dziecko wszak w tym okresie wszystko bierze do buzi, nietrudno więc się zarazić przy takim trybie życia.

Jak karmić piersią i przetrwać takie okresy częstych nocnych pobudek:

  • być blisko dziecka; budzi nas nie samo karmienie piersią, bo ono działa usypiająco, ale: czekanie aż dziecko zaśnie, odkładanie dziecka, jakieś nasze nocne eksperymenty; tak zorganizować to nocne karmienie, żeby było nam wygodnie, żeby się nie rozbudzać;
  • pogratulować sobie dotychczasowego i obecnego karmienia piersią i w nagrodę: zrobić sobie morfologię krwi i jeśli czujemy się codziennie wyczerpane, przemęczone, bez sił również badanie tarczycy (TSH, Ft3, Ft4); poprawić jakość swojego odżywiania, żeby było zdrowsze, bardziej pełnowartościowe, żeby zawierało więcej witamin, mikroelementów; większość kobiet karmiących pije też za mało lub pije za dużo odwadniających napojów (kawa i herbata)- dlatego warto starać się dużo pić po wyczerpującej nocy; oczywiście można sobie też inne nagrody sprawić- zwłaszcza takie, które dadzą nam radość, którą będziemy mogły żyć;
  • pogratulować sobie po wyczerpującej licznymi pobudkami nocy, bo to jest kawał ciężkiej roboty matki na rzecz dziecka; a po robocie jak to po pracy należy nam się odpoczynek: a więc pozwalać sobie odespać w dzień (gdy dziecko zaśnie lub wyprawić bliską osobę z dzieckiem na spacer itp., żeby samej móc zdrzemnąć się lub tylko poleżeć; i koniecznie pozbyć się tu wszelkich skrupułów: sprzątanie, inne prace będziemy miały całe życie, a dziecko karmione piersią o wiele krócej
  • w skrócie: trzeba być dla siebie dobrą! wtedy łatwiej będzie nam być dobrą również dla dziecka.

A jeśli chodzi o menu, to pierwszy i drugi rok życia jest okresem, kiedy samemu warto wdrożyć dobre nawyki żywieniowe, które posłużą całej rodzinie, a przy okazji dziecku:

  • mało lub wcale cukru, soli i sztucznych dodatków do żywności (stabilizatorów, emulgatorów, konserwantów, wzmacniaczy smaku, słodzików czyli przeróżnych E); ponieważ jednak dorośli potrzebują trochę soli, warto najpierw odjąć trochę jedzenia dla dziecka, a potem je dopiero osolić, przyprawić pikantniej; zamiast soli dodajemy natomiast nasze poprawiające smak i trawienie zioła: majeranek, bazylia, tymianek itd.;
  • jeśli to możliwe, postarać się o warzywa, owoce, ziarna, jaja, mięso od babci, cioci, rolnika, który hoduje „dla siebie”; a jeśli kupujemy w supermarkecie, wybierajmy chociaż albo eko albo chociaż okazy małe (np. marchewki małe nie będą tak przenawożone jak te duże); najpierw więc wprowadzamy rodzime polskie produkty, na drugi rok zostawiając produkty egzotyczne, zagraniczne etc.;
  • wybieramy przede wszystkim pieczenie, gotowanie (też na parze) jako sposób przyrządzania potraw unikając smażenia jako „trudnego” dla wątroby i zdrowia zwłaszcza dziecka (ale dorosłego również);
  • korzystać możliwie często (najlepiej 1 raz dziennie lub częściej) z naturalnych probiotyków, jakimi są domowe kiszonki lub sok z nich; dla dziecka początkowo wystarczy parę kropel dziennie; warto wiedzieć, że łyżeczka naturalnego soku z kiszonek zawiera więcej probiotyków niż całe opakowanie aptecznych probiotyków w postaci saszetek, Lakcidów, Trilaców itp.;
  • dodawać do potraw na końcu (po ugotowaniu lub upieczeniu) surowe oleje z pierwszego tłoczenia: z oliwek, lniany, słonecznikowy, arbuzowy, z pestek dyni itd.; zamiast mąki warto zagęścić danie, np. sos mielonym siemieniem lnianym (najlepiej gdy zmielone jest całe ziarno, a nie apteczne siemię, które jest odtłuszczone);
  • dieta wegańska jest wybrakowana, żeby nie mieć niedoborów, trzeba jeść choćby od czasu do czasu jajka, mięso, nabiał (lub choćby same jajka); 8-miesięcznemu dziecku wprowadzamy żółtko, dobrej jakości mięso, jeśli wcześniej tego nie zrobiliśmy.

