Tylko buraki…

Już dawno zjedzona zawartość, ale nowe nastawione.

Podzielę się ciekawą zasłyszaną historią.

Ku refleksji.

W porodzie szpitalnym matka utraciła za dużo krwi. Hemoglobina spadła jej do wartości 5 z groszami. Wydawałoby się, że tragicznie, że nic się z tym nie da zrobić. Oczywiście lekarze zalecili transfuzję. Normalna sprawa w takich wypadkach. Transfuzja ratuje życie.

Ale ta matka nie chciała transfuzji. Nie zgodziła się na nią.

Nie wiem dlaczego, więc nie będę pisać, wymyślać.

Jest wiele możliwych powikłań tego typu zabiegu. Może znając je, nie zgodziła się? A może tak ceniła naturę, że nie chciała tego typu mocnej ingerencji w swój organizm? Niektórzy ludzie w obecnych czasach nie chcą transfuzji, bo nie chcą dostać krwi ludzi szczepiących się przeciw „modnej” chorobie.

Nie mam pojęcia.

Dość, że lekarze dali jej jeszcze 3 dni na zmianę decyzji. I przez 3 dni „tankowała” kwas buraczany. Nawet po 1,5 litra dziennie.

Ufff! Sporo, co nie?

Zapytacie o efekty?

Po 3 dniach hemoglobina z poziomu 5g/dl wzrosła jej AŻ do 11g/dl.

Czy piszę Wam o tym, żebyście naśladowały wyżej niewymienioną matkę?

Nie. Albo niekoniecznie. Czasem trzeba przyjąć ten dar krwi obcej osoby.

Piszę, żebyście przekonały się, jak ogromną pracę wykonuje organizm matki po porodzie. I o tym, że TYLKO buraki, ale stworzone przez Pana Boga mogą posłużyć całkiem sensownie zastosowane w odpowiedniej dawce i czasie.

Choć ja mam wątpliwości, czy tu dawka była właściwa, skoro potem nie mogła patrzeć na kwas buraczany 🙂 Ale domyślam się, że baaaardzo jej zależało, by nie zmuszano/nie wywierano na nią dalej presji co do tej transfuzji. I tonący chwyta się brzytwy.

Żeby jednak nie przestraszyć Was podaną historią, opiszę jeszcze kilka słów o tym, jak ciało matki się przygotowuje na pewną utratę krwi w czasie porodu:

  1. Ilość krwi obwodowej w okresie ciąży wzrasta o, bagatela, 45%. Nieźle, co? Toż to prawie połowa!
  2. Zmieniają się też parametry tejże krwi- w bardzo dużym stopniu wzrasta krzepliwość krwi (dlatego także w połogu zapobiegamy również zakrzepicy np. ruszając stopami, łydkami w łóżku, uruchamiamy się wcześnie po porodzie itp.).
  3. Od 11-12 tygodnia macica kurczy się trenując (zazwyczaj niewyczuwalne) skurcze Alvareza, a od połowy ciąży czyli od około 20 tygodnia trenując skurcze Braxtona-Hicksa. Skurcze Braxtona-Hicksa mogą być już odczuwalne jako twardnienie- napięcie mięśnia macicy, choć nie powinny być bolesne. Skurcze te są o tyle ważne również w trakcie i po urodzeniu łożyska, że dzięki nim zaciskają się naczynia krwionośne i utrata krwi jest ograniczona.

Dlatego utraty krwi w porodzie fizjologicznym nie musimy się obawiać. Utrata 250-350 ml (a nawet do 500ml) krwi jest w granicy normy. Jeśli matka nie ma jakiejś anemii, szczególnych niedoborów, organizm jest na to przygotowany. I radzi sobie z tą utratą zazwyczaj dosyć dobrze. Choć niektóre matki potrzebują trochę czasu na wstanie. Tym, które utraciły nieco więcej krwi (górna granica normy), można zalecić, by nie śpieszyły się ze wstawaniem, zaczekały 2 godzinki. Później podzieliły wstawanie na etapy: 1. Podniesienie się do siedzenia, 2. Posiedzenie i danie sobie czasu na spokojne pooddychanie, ustabilizowanie oddechu, 3. Wstanie, 4. Próba wstania i pobycia w pozycji stojącej, 4. Chodzenie.

Dlaczego w porodzie domowym utrata krwi jest często bardzo niewielka:

  1. Matki dbają o profilaktykę. Stosują często duże dawki witaminy C, która m.in. dobrze uszczelnia naczynia, jest odpowiedzialna za tworzenie kolagenu.
  2. Dom i jego atmosfera sprawia, że matki są bardzo spokojne, zrelaksowane, a dzięki temu oksytocyna- hormon miłości płynie bez zakłóceń, szeroką falą. A jak wiecie, lub nie wiecie, ten hormon jest odpowiedzialny za skurcze macicy, dzięki którym obkurczają, zamykają się światła naczyń krwionośnych po odklejonym łożysku.
  3. O tę profilaktykę szczególnie też dbają położne domowe: już na etapie ciąży zachęcają do prawidłowej diety, picia kwasu buraczanego, pokrzywy itp., zalecają odpowiednie przygotowanie krocza do porodu (zażywanie witaminy C, oleju z wiesiołka, ew. masaż), podczas porodu nie ciągną za pępowinę, nie naciskają na brzuch zanim nie urodzi się łożysko; pozostawiają dziecko w kontakcie z matką co najmniej 2 godziny, aby dziecko mogło ssać, stymulować w ten sposób naturalne wydzielanie oksytocyny; czasem, gdy dziecko „ociąga się” ze ssaniem potrafią zachęcać ojca dziecka, by postymulował brodawki w zastępstwie dziecka, starają się być „w tle”- tylko tyle, ile trzeba, pozostawiając główną rolę do odegrania matce-dziecku-ojcu.

Tylko i AŻ profilaktyka.

I warto pamiętać, że mała ilość płynu robi dużą plamę. Gdy jest to krew, plama dodatkowo wydaje się większa ze względu na mocniejsze emocje, jakie wywołuje czerwony kolor. Spróbujcie sobie rozlać 350 ml wody! Albo jeszcze lepiej rozlejcie jakiś czerwony płyn, np. barszczyk 🙂

Wydaje mi się, że w edukacji położnych, lekarzy brakuje tego prostego doświadczenia z rozlewaniem. I niekiedy zbyt szybko podejmuje się decyzje na podstawie panicznych reakcji emocjonalnych wywołanych niewłaściwą oceną utraty krwi.

Ale można to dobrze zrozumieć wczuwając się w ich skórę. Za „nadmiarową” reakcję nikt ich nie osądzi. Ale za brak reakcji, gdy ta jest potrzebna, osąd może być dotkliwy.

I dla uspokojenia najbojaźliwszych: oczywiście również położne domowe muszą być wyposażone w środki, które ratują życie również przy zbyt dużej utracie krwi. Ale stosując profilaktykę, nie muszą z nich zazwyczaj korzystać.

Kto się więc umówi do nas na próbkę kwasu buraczanego w ramach naszej Szkoły Rodzenia? Zapraszam, póki jeszcze nie wypiliśmy 🙂

Iza: tel. 501-218-388


Zostaw odpowiedź

Musisz się zalogować aby móc komentować.