Czy na sztuczną indukcję porodu można się nie zgodzić? Można, takie są prawa pacjenta. Prawa pacjenta w uzasadnionych okolicznościach dają nam też możliwość skorzystania z tego rozwiązania.
Czy są zalety tego wyboru oprócz ewidentnego przyśpieszenia porodu? Są, w wyjątkowych sytuacjach rzeczywiście trzeba pomóc dziecku się ewakuować. Są takie choroby, np. cholestaza, stan przedrzucawkowy, są takie sytuacje, kiedy łożysko zaczęło funkcjonować na tyle gorzej, że dziecko powinno się urodzić możliwie szybko, aby dalej móc prawidłowo wzrastać. Może to więc być zabieg medyczny ratujący zdrowie lub życie ludzkie. Jednak większość sytuacji indukcji odbywa się tylko dlatego, że minął pewien określony czas, zazwyczaj jest to 7-10- 14 dni po tzw. środkowym terminie. Czy trzeba w takiej sytuacji wywoływać poród?- podjęcie takiej decyzji na pewno wymaga spokojnej rozwagi.
Czy są wady tego rozwiązania, jakim jest sztuczna indukcja porodu?
Rzeczywiście są. Przyjrzyjmy się im dokładniej:
-możliwość urodzenia wcześniaka; jeśli np. robi się indukcję matce w 37 tygodniu ciąży, a to dziecko naturalnie urodziłoby się w 42 tygodniu, to rodzi się tu dziecko o 5 tygodni za wcześnie;
-dziecko wchłania wody płodowe z płuc dopiero 3 dni przed porodem, jeśli więc zmusimy go do wcześniejszego porodu, może być mu trudniej złapać pierwszy oddech, a na pewno jego płuca są bardziej mokre; trudności, zaburzenia oddechowe mogą być więc udziałem dziecka z powodu indukcji porodu;
-jeśli matka i dziecko nie są gotowi na poród, ich ciało może nie współpracować w próbie wywoływania porodu; znane są więc ponawiane próby indukcji bez żadnych rezultatów lub częste diagnozy „dystocja szyjkowa”; dlaczego dziecko miałoby współpracować przy porodzie, jeśli nie jest do tego gotowe? dlaczego matka nie miałaby stawiać oporu medykalizacji indukcji, jeśli jej ciało i dusza nie dojrzały do tego? często więc taka sytuacja kończy się cesarką;
-wadą indukcji są też działania niepożądane oksytocyny podawanej w infuzji dożylnej: skurcze za częste, za silne w stosunku do tego, co jest w stanie wytrzymać matka; dość często spotykam kobiety, które doświadczyły tej hiperstymulacji macicy i wspominają to jako traumę.
Czy są alternatywy dla sztucznej indukcji porodu?
W sytuacjach naglących, patologicznych niekiedy nie ma zbyt wiele oprócz cesarskiego cięcia.
Ale w sytuacji gdy mama i dziecko są zdrowi, a łożysko pracuje prawidłowo, oczywiście są!
Żeby uporządkować te liczne możliwości, skorzystam z punktów:
–cierpliwe czekanie jest prawie zawsze dobrą alternatywą, zwłaszcza jeśli połączy się je z uważnym wsparciem położnej czy lekarza w zakresie obserwacji stanu dziecka; jeśli nie damy danej kobiecie donosić do tego momentu, kiedy jej dziecko zacznie się rodzić- możemy zaprzepaścić możliwość nauczenia się tej kobiety czegoś o sobie, o swoim dziecku, rodzinie; są np. takie matki, które wszystkie swoje dzieci rodzą w 42 pełnym tygodniu bez oznak jakiegokolwiek przenoszenia u dziecka;
–masaż piersi i brodawek– ma udowodnione działanie pro-oksytocynotwórcze; oksytocyna jest właśnie hormonem, który odgrywa niebagatelną rolę przy porodzie; można też zastosować w tym celu laktator;
-oksytocyna jest hormonem miłości- ułatwia więc jej wydzielanie wszystko, co sprawia, że łatwiej nam o rozluźnienie, spokój, wyciszenie, „odpłynięcie”; dla różnych matek mogą to więc być różne rzeczy, ale zazwyczaj sprawdzają się: masaże (szczególnie karku, kręgosłupa, stóp), kąpiele, spacery, kojąca muzyka, wsparcie psychiczne, wysłuchanie itp.
