21 styczeń
Karmienie piersią- na czym to polega?
Większość matek po porodzie stara się karmić swoje dziecko bądź dzieci piersią. Większość z nich natyka się też prędzej czy później na sytuację „braku własnego mleka”- jedna mama nazwie to „sflaczałymi”, suchymi piersiami, wyssanymi do dna, inna rozluźnionymi, wypitymi.
Jak się zachowuje w tej sytuacji mama, która później oceni, że „karmienie jej się nie udało, bo nie miała mleka”:
- poda herbatkę, mleko modyfikowane w butelce;
- poda zniechęcona smoczki;
- zacznie panikować, że nie ma mleka;
- coraz częściej będzie podawać tą butelkę z mieszanką w głębokim przekonaniu, że skoro piersi są puste, to ona nie może głodzić dziecka;
- itd., itd.- jest to samonapędzające się koło działające jak samospełniające się proroctwo.
Jak w tej samej sytuacji miękkich, wyssanych piersi zachowa się mama, której karmienie dziecka się uda:
- poda dziecku pierś drugą, z powrotem pierwszą, potem znowu drugą itd., itd.- tyle razy, ile tylko dziecko zechce;
- zauważy stopniowo, że pomimo że piersi nie są „napompowane mlekiem” jak na początku, to dziecko za to wygląda na mocno napompowane i okrągłe 🙂
- pomimo miękkich, rozluźnionych piersi, w których zdawałoby się „nie ma mleka” (wszystko wypite?) podaje dziecku właśnie pierś, a nie butelkę.
Na czym polega różnica? Anatomicznych różnic między jednymi kobietami, a drugimi w tej sytuacji nie ma. Różnica polega na:
- cierpliwym/niecierpliwym karmieniu piersią; kto o tą cierpliwość walczy- i mimo, że trudno to jednak ją wybiera- ten wykarmi piersią swoje dziecko; karmienie piersią to bowiem nierzadko sztuka cierpliwości i bycia dyspozycyjną wobec własnego dziecka;
- rozprawieniu się z mitem i ulegnięcia mu; mit ten mianowicie głosi, że gdy kobieta nie ma mleka w piersiach (są wyssane, „puste”), to jedynym rozwiązaniem jest podanie butelki i że po prostu niektóre kobiety tak mają; prawda wygląda tak, że właśnie ssanie takiej miękkiej, „wypitej już” piersi jest właśnie najbardziej stymulujące dla wytwarzania większej ilości mleka; żeby więc dziecko miało więcej mleka, nie potrzeba żadnych szczególnych herbatek, pastylek, a potrzeba przystawiania dziecka do piersi takiej, jaką akurat teraz mamy; w żargonie konsultantów laktacyjnych (i ekonomistów) jest to prawo popytu-podaży; jest więcej ssania (popytu)- będzie prędzej czy później więcej mleka (podaż); jest mniej ssania (ssanie butelki, kamienny sen po modyfikowanej mieszance)- jest mniejsza podaż mleka (wysłanie do przysadki informacji: mleko niepotrzebne, dziecko ssie rzadko, coraz rzadziej).
- To właśnie ssanie rozluźnionej, miękkiej piersi bardziej stymuluje do wytwarzania większej ilości mleka niż ssanie piersi przepełnionej.
- zrozumieniu, że początkowa nadprodukcja mleka (przepełnione, nabrzmiałe piersi) nie jest potrzebna cały czas; bardziej praktyczne są piersi, które wytwarzają mleko na bieżąco- w trakcie ssania- gdyż mleko nie zalega wówczas w piersiach między karmieniami i nie stwarza zwiększonego ryzyka zastojów, zapaleń.
- stworzeniu wsparcia dziecku, jeśli ssie nieefektywnie: dziecko takie może niewystarczająco pobudzać wytwarzanie pokarmu; trzeba wówczas karmić go metodami alternatywnymi (kubeczek, łyżeczka, zestaw łyżeczki, po palcu, sns) aż do czasu, gdy ssanie na skutek rehabilitacji, upływu czasu, poprawy zdrowia się wzmocni. Konieczne jest wówczas skuteczne systematyczne odciąganie.
Jak więc działa laktacja? Na zasadzie sprzężenia zwrotnego. Im więcej dziecko wyssie, im więcej odciągniemy, tym więcej wytwarzać się będzie mleka. Pierś ssana przez dziecko nigdy nie jest pusta: właśnie te kropelki wypływające powoli, które dziecko łyka na koniec karmienia zawierają największe ilości m.in. tłuszczu. Cierpliwość dziecka i mamy jest nagrodzona jeszcze w inny sposób: dalsze ssanie z pozoru „wypitej” piersi może spowodować kolejną falę, wypływ mleka. Trzeba ponadto pamiętać, że bardziej pobudzająco na wytwarzanie mleka działają częste i krótkie karmienia niż rzadkie i długie.
Dziecko potrzebuje dyspozycyjności swojej mamy i jej wyrozumiałości.
21 stycznia 2013 o godz. 07:42
Ja tej panice „pustych piersi” uległam pierwszego dnia w domu z dzieckiem. Mąż leciał w nocy po butelkę i sztuczne mleko, bo przecież „zobacz, tu nic nie ma, a ona ciągle chce jeść!”.
Na szczęście jak juz miałam tę butlę w domu, to hm… jakoś tak przeraziła mnie myśl o wsadzeniu kawałka gumy do tego małego dziubka. No i nie wsadziłam 🙂 I daliśmy radę. Bo potem trochę sie wyedukowałam i już wiedziałam, że nie ma czegoś takiego jak puste piersi, o! 🙂
21 stycznia 2013 o godz. 21:29
Jak fajnie być mamą po raz kolejny i ze spokojem, łagodnym dystansem i doświadczeniem karmić sobie piersiami, nie zwracając uwagi jakie one są (sflaczałe-niesflaczałe, wypite-niewypite), mając gdzieś modyfikowane dobrodziejstwa, sto rodzajów butelek, 200 typów smoczków. To niesamowite, że wystarczy natury posłuchać i dziecię spokojne i matka niezestresowana i się można wtedy na tego małego buziaka ze spokojem napatrzeć! K. ps. Żeby nie było – za pierwszym razem taka mądra to nie byłam….
23 stycznia 2013 o godz. 16:46
Też nigdy nie doświadczyłam pojęcia pustych piersi, nawet teraz gdy karmię raz na 2 dni 🙂
Mi pomogło to, że byłam głęboko przekonana, że dam radę wykarmić swoje dziecko i mimo że nie miałam jeszcze praktyki lecz tylko wiedzę teoretyczną przy pierwszym dziecku, to karmiłam nawet co godzinę przez parę godzin z rzędu 😉