Z perspektywy

Zakładka z Domu Narodzin im. Św. Rodziny

 

Idąc do szpitala, godzimy się, że wiele rzeczy personel medyczny zrobi za nas, za nasze dziecko:

  • zadecyduje, kiedy się ma urodzić dziecko;
  • kiedy dziecko jest za długo noszone przez matkę, a kiedy nie;
  • zacznie poród, bo po co czekać;
  • skończy poród, bo po co czekać;
  • poda leki na przyśpieszenie porodu, żeby zdążyć na swojej zmianie skończyć poród;
  • przebije błony płodowe- przecież one już niepotrzebne (a że ryzyko śmierci dziecka- przy błoniastym przyczepie pępowiny, to się przecież rzadko zdarza).

A czekanie na poród i w porodzie ma głęboki sens.

I piszę w tym momencie o fizjologii czyli zdrowiu.

(Gdy jest choroba, zagrożenie- to oczywiście trzeba sprawnie pomagać. Czasem z językiem na brodzie.)

Dzieci potrzebują nade wszystko cierpliwości.

Miłość jest cierpliwa.

Daje dojrzeć kochanej osobie.

Każdy dzień jest ważny.

Dziecko każdego dnia przed porodem przez łożysko otrzymuje ciała odpornościowe.

Otrzymuje serce, czas swojej mamy.

Tęsknotę taty.

I ma sens czekanie w porodzie.

Dawne akuszerki mówiły, że poród powinien się zakończyć przed trzecim zachodem słońca.

Tyle niektóre dzieci potrzebują czasu, żeby pokonać drogi rodne.

Jedne są po pokonaniu tej drogi zmęczone (wskazuje na to sinica obwodowa), inne mniej.

Jest np. taki czas w porodzie, który nazywa się okresem spoczynku, a który jest gremialnie ignorowany w szpitalu. Następuje on na chwilę krótszą lub dłuższą po fazie rozwierania, przed samym parciem.

I jest ważny.

Ważny, bo przegrupowują się mięśnie.

Dzięki uszanowaniu tego okresu spoczynku nie grozi szyjce macicy pęknięcie. Chroni drogi rodne przed uszkodzeniem

Matce daje chwilę oddechu przed ostatnim finiszem.

A potem ta cierpliwość jest ważna w karmieniu.

W wychowaniu.

A ja się przyłapuję na tym, że ciągle muszę walczyć o tą cierpliwość.

O radość czekania.

Że cierpliwość nigdy nie jest dana raz na zawsze.

Że trzeba jej się uczyć od nowa.

I każdego dnia.

Że każdego dnia możemy się rodzić na nowo.


komentarzy 5 do wpisu “Z perspektywy”

  1. Kasia napisał(a):

    Przemawia do mnie ten wpis. I jako opowieść o cierpliwości w trakcie porodu, i jako tekst o cierpliwości w ogóle.

    Żyjemy w niecierpliwych czasach. Szybko mówimy, jemy, chodzimy. Wszędzie w pośpiechu. Stare łacińskie przysłowie mówi: festina lente! Spiesz się powoli.

    Wiem, że w moich porodach brakowało cierpliwości. W trakcie drugiego bez pytania przebito pęcherz płodowy. Choć i tak bez oksytocyny (którą dostałam na wywołanie pierwszego porodu) miałam poczucie jakiejś kontroli nad czasem, harmonii, spokojnego dążenia do tego, że dzieciątko się pojawi.

    Po porodzie długo zostałyśmy w szpitalu i spotkałyśmy wiele mam. Takich, które rodziły po wiele godzin. Podawano im naprzemiennie oksytocynę ze środkami przeciwbólowymi. Wiadomo, po oksy wszystko pędzi i boli, po środku przeciwbólowym zwalnia… Nie trzeba być fachowcem, by mieć podejrzenia, że medykalizacja w tym zakresie przynosi nie tylko dobre skutki. Trzy mamy, a czułam się, jakbym słyszała tę samą historię. Czwarta mama nie miała siły nic opowiedzieć, ale myślę, że u niej było podobnie.

  2. Magda napisał(a):

    Pięknie Iza piszesz – i ja Ci dziękuję za te słowa o cierpliwości, chociaż moje doświadczenia z przyjściem na świat Córeczki są pełne cierpliwego oczekiwania, pomimo finału z cc.

  3. Fizula napisał(a):

    Magda, Twoje doświadczenie jest Twoim bogactwem 🙂 Pięknie, że umiałaś cierpliwie czekać- szczęśliwa jest Twoja córeczka. Przepięknym jest spotkanie mamy i dziecka po cc- ile w tym wzruszenia i czułości. Ja muszę się ciągle uczyć cierpliwości i różnie mi wychodzi. Jak mi się już zdarzy zacząć twierdzić, że osiągnęłam stadium cierpliwości, okazuje się, że guzik prawda- że dużo mam tu do nauki.

  4. Fizula napisał(a):

    Zaczynam obserwować tę pracę położnych od środka i wcale nie uważam, że one są temu winne czy lekarze. Są pewne standardy, których się trzymają, za realizowanie których są rozliczani. Im więcej poznaję położne, tym bardziej doceniam ich pracę- nawet te, które dla mnie osobiście są trudne, mają ogromny piękny potencjał.

  5. Kasia napisał(a):

    Ja osobiście wspominam bardzo dobrze wszystkie moje położne, i te, które były przy porodzie, i te, które dochodziły gdzieś z boku. Mam duże szczęście do ludzi. W jednym szpitalu podobno trafiłam na najlepsze położne. W drugim nie wiem, czy na najlepsze, ale jeśli inne są lepsze, to tylko się cieszyć. I generalnie dobrze myślę o tamtych chwilach. Choć wiem teraz, że mogło być lepiej. I nie było to zależne w większości od personelu.

Zostaw odpowiedź

Musisz się zalogować aby móc komentować.