Z powodu niedojrzałego przewodu pokarmowego, nerek, narządu przeżuwania nie podajemy (lub unikamy zazwyczaj) dziecku w pierwszym roku życia:

  • orzechów- z powodu możliwości zadławienia i ogromnej alergenności;
  • soli z powodu niedojrzałych nerek;
  • produktów zakonserwowanych, silnie zmodyfikowanych itp.;
  • dań smażonych z powodu niedojrzałej wątroby;
  • produktów silnie uczulających: mleka krowiego i jego przetworów (odrobinę w 11 i 12 miesiącu można zacząć proponować), cytrusów, truskawek, ryb, kakao, orzechów; na to wszystko dziecko będzie miało czas w drugim bądź trzecim (alergicy) roku życia.

Dzieci natomiast potrzebują stosunkowo więcej niż dorośli:

  • tłuszczu- można go dodawać do zup, warzyw, kasz itp.;
  • cholesterolu ze względu na budowanie swojego mózgu i proces mielinizacji;
  • węglowodanów: złożonych i prostych, aby mieć wiele energii, szybko rosnąć (w 1 roku życia dziecko nie może surowego miodu ze względu na możliwość występowania w nim bakterii- może jednak przegotowany); warto więc podawać wielość kasz i płatków: jaglane, jęczmienne, gryczane, owsiane, quinoa, kuskus, itd.; dzieci najłatwiej akceptują słodki smak, stąd często owoce są chętniej przez nie zjadane, ale proponujemy również wiele warzyw;
  • białek zwierzęcych- ze względu na szybki wzrost.

Czy będzie ciąg dalszy? Zobaczymy. Przydałoby się jeszcze dojść do konkretów. Kilka super przepisów. Co Wy na to?

Zachęcam do przeczytania z dawką zdrowego krytycyzmu: „Bobas lubi wybór” i Gonzalesa „Moje dziecko nie chce jeść”. Ale najważniejszą książką, jaką każda mama powinna przeczytać jest księga własnego dziecka: słuchanie go, obserwowanie, szukanie dlań zrozumienia niepozbawione dawki roztropności. I pozwólmy dziecku, by była to księga radości.



8-miesięczna radość

Małe dziecko jest jak delikatna sadzonka. Na pewno zmienia nas- rodziców, zagłębiając się w rodzinnej ziemi naszych serc. Jeśli myślimy o wychowaniu go, to chyba bardziej powinniśmy wychowywać siebie, od siebie wymagać, a małego człowieka, co najwyżej ukierunkowywać bardzo delikatnie, z radością, zrozumieniem dla jego kruchości.

No i wprowadzanie dziecka w zaskakujący świat „dorosłego” jedzenia jest dla dziecka pierwszym wychowaniem.

Po pierwsze nie jest wcale takie oczywiste, że taki 8-miesięczny człowiek jest już w 100% gotowy, by jeść dodatkową żywność oprócz mleka mamy. Na taką gotowość wskazuje:

  • zainteresowanie jedzeniem, tym, że inni jedzą;
  • chęć wkładania sobie fragmentów jedzenia do buzi;
  • zanika odruch wypychania z buzi kawałków jedzenia;
  • umiejętność siedzenia: ważna, by się nie zadławić kawałkami stałego jedzenia.

Spójrzmy na zdolność jedzenia, żucia, połykania jak na każdą inną czynność.

