Archiwum miesiąca luty 2012


Zasady postępowania

Ostatnio wszyscy czytający książki o wychowaniu dzieci, uczestniczący w kursach opiewają stosowanie granic wobec własnych dzieci.

Może to i dobre, jeśliby kierować  się przy wyznaczaniu tych granic zasadami życia chrześcijańskiego:

„Jako wybrańcy Boga- święci i umiłowani- okryjcie się głębokim miłosierdziem, łagodnością, pokorą, delikatnością, cierpliwością. Żyjcie ze sobą w zgodzie i przebaczajcie sobie wzajemnie, gdy macie coś przeciw drugiemu. Jak Pan wam przebaczył, również wy tak czyńcie. A wszystko to z miłością, która jest więzią doskonałości. Pokój Chrystusa, do którego zostaliście powołani w jednym Ciele, niech kieruje waszymi sercami. I bądźcie wdzięczni. Niech zamieszka w was bogactwo nauki Chrystusa (…)” Kol3, 12-16a

Właściwie nie wymaga to żadnych komentarzy. Wystarczy, że drąży nasze sumienie. To głębokie miłosierdzi, łagodność, pokora,  delikatność, pokora, zgoda, przebaczenie, pokój, wdzięczność- nie jesteśmy w stanie tego sami osiągnąć. Ale z Bożą pomocą jak najbardziej- i o tę pomoc powinniśmy zabiegać przypominając Mu, że go przecież prosiliśmy „Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i wszyscy święci”.

 



Oczywistości nieoczywiste?

Łóżeczko dziecięce to pomysł zaledwie XIX/XX wieczny.

Bardzo utrudniający życie rodziców i dzieci (choć są wyjątki), dobry za to jako pojemnik na zabawki, pościel, itd.

To jest jak samoudręczenie. Najpierw usypianie dziecka, mama czeka, kiedy ten maluch wreszcie zaśnie, żeby można go było odłożyć do łóżeczka. Potem na paluszkach delikatnie usiłuje odłożyć delikwenta. Niestety większość dzieci ma zamontowany czujnik na odkładanie. Próba odłożenia powoduje więc ponowne wybudzenie: młody człowiek zaraz budzi się i wznieca alarm „dlaczego jestem sam?!” i „dlaczego się mnie odkłada?!” No i dzięki odkładaniu, przekładaniu historia rozpoczyna się na nowo. Jak po raz drugi uśpić? A jak po raz trzeci, gdy historia się powtórzy?

Czy nie lepiej uśpić w tym miejscu, gdzie dziecko ma spać? Czy nie lepiej mieć je przy sobie w nocy, żeby nie musieć chodzić nocą po domu? Żeby móc je jak najszybciej nakarmić?

Już słyszę te kontrargumenty, jak to niewygodnie, jak to nie ma co przyzwyczajać do spania z rodzicami. No cóż. Dziecko rodzi się przyzwyczajone do spania z rodzicami- taka jest prawda. Co więcej rodzi się przyzwyczajone do spania wtulone w swoją mamę: przecież ani razu przez 9 miesięcy od poczęcia nie spało samo! Widać to doskonale i w sposobie spania dziecka, i podczas karmienia dziecka. Ono zwija się w fasolkę i lgnie do swojej mamy, wtula nogi i ręce w brzuch i piersi swojej mamy. Gdy zachowuje się inaczej, można się zastanawiać, czy nie mamy do czynienia z jakimiś nieprawidłowościami rozwojowymi.

Jeśli z jakiegoś powodu dziecko nie śpi z rodzicami: lepiej kłaść je do przytulnej małej kołyski albo „torby” na dziecko (z wózka), gdzie czuje się otoczone zewsząd.

Co więcej dziecko śpiąc z rodzicami śpi bezpieczniej: oddycha bardziej miarowo, jego serca równiej bije, a więc ciało dziecka korzysta z większej ilości tlenu, jest bardziej zrelaksowane. Śpiąc z maluchem trzeba to robić jednak w sposób odpowiedzialny: na pewno nie po alkoholu, nie po narkotykach. Również osoby z ogromną otyłością (przelewające się fałdy ciała, które trudno kontrolować) powinny raczej unikać spania z małymi niemowlętami. Także palacze narażają swoje dzieci bardziej, chuchając na nie oparami papierosów, które czuć jeszcze przez długi czas po wypaleniu.

Czasami mamy opowiadają, że czują się okropnie niewyspane po spaniu z maluchem. Z czego to może wynikać? Po części z obaw przed poruszeniem się, obudzeniem dziecka. Jednak okazuje się, że dziecku nie przeszkadza ruszająca się chrapiąca nawet obok osoba, ale jej brak. Niepokoi je samotność, natomiast ruch i obecność mamy i taty sprawia, że sen jest spokojniejszy (co nie znaczy, że dziecko nie będzie potrzebowało ssać w nocy), bardziej relaksujący dla dziecka.

Statystycznie rzecz ujmując dzieci karmione piersią, a śpiące ze swoimi mamami lepiej przybierają na wadze. Ta odkryta korelacja, dla mnie praktykującej od nastu lat mamy , nie jest niczym dziwnym. Dzieci śpiące same niekiedy zapominają o karmieniu nie czując w pobliżu ciepła, zapachu ciała matki, jej ruchu czyli obecności. Gdy mama jest tuż-tuż i czują jej zapach, ruch potrafią bez płaczu upomnieć się o ssanie: poprzez odruch szukania, wtulanie się. Te starsze turlające, pełzające, raczkujące, chodzące łażą niekiedy po całym łóżku w poszukiwaniu maminej piersi.

A i mama, gdy nie musi wstawać w nocy, tylko ma dziecko pod ręką chętniej mu poda pierś nie czekając aż zacznie rozdzierająco płakać. To wszystko skutkuje lepszymi przyborami wagi.

Z początku łóżeczko dziecięce wydaje się oczywistym zakupem. Mi w miarę praktyki zdaje się tym większą zawalidrogą, niepotrzebnym wydatkiem. Dzieci świetnie wyrastają z łóżka rodziców. I potrafią się wówczas cieszyć nową pościelą, nowym łóżeczkiem, swoim dorastaniem do samodzielnego spania.



Nieposłuszne dzieci?

Dlaczego dzieci są nieposłuszne?

  • bo potrzebują umieć odmawiać- czy chcielibyśmy, żeby jako nastolatki też ulegle brały papieroski lub narkotyki od rówieśnika nie umiejąc odmówić?; a więc muszą mieć tyle śmiałości, pewności siebie, żeby powiedzieć: „nie, dzięki!”
  • bo nie rozumieją nas; zwłaszcza do małych dzieci oczekując szybkiej reakcji trzeba mówić krótko; np. żeby założyć rękawiczki mówimy: „teraz rękawiczki”; własny przykład też bardzo pomaga: jeśli oczekujemy, żeby dziecko samo nałożyło rękawiczki, wówczas można samemu nałożyć swoje rękawiczki, wręczając dziecku jego własne; podanie rękawiczek dwulatkowi, o wiele bardziej do niego przemawia niż najpiękniejsze mowy, prośby;
  • bo nie nadążają nas słuchać, wybierać; często dajemy dziecku zbyt trudny wybór np. każąc wybierać półtorarocznemu dziecku; jeśli takiemu młodemu człowiekowi chcemy dogodzić i dać wybór, o wiele lepiej będzie zaproponować: „Chcesz żółtą czapkę?” niż „Chcesz żółtą czy niebieską czapkę?”; przerzucanie w tej sytuacji odpowiedzialności na dziecko nie jest dobrym pomysłem;
  • bo są grzesznikami, jak my- a więc poniekąd łatwiej im się nie słuchać niż słuchać, zwłaszcza gdy będzie to wymagało od nich większego wysiłku, wymagania od siebie.

Ponieważ dzieci są grzesznikami jak my, to zwyczajnie potrzebują z miłością upomnień. Karcenie jest z tego powodu bardzo potrzebne naszym dzieciom: jak drogowskaz kierowcy. Z tymże ten nasz młody kierowca potrzebuje bardzo dużo miłości, budowania zaufania, żeby móc zaakceptować te drogowskazy, które powinny prowadzić go pod górę.



Jak sprawić, żeby karmienie piersią się nie udało?

Jak sprawić, żeby karmienie piersią się nie udało:

  • nakupić smoczków, butelek, podgrzewacz do butelek, mieszanek, herbatek, kapturków jeszcze przed porodem (im droższe, tym pewniej karmienie się nie uda, bo szkoda tak nie używać drogiego sprzętu);
  • hodować w sobie niecierpliwego egocentryka albo perfekcjonistę;
  • nie spotykać kobiet karmiących piersią, czerpać natomiast wiedzę na temat karmienia piersią od kobiet karmiących butelką, bądź tych, którym się karmienie piersią nie udało;
  • nie czytać dobrej literatury w temacie (np. „Warto karmić piersią”, „Sztuka karmienia piersią”, „Polityka karmienia piersią” itd.), czytać natomiast sporo o karmieniu butelką, blogi, fora butelkowe itp.;
  • nastawiać się, że karmienie piersią może się nie udać;
  • kontrolować karmienie piersią, jak to tylko możliwe: ważyć przed i po karmieniu, sprawdzać ilość mleka poprzez odciąganie, skrupulatnie zapisywać godziny karmienia; poddawać w wątpliwość ilość zjadanego pokarmu przez dziecko;
  • być podejrzliwym wobec karmienia piersią, wobec dziecka: że dziecko zjada za mało/za dużo, za bardzo ulewa/za mało ulewa, że mleko jest za chude/za tłuste, dziecko ssie za często itd.
  • nie znosić przezwyciężania trudności;
  • nie korzystać z pomocy konsultantów laktacyjnych, doradzać się natomiast w tej kwestii u lekarza, teściowej, sąsiadki itp.
  • powtarzać mity typu: za małe mam piersi, zanikł mi pokarm itd., itp.;
  • widzieć w karmieniu butelką jedyną alternatywę dla karmienia piersią, zamykać natomiast swoje uszy na inne alternatywy.

Karmienie piersią to dla większości mam szkoła cierpliwości. Większość kobiet przeżywa też zwłaszcza na początku trudności: bolesność fizjologiczna, nieumiejętność przystawiania dziecka, trudności w zrozumieniu płaczu maleństwa i inne. Kiedy dojdzie do tego naturalne obniżenie nastroju (baby blues od 3-4 doby), problemy nabrzmiewają, a na półce kuszą butelki, nietrudno po nie sięgnąć i zaprzepaścić karmienie piersią. Nie zawsze oczywiście tak jest, ale tak bywa. I to bywa często.

Taki zgryźliwy wpis dzisiaj, ale co tam 😉

Taka moja refleksja na temat, jak niektórzy przygotowują swoje późniejsze karmienie butelką.



Spotkania mam- Lublin- zaproszenie

Serdecznie zapraszam mamy z Lublina i okolic na spotkania grupy wsparcia mam karmiących piersią oraz przygotowujące się do karmienia swoich dzieci (obecnie karmionych jeszcze przez kroplówkę pępowinową).

Zapraszam oczywiście z dziećmi małymi i dużymi. Wstęp wolny- czyli możecie przyjść same, ale też z przyjaciółkami, sąsiadkami, itd. Pierwsze spotkanie odbędzie się 27 lutego 2012 czyli w poniedziałek o godzinie 10.30-12.30 w siedzibie Fundacji Aktywni Rodzice przy ul. Głowackiego 35 (I piętro).

O fundacji, innych spotkaniach przezeń organizowanych, jej działaniach możecie sobie poczytać tu:

Aktywni rodzice

Kolejne spotkania będą się odbywać 05.03. 2012, 19.03.2012, 02.04.2012, 16.04.2012, o godzinie 10.30.

Już się cieszę na myśl o spotkaniu z Wami, bardzo ciepło wspominając spotkania, które niegdyś prowadziłam.

Na pierwszym spotkaniu przewiduję czas na:

  • zapoznanie się mam i dzieci;
  • uczenie się wzajemnego słuchania- żeby móc się skutecznie wspierać, potrzebujemy rzeczywiście się słuchać;
  • przyjrzenie się, dlaczego każda mama potrzebuje wsparcia;
  • pytania, rozmowy;
  • dla chętnych: ważenie dzieci do 20 kg (będę miała ze sobą wagę).

Jeśli macie na temat spotkania pytania, to proponuję kontakt:

fizula@gazeta.pl



Anioły-nieanioły

Gdybyśmy były aniołami, to rzeczywiście wszystko jedno byłoby jak rodzimy, jak karmimy nasze dzieci. Byle z miłością i już by wystarczyło- jak to zwykły mówić mamy karmiące butelką.

Jednak nawet jak nam się „noga powinie” i nie uda się naturalny poród czy naturalne karmienie, to Pan Bóg z tego niepowodzenia potrafi wydobyć większe dobro. Jakie? Tajemnicze i pełne miłosierdzia są Jego dzieła. Gdy oddamy Mu to, co po ludzku nam się nie udało, może nas wzbogacić ponad to, czego oczekiwaliśmy.

Wydaje mi się, że Pan Bóg liczy jednak na to, że będziemy współpracować z tymi naturalnymi darami, którymi nas wyposażył. Że same z siebie nie spiszemy ich na straty, a postaramy się rozwinąć te zwyczajne-niezwyczajne talenty. Że nie obrazimy się na Niego uprzedzając: „I tak nie umiem wykarmić!”, „Nie potrafię rodzić!” W końcu On obdarowując nas liczy, że przyjmiemy te prezenty.

Dlatego mamy karmiące piersią nie powinny patrzeć z góry na karmiące butelką. Mamy karmiące butelką nie muszą natomiast mieć kompleksów w kontakcie z mamami karmiącymi naturalnie.

W rzeczywistości wszystkie jesteśmy dla siebie siostrami i potrzebujemy swojej obecności, wielkoduszności, przebaczenia.xg



KTG- po co???

KTG czyli kardiotokograf jest rutynowo stosowany w szpitalach w trakcie porodu. Co to w ogóle jest? Jest to urządzenie,  które rejestruje pracę serca dziecka oraz  wielkość napięcia macicy podczas skurczów.

W praktyce wygląda to tak, że położna każe rodzącej matce kłaść się na łóżku, przypina jej do brzucha szerokie pasy. Obok łóżka stoi zaś urządzenie zapisujące skurcze oraz pozwalające słyszeć i rejestrować pracę serca dziecka. Lekarze zlecają stosować KTG wszystkim rodzącym w szpitalu jak leci- to się nazywa rutynowe stosowanie. Czy jednak słusznie?

Pojawiło się nowe ciekawe badanie:

KTG a liczba cc

Otóż można zauważyć na jego podstawie, że rutynowe stosowanie KTG wiąże się z wyższą o 20% liczbą cesarskich cięć. Czyli tam, gdzie wszystkie kobiety kładą na czas rodzenia, żeby kontrolować ich rodzenie, częściej dochodzi do zakłóceń rodzenia, częściej potrzebna jest ingerencja położnicza.

Dlaczego tak może się dziać?

  • samo leżenie (zwłaszcza na plecach) jest bardzo niekorzystne w czasie skurczy porodowych, ponieważ w ten sposób dziecko uciska naczynie krwionośne zaopatrujące je w tlen, stąd częściej dochodzi do niedotlenienia maleństwa; rutynowo stosowane KTG trwa minimum 20 minut, a w tym czasie kobieta rodząca może mieć wiele skurczy; jednakże wielu lekarzy „każe” monitorować rodzącą i jej dziecko o wiele dłużej (nierzadko cały poród); w pozycji na plecach skurcze mogą być o wiele boleśniej odczuwalne;
  • kontrolowanie matki rodzącej (tym właśnie jest to badanie) jest wyjątkowo jatrogennym zabiegiem; dlaczego? ponieważ poród jest czasem, kiedy kobieta potrzebuje czuć się „schowana”, niepodglądana, otoczona bezpieczną atmosferą ochronną; a KTG cały czas rejestruje, zapisuje, a to piszczy, a to się zsuwa (i przestaje „piiiiipać”, co jeszcze bardziej niepokoi, bo co się dzieje z dzieckiem? czy na pewno serduszko pracuje?); niepokój może wręcz zahamować poród- szyjka macicy jako zwieracz po prostu może stanąć w miejscu bądź się całkiem zamknąć (zwłaszcza bliżej początku porodu);
  • KTG to maszyna, która pobudza do zainteresowania korę nową rodzącej (część mózgu charakterystyczna dla człowieka), a to niedobrze; kobiecie najlepiej się rodzi, gdy kora nowa daje się „uśpić”, kiedy nie myśli ona intensywnie, nie kontroluje, a daje się ponieść fali skurczów; za sprawne rozegranie porodu odpowiada stara część mózgu, wspólna wszystkim ssakom; jej uruchomieniu sprzyja wyciszenie się, niemyślenie, rozluźnienie.

Czy takie argumenty świadczą, że przekreślam to urządzenie? Nie, jednak stosowanie rutynowe tego urządzenia (np. każ dej rodzącej co 3 godziny plus na początek porodu) przynosi tyleż szkód, co pożytków, a można się zastanawiać, czy nie więcej jednak szkód.

Czemu np. służy rejestrowanie skurczy porodowych? Przecież kobieta czuje te skurcze, bardzo rzadko się zdarza, żeby nie odczuwała ich. Czuje ich siłę, mąż z działającym zegarkiem bądź położna lub inna osoba (np. doula) może zapisywać ich częstotliwość- nie jest do tego potrzebne ani leżenie, ani jakieś specjalne urządzenie. Pod względem zawodności rejestrowania siły skurczów jest to urządzenie wyjątkowo zawodne: często się zdarza, że kobieta ma skuteczne rozwierające skurcze, a urządzenie tego nie rejestruje lub vice versa.

Co do rejestracji pracy serca dziecka- można je zbadać przy pomocy innego urządzenia, np. UDT (tzw. udetki) czyli detektora tętna płodu. Udetka ma tą wyższość nad KTG, że kobieta nie musi leżeć plackiem, żeby dać się zbadać, może się ruszać, kucać, stać.

No ale stosowanie takich urządzeń wchodzi personelowi w krew. Przecież się nie będą kurzyły! Powiedziałabym, że używanie tego typu urządzeń o wiele łatwiej wchodzi w krew niż delikatność, wyczucie, dyskrecja, szacunek dla rodzącej, zachowanie ciszy.