-wśród rodzajów masażu ważne miejsce dla mnie zajmuje masaż chustą Rebozo: rozluźnienie kręgosłupa, podnoszenie brzucha połączone z rozluźnieniem i pociągnięciem oraz zachętą dla dziecka do dobrego wstawiania się potrafią czynić wiele; czy to przypadek, że na drugi dzień po takim masażu rozwijał się niejeden raz w świetnym tempie poród?
-swego rodzaju dość gwałtownym rodzajem masażu dla macicy może być ruch jelit– znane jest więc od dawien dawna wywoływanie porodu przez picie olejku rycynowego (na własną odpowiedzialność!- możliwość zbyt szybkiego porodu itp.), który przeczyszczał jelita; zamiast olejku rycynowego można tu zastosować witaminę C w dawkach wzrastających aż do wysycenia organizmu; zaletą takiego rozwiązania jest wzmocnienie odporności, wsparcie wytwarzania kolagenu (zapobieganie rozległym pęknięciom krocza);
-pewna wspaniała położna podzieliła się ze mną też przepisem na herbatkę naskurczową: na termos ścieramy korzeń imbiru (kilka cm), dodajemy 1 łyżeczkę goździków, cynamonu, herbaty werbeny; pijemy po małym łyczku przez 1-2 doby; tradycyjnie pije się też począwszy od 35-36tygodnia herbatę z liści malin, aby wzmocnić skurcze;
-niektórzy uważają, że można też jeść pokarm, który będzie naskurczowy: codziennie kilka daktyli, rdzeń ananasa czy olejek z wiesiołka; z mojego doświadczenia jednak, jeśli matka i dziecko nie są wystarczająco gotowi, może to nie mieć specjalnego znaczenia, co się je czy pije; zresztą w rejonach, gdzie kobiety nigdy nie jadały daktyli, anannasów czy olejków z wiesiołka czy nie piły specjalnych herbatek, również dawniej rodziły normalnie;
-badania pokazują jednak, że jest jeden pokarm, który może utrudnić rozpoczęcie porodu; jest nim cukier- jest to substancja, która może utrudniać wydzielanie prostaglandyn- hormonu tkankowego, który ma duże znaczenie w rozpoczęciu akcji porodowej, zmiękczeniu szyjki macicy; zwłaszcza kobiety posiadające bardziej obfitą tkankę tłuszczową powinny unikać cukru co najmniej ostatni miesiąc przed porodem; prostaglandyny są bowiem hormonem tkankowym- wytwarzanym w tej tkance;
–aromatoterapia: szczególnie szałwia muszkatołowa, rozmaryn, ale także wiele innych olejków, które pozwalają się matce odprężyć, uspokoić, poczuć zadbaną, zaopiekowaną; olejki można dyfuzować do inhalacji, można też stosować do kąpieli lub po rozcieńczeniu do masażu;
–ruch, spacery, schodzenie ze schodów- zwykle są polecane, by wywołać poród; i jest to rzeczywiście dobra metoda, bo powoduje ucisk główki na szyjkę macicy; jednak dla niektórych dzieci ze względu na ich pozycję może to nie być pomocne; czasem właśnie jakieś prace w pozycji kolankowo-łokciowej, masaż Rebozo w tej pozycji ułatwia dziecku zmianę pozycji na właściwą, na pójście dalej, wstawienie się głębiej w kanał rodny; niektórym dzieciom znaczną pomocą we właściwym wstawieniu i rozpoczęciu porodu może być podnoszenie obwisłego brzucha chustą (chusta na brzuch, a na plecach krzyżak);
–współżycie małżeńskie– to, co było zaproszeniem dziecka na świat przez poczęcie, ułatwić może również jego poród; oksytocyna- hormon miłości jest bowiem wytwarzana podczas współżycia, z kolei nasienie męskie zawiera prostaglandyny, które mogą zmiękczyć szyjkę macicy i zachęcić ją do rozwierania; choć nie zawsze bywa to dobre rozwiązanie, gdyż matka w tym okresie bywa tak zmęczona, że może nie mieć siły i chęci na współżycie; w takiej sytuacji również sama czułość, pocałunki, masaż wykonany kochającą ręką może okazać się na wagę złota; nie można też polecić tego rozwiązania np. w sytuacji infekcji dróg rodnych, pęknięcia błon płodowych i in.
