Archiwum miesiąca grudzień 2011


Mocne

Zrobiło to na mnie duże wrażenie:

Jak się bronić

Właściwie wiele z tych rzeczy wiedziałam już wcześniej, czytałam, ale zebrane razem daje do myślenia.



Dzień dzisiejszy jest najlepszy

Ciąg dalszy poprzedniego wpisu o czekaniu.

Czekanie adwentowe zakłada zarazem, że żyjemy chwilą obecną- każda chwila nas przybliża do nieba, do spotkania ze Zbawicielem, więc jest cenna. Żadnej więc nie należy uronić, upuścić.

Znałam pewną mamę, która niecierpliwie czekała aż jej dzieci  pójdą do przedszkola, skończą być niemowlętami. Miałam wrażenie, że odbierało jej to całą radość z bycia mamą małych dzieci albo przynajmniej zubożało o te bezcenne chwile. Wkładała je więc do chodzika, żeby już chodziły, dawała do trzymania butelkę z mlekiem, żeby już były samodzielne.

Wydawało mi się, że przez to jakby sama się okradała z tej ulotnej radości dnia codziennego.

Jest w nas tendencja, by nie doceniać tego, co teraz na korzyść tego, co ma dopiero przyjść bądź już było. Nie możemy się doczekać, kiedy dziecko będzie siadać, a nie doceniamy wagi przekręcania się z plecków na brzuszek, z brzuszka na plecki. Nie możemy się doczekać, kiedy maluch zacznie stawać i chodzić, a ważniejsze jest by dawać mu czas na rozwijanie pełzania, raczkowania. Stawianie na nóżki i oprowadzanie za rączki zamiast pełzania i raczkowania może (choć nie musi) skutkować  w tak odległych problemach jak trudności z czytaniem i pisaniem. Dzieje się to za sprawą niewłaściwego stymulowania mózgu, koordynacji.

Przewracanie się z brzuszka na plecy i odwrotnie, pełzanie i raczkowanie jest najlepszym przygotowaniem zarówno mózgu jak i stawów, mięśni, kości do nauki stania, chodzenia, a w dalszej perspektywie do nauki czytania, pisania.

„Moje dziecko nie lubi i nigdy nie lubiło leżenia na brzuchu, żeby ćwiczyć obroty, pełzanie”- tłumaczą często rodzice sytuację braku pełzania, raczkowania, obracania się. Nasuwa się tu pytanie:  A jak często dawaliśmy szansę na polubienie tej pozycji?. „Nie lubi i już!” Wychodzą na jaw nasze niewłaściwe oczekiwania: oczekujemy, że dziecko ma leżeć przez długi czas na brzuszku, podczas gdy jemu niekiedy wystarczy i pół minutki, ale częściej.

Dziecko przede wszystkim jest człowiekiem i rzeczywiście może któregoś razu wręcz nie cierpieć leżenia na brzuchu, ale godzinkę później może przyjąć taką pozycję z widocznym zadowoleniem. O ile damy mu taką szansę.

Niecierpliwe pytania: „Czy już siedzi? Stoi? Chodzi?”- nadają niekiedy kierunek naszym oczekiwaniom i staraniom sprawiając, że tracimy z oczu to, co tu i teraz powinniśmy wspierać, doceniać.

Zarówno psycholodzy jak i fizykoterapeuci, terapeuci integracji sensorycznej podkreślają często, że niewłaściwą i niekorzystną rzeczą jest stawianie na nogi dziecka, które samo nie potrafi wstawać, prowadzenie za rączki dziecka, które nie potrafi samo chodzić, zakładanie „protez” takich jak chodzik dziecku, które chodzić samo nie potrafi.

Uważam, że z „emocjonalnymi” zdolnościami jest podobnie, np. dziecko, które samodzielnie nie potrafi zasnąć nie powinno być uczone samodzielnego zasypiania. Co nie znaczy, że jestem zwolenniczką ekstremum w drugą stronę. Trzeba być wrażliwym na wykształcenie tej zdolności u dziecka: dać szansę i wspierać jej rozwinięcie bez zmuszania. Podarowanie łóżeczka, a czasem tylko nowej pościeli w królewny czy dinozaury może być takim bodźcem do podjęcia tej nauki. Dziecko wystarczająco dojrzałe do samodzielnego zasypiania zazwyczaj bez trudu jak nową przygodę podejmie takie wyzwanie.

Doceńmy nasze tu i teraz- to bezcenny prezent od Pana Boga. Również okazja do nawrócenia: bo Kościół to najlepsze miejsce dla grzeszników. „Przyjdźcie do mnie wszyscy, którzy obciążeni i utrudzeni jesteście, a Ja was pokrzepię”- mówi Pan Jezus.