Asertywna postawa rodzącej i jej męża może ograniczyć stosowanie tego urządzenia. Prawa pacjenta gwarantują nam, że bez naszej zgody, bez poinformowania nas o skutkach ubocznych (patrz powyżej), lekarze nie mają prawa nas podłączać do urządzeń, leków itp.

Zwłaszcza rodząc mamy prawo do takiego postępowania, ponieważ rodzenie to nie choroba, którą trzeba zażegnywać urządzeniami, lekami, a stan zdrowia, którego skutkiem jest szczęśliwe wydanie na świat dziecka. My jesteśmy odpowiedzialni przede wszystkim za nasze dziecko. Nawet gdyby coś mu się stało, możemy być pewni, że lekarze będą umywać ręce: bo kto inny na izbie przyjęć nas badał, kto inny na trakcie porodowym, zmiana może się zmienić i kolejny sztab lekarzy może chcieć nas od początku badać. Kto w takim mętliku, kołowrocie będzie chciał brać odpowiedzialność?

My jako rodzice bierzmy tą odpowiedzialność w swoje ręce- jak najwięcej ucząc się przed porodem, świadomie rodząc, nie pozostając oczywiście głuchymi na argumenty rzeczowe lekarzy.



Pieluszkowanie

Jakie są rodzaje pieluch? Przyjrzyjmy się im:

  • pieluszki jednorazowe: zapinane na przylepce, w formie majteczek; ze sztucznych tworzyw, nierozkładających się, ale są i biodegradalne (nadające się nawet do kompostowania);
  • wielorazowe pieluszki:
  1. formowane– wyglądające jak jednorazowe (np. Pampersy), ale szyte z tkanin, np.flaneli, frotte, muślinowe, welurowe, bambusowe i in.;
  2. tradycyjne składane czyli kwadratowe lub prostokątne pieluchy z tetry lub flaneli bądź bambusowe itd.;
  3. pieluszki wielorazowe typu 3 w 1 czyli nieprzemakalna pielucha wielorazowa z wmontowanym wkładem dla starszego dziecka;
  4. samoróbki– dostępne są w internecie kroje wielorazowych pieluszek; mamy więc same szyją dla dzieci pieluszki;
  5. dla dzieci wyrastających z pieluch na wzór majteczek, ale nie tak chłonne, aby dziecko czuło konsekwencje swojego postępowania (ale nie tak dotkliwą jak lanie się po nogach).
  • wielorazowe ochraniacze (nakłada się je na przemakalne pieluszki formowane lub składane):
  1. typu kieszonka, do której wkłada się pieluszkę; bywają polarowe, ale są i muślinowe i in.;
  2. wełniane– najdroższe, ale najzdrowsze dla skóry dziecka, ponieważ najlepiej przepuszczające powietrze;
  3. ochraniacze PUL – sztuczne tworzywo, podobno jednak oddychające.

Niezły wybór? Zazwyczaj jednak ludzie pozbawieni są wyboru, bo zwyczajnie pozbawieni są wiedzy. Reklama i rozpowszechnienie jednorazowych pieluszek są tak dojmujące, że inne alternatywy nie są rozpatrzone rozważnie albo nawet w ogóle.

Zacznijmy od przyjrzenia się jednorazówkom. Najwięcej jest tych sztucznych z żelem w środku. Plusy?

  • łatwość użycia, nakładania, kupowania;
  • duży wybór;
  • duża rozpiętość cenowa;
  • można rzadko zmieniać (ale wówczas niezdrowe- minus), inaczej można powiedzieć „nie ma zawracania głowy”.

Minusy?