Co będzie dobre dla nas i naszego dziecka?
Często rodzice mają dobrą intuicję, gdy są w kontakcie ze Stwórcą. Zwłaszcza jeśli nie dadzą się zastraszyć, ani nie podchodzą do życia z myśleniem życzeniowym.
Stan błogosławiony jest szczytem zdrowia- usłyszałam kiedyś z ust Ewy Niteckiej, współzałożycielki Stowarzyszenia na Rzecz Naturalnego Rodzenia i Karmienia. Ale żeby szczęśliwie dostać się na szczyt- warto się do tego właściwie przygotować i dokonywać właściwych wyborów podczas zdobywania go: towarzyszenia dziecku podczas rozwoju w fazie ukrytej, wewnątrzłonowej. Jednak czas ten jest również czasem przygotowania do kolejnego etapu: laktacji, karmienia piersią- stąd potrzeba magazynowania w organizmie wartościowych skłądników.
Co jest najlepszą profilaktyką przed poczęciem i po poczęciu dziecka?
—> miłość– ta prawdziwa przez duże „P„, nie udawana, dodaje sił, radości, leczy to, co chore, przynosi ulgę, gdy jest trudno; czasami matki zapominają, że miłość to nie tylko dawanie; dawanie to jest rewers miłości, jej awersem jest branie; jeśli nie umiesz brać, to pozbawiasz swoich bliskich (i nie tylko bliskich) możliwości nauczenia się dobrych uczynków; to miłość do Twoich bliskich powinna pozwolić ci przyjąć od nich odpoczynek, gdy tego potrzebujesz, możliwość wyręczenia cię, ustąpienia ci miejsca w autobusie; to miłość powinna cię skłonić do tego, by pójść do masażysty, fizjoterapeuty, lekarza czy położnej, jeśli tego potrzebujesz; najważniejszym narządem zmysłu, jaki posiadamy, jest skóra- przytulajmy, masujmy, dotykajmy tych, którzy tego potrzebują, ale też pozwólmy, by inni okazywali nam w ten sposób swoją miłość; pod pojęciem miłość rozumiem, coś o wiele więcej niż emocje, bo postawę życiową i wybory życiowe; miłość to też przebaczanie, czasem bardzo wiele przebaczania- a z tym wiążą się też trudne, a czasem bardzo trudne emocje; jako położna i medyk mam też namacalną wiedzę, że brak wierności, czystości przed małżeństwem, zdrady, wynaturzenia itp. czyli brak miłości, to narażenie siebie i małżonka czy kochanej osoby na choroby przenoszone drogą płciową;
—> Świadomość czyli wierność prawdzie; a w rzeczy samej odkrywanie tej prawdy w trudzie, ale też w radości, bo tylko prawda jest ciekawa; mądrość ludowa mówi, że zaczynamy dbać lub nie dbać o zdrowie swojego dziecka 10 lat przed jego narodzeniem; długa perspektywa, nieprawdaż? w krótszej perspektywie to bezpośrednim przygotowaniem do poczęcia dziecka jest konkretny cykl owulacyjny i cykl przed nim; i ciekawe, że lekarze hojną ręką wykonują kobietom łyżeczkowania, a pośród swoich alarmują, jak jest to ryzykowny zabieg i ile po nim może być powikłań i apelują, żeby go unikać, jeśli to możliwe ze względu na to, że robi się kobietom na macicy blizny; przy naturalnym poronieniu, zwłaszcza jeśli ma ono miejsce do 12-13 tygodnia organizm ma ogromne szanse samodzielnie sobie poradzić z tą sytuacją, niepotrzebnym okaleczaniem może być łyżeczkowanie; powinno nam też dać do myślenia, że w tak bogatych krajach jak np. Finlandia zalecane i refundowane są jedynie 2 USG prenatalne; czy jesteście pewni, że USG co miesiąc na wizycie u ginekologa zwiększają prawdopodobieństwo zdrowia Waszego dziecka? są badania, które mówią