9 sierpień
Jakość i ilość
Wyobraźcie sobie burzliwą dyskusję na temat ilości dzieci, wielodzietności. I naraz pada argument z jednej strony: „Nie ilość, ale jakość!” „Jest ryzyko, że jakość przejdzie w ilość przy zbyt dużej liczbie dzieci.”
Włosy mi zdębiały, szczerze mówiąc. A ten, kto przytoczył taką sentencję, dalej argumentuje, że przecież trzeba mieć rozsądek, żeby dzieciom zapewnić studia itd.
I myślę sobie teraz o tych studiach:
- w ogóle wcale nie jest pewne, że moje (czy kogoś innego dzieci) w ogóle zechcą iść na studia;
- nie jest pewne, czy w ogóle będą mieć predyspozycje do studiowania (nigdy nie wiadomo, czy młody człowiek nie uderzy się jutro tak skutecznie w głowę, że nie będzie w ogóle w stanie się uczyć);
- czy tylko inteligentów potrzeba? czy nie potrzeba też na świecie uczciwych, solidnych ekspedientek, salowych, budowlańców, piekarzy?
- czy jakiekolwiek studia nauczą bycia dobrą żoną, mężem, matką, ojcem, czy dadzą radość, szczęście, gdy zabraknie Pana Boga w sercu, życzliwości i miłości?
Czy można w ogóle do człowieka przykładać miarkę jakości i porównywać jak produkt? Nawet za najmniejsze dzieciątko Pan Jezus umarł na krzyżu, nawet najlichszy człowiek jest w oczach Bożych kimś, kto jest drogocenny.
15 sierpnia 2014 o godz. 18:02
Iza! Ty mnie trzymasz przy życiu i zdrowiu psychicznym. Dzięki za ten wpis.
23 sierpnia 2014 o godz. 12:55
W rachunku sumienia napisane jest, że ograniczanie liczby potomstwa z wygody i egoizmu to grzech…
Mój Mąż swojej mamie powiedział, że chcielibyśmy mieć przynajmniej trójkę. Zmartwiła się: „ja nie chcę nic mówić, ale w dzisiejszych czasach…?”. A nigdy o żadną pomoc finansową nie prosiliśmy, więc co komu do tego?
26 sierpnia 2014 o godz. 15:33
Ja też dziękuję za ten wpis. Dobrze, że ktoś potrafi podejść racjonalnie i bez paniki do życia. Studia dzieci to jeszcze dla mnie odległa przyszłość, a na razie to proszę o jakiś wpis na temat nieposyłania dzieci do przedszkola. W tej całej rodzinno-medialnej nagonce na wczesną socjalizację potrzebuję pilnie wsparcia.