  • zaśmiecanie świata; rozkładają się kilkaset lat;
  • zastanawia mnie zawsze, że nie ma wypisanego na opakowaniach składu tego produktu; przypadek? oczywiście, że nie (etykiety tak wielkich bogatych koncernów nigdy nie są przypadkowe, bo są reklamą); co mogą zawierać, pospolitemu zjadaczowi chleba w głowie się nie mieści; mnie zawsze zastanawiało, dlaczego żel absorbujący, który uznano za toksyczny dla kobiet (używano go wcześniej w tamponach), wprowadzono do pieluch dla niemowląt i małych dzieci; gdyby producenci nie mieli na sumieniu wielu szkodliwych substancji, które zawierają pieluszki, nie mieliby problemu z zamieszczaniem informacji o ich składzie; proszę sobie poczytać SKŁAD PIELUSZEK, JESZCZE WIĘCEJ NA TEN TEMAT;
  • wyrzucanie mnóstwa pieniędzy do śmieci;
  • przegrzewanie jąder u chłopców (nawet o 3 stopnie więcej), częstsze infekcje układu moczowego u dzieci obojga płci; u dziewczynek częstsze m.in. grzybice; kto z dorosłych miałby ochotę na rok lub dwa w dzień i noc zapakowywać się szczelnie w sztuczną osłonkę; producenci chwalą się, jak to ich produkty są przepuszczalne dla powietrza; no cóż, szczerze mówiąc, być może są przepuszczalne dopóki dziecko w nie nie nasiusia; jednak rodzice trzymają swoje dziecko w takiej pieluszce przez wiele godzin, a więc przez czas, kiedy wielokrotnie ją zmoczy; czy dalej jest przepuszczalna dla powietrza? oczywiście, że nie; wystarczy zobaczyć, jaką pielęgnację muszą stosować rodzice: częste nanoszenie kremów z tlenkiem cynku (np. Sudocrem), żeby wywierał działanie zarówno przeciwbakteryjne jak i przeciwgrzybiczne jest niezbędne, żeby nie narazić skóry dziecka na zapalenie pieluszkowe;
  • statystycznie częstsze późne wyrastanie z pieluch, ponieważ dziecko nie ma kontaktu z tą tak szczelnie zapakowaną częścią ciała;
  • w przypadku jednorazówek Ekologicznych minusem będzie ich wysoka cena (ale wtedy za to: mniej chemikaliów w kontakcie ze skórą dziecka, mniej śmieci- bo się rozkładają).

Przyjrzyjmy się teraz pieluszkom wielorazowym. Ich plusy to:

  • ogromna różnorodność oferty: z różnych materiałów (tetra, flanela, frotte, muślin, bambus, konopie, polar, wełna, PUL), cen (nowe/używane, tańsze/droższe firmy), zapięć (na zatrzaski, rzepy, zapinki, troczki, gumki), wzorów i krojów; każdy rodzic może wybrać coś odpowiedniego dla swojego dziecka; we wzorki lub jednolite; bajecznie kolorowe lub białe; rozmiary uniwersalne lub dopasowane do wieku;
  • większa dbałość o zdrowie dziecka (częstsze zmiany pieluszki, bawełna i inne eko materiały, lepszy kontakt z dzieckiem- większe zrozumienie jego potrzeb fizjologicznych; mniejsze ryzyko zachorowania, przegrzewania (choć wersja „wszystko w jednym” jest raczej też nieprzewiewna jak zasiusiana jednorazówka);
  • na dłuższą metę jest to tańsza alternatywa, choć jednorazowo droższa;
  • przezwyciężenie swojego lenistwa: jeśli dziecko ma bardzo mokro, to zwyczajnie trzeba zmienić pieluszkę;
  • pieluszki wielorazowe dobrej jakości mogą starczyć dla kilkorga dzieci;
  • mniej śmieci;
  • dziecko ma kontakt z tą częścią ciała, szybko zaczyna rozumieć pojęcia „mokro/sucho”, szybciej wyrasta z pieluch;
  • wystarcza naturalna pielęgnacja, by zachować zdrowie.

Minusy:

  • więcej prania, suszenia;
  • więcej zmieniania (co jest trudne dla tych, którym się nie chce);
  • jednorazowo większy wydatek;
  • przechowywanie, składanie;
  • kłopotliwe w podróży;
  • niedostępne zazwyczaj w najpowszechniejszych sklepach .

Można by pewnie jeszcze mnożyć zarówno plusy i minusy. Rodzice jednakże często nabywają przyzwyczajenia do jednorazówek już na oddziale szpitalnym, gdzie przychodzi na świat ich dziecko: położne często nie wyobrażają sobie innego pieluszkowania jak jednorazowe, domagają się od matek jednorazówek. Do pieluszek wielorazowych łatwo się zniechęcić, jeśli będziemy przesadzać np. z prasowaniem, jeśli jesteśmy perfekcjonistami.

Myślę, że przede wszystkim mogą potrzebować wsparcia te mamy, które stosują pieluszkowanie wielorazowe- zwłaszcza ze względu na rzadkość występowania tego zjawiska. Nie ma wielu takich rodziców, którzy by zaczęli i wytrwali w stosowaniu wielorazówek. Na początku wydaje się z tym wiele zachodu, jednak przyzwyczajenie do tego stylu pieluszkowania sprawia, że przestaje to w jakikolwiek sposób przeszkadzać, staje się łatwe i nie sprawia kłopotu.