dokładnie coś odwrotnego; preparaty hormonalne brane przed poczęciem są w stanie zaburzyć gospodarkę hormonalną na wiele lat, np. hormonalny lek na trądzik, często przepisywany dziewczętom potrafi skutkować niemożnością donoszenia przez nie później ciąż (ulotka: działania niepożądane); okres dojrzewania słynie ze swoich huśtawek hormonalnych, nierównowagi- i w ten sposób uczy się on sprostać późniejszemu macierzyństwu- dlatego nie można go dodatkowo obciążać hormonami z zewnątrz; branie z kolei pigułek antykoncepcyjnych, założenie spirali wewnątrzmacicznej to rujnowanie kobiecego endometrium; prof. W. Fijałkowski porównywał endometrium czyli śluzówkę macicy po antykoncepcji hormonalnej do rżyska, natomiast- u kobiety stosującej naturalne metody planowania rodziny- do falującej łąki i pokazywał tę różnicę na zdjęciach; warto, żebyście rozumiały i doceniały kobiecą fizjologię przed poczęciem, jak i po poczęciu dziecka; mając np. świadomość, że w stanie błogosławionym zwiększa nam się ilość krwi o 40-45% przy ciąży pojedynczej- warto do tego się przygotować jak najwcześniej, np. badając sobie poziom ferrytyny czyli zapasu żelaza w organizmie; jeśli mamy duże zapasy, ogromnym błędem jest suplementacja żelaza, gdyż sprzyja ona wówczas takiemu groźnemu powikłaniu jakim jest rzucawka czy stany przedrzucawkowe; zresztą żelazo jest dosyć „ryzykownym” suplementem w pierwszym trymestrze – może być ono teratogenne czyli uszkadzające dla dziecka; mając nie za wysoki poziom ferrytyny, bezpiecznie można jeść/pić pokrzywę, kwas buraczany, a nawet od drugiego trymestru suplementować żelazo w bezpiecznej formie np. laktoferrynę;
Obserwując swój cykl miesiączkowy, można też bardzo wcześnie zauważyć niedomogę progesteronową- umożliwia to nam zapobieżenie poronieniom czy przedwczesnemu porodowi np. przez wdrożenie leczniczych dawek witamin C, E.
Warto być świadomym, że stan błogosławiony jest czasem, kiedy matka rezygnuje z części swojej odporności na rzecz swojego rozwijającego się dziecka- dlatego tym bardziej powinna zadbać o to, co podnosi jej odporność: w jej trybie życia. Na tryb życia składa się: oddychanie, ruch, świadome rezygnowanie ze stresu, odżywianie. Jak można świadomie rezygnować ze stresu? Uczy nas tego chrześcijaństwo: uczy postawy wdzięczności, stawania się radosnym dzieckiem Bożym czyli postawy ufności, życiem chwilą obecną.
Świadomość sensowności fizjologii: nie musimy się bać fizjologii. Częścią fizjologii są np. skurcze Braxtona-Hicksa czyli skurcze macicy, które zaczynają się od połowy ciąży, powinny być one raczej niebolesne i nieregularne, ale mogą być wyczuwalne jako twardnienie brzucha – a dokładniej: macicy. Skoro są one częścią fizjologii, to na pewno nie należy ich leczyć No-Spą (po której dzieci mają osłabione napięcie mięśniowe), kładzeniem do szpitala i podawaniem matce sterydów na rozwój płuc. Powodem do paniki dla niejednej matki bywa też badanie długości szyjki macicy.
Badanie to powinno się odbywać w ściśle określonych warunkach- inaczej jest niemiarodajne:
pomiar szyjki macicy powinien odbyć się dokładnie pomiędzy 18.-22. tygodniem ciąży,
winien być wykonany w USG przezpochwowym,
w czasie tego badania pęcherz moczowy powinien być opróżniony.
Tylko tak wykonane badanie jest uważane za miarodajne i jego wyniki można dalej interpretować zgodnie z pracami naukowymi wg medycznych standardów. Czy wszyscy wasi lekarze przypominają wam o skorzystaniu z toalety przed badaniem USG- tzw. połówkowym?
Pocieszające naprawdę są dane z 2 pierwszych akapitów:
Szyjka powyżej 25 mm w połowie ciąży– ryzyko porodu przedwczesnego to zaledwie 1%,
Szyjka od 16 do 25 mm w połowie ciąży – ryzyko porodu przedwczesnego wynosi zaledwie 4%,
Szyjka 15-10 mm – 25% ryzyka porodu przedwczesnego ,
Szyjka macicy krótsza niż 10 mm w połowie ciąży – ryzyko porodu przedwczesnego- bardzo duże: 90%.
Czy 1% to dużo? A 4%? To wystarczająco, by dać się zastraszyć porodem przedwczesnym i dać się położyć do szpitala?
Czy nie lepiej w tej sytuacji byłoby zapobiegać dalszemu skracaniu odciążając tę szyjkę i zapobiegając skurczom przez suplementację magnezu z witaminą B6? Nie jest to gotowa odpowiedź- tylko sprawa do rozważenia. Czasem lepiej zapobiegać, dzięki szpitalnej pomocy, możliwości wcześniactwa.
Wnioski jakie wysnuwa jednak lekarka z w/w strony są dla mnie porażające: czy naprawdę wystarczy częste chodzenie do lekarza, by zapobiegać powikłaniom położniczym?
Czy jednak tryb życia nie jest istotniejszy?
Kluczowe badanie dla profilaktyki pokazuje, że nawet za 75% zdrowia odpowiedzialny jest właśnie tryb życia: ruch, oddychanie, odżywianie itp.
Czy wystarczy, żeby być zdrowym samo chodzenie do lekarza, jeśli zaniedbujemy na co dzień ruch, właściwe odżywianie, potrzebę odpoczynku itp.
Na koniec chciałabym opowiedzieć Wam o badaniu, które pokazało, że kobiety, które do końca stanu błogosławionego chodziły do pracy 4-krotnie częściej rodziły drogą cesarskiego cięcia w porównaniu z tymi, które miały zwolnienie co najmniej od 3 trymestru. Czy to nam coś mówi o lokowaniu swoich sił? Czy w kontekście rozwoju tak intensywnego dziecka, możemy stawiać na pierwszym miejscu pracę zawodową? Widać jak na dłoni, że jest to lub może być szkodliwe dla dziecka.
Dziękuję Fundacji Madka za zaproszenie mnie oraz Eweliny Misiury- doradcy żywieniowego z wykładem dotyczącym profilaktyki.
Chcecie zobaczyć program telewizyjny, który miał być o porodach domowych,
w którym wystąpi:
-lekarka, która nie uczestniczyła nigdy w porodzie domowym, ale się wypowie obficie;
-położna domowa, która jednak chciała zabrać głos na tak fascynujący dla niej temat, jakim są porody domowe (nie wiadomo tylko, czy jej się udało?) i
-ojciec dziewięciorga dzieci i dziesiątego w drodze, który miał całkiem sporo do powiedzenia o porodach domowych, ale pani redaktor trochę zapomniała o nim?
Jeśli chcecie posłuchać- wyciągnąć swoje wnioski, zapraszam do włączenia TVP 3- Lublin w niedzielę o 18.55, program Strefa otwarta
Dziś pewna wspaniała mama oświadczyła, że chętnie przeczytałaby moją książkę o leczeniu dzieci.
Pisać lubię- to fakt.
Ale obecnie uczyć kogoś o leczeniu bywa niebezpieczne.
Może szepnę na ucho, jakim cudem moje latorośle przeżyły. Nawet jakby zdrowsze zaczęły być, kiedy zaczęłam dawać im żyć.
Uważam się przede wszystkim za matkę. Potem położną.
Ale jako położna mogę uczyć o fizjologii czyli stanie zdrowia. To jest moja pasja.
My nawet tego stanu zdrowia nie odróżniamy, nie rozumiemy.
Taki np. noworodek.
Zupełnie ciekawy typ człowieka.
Uczy się wszystkiego.
Oddychać.