Kiedy zaczynamy się uczyć jakiejś czynności:

  • ma prawo nam to nie wychodzić;
  • robimy to słabo, możemy stopniowo się ośmielać; czasowo może nam niknąć zapał do dalszych postępów;
  • łatwiej przychodzi nam nauka, jeśli podawana jest w formie zabawy, z radością; tzn. że najważniejszy jest nastrój jaki wprowadzamy wokół tej czynności czy pozwolono nam się nią cieszyć;
  • dobrze nam się uczy, gdy mamy dobry wzór czyli widzimy, jak daną czynność robią osoby, które mają już wprawę;
  • źle działa na nas przymus, wywieranie presji, ponieważ rodzi to bunt lub niechęć;
  • ważne jest też, by materiały, na których się uczymy (jakość jedzenia), sprzyjała dobrym nawykom na przyszłość;
  • naukę rozpoczynamy od łatwych umiejętności do coraz trudniejszych;
  • jeśli od początku nie będzie tego robił ktoś za nas, tylko sami będziemy sprawcami, to więcej się nauczymy.

Co to oznacza dla wprowadzania żywności uzupełniającej czyli bezmlecznej:

  • dziecko ma prawo jeść mało, słabo sobie z tym radzić (np. do 24 miesiąca a nawet dłużej mogą być w kupie kawałki jedzenia mało strawione), ta nauka ma prawo przebiegać w kształcie sinusoidy czyli po okresach, gdy dziecko chętnie je, mogą być okresy, gdy wraca z powrotem do piersi mami itd.; i takich „falowań” może być wiele; czyli jeden kroczek wprzód, dwa w tył to normalka;
  • nastrój radości i dobrej zabawy w czasie jedzenia jest w tym okresie ważniejszy niż to, ile dziecko zje i czy w ogóle zje; czyli pozwólmy dzieciom cieszyć się jedzeniem, dziwić, próbować lub odrzucać, brać w rączki, robić eksperymenty jedzeniowe;
  • pozwólmy małym dzieciom wypluwać- to niezmiernie ważna umiejętność, gdyby w przyszłości wzięły coś trującego, niejadalnego, popsutego do buzi;
  • nie róbmy z dziecka pępka świata- jedzmy w tym czasie i sami cieszmy się jedzeniem, wspólnym byciem zamiast kontrolą, ile drugi człowiek zjadł; choć w tym okresie warto odrobinę zwrócić uwagę, jeśli dziecko nie zje w ogóle lub zadziwiająco mało, gdyż może to oznaczać złe samopoczucie, bezobjawowo przebiegającą chorobę lub jej początek; ale bez paniki: może też po prostu oznaczać, że dziecko potrzebuje akurat się zregenerować przy źródełku mlecznym;
  • ważniejsze jest nie to ile dziecko zjadło, a jakość tego jedzenia; czyli rodzice są odpowiedzialni, by podać dziecku wartościowe jedzenie zawierające wszystkie składniki; w wieku 8 miesięcy, gdy dziecko jest karmione wg potrzeby piersią wystarczy zazwyczaj 3 posiłki dziennie; a więc rodzic podaje wartościowe jedzenie odpowiednio często, ale to dziecko decyduje, czy zje i ile zje;
  • łatwiejszym do strawienia, przeżucia są zazwyczaj pokarmy ugotowane i pieczone, a także miękkie, rozdrobnione lub pokrojone; czyli jabłuszko można ugotować na parze lub w piekarniku i pokroić dla dziecka w słupki, które łatwo mu będzie wziąć do ręki; lub skrobiemy jabłko łyżeczką i karmimy łyżeczką w taki sposób, by ono samo językiem zgarniało jedzenie z łyżeczki; nie wycieramy za dziecko jedzenia o górną wargę! Jeśli dajemy zupki, to najpierw rozgniecione, a jeśli dziecko sobie z tym radzi, to
  • proponujemy, kładziemy przed dzieckiem, bez wywierania presji- dzieci potrafią się cieszyć poznawaniem jedzenia, to jest też ważne dla jego bezpieczeństwa, żeby się nie zadławiły. Kosztowanie to jest pierwszy etap nauki jedzenia, który rozciąga się na drugie półrocze, drugi rok życia, a nawet dłużej;
  • tak samo jest z wodą- proponujemy ją, nie zmuszamy; w drugim półroczu można proponować w zwykłym kubeczku, przez rurkę, w butelce z ustnikiem, łyżeczką, kubkiem pochylonym. Nie ma co uwsteczniać dziecka i proponować mu butelki ze smoczkiem, bo to w dalszym ciągu możliwość oduczenia właściwego sposobu ssania, nabycia niewłaściwych nawyków (np. gryzienia piersi). Dopóki dziecko dużo ssie, to jest dobrze nawodnione, ponieważ mleko mamy to w 87% woda, a więc nie potrzebuje dużo/niemal wcale wody.

