25 czerwiec
Tęsknota serca
Mamy w sercu pragnienia, jedne nieodparte, silne, marzenia, które powracają. Czasem zupełnie nierealne albo tylko nierealnymi nam się wydają.
Po co te pragnienia? Dlaczego? Czy to potrzebne?
Ma sens to, co w nas jest. Tylko jaki? Nie jesteśmy bezkształtną masą, genderowym plastelinowym ludzikiem, który z dziewczynki można ulepić w chłopczyka, a z chłopczyka dziewczynkę. A jeśli nawet ktoś się bawi w takie lepienie- to robi krzywdę dziecku, zamazując, niszcząc dar jego płci, jej piękno, zrozumienie go.
Co zrobiły dzieci z motorkami, którymi się bawiły? Chłopczyk urządzał wyścigi, a dziewczynka na koniec ułożyła swój motorek do łóżeczka pod kołderkę. Czy ktoś ją do tego namawiał? Oczywiście, że nie. Swobodna zabawa dzieci. Ale któż nie zna dziewczynek, które z zapałem bawią się w wojnę po chłopięcemu, samochody, chcą się ubierać jak chłopcy? I odwrotnie. Gdzieś głębiej schowały się ich dziewczęce pragnienia. Ale nie wyparowały.
Pan Bóg stworzył nas przede wszystkim na swój obraz. Różne cechy potrzebne są nam w życiu i męskie, i kobiece- w różnym nasileniu. To jest dobre, ale staje się niedobre, gdy stajemy się kimś innym niż zaplanował to dla nas Stwórca.
Zastanawiam się nad tym, jak kobiety noszą przeżycia swoich porodów w sercach. Nawet jeśli nie pamiętają konkretów, szczegółów, to własne przeżycia głęboko zapadają w serce. Marzymy o dobrych porodach czyli o dobrych spotkaniach z własnym dzieckiem. To w ogóle nie powinno dziwić.
Nie marzymy o porodach pełnych bólu, udręki, odłączenia. Bo to nie jest obraz stworzenia, to obraz po grzechu. „Obarczę cię niezmiernie wielkim trudem twej brzemienności, w bólu będziesz rodziła dzieci…” Profesor Fijałkowski pisał, że wierniejsze byłoby tłumaczenie nie „w bólu”, a „w trudzie”.
To nie jest przekleństwo Boga, to jest Jego błogosławieństwo. Bóg nie przeklina, tylko wyposaża nas na drogę do zbawienia. Błogosławieństwem jest też ten obraz stworzenia: człowiek jako bardzo dobry, piękny, czyniący wszystko pięknie, doskonale. Rodzący się bardzo dobrze i żyjący bardzo dobrze. W ekstazie miłości.
I teraz spotyka się czasami takie porody, które bliższe są Raju niż zniszczeń po grzechu.
Znam mamy, które miały 4 i 7 cesarek, a znam też takie, które rodziły i po dwóch cesarkach naturalnie. Pełno jest opisów kobiet, które dzielą się swoimi porodami drogami natury jak horrorem. Czyż one nie miały pragnienia pięknego porodu? Czy to pragnienie pięknego stawania się matką już niepotrzebne, unicestwione przez poród, który „nie wyszedł”, który jest raniącym wspomnieniem?
Myślę, że ta rana może się zabliźnić przez wybaczenie, przez Serce Pana Jezusa hojne dla wszystkich, którzy Go wzywają. Przez dar uzdrowienia.
Otrzymując w tym newralgicznym miejscu większy krzyż- czasem Pan Bóg otwiera nas na większy dar.
Pięknie pisze Sheila Kietzinger pisze w „Rodzić w domu”, że poród jest aktem miłości. I do tej miłości tęsknimy, czujemy ją, że jest ona nam wręczona w prezencie i zadana.
Mam wrażenie, że bardzo się oddaliliśmy od wpisanego w nas pięknego daru rodzenia, który jest przecież kontynuacją aktu małżeńskiego. Zafascynowani tym faktem zwracają uwagę, że gdyby nie lęk, można by doświadczyć podobnych głębokich odczuć ekstazy. Wiele o tym (niestety po angielsku) na stronie:
O tej tęsknocie za „zwykłym” porodem siłami natury, pomimo wcześniejszych trudniejszych doświadczeń odrobinę znalazłam na tej stronie (i w licznych rozmowach):
Wiele jest takich tęsknot. Miałam też szczęście pomagać rodzicom adopcyjnym w karmieniu piersią ich przysposobionego dziecka. Bo i to się może udać, gdy dodamy wiele cierpliwości, zaufania, gdy Pan Bóg pozwoli.