Oddychać miłością- to najważniejsze.
Nawet oddychanie lepiej mu wychodzi jak jest przytulony, dogrzany, czuje kochającą osobę.
I serce mu wtedy stabilniej bije.
I chętniej się budzi i pamięta o swoich potrzebach, gdy czuje bliskość.
Noworodek jest w ogóle ciekawy. Różne rodzaje wykwitów, plam, krostek na skórze- to standard. Skóra uczy się być na lądzie, więc po kilku dniach od porodu taki noworodzio musi ją zmienić na model lądowy. Złuszcza więc model wodny- już niepotrzebny w okolicznościach życia na lądzie, a nabywa nowy, bardziej praktyczny.
Skóra noworodka jest szalenie delikatna- jeśli pocieramy ją ręcznikiem, to zdzieramy mu ją jak pumeksem. Noworodek potrzebuje być osuszany przez delikatny dotyk- nie pocieranie.
Żeby zrozumieć o czym dalej piszę, proszę o przeczytanie wyżej zamieszczonego w linku artykułu.
Mnie powyższy artykuł nie dziwi.
Ani trochę.
Dziwi mnie, że rodzice pozwalają robić badanie USG swojemu dziecku w tak wczesnych tygodniach, kiedy:
nikt nie da im pewności, że nie zaszkodzi to dziecku (choć każdy będzie zapewniał, że tak będzie); chyba tylko Chińczycy dowiedli w swych bezlitosnych pozbawionych etyki lekarskiej badaniach, że USG na tak wczesnym etapie niesie duże szkody łącznie ze zwiększoną śmiertelnością, zwiększoną liczbą wad występujących u dziecka itd.;
prawdopodobieństwo nieprawidłowej diagnozy jest bardzo duże;
prawdopodobieństwo, że w ogóle nie da się zobaczyć dziecka również jest bardzo duże.
Pewna ginekolog uczciwie przyznała na swym wykładzie, że w 5 tygodniu ciąży, to ona ma 50% pewności, czy jest ten pęcherzyk ciążowy czy go nie ma, więc taka diagnoza jest mocno obciążająca dla rodziców.
Najpierw przez wiele lat podnosiłam, przewijałam moje dzieci, ubierałam.
Potem poszłam na studia.
No i tam na rehabilitacji w neonatologii dowiedziałam się, że do tej pory nie umiałam podnosić, przewijać, ubierać.
Słabo, nie?
W ogóle się tym nie martwię- mogę pocieszyć tych, którzy też tak zaczęli jak ja i że dzieci nie tak łatwo jednak uszkodzić. Więc strach odłóżmy na bok i zacznijmy
Dlaczego warto podnosić dziecko przez przetaczanie lub przytulenie (czyli najpierw przytulić- potem podnieść)?
Bo jest to:
-sposób opieki ukierunkowany na rozwój (najpierw uczymy się obracać na boki, a dopiero później robić „brzuszki” i wstawać z leżenia na nogi);
-sposób, dzięki któremu nie wywołujemy u dziecka odruchu Moro;
-sposób, dzięki któremu dziecko czuje się bezpiecznie.
Drugim sposobem na „bezpieczne” podniesienie jest metoda, która zakłada, że najpierw przytulamy dziecko (trzeba się nachylić nad dzieckiem), a dopiero potem podnosimy. Jest to sposób nie oszczędzający naszego kręgosłupa. Jednak jest pewien sposób, by odciążyć kręgosłup stosując ten sposób (wyjawimy go na naszej Szkole Rodzenia lub jej indywidualnych spotkaniach).
Czy wiesz, że noszenie dziecka to praca na wiele lat naprzód?
Dlaczego?
Dzieci, które są częściej noszone, mają później mniej problemów np. z nauką pisania.
Zapraszam do naszej Szkoły Rodzenia (na NFZ), w której zajęcia prowadzimy:
#Grupowo– wiedza plus ćwiczenia;
# Indywidualnie– dopasowując termin spotkania wspólnie;
# Dla rodziców, którym braknie czasu na spotkania– mamy specjalną propozycję, która, mamy nadzieję, będzie wsparciem na dalszą drogę rodzicielstwa.