Najczęstszy błąd popełniany przez mamy:

  • Aby wzrosła akceptacja danego smaku potrzeba średnio skosztowania danego produktu 18 razy. Nie trzeba więc z góry zakładać, a tym bardziej ogłaszać, że dziecko nie lubi danego pokarmu, gdy skosztowało zaledwie kilka czy kilkanaście razy. Jak dziecko będzie słyszeć, że czegoś nie lubi, to będzie się uczyło tego nie lubić, będzie to zapamiętywać (rozumie więcej niż mówi, niż wyraża!). Trzeba po prostu cierpliwie proponować, kłaść przed dzieckiem do próbowania różne zdrowe produkty (czyli bez cukru, soli, dodatków E).

Cdn.

W następnym wpisie spróbuję opisać to nieco „od kuchni”. I jak sobie radzić z nocnym ssakiem.



Gdy wieczór się nachyla…

„Czasem ktoś przychodził do mnie i opowiadał o żalu, jaki ma do Boga, bo umarło dziecko jeszcze w łonie. Myślałem wtedy: jakie szczęśliwe, poszło na skróty do nieba. Gdyby ta matka ze łzami na policzkach wiedziała, co czekało to dziecko pośród ludzi, nie płakałaby z rozpaczy, tylko ze szczęścia.”

o. A. Pelanowski „Testament duchowy”

Okulary wiary dają inną optykę patrzenia: perspektywę wieczności. I obecne dobre doświadczenia, jakie mamy na ziemi są ziarnkiem piasku w porównaniu z morzem radości nieba.

My szukamy Boga?

Niezbyt.

To raczej On szuka nas. Przez każde z doświadczeń wychodzi naprzeciw, jest zawsze pierwszy w miłości.



W świecie wyobraźni

Zapraszam do dziecięcego świata.

Świata wyobraźni, marzeń, gdzie wszystko jest możliwe.

Gdzie pełno jest mówiących zwierząt, przygód, niespotykanych zwrotów akcji i stworzeń niestworzonych.

Przez tą bramę wyobraźni i zabawy wchodzimy do dziecięcego świata na spotkanie dziecku, które chcemy zrozumieć, pokochać od nowa.

Gdzie samemu można być z powrotem dzieckiem i gdzie nigdy się nie wstydzimy.

Kiedy nie mam cierpliwości uczyć dzieci albo coś im tłumaczyć, proszę o pomoc sowę albo konia. I okazuje się, że oni sobie z tym radzą o wiele lepiej- wygłupiają się z dzieckiem, robią kupę błędów, z których można się pośmiać.

Koń by się uśmiał 🙂 Albo sowa 🙂



Rwący nurt

Rwący nurt miłości

„Tyś mnie wydobył z łona, uczyniłeś mnie bezpiecznym u piersi mej matki” Ps 22, 10

Ostatni dzień Międzynarodowego Tygodnia Karmienia Piersią.

I refleksja, że my matki karmimy nasze dzieci niedoskonale. Ale jest Ktoś, kto umie nas nauczyć karmić lepiej, serdeczniej, radośniej. Kto jest taką Matką, przy której jesteśmy bezpieczni.

Bezpieczni na Wieczność.

 

Matką, przy której jesteśmy tak bezpieczni, że żadne udawanie nie jest potrzebne. Nie musimy udawać lepszych, mądrzejszych. Bo jesteśmy kochane takimi jakimi jesteśmy.

Zapraszam do włączenia się do lektury: „Testament duchowy. Gdy noc staje się jaśniejsza niż dzień” o. Pelanowski:

„Zacznijmy od bycia w łonie Maryi, a wtedy w łonie ziemi nie utkwimy, lecz zanurzymy się w bezkres najskrytszego życia Boga>”



Spotkania wakacyjne

Czasem spotkam jaszczurkę, ale nigdy żadne zwierzę nie zastąpi spotkania z drugim człowiekiem.

Krok za krokiem życie niesie nowe wyzwania, przygody, radości, trudy.

