9 kwiecień
Uciec przed gwałtem
Spotkałam ostatnio dwie kobiety, które chcą urodzić same, bez obstawy medycznej. W swoim własnym domu.
Dlaczego?
Jedna z nich stwierdziła, że pierwszy poród był gwałtem na niej- asysta szpitalna tak się zachowywała, że nie umie tego inaczej nazwać.Traumą nie było samo rodzenie dziecka- traumą było to, czego doświadczyła w szpitalu. Zabiegi robione bez pytania, ubezwłasnowalnianie, niedelikatność. Rodzenie zamiast kobiety rodzącej.
Dla mnie pewnym obrazem tego jak przebiega poród na większości polskich porodówek jest słownictwo, jakim posługuje się większość lekarzy i położnych. Oni „odbierają” poród zamiast go „przyjmować”. Odbierają radość i dziecko z całego procesu rodzenia zamiast wspierać kobietę, żeby to ona urodziła i miała z tego satysfakcję, dumę. Rodzą zamiast niej: podłączając większość kobiet do kroplówki z oksytocyną, masakrują szyjkę macicy robiąc tzw. masaż szyjki macicy, wyciskają z niej dziecko, nacinają ją, żeby tylko szybciej wyjąć z niej dziecko, przecinają worek płodowy, ciągną za pępowinę, naciskają na macicę przed urodzeniem łożyska. W końcu traktują nawet 30%, a w niektórych szpitalach nawet 50% kobiet za niezdolne do urodzenia dziecka.
Profesor Fijałkowski zwracał uwagę, że jest ogromnym błędem współczesnej medycyny, że zamiast wspierać naturę tam, gdzie jest wydolna i zdolna do radzenia sobie- zastępuje ją przy okazji niszcząc.
I nie jest to niszczenie tylko fizyczne. Jak lekarz może powiedzieć matce, która urodziła czworo dzieci drogami natury: „Pani w ogóle nie umie rodzić!” Jak ogromnie trzeba było przeszkadzać tej matce, zakłócać jej porody, jakiego braku wsparcia, jakich ingerencji w ten intymny proces musiała doświadczyć, że lekarz-mężczyzna uważa, że umie lepiej rodzić od niej, że podczas rodzenia czwórki dzieci „nie nauczyła się tego, jak się rodzi”.
Jak można się czegokolwiek nauczyć, jeśli ktoś robi coś za Ciebie?
Jak to odwrócić? Żeby docenić naturalne procesy i zacząć je wspierać zamiast zastępowania?
- wydzielanie naturalnej oksytocyny a podawanie jej w zastrzyku lub kroplówce: tylny płat przysadki mózgowej jest u większości kobiet w stanie wytworzyć odpowiednią ilość tego hormonu miłości (oksytocyny), jeśli kobieta jest otoczona miłością; jeśli zadbamy o warunki intymności, spokoju, cierpliwości, o przyćmienie światła, o ciszę, jeśli nie zaczniemy egzaminować kobiety (wywiad porodowy można zebrać i powinno się zbierać przed porodem!- nie mają z tym problemu np. szpitale w Niemczech czy Holandii); cierpliwość w oczekiwaniu na „własny termin porodu” dziecka- wystarczy badać dobrostan dziecka i spokojnie czekać, a dziecko prędzej czy później i tak się samo zaczyna rodzić;
- naturalne otwieranie się szyjki macicy a masowanie szyjki macicy w celu jej większego rozwarcia; trzeba pamiętać, że szyjka macicy jest wyjątkowo mocno trzymającym mięśniem zwieