Archiwum miesiąca październik 2021


Czy ciąża jest chorobą?

Dieta eliminacyjna:

Zrezygnuj z gniewu, żalu, urazy, poczucia winy i zamartwiania się. Następnie obserwuj jak twoje zdrowie i życie rozkwita.” C.F. Glassman

Taką dietę polecam na stan błogosławiony i nie tylko. Życie od Boga dane jest zbyt cennym darem, by je zatruwać narzekaniem, nieufnością, pretensjami.

Wrócę do początkowego pytania: czy ciąża jest chorobą?

Zdecydowanie NIE jest chorobą, jest za to niezmiernie dynamicznym rozwojem matki na rzecz poczętego dziecka.

Dlatego też nie przepadam za terminem „ciąża”, bo dziecka nie traktuję jak ciężaru. Moje doświadczenie i tak wielu innych matek pokazuje, że dziecko jest radością i błogosławieństwem, a więc trudu też nie brakuje w jego wzroście. Ale ten trud też może być tym hojniejszym błogosławieństwem.

W pierwszym trymestrze zmiany w ciele matki, by godnie przyjąć i dopomóc w rozwoju dopiero co poczętego dziecka są tak duże, że normalnym objawem jest zmęczenie, potrzeba snu, dodatkowego odpoczynku. Skoro przybywa AŻ 45% krwi, to i serce, i nerki, i wątroba, i żołądek i jelita zaczynają inaczej funkcjonować- na wyższych obrotach. Nawet okuliści widzą zmiany we wzroku matek w stanie odmiennym.

Ale w dalszym ciągu to nie jest choroba. Wysiłek budowania wygodnej „kolebki” (macicy) dla dziecka, wspierania jego rozwoju zdecydowanie nie jest chorobą, a genialnym objawem i przejawem siły życia i budowania go.

I opowiem wam dziś o mądrym lekarzu, którego miałam możliwość spotkać. Właśnie w okresie, gdy moje dziecko sobie rosło po cichu w moim łonie, zaniepokoiły mnie wyniki badań, które mi zlecił.

Ale to był stary i mądry doktor, a ja młoda i niedoświadczona. Więc udzielił mi kapitalnej lekcji na całe życie i podzielił się swoim zrozumieniem stanu błogosławionego:

-Leczymy pacjenta, a nie jego wyniki.

W stanie odmiennym tym bardziej należy o tym pamiętać, bo na skutek tej „przebudowy” w organizmie, wyniki krwi, moczu rzeczywiście szaleją. Niektórych w ogóle nie można porównywać z wynikami kobiet, które nie są w ciąży. Np. o wiele wyższe mogą być wyniki D-dimerów i jeśli nie towarzyszą temu objawy choroby, może to być norma.

Bo normy dla stanu błogosławionego są po prostu inne!

Kiedy matka „dobudowuje” sobie i dziecku aż 45% krwi to jest to tak duża ilość, że początkowo ta krew siłą rzeczy musi się stać nieco bardziej rozrzedzona. Dopiero po połowie stanu odmiennego układ krwiotwórczy zaczyna nadrabiać braki. Ponieważ matka przygotowuje się do urodzenia dziecka, co zawiera w sobie też urodziny łożyska, to jej organizm przewiduje, że będzie potrzebował sporo więcej zdolności hamowania krwawienia- stąd wzrasta krzepliwość krwi (te wyniki D-dimerów np.)

Czyż nie jest to genialne?

„Dziękuję Ci, że mnie stworzyłeś tak cudownie,

godne podziwu są Twoje dzieła.

I dobrze znasz moją duszę,

nie tajna Ci moja istota,

kiedy w ukryciu powstawałem,

utkany w głębi ziemi.” Ps 139,14-15

Skoro Pan Bóg stwarza to tak genialnie, dlaczego pojawiają się tu rzeczywiście czasem choroby, problemy?

