16 październik
Szczęście czy przekleństwo?
Karmienie piersią jest prawdziwym szczęściem dla dziecka i dla mamy.
To zostało dobrze wymyślone:
- dziecko i matka kontynuują tę bliskość jaką miały poprzez pępowinę, łono matki; pierś staje się taką zewnętrzną pępowiną;
- karmienie piersią to nic innego jak dobre przytulenie i utulenie: prawidłowe przystawienie właśnie po tym można poznać; nosek i bródka dotykają piersi, brzuszek do brzucha mamy dotyka; dziecko zaznaje szczęścia, bo czuje dalej mamę jako źródło pokarmu, ciepła;
- można karmić przez sen (dłużej śpi i mama, i dziecko); starsze dziecko- kilku, kilkunasto miesięczne może nauczyć się nawet przystawiania samodzielnego do piersi nie budząc szczególnie mamy;
- karmienie piersią uczy macierzyństwa: a więc cierpliwej miłości, dyspozycyjności, łagodności w stosunku do dziecka; wczucia się w jego potrzeby; uczy zaufania, usuwa lęk przed dzieckiem, istotą nieznaną: trudno się bać kogoś, kto jest tak bliski i ufny, wtulony w nas;
- karmienie piersią to dzielenie się swoim życiem i zdrowiem, odpornością, zaradnością; nawet gdy mama choruje (np. grypa), to jej dziecko jest stosunkowo dobrze zabezpieczone przed zachorowaniem, bo ciała odpornościowe matki w pierwszym rzędzie są przekazywane dziecku (pierś leży tuż przy węzłach chłonnych).
Naszym zadaniem jako żon jest nauczenie swoich mężów pozytywnego stosunku do karmienia piersią, tak żeby mogli stać się za nie odpowiedzialni, żeby nas w nim podtrzymywali. Nie nauczymy ojców naszych dzieci przychylnego stosunku do karmienia naturalnego narzekaniem na dziecko, narzekaniem na to karmienie piersią, żaleniem się na nie. Reakcja przeciętnego mężczyzny na takie nasze zachowanie będzie następująca: „To odstaw! Będzie po kłopocie.”
Na trudy karmienia piersią stanowczo lepiej żalić się przyjaciółce, a męża zapoznawać przede wszystkim z jego walorami. Wtedy jego reakcją będzie ochranianie tego dobra, które dzięki nam pozna: jak dobre jest ono dla dziecka, jak dobre dla nas jako mam, jak dobre dla rodziny (oszczędność, tatuś wyspany, nie budzimy go do karmień itd.).
„Obarczę cię niezmiernie wielkim trudem brzemienności”– to Boże błogosławieństwo dla Ewy przed opuszczeniem raju. Bóg nie przeklina, Jego słowa są zawsze pełne życia. Karmienie piersią jest częścią tej brzemienności, płodności. Ten trud to jest błogosławieństwo czyli szczęście dla nas. Szczęście, które trzeba umieć wydobyć, rozpoznać. Nikt nie kwestionuje, że szczęściem jest dla alpinisty zdobycie wymarzonego szczytu z powodu trudu, jaki musi w to włożyć. Nikt nie powinien kwestionować wartości karmienia piersią z powodu tego trudu, jaki matka musi wziąć na siebie.
W momencie, kiedy karmienie mlekiem zwala na ojca- przekazuje mu swoją matczyną rolę. Oczywiście ona się w tym nie wyczerpuje, ale jest istotną jej częścią.
Jedna z matek napisała o karmieniu piersią, że to przekleństwo. Tak wiele rzeczy je w nim męczy: nocne częste budzenie, dzienna dyspozycyjność itd. Jednak pokrzepiona, pocieszona słowami innych mam karmiących napisała, że będzie jej się teraz łatwiej karmić: po prostu chciała się wyżalić, wypłakać ten trud, poskarżyć się. Gdy inne matki wyjaśniły jej zachowanie jej dziecka jako normalne, potrzebne (częste nocne budzenia i karmienia służą rozwojowi mózgu dziecka), odetchnęła z ulgą.
Kiedy Pan Bóg mówi, że kładzie przed nami błogosławieństwo i przekleństwo, życie i śmierć, to przekonuje zarazem, żeby wybierać błogosławieństwo i życie. Bierzmy więc życie, żeby się nim dzielić, bo kto je zechce zachować, ten je straci. Prędzej czy później.
18 października 2014 o godz. 19:55
Nie wiem skąd koleżanka ma tyle siły żeby zebrać te wszystkie mądre rzeczy i jeszcze napisać. Niestety, częste pobudki na rozwój mózgu mojego dziecka wpływaja odwrotnie na mój mózg, który się zwija… No ale tu możemy napisać matce na pocieszenie, że w przyrodzie nic nie ginie
20 października 2014 o godz. 17:49
Gdybym nie znała sąsiadki zza miedzy to może bym wierzyła w to zwijanie mózgu matki, he he. Ale nie wierzę, bo znam Cię nie od dziś, tylko od wczoraj i to co Ty uważasz za zwijanie, to inni, z tego co słyszę, uznają za rozwijanie. No więc ja uważam też za rozwijanie. Albo można uznać wersję kompromisową- coś się zwija, coś rozwija, ale przeważa rozwijanie tego co warte rozwijania.