Niezauważone dobro i krzykliwe zło

Od czasu do czasu można przeczytać relację o tym, że zwraca się uwagę matce karmiącej piersią, żeby nie karmiła w tym lub innym publicznym miejscu, np. muzeum, restauracji, itp. Karmiąc dobrych parę/naście lat (na każdego z czterech moich ssaków od 2-5 lat się uzbiera) ani razu nie miałam takiej sytuacji. Ani razu nie spotkałam się z przykrymi komentarzami, co najwyżej z życzliwymi uśmiechami, spokojnymi reakcjami, raczej dyskrecją i spokojem.

Traktując karmienie piersią jako normalny element żywienia młodego człowieka- nigdy z tego powodu specjalnie nie ukrywałam się w zakamarkach, chyba że jakiegoś cichego kąta potrzebowało moje dziecko. Skoro dorosły człowiek może jeść nie uważając tego za zdrożne, co więcej, jest to pewien element społecznej normalności- jedzenie w towarzystwie, rodzinie, wśród znajomych przyjaciół, restauracji, tym bardziej potrzebuje tego małe dziecko, które nie rozróżnia jeszcze sytuacji, miejsca i czasu, a nawet jak zaczyna je rozróżniać, to nie umie jeszcze odraczać swoich potrzeb w czasie. Nie potrafi zaczekać na bardziej sprzyjające okoliczności do jedzenia.

Jestem pewna, że większość karmicielek właśnie spotyka się z normalnością, neutralnością bądź życzliwością.

Nagłaśnia się jednak te reakcje, które normalne nie są. Myślę, że nie jest to korzystne dla nas matek. Budzi bowiem niepotrzebne obawy, lęk: „Jak na mnie patrzą? Czy to dobre miejsce i czas na karmienie piersią?” I o ile zdrowy rozsądek i serce dla dziecka w wyborze tego czasu i miejsca ze strony mamy są wskazane, o tyle lękowa postawa w tym względzie jest niekorzystna dla tej delikatnej więzi matka-dziecko.

Nie dajmy się więc zastraszyć tymi relacjami o nienormalności, braku życzliwości. Same będąc życzliwymi dla swoich dzieci, przechodniów, sąsiadów (któż lubi słuchać zrozpaczonego brakiem ssania dziecka!)- krzewmy serdeczność i to, że karmienie piersią jest na miejscu!


Zostaw odpowiedź

Musisz się zalogować aby móc komentować.