Byle się tylko nie poddawać.

Moja wakacyjna radość z rozmowy z pewną mamą, która już myślała, że jest skazana na butelkę z mieszanką, nie uda jej się wykarmić wyłącznie piersią.

Ale zwyciężyła, ponieważ: po pierwsze zaufała swojemu dziecku. Po drugie zaufała sobie, że jest w stanie wykarmić, że da radę bez smoczków, butelek. Po trzecie zaufała naturze, że po coś ten odruch ssania jest stworzony, nie dla gumy, nie dla butelek.

I po kilku miesiącach mieszanego karmienia może się cieszyć teraz karmieniem z piersi bez odliczania, wyliczania, niepokoju.

Ta i inne historie pokazują mi jak ważne jest, by matkom karmiącym dawać zrozumienie, że laktacja nie jest czymś statycznym, niezmiennym. Nie jest niczym niezależnym od nich. Ona jest dynamiczna, elastyczna. Potrafi się rozwijać, ale też zwijać- w zależności od postępowania mamy i dziecka oraz tego, co się dzieje między nimi. A ponieważ jest rzeczą zasadniczo bardzo elastyczną- matka zazwyczaj może mieć ogromny wpływ na to, co dzieje się z jej karmieniem piersią.

Boli mnie, kiedy widzę już na położnictwie dzieci z tłumikami- smoczkami uspokajaczami. Pół żartem- pół serio mówię do matek, czasem ojców: „Trochę mało kaloryczna ta gumowa przekąska”

Położne na każdy następny dzień zbierają informacje od kobiet, jakie menu wybierają na następny dzień. Zgryźliwie powiedziałam do jednej z mam: „A sobie kawałka gumy do jedzenia Pani nie wybrała!”

Dziecko nawet maleńkie- też człowiek.

Nie zbaczajmy z naszej Mlecznej Drogi 🙂

Doula- Fizula



Cesarzowa przeprowadza się

Pomóżmy Ani kupując jej książkę!

Ania przeprowadza się i na tę przeprowadzkę ma jeszcze ponad 1000 swoich niesprzedanych książek.

Dlaczego warto kupić tę książkę?

Po pierwsze, żeby ułatwić jej przeprowadzkę wraz z liczną rodzinką (6 dzieci).

Po drugie, bo ta lekturka trzyma w napięciu aż do końca. I jest świadectwem umiłowania życia, odwagi pięknego rodzenia.

Nie dlatego, że jest polukrowana, że osładza czy przesładza macierzyństwo.

Nie dlatego, że pokazuje poród w domu jako coś idealnego.

Wręcz przeciwnie- jest do bólu prawdziwa. Do bólu kontrowersyjna.

Poród w domu po cesarce pokazuje jako wielce ryzykowny (na 4 domowe porody po 2 cesarkach aż 3 kończą się krwotokiem)- aż mnie boli, gdy o tym piszę. Z tymże już po 2 cesarce było pęknięcie macicy- więc z medycznego punktu widzenia o porodach domowych nie powinno być już dalej mowy. Ale Ania nie oddałaby żadnego z tych porodów, nie zrezygnowałaby z żadnego z nich i niesie wiele nadziei i odwagi innym kobietom przez swoją książkę, rekolekcje, spotkania. Choć lekarze przekreślili jej macierzyństwo już przy drugim dziecku. Obecnie cieszy się zaś sześciorgiem dzieci.

To co? Kupujecie?

Przeprowadzka razem z 1000 książek. Hmmm… Jak kupisz jedną, to będzie już tylko 999 🙂



Godzina W czyli jak walczyć z miłości do Polski

Nasza piękna Polska.

Piękna w swoich lasach, łąkach, polach, miastach i wsiach, w swoich bohaterach i świętych.

Czy wraz z mlekiem matki nasze dzieci wyssą miłość do Ojczyzny, do jej krajobrazów, historii, ludzi, tradycji?

Czy może wyssą narzekanie na bylejakość, na polityków, sąsiadów, na siebie nawzajem?

