Ładna gąsienniczka?

Po tytule można by dojść do wniosku, że dziecinnieję.

Pewnie. Czemuż by nie? Kto z kim przestaje, takim się staje.

A ja nie ukrywam, najwięcej czasu przez ostatnie 20 lat spędziłam właśnie z dziećmi.

To moi mali nauczyciele.

Tryskający radością.

Zarażający entuzjazmem.

I ufnością.

Więc ewangeliczne „nie lękaj się!”, mam na wyciągnięcie ręki.

Nie ma co koronować wirusów, bakterii, bo one są nader przemijające.

W tym sezonie koronowirus, w tamtym świńska grypa, jeszcze chwilę wcześniej ptasia grypa.

Jaki strach będą zasiewać w przyszłych sezonach?

Znacie taką grę „Potwory do szafy”?

Świetna gra!

Nadaje się już dla maluszków, np. 3-latka, ale i ja, i nastolatki z przyjemnością w nią grają.

Zdradzę Wam tajemnicę.

Każdy potwór czegoś się boi!

Im straszliwszy potwór, tym bardziej zestrachany.

A najbardziej potwory boją się być wyśmiane oraz odnalezienia tego, czego się boją.

Jeśli odnajdziemy rzecz, której boi się potwór, wtedy staje się on nam posłuszny i ucieka grzeczniutko do szafy.

A takie potwory- wirusy też mają swoje potwory, przed którymi zwiewają gdzie pieprz rośnie.

Boją się:

  • sprawnie działającego układu odpornościowego;
  • boją się mleka mamy, bo jest tam masa przeciwwirusowych składników, np. przeciwciała, interferony itd;
  • trywialnej witaminy C, A, D;
  • mycia rączek;
  • zwykłych przypraw, np. tymianku, oregano, majeranku (już dla maluszków herbatka w sam raz), cynamonu;
  • bardzo groźnych przypraw: cebuli, czosnku, imbiru, goździków, czarnuszka, kolendra;
  • ziół: np. czarny bez, dziewanna, nagietek;
  • miodu, propolisu i innych pszczelich produktów.

Obserwując jak wiele błędów popełniłam w dawkowaniu dzieciom naturalnych „pomocy” w zwalczaniu infekcji, dochodzę do wniosku, że lepiej dać dziecku niemal zawsze mniej i częściej. Dla małego dziecka nawet kropelki się liczą, nie mówiąc już o łyżeczkach.

I w zgodzie z dzieckiem.- to zawsze procentuje pozytywnie.

No i warto pamiętać, że naturalne substancje przeciwwirusowe potrafią być naprawdę baaaaaardzo mocne.

Wątroba dziecka dojrzewa aż do 5 roku życia, więc nie ma dziwnych, że np. czosnek i cebulę (ciężko strawne) dziecko będzie długo oswajać. Naturalne będzie, że najpierw może zechcieć zaakceptować szczypiorek zanim polubi cebulę. Najpierw zaaprobuje kiszony czosnek lub sok z kiszonek, a dopiero później świeży.

Mleko mamy jest cudnym „oswajaczem” smaku. Zanim dziecko zje osobiście te różne przyprawy, już zakosztuje ich próbkę w mleku prosto z piersi. W drugim roku życia jest czas, o ile dziecko jest zdrowe, by dziecko śmiało zapoznawało się z bogactwem smaków, przypraw, łagodnych ziół obecnych w domowej kuchni.

To jest też czas przemycania tych „trudniejszych” smaków w „ulubionych” daniach.

No więc podzielę się z Wami dziejami pewnego przemytu.

Oczywiście nie zdradzę, kto był przemytnikiem, he he.

 

Otóż pewne dzieciaki bardzo lubiły gotowane zmiksowane  jabłka.

Jabłka się myje, wykrawa gniazda nasienne, kroi na duże kawałki (i to razem ze skórą!).

Gotuje się krótko z maleńką ilością wody (na samym dnie- tylko tyle, żeby się nie przypalały).

Potem studzi i blenduje (miksuje) na gładką masę z: witaminą C (lub sokiem z cytryny- jak kto woli), 1-2 czy 3 plastrami świeżo obranego imbiru (na pierwszy raz proponuję MNIEJ).

A potem już się nie nadąża dawać dokładek. Co kto lubi: z ryżem, z cynamonem, śmietaną, czasem płatkami jaglanymi lub innymi.

A co Wy robicie uodparniającego dla Waszych dzieci?

No i zachęcam te z Was, które karmią piersią, byście podawały swoim dzieciom we własnym mleku dużo tych „uodparniaczy”, jeśli dzieci odrzucają je do bezpośredniego spożycia. Bądźcie dobrej myśli- widocznie potrzebują dorosnąć 🙂 Dopóki karmicie piersią, jest szansa na „piersiowy” przemyt 😉


Zostaw odpowiedź

Musisz się zalogować aby móc komentować.