29 listopad
Dla dziecka
Dużo piszę o tym karmieniu piersią głównie dlatego, bo lubię, również aby służyć Wam pomocą. Nie po to jednak, żeby jakoś się koncentrować na nim, wręcz przeciwnie. Im więcej piszę, tym w życiu osobistym mniej na nim się koncentruję. Zbyt wiele ciekawych rzeczy przynosi życie, żeby skupiać się na tych tak oczywistych i trywialnych jak karmienie piersią.
Od czasu do czasu słucham, co inni mówią na ten temat.
„Karmić własna piersią swoje maleństwo, „nasze dziecko”, to zarazem realizować plan Boga, który tak kobietę stworzył.”– pisze Wanda Półtawska w „Eros et iuventus”. Dopisałabym jeszcze: który tak dziecko stworzył- z ogromną potrzebą ssania, tulenia, bycia blisko mamy, bardzo powolnego oddalania się od niej. Przy niecierpliwości współczesnych kobiet: zbyt dla nich powolnego, my zbyt łatwo wypychamy własne dzieci, odpychamy od siebie w czasie, kiedy one jeszcze potrzebują się karmić naszą bliskością, przytuleniem.
„Karmienie piersią jest obecnością matki przy dziecku. Jest układem ludzkiej miłości, jest jej wyrazem, dowodem. Atmosfera miłości jest jedyną dla prawidłowego wzrostu osoby ludzkiej. Okresu karmienia nie da się zastąpić. Dziecko karmione piersią matki ma lepszy start w życie niż dziecko tego pozbawione.” Tak sobie myślę- obyśmy tych profitów wynikających z dobrego początku nie utracili zbyt szybko.
„Odkryć prawdę o karmieniu piersią znaczy zanurzyć się w treściach, które zmuszają do refleksji”– to spojrzenie doktor Wandy Półtawskiej na Matkę Bożą Karmiącą i jej wzrok na Dzieciątko Jezus. Uczenie się od Niej.
I jeszcze o matce: „Dziecko nie jest jej, ale Boga. Karmienie nie jest celem, tylko środkiem do utrzymania życia dziecka. Dziecko nie jest dla niej, ale ona dla dziecka.”
Takie oczywiste prawdy piszę dr Półtawska, ale dla mnie cenne. Widzę, jak szybko przekonujemy się, że karmienie jest dla dziecka:
- jest nie takie, jak się spodziewaliśmy;
- stwarza różne dyskomforty zwłaszcza na początku (fizjologiczna bolesność nieprzyzwyczajonych do ssania brodawek, nieprzyjemne odczucia wynikające z wypływu pokarmu, nawału pokarmu, wiele różnych perypetii przydarzających się na początku, w trakcie karmienia itp.);
- dziecko ssie częściej/rzadziej, dłużej/krócej niż tego oczekiwaliśmy;
- dziecko rozwija się wolniej niż tego się spodziewaliśmy, jego rozwój wymaga przede wszystkim naszej cierpliwości, mądrej cierpliwości; uczenie się siebie wymaga ponoszenia kosztów tego.
Cenię sobie dr Półtawską, z jednym jednak nie mogę się zgodzić. Powiela ona jeden z bardzo rozpowszechnionych mitów w temacie laktacji:
„Wiadomo, że niepokój matki może wręcz zniszczyć jej pokarm. Kobieta napięta i rozdrażniona przestaje wytwarzać pokarm.”
Nie jest to prawda- inaczej ssaki dawno by już wyginęły z powodu braku mleka. Również w życiu zwierząt nie brakuje napięć: czające się drapieżniki, zagrażająca woda (powodzie), pożary, płoszenie się z wielu powodów. Nie jestem biologiem, ale takich zagrożeń można by wiele wymieniać. Jednak zwierzęta nie tracą pokarmu z tego powodu- chyba, że młode zdycha albo jest tak chore, że nie ma siły ssać, wówczas jego ilość rzeczywiście się zmniejsza stopniowo aż do zaniknięcia.
W tym micie jest jednak cząstka prawdy- pewnie dlatego jest tak bardzo rozpowszechniony. Kiedy jesteśmy mocno zdenerwowane, zaniepokojone, roztrzęsione- pokarm nie zanika, ale za to adrenalina (hormon stresu, ucieczki) blokuje wytwarzanie oksytocyny (hormonu odpowiedzialnego za wypływ mleka). Oksytocyna jest natomiast odpowiedzialna za wypływ pokarmu. Kiedy jesteśmy więc bardzo zdenerwowane- pokarm pomimo swej obecności, może nie wypływać bądź wypływać mniej. Adrenalina- hormon stresu nie ma jednak zazwyczaj znaczącego wpływu na wytwarzanie prolaktyny – głównego hormonu odpowiedzialnego za wytwarzanie mleka, poza zupełnie ekstremalnymi sytuacjami. Jest to logiczne: kiedy przeżywamy stres, poczucie zagrożenia- musimy najpierw zapewnić sobie i dziecku bezpieczeństwo, poszukać schronienia, bezpiecznego miejsca, uspokoić się, a nie go karmić.
Ciekawe, że w sytuacji wojny, kiedy nagle okazywało się, że mleko krowie, zastępcze nie jest dostępne-nagle wszystkie kobiety „miały pokarm” dla swojego dziecka. I to pomimo przeżywania ogromnych stresów.
Oczywiście wiele kobiet daje sobie wmówić, same też sobie wmawiają „cudowny brak pokarmu” albo jego zanik. Oczywiście ilość jego wytwarzania nie zależy tylko od nich. Przy dziecku słabym, chorym, nie ssącym skutecznie mocno może się okazać, że rzeczywiście tego pokarmu jest za mało- bo ono zwyczajnie nie ma siły go wystarczająco silnie i długo ssać. Wówczas świadoma mama będzie alternatywnymi sposobami (kubeczkiem, łyżeczką, zestawem łyżeczki, sns-em, pipetą itd.) dokarmiać aż do momentu odzyskania przez dziecko siły.
Stres jest jednak tak popularnym elementem życia, że ssaki umieją radzić sobie zazwyczaj z jego obecnością i karmieniem młodych. Kobiety świadome czym jest karmienie- zazwyczaj również. Nierzadko tłumaczenie o zaniku pokarmu jest wygodną wymówką dla świadomej lub nieświadomej niechęci do dalszego karmienia piersią. Bo ono jest wymagające. Dziecko również jest wymagające i to coraz bardziej. Potrzeby dobrze rozwijającego się człowieka zwiększają się, a nie zmniejszają.
Jak wytrwać przy dziecku? Chwycić się tej Miłości, która jest jedyną cierpliwą, łaskawą, która nie zazdrości i nie szuka poklasku i nie szuka swego.
15 grudnia 2012 o godz. 15:41
Nie jesteś biologiem, wiec popełniasz błąd. Zdarza się, ze ssacze mamy tracą pokarm np. z powodu silnego stresu, z powodu skrajnego niedożywienia, mogą też odrzucić potomstwo pomimo pokarmu. Natura jednak nie jet tkliwa i jako większą wartość uznaje życie matki a nie dzieci. Np.niedźwiedzica polarna, gdy wie, ze karmienie jest zbyt dużym wydatkiem energetycznym, zagryza młode i je zjada, inne matki porzucają w sytuacji głodu małe by ratować swoje życie. Nie warto odwoływać się we wszystkim do natury, bo można się nieźle przejechać 😉