1 sierpnia 1944 roku młodzież i dorośli tak głęboko byli nasiąknięci miłością do Ojczyzny, że było dla nich oczywistym, że mają prawo i obowiązek upomnieć się o wolność, dążyć do niej za cenę własnego życia. Tak wynika z opowieści powstańców. Późniejsze rozdrapywanie tej bolesnej rany klęski przez komunistów i wmawianie Polakom, że niepotrzebnie walczyli nie zmieniło faktów, wprowadziło natomiast wiele niezgody, dodatkowego bólu.

A dzisiaj o co mamy walczyć?

Co dać swoim dzieciom wyssać ze swoich piersi? Co chcemy, aby wyniosły z domu? Co mają ukochać ponad życie?

Jakie zniewolenia obecnie narzuca się naszemu narodowi?

W czasie II wojny światowej była to nienawiść do narodu żydowskiego, którą chcieli nas zarazić Niemcy, ale też nienawiść do najbardziej bezbronnych poprzez narzucenie nam prawa do aborcji (w Niemczech była ona zakazana!). Czy nie mamy teraz powtórki z tego, choć nieco w zmienionej formie? Niemcy narzucają nam aborcje i rozwiązły, dewiacyjny tryb życia przez LGBT itp. Niemieckie układy, ale też inne zachodnie koncerny farmaceutyczne narzucają nam pigułki farmaceutyczne, leki, które niczego nie leczą, a jedynie odwrażliwiają układ nerwowy (np. paracetamol), nienawistne pełne zboczeń i rozwiązłości marsze czyli tzw. Parady Równości.

Nie zabierajmy waleczności naszym małym chłopcom robiąc z nich grzeczne dziewczynki, aby w przyszłości umieli nas bronić. Nie tylko w formacjach wojskowych, ale też wiarą, niezłomnością stania przy prawdzie. Bądźmy dla nich i dla swoich córek przykładem umiłowania wartości, za które umierali nasi przodkowie. Uczmy ich wybierania tego, co Prawdziwe i Godne Miłości.

Moja Ojczyzna, moja Polska

 



Zaczyna się Tydzień Karmienia Piersią

Przebywając z kobietami na położnictwie dotyka mnie osobiście rozpowszechnienie jednego z najbardziej szkodliwego mitu dotyczącego karmienia piersią czyli drżenie: „Och, czy oby mam właściwą ilość pokarmu?”

Jest to bardzo wygodny w gruncie rzeczy mit dla tych, które nie chcą karmić, szybko przejść na butelkę. I mit wyjątkowo szkodliwy dla kobiet, które chcą karmić. Jeśli kobiecie brakuje pewności, że ma w piersiach właściwą ilość pokarmu (czyli najpierw najwartościowszej siary, potem mleka przejściowego, a następnie dojrzałego), to podejmuje z łatwością działania, które rzeczywiście zmniejszają laktację: dokarmianie mieszanką, rzadsze karmienia piersią, przedkładanie innych sposobów uspokajania nad karmienie piersią tzn. dziecko może się notorycznie nie najadać z piersi, jeśli się je zbyt często buja, nosi, zawija, zatyka smoczkiem. Nie mam nic przeciwko bujaniu i noszeniu, ale nawet w drugiej połowie pierwszego roku życia (między 6 a 12 miesiącem), dziecko może za mało przybierać na wadze, jeśli bujanie i noszenie dominuje, zamiast karmienia piersią. Czasami te obawy potwierdza nieprawidłowe zachowanie dziecka, nieprawidłowe przystawianie- ale wówczas zamiast butelki trzeba skorygować zachowanie dziecka lub swoje, skorzystać z pomocy.

Niech żyją mamy karmiące piersią! Hip hip hurra! Gratuluję Wam serdecznie wytrwałości, cierpliwości, otwartości na potrzeby swoich dzieci! Potrzeba, żebyście doceniły tę swoją wymagającą dużej dyspozycyjności pracę na rzecz dziecka i rodziny 🙂

I w nagrodę dały sobie możliwość wyspania się choć trochę (pozwól, żeby ktoś inny poszedł na spacer z dzieckiem), zadbania o siebie (co kto lubi: fryzjer, paznokcie, spacer, spotkanie z przyjaciółką etc. w zależności od tego, kto, co lubi).

Kwiatek dla wszystkich Matek karmiących piersią! Dziękuję Wam za Waszą dzielność!

Doula- Fizula 🙂