Po pierwsze, bo odeszliśmy z Raju, odeszliśmy od Jego planu miłości i zaufania.

Po drugie, żeby dokonały się większe rzeczy: uzdrowienie, uleczenie naszej niewiary, żeby Pan Bóg mógł działać.



No-Spa czyli…

Aniołek Stróż, co modli się tym bardziej…

To było tak…

Historia z życia wzięta.

Zdrowa matka w 25 tygodniu ciąży poszła na kontrolę do ginekologa. Podczas badania ginekologicznego tenże lekarz poczuł, jak jej się napina mięsień macicy (fizjologiczne skurcze Braxtona-Hicksa). No i huknął na nią leżącą dalej w pozycji bezbronnego żuczka, tylko czująca się o wiele bardziej niezręcznie:

-Co się pani tak stresuje? Chce pani urodzić wcześniaka?

Bogu ducha winna kobita, zaniemówiła z wrażenia i przestrachu. Szybko się ubrała.

Po tej akcji oczywiście lekarz zapisał leki. Bo cóż innego mógłby zrobić?

Owa matka nie biorąc żadnych leków urodziła w 42 tygodniu po uprzedniej indukcji czyli wywoływaniu porodu.

Co więcej, nigdy więcej nie przyznała się lekarzowi do odczuwania mocnych skurczy Braxtona-Hicksa, choć urodziła jeszcze gromadkę dzieci- wszystkie „po terminie” czyli w terminie właściwym jej dzieciom.

A teraz zajrzyjmy do leku zwanego No-spa, którym faszerują się niekiedy kobiety jak landrynkami. Do tak zwanej charakterystyki produktu leczniczego, który powinien być podany do wiadomości publicznej i jest wiarygodnym źródłem informacji o leku:

„Nie stosować u dzieci poniżej 6 roku życia”. „Produkt należy stosować ostrożnie u dzieci, ponieważ nie przeprowadzono badań
dotyczących działania drotaweryny (substancja czynna No-spy) w tej grupie pacjentów”.

Acha, czyli biorąc ten lek w okresie ciąży, eksperymentujemy na swoich dzieciach, bo nikt nie badał jak wpływa on na najmniejsze dzieci.

„Substancja czynna przechodzi przez łożysko.” czyli na pewno zjadając tąże pastylkę podzielimy się nią z dzieckiem, które sobie w nas rośnie. Tego możemy być pewne. Na pewno nie mamy jasności, jak zadziała ona na nasze dziecko, bo nikt tego nie badał. Możemy być natomiast pewne, że im młodsze jest dziecko, tym bardziej niedojrzałą ma wątrobę i inne narządy, które są odpowiedzialne za metabolizm, odtruwanie organizmu.


„W badaniu klinicznym stwierdzono zwiększone ryzyko krwotoku poporodowego u pacjentek otrzymujących drotawerynę w trakcie porodu. Dlatego nie należy stosować drotaweryny w okresie porodu.”
Hm, tylko tą niewinną (?) No-spę- drotawerynę często zalecają położne, lekarze w okresie okołoporodowym, żeby „upewnić się, czy to już poród” lub żeby przestało coś boleć.

No, cóż, ale to nie oni ryzykują krwotokiem porodowym i nie oni go zobaczą. Bo kto inny bada w gabinecie zazwyczaj lub doradza przed porodem, a kto inny potem jest obecny w czasie porodu, więc jak tu zobaczyć i skojarzyć przyczynę i skutek?

A skoro piszą o tym BARDZO POWAŻNYM SKUTKU UBOCZNYM leku, to nie dlatego, że tak im się chce, tylko że w badaniach klinicznych zaobserwowano ten skutek uboczny u wystarczająco wielu konsumujących ten lek, żeby być zmuszonym do napisania tego. Pomimo że im to bardzo nie na rękę. Bo jeśliby zaczęli to uważniej czytać położne i położnicy, to przestaliby zalecać ten lek tak często.

