Wychowanie uczuć

„Nasze emocje nie podlegają gwałtownym przemianom na wewnętrzne żądania. „Mocne postanowienia”, by zmienić odruchowe reagowanie uczuciowe, nie przynoszą większych rezultatów. Świat naszych uczuć wymaga wielkiej cierpliwości i wolności wewnętrznej. Dopiero stopniowa przemiana wewnętrznych postaw i całego nastawienia do życia sprawia, że powoli opuszczają nas lęki, żale, obawy, zazdrość, gniew i skłonność do obrażania się na siebie i cały świat.” J. Augustyn „O miłości, małżeństwie i rodzinie”

Ledwo niemowlę zacznie chodzić, ledwo dziecko zaczyna mówić, już słyszy: „Nie płacz, bo wstyd, taki duży!” „Nie złość się, bo to nieładnie”. „Nie jęcz tyle!” Czy zawsze jest to słuszne? W końcu emocje nie są złe ani dobre pod względem moralnym. One dobre lub złe mogą być dopiero w zależności od tego, co z nimi zrobimy.

Przykład? Emocje: złość po stłuczeniu przez dziecko wazonu.

Zachowanie rodzica:

  • Krzyk i wymyślanie dziecku od „niezgrabot”;
  • Powiedzenie bez przestraszenia dziecka: „To był mój ulubiony wazon! Bardzo mi przykro, że go stłukłeś”.

„Rodzice pomagają swoim pociechom dobrze przeżywać ich świat emocji, nie tyle usiłując na niego oddziaływać bezpośrednio i nim kierować, ale raczej dając dzieciom przykład wewnętrznej pracy nad swoimi własnymi emocjami. Niekonsekwencja wychowawcza wielu ojców i matek przejawia się między innymi i w tym, że dając się ponosić własnym gwałtownym emocjom, ganią i karcą dzieci za ich spontaniczne ujawnianie tych samych uczuć”- cd. powyższej lektury.

Jest pewna pokusa, by szybko i skutecznie uciszyć dziecko, spacyfikować je i mieć chwilę wolnego.

Zawsze mnie zastanawiało ogromne powodzenie, jakim się cieszyły m.in. przedszkola prowadzone przez siostry zakonne. Gdzie tkwi owocność prowadzonej przez siostry pracy wychowawczej?

Jestem przekonana, że ona sięga głębi pracy wewnętrznej i bliskości z Bogiem, nad własnym wyciszeniem, zasłuchaniem, prostotą. I te rozkrzyczane, baraszkujące bez przerwy dzieci siostry potrafią zarazić swoją wewnętrzną ciszą.

Zauważyłam, że znane mi przedszkolanki-ciocie, gdy dziecko zaczynało podnosić głos, krzyczeć, potrafiły niejednokrotnie odpowiedzieć mu czymś przeciwnym: ściszeniem głosu. Co wtedy dziecko robi? Jeśli zależy mu na usłyszeniu, to samo też musi przestać krzyczeć, nadstawić uszu.

Proponuję na początek takie właśnie ćwiczenie: do coraz bardziej rozkrzyczanego dziecka spróbujmy mówić coraz ciszej i ciszej. Może podzielicie się rezultatami?


Zostaw odpowiedź

Musisz się zalogować aby móc komentować.