Ciekawą alternatywą dla pieluszkowania jest też bezpieluszkowe wychowywanie dzieci. Nam się to wydaje dość osobliwe, dziwne, ale jest to sposób postępowania powszechny w bardzo wielu gorących rejonach świata (Afryka, niektóre regiony Azji). Polega on na tym, że matka uczy się od pierwszego dnia odczytywać sygnały wysyłane przez dziecko: a dziecko również daje znać, kiedy chce mu się załatwić. Jeśli nie jest zbyt szczelnie poubierane, to matka jest w stanie szybko go wysadzić. Sama doświadczyłam, że jest to możliwe, ale trzeba ogromnej uwagi, wrażliwości. Zdaje się, że tego nam kobietom „cywilizowanym” często brakuje.



Mów, Koperniku!

Zatrudnię dziś Mikołaja Kopernika, żeby się podzielił z nami swoją mądrością:

„Więź duchowa jest o wiele cenniejsza od bliskości fizycznej”.

Świetne zdanie, ale nie ma wielkiego zastosowania w stosunku do małych dzieci i ich rodziców, bo w ich przypadku więź duchowa potrzebuje wyrazu fizycznego. Potrzebuje wyrazu fizycznego, by przekształcać go w wymiar duchowy. Niezbędna jest dla życia duchowego dla naszych dzieci modlitwa za nie, ale czym by ona była, gdybyśmy nie przytulali naszych dzieci, nie karmili, gdy są głodne?



Nabijanie w butelkę karmiących matek

Nawet jeśli teraz karmisz piersią z całym przekonaniem swoje maleństwo, to firmy sprzedające mieszanki i odżywki dla małych dzieci zrobią wszystko, żeby zachwiać tym Twoim przekonaniem.

Nie wierzysz?

Dlaczego np. w Polsce są mieszanki następne z numerkiem 2, czy 3? Czy dlatego, żeby zadbać o zdrowie starszych dzieci? Oczywiście, że nie. Powstały one po to, by ominąć kodeks, który reguluje marketing i sprzedaż produktów zastępujących mleko kobiece. Są kraje (np. USA), gdzie kodeks ten nie obowiązuje, a w związku z tym nie ma również mieszanek następnych. Ponieważ u nas jest zakaz reklamy mieszanek modyfikowanych dla dzieci do pół roku z numerkiem 1, to reklamują te z 2- oczywiście na zdjęciach pokazując maleńkie niemowlęta. Paranoja!

Firmy te dostrzegły również, że nawet jeśli mamy z przekonaniem karmią piersią maleństwa, to opłaca im się jako oczywiste okazywać starsze dzieci karmione mieszanką. W rzeczywistością chwieją one już pewnością co do karmienia małych niemowląt poprzez wszędobylstwo swojej reklamy, poprzez zalewanie ośrodków zdrowia, poprzez internet, billboardy, ulotki dla mam w ciąży itd.

Mieszanki są stworzone na wzór mleka kobiecego? Guzik prawda, a tak starają się wmówić koncerny i ich spece od reklamy, bo zwyczajnie zwiększa im to zyski, bo ludzie dają się temu oszukiwać.

O tyle da się stworzyć mieszankę podobną do mleka kobiecego, o ile da się przebrać cielaka za niemowlę bądź krew bydlęcą upodobnić do ludzkiej. Kobiety zdają się zapominać w ogóle, że ogromna większość mieszanek to jednak proszkowane mleko krowie (serwatka zazwyczaj) z wieloma sztucznymi dodatkami. Nawet wychwalane niekiedy pod niebiosa preparaty mlekozastępcze np. Nutramigen są także na bazie mleka krowiego.

Z jak wieloma niedostosowanymi do wieku produktami styka się dziecko karmione mieszanką:

  • kukurydza, olej palmowy;
  • glony i grzyby fermentowane- tzw. LCPUFA (nieudana imitacja wielonienasyconych kwasów tłuszczowych znajdujących się w mleku mamy);
  • ziemniaki;
  • sztuczne witaminy i mikroelementy, których wchłanianie jest utrudnione (dlatego zazwyczaj ich ilość jest zbyt duża);
  • etc.

Jest to wyjątkowo szeroko zakreślony eksperyment na dzieciach- oczywiście milczą o tym ulotki. Właściwie efekty tego doświadczenia już widać: plaga otyłości, alergii, zapalenia jelit, cukrzyca dziecięca, itd. Można by tak długo wymieniać. A te eksperymenty zazwyczaj są jeszcze jednym trikiem, którym się posługują, by uwiarygodnić swoje produkty. Wystarczy pięknie, naukowo nazwać to wszystko: oligosaharydy, nukleotydy, itd.

To jest dopiero perfidne postępowanie, że ukrywając tego typu statystyczne fakty, o których już od dawna mówi Światowa Organizacja Zdrowia, śmią kreować się na ekspertów od żywienia dzieci: infolinie, maile, eksperci czekają, by radzić mamom karmiącym. I to radzić nie tylko o karmieniu, ale i o opiece nad dzieckiem. Cóż za dobroczyńców z siebie robią!

„W tym miejscu warto podkreślić, że głównym celem tych firm nie czynienie dobra, ani nawet dobrej jakości produktów. One mają po prostu ustawowy obowiązek stawiania potrzeb swoich akcjonariuszy na pierwszym miejscu, czyli innymi słowy generowania tak dużego zysku, jak jest to możliwe. Obraz opieki jest po prostu częścią marketingu i nie ma nic wspólnego z realiami biznesu.”

Chyba jednym z najskuteczniejszych sposobów zawładnięcia umysłami rodziców jest sączenie odpowiedniej „wiedzy” mieszankowej specjalistom. Ponieważ w obecnym świecie panuje pewnego rodzaju kult specjalistów, wystarczy ich odpowiednio zmanipulować, wyszkolić, by kierowali kobiety prosto do wyboru smoczków i butelek. Kto spotkał pediatrę czy rodzinnego lekarza, który niedożywionemu dziecku zaleca w pierwszej kolejności mleko mamy? Kto w ogóle z nich wie, że często niedożywienie dziecka ssącego pierś nie wynika z niezdolności matki do wykarmienia, ale z nieskutecznego ssania malca bądź złej techniki karmienia. Ze świecą takiego szukać, choć oczywiście znajdą się wyjątki. No, ale cóż się dziwić, skoro lekarze są skutecznie szkoleni przez marketing mieszankowy, zaś na szkoleniach KUKP (Komitetu Upowszechniania Karmienia Piersią) nie pojawiają się licznie.

Porównajmy też wielkość finansów jednej i drugiej instytucji. Koncerny produkujące żywność dla niemowląt to giganty finansowe (tylko w samym USA na rok 2010 było to 20,2 miliardy dolarów). Karmienie piersią natomiast nie jest w stanie generować natychmiastowych namacalnych zysków, czy stać matki by je promować?

Jeszcze jeden cytat:

„Należy podkreślić, (ponieważ przedsiębiorstwa produkujące mleko sztuczne nie zrobią tego), że dzieci karmione mieszankami są bardziej narażone na:
Zapalenie opon mózgowych, infekcje ucha, zakażenie krwi, zespół nagłej śmierci łóżeczkowej, cukrzyca, nowotwory, otyłość,
biegunka, wysoki poziom cholesterolu we krwi, astma, zmniejszona skuteczność szczepienia, zmniejszona skuteczność przeszczepów narządów, kandydoza, enterowirusy, nieżyt żołądka i jelit, lamblioza, martwicze zapalenie jelit, pneumokoki, zakażenia układu oddechowego (ogólnie), zakażenia dróg oddechowych (działanie ochronne przed narażeniem na dym tytoniowy), syncytialny wirus oddechowy, salmonelloza, sepsa u wcześniaków, infekcje przewodu moczowego, anemia i niedoboru żelaza, autoimmunologiczne choroby tarczycy,
zaparcia, wnętrostwo, reflux przełyku, przepuklina pachwinowa, zaburzenia wchłaniania laktozy, zwężenie odźwiernika, świszczący oddech, więcej bólu podczas zabiegów medycznych, zaburzenia rozwoju szczęki i zębów, alergie, wyprysk, moczenie nocne, redukcja IQ, zaburzenia hormonalne, niespokojny sen, ograniczony rozwój mowy, autyzm, zapalenie wyrostka robaczkowego, choroby układu krążenia (miażdżyca, wysokie stężenie cholesterolu), celiakia, cukrzyca, zakażenie Helicobacter pylori, zapalenie opon mózgowych wywołane przez Haemophilus Influenzae,choroby zapalne jelit (choroba Crohna, wrzodziejące zapalenie jelita grubego), młodzieńcze reumatoidalne zapalenie stawów (JRA), słabe zdrowie psychiczne, przedwczesna menopauza, stwardnienie rozsiane, ograniczonej ochrony przed toksynami, schizofrenia, zapalenie migdałków.”

Ale kto by się tam przejmował tymi kilkoma podwyższonymi ryzykami dla zdrowia, życia, dobrego samopoczucia dzieci, przecież nie wszystkie korelacje w tych badaniach były bardzo wysokie.

Komu jeszcze mało, zapraszam na stronę:

mlekomamy

No i oczywiście do lektury książki Gabrielle Palmer „Polityka karmienia piersią”. Kto jeszcze tego nie zrobił, a karmi własne dziecko, bądź przymierza się do karmienia kolejnego, pierwszego czy w przyszłości adoptowanego, to czas najwyższy.