2 lipiec
Piękno narodzin
Kobieta, która rodzi jest piękna.
I nie chodzi tu o makijaż czy wdzięk osobisty, ale o moc miłości, która daje życie i daje życiu żyć. Jest piękna w swym zmaganiu o cud.
Dlatego bywają różne porody. Te piękne, gdy kobieta otwiera się na tą siłę rodzenia i dzielnie pozwala jej rosnąć w sobie, choć kosztuje ją to własne umniejszenie i skruszenie.
I te mniej piękne, gdy pozwala rosnąć lękowi, poród odsuwając od siebie.Uciekając od niego bądź oddając go walkowerem.
I te, gdzie personel medyczny odbiera kobiecie i ból, i radość rodzenia wraz z jego pięknem uważając się za „wiedzących lepiej jak, gdzie i kiedy rodzić się powinno”.
Piękno narodzin to cud spotkania z dzieckiem. Ale też wchodzenie na górę, by to spotkanie mogło się odbyć. Zmaganie ze sobą i wszechogarniającym trudem to też zwycięstwo miłości.
Poczytuję sobie za zaszczyt uczestnictwo w takim misterium przychodzenia na świat- dlatego staram się nie zasłaniać sobą tego, co potrzebne w porodzie: ciszy i delikatności. Dlatego staram się być oddana matce rodzącej rodząc z nią razem na tyle, na ile tego potrzebuje i chce przyjąć.
2 lipca 2010 o godz. 20:12
Jaka szkoda, że mi się nie trafił taki piękny poród. Gdy sobie wspomnę te 68h (!) koszmaru, to na drugie dziecko się nie zdecyduję (bynajmniej nie szybko). Ze strachu przed porodem i innymi trudami…
5 lipca 2010 o godz. 10:05
Dobry poród jest na pewno też „darem” czyli dany, w pewnej mierze niezależny od nas. Jednak w jakiejś części to, jaki jest zależy też od nas, od naszego przygotowania, nastawienia, wiedzy, poczynionych wyborów. Nie uważam, żeby tej mamie poród się „przytrafił”, tylko w jakiejś mierze go przepracowała. Niestety niekiedy personel medyczny potrafi zepsuć nawet pięknie przeżywany i rozgrywany poród przez niepotrzebne ingerencje.
5 lipca 2010 o godz. 10:27
Hej hej:)
Mój poród był całkowicie niezależny ode mnie:( Niestety od początku potoczył się w stronę patologii, a ja nieświadoma wcześniej specyfiki szpitala, wybrałam szpital na siłę skoncentrowany na wymuszeniu na kobiecie urodzenia w sposób „naturalny” (wzięlam cudzysłów, bo litry oksytocyny, a wcześniej koszmar nałożenia prostaglandyn, i mechanicznych stymulatorów porodu trudno nazwać czymś naturalnym). Błagałam ordynatora o cesarkę, ale był nieugięty, nie chcąc zapewne psuć sobie statystyk. Po 68 h męczarni lekarz przybyły na dyżur litościwie zarządził cesarskie cięcie. Mam żal do szpitala, że ważniejsze są dla nich statystyki, niż dobro matki i dziecka. Gdyby zaistniała jeszcze kiedyś taka konieczność wybiorę szpital, oddalony bardzo niestety od domu, gdzie chętniej przystępują do cesarskich cięć. Oczywiście, gdybym miała pieniądzę, wybrałabym prywatną klinikę, gdzie poprosiłabym o cesarkę, ale niestety taki koszt przerasta moje możliwości.
W ogóle chciałabym zdobyć jakoś papier, który z miejsca gwarantowałby mi operację, ale obecnie jest to trudne. Słyszałam, że dawniej po cc rutynowo wykonywano kolejne cc, a dziś raczej nie jest to rutyną.
Myślę, że byłoby mi bardzo ciężko urodzić naturalnie, boję się tego bólu i tego, że trwa on tak długo… Od dzieciństwa mama straszyła nas okropnościami porodu i chyba się trochę zablokowałam. Już nie wierzę, że z moją nadwrażliwością na ból przetrwałabym ten horror.
CC to też nie samo szczęście rożami usłane, bo i ile samą operację wspominam bardzo dobrze (miły personel, ciekawe rozmowy podczas) o tyle dochodzenie do siebie trochę trwa, boli rana, a noworodkiem trzeba się zająć samodzielnie, a nie jak dawniej pielęgniarki robiły większość rzeczy. W sumie na dzień dzisiejszy nie wiem, co bym wybrała na 100% (gdybym miała możliwość wyboru). Mając pewność, że szybko i bezpiecznie urodzę naturalnie, to pewnie bym wolała tę opcję, ale takiej gwarancji nikt mi nie da:(
5 lipca 2010 o godz. 13:53
Oczywiście wtłaczanie w kobietę kroplówek, prostoglandyn z naturalnym porodem nie ma nic wspólnego. Mam osobiste porównanie porodu z tymi „atrakcjami” oraz bez: i poród bez tego typu stymulatorów częściej przebiega łagodniej i spokojniej, co nie znaczy koniecznie krócej.
Współczuję tej medycznej przemocy i uszczęśliwiania na siłę. Aczkolwiek jestem na pewno przeciwna cesarskim cięciom na życzenie, ponieważ jest to zbyt poważna operacja, z czego nie zawsze zdają sobie zdają sprawę matki.
Swój lęk przed naturalnym porodem na pewno warto przepracować, „przerozmawiać” z jakąś osobą znającą się na temacie. Na pewno utrudnia on naturalne rodzenie. Jeśli jest zbyt wysoki, może właśnie utrudniać, spowalniać rozwieranie szyjki macicy.
5 lipca 2010 o godz. 19:32
Masz rację, że taki poród z „atrakcjami” nie ma nic wspólnego z naturalnością. Fajnie jest, gdy natura współdziała z kobietą, a kobieta z naturą. Co jednak zrobić w sytuacji, gdy poród zmierzył w niewłaściwą stronę, w moim przypadku przedwczesne o miesiąc odejście wód płodowych i zero czynności porodowych. Hormony nie pomogły, rozwarcie zero, w końcu zdecydowano się na cesarkę.
Nie wiem, może faktycznie moje lęki przyczyniły się do przyblokowania, nawet jakiś mniej życzliwy lekarz stwierdził, że „pani nie chce urodzić”, co mnie tylko dodatkowo zestresowało.
Trudne to tematy, trudne wspomnienia…