(Uwaga na marginesie: na zachodzie Europy zaczęto czytać uważniej, dlatego jest to lek ZAKAZANY, przeciwwskazany w ciąży).

„Drotaweryna jest skuteczna w leczeniu skurczów mięśni gładkich, zarówno pochodzenia neurogennego, jak i mięśniowego. Niezależnie od rodzaju unerwienia autonomicznego drotaweryna działa na mięśnie gładkie, znajdujące się w przewodzie pokarmowym, drogach
żółciowych, układzie moczowo-płciowym i układzie krążenia.”

Super, że ten lek działa! Tylko mam jedno pytanie:

Czy to, że mięśnie nam się kurczą, trzeba leczyć?

Skurcze Braxtona-Hicksa są fizjologią czyli stanem zdrowia. Mięśnie macicy kurczą się systematycznie- najpierw od 12 tygodnia ciąży są nazywane skurczami Alvareza. Potem mniej więcej od połowy stanu błogosławionego zmieniają się one w skurcze Braxtona-Hicksa, które mogą być już odczuwalne jako wyraźne napięcie, twardnienie (choć zazwyczaj nie powinny boleć, a niektóre kobiety ich nie odczuwają wcale). Około 2-3 tygodni przed rozwiązaniem może, choć nie musi, nastąpić jeszcze jedna zmiana. I skurcze Braxtona-Hicksa mogą się przeobrazić w skurcze przepowiadające, co miewa już niekiedy komponent większej siły, co czasem bywa odczuwane boleśniej. Bywają one mniej lub bardziej nieregularne. Aż pewnego dnia… ruszają z kopyta. I zaczyna się poród, w którym fali skurczowej już raczej nie da się nie zauważyć.

Fizjologia jest taka, że przy kolejnych dzieciach można skurcze ciążowe czuć coraz intensywniej, bo macica i powłoki brzuszne są coraz bardziej rozciągnięte, mięsień macicy bardziej wytrenowany (o ile się go nie obezwładniało wcześniej systematycznie).

I znowu daję do myślenia, bez gotowych odpowiedzi:

  • Czy wykluczanie, osłabianie działania mięśni macicy całą lub część ciąży może wpływać na skuteczność ich działania w czasie porodu?
  • Czy dziecko, którego napięcie mięśniowe się osłabia tygodnie lub miesiące, gdy jest w najmniej zaawansowanym stadium rozwoju, w późniejszym okresie rozwoju nie doświadczy zmniejszonego napięcia mięśniowego?

Zapytajcie fizjoterapeutów i terapeutów integracji sensorycznej, ile dzieci ma problem z obniżonym napięciem mięśniowym. I odpowiedzcie sobie same na te pytania. Bo nikt za was nie weźmie odpowiedzialności ani za was, ani za wasze dzieci.

Jak jeszcze nie masz dosyć, to analogiczne przemyślenia i sympatyczna stronka:

silaminatury.pl

Należy zwrócić uwagę, że niniejszy wpis:

-nie jest poradą lekarską;

-przytacza konkretny przypadek;

-wnioski pozostawia czytelnikom;

-dotyczy fizjologii, a nie patologii, której należy oczywiście zapobiegać, leczyć.



Są zdolności

Ale,

czy wierzysz,

że są możliwe?



Pełna

Niektórzy mają wiele ran zadanych przez ziemskich ojców.

I poznanie Miłości Ojca Niebieskiego, otwarcie się na nią,

może te rany zagoić.

Niektórzy mają wiele ran zadanych przez matki.

I to, że Pan Jezus podzielił się z nami swoją Matką, może być dla nas niezwykle uzdrawiające.

O ile przyjmiemy Ją do swojego domu, do swojego serca, do swoich ran.

A rana masowana goi się 3-5 krotnie szybciej niż ta pozostawiona sama sobie.

Maryja umie masować nasze rany. Dotykać z uzdrawiającą czułością blizny.

Bo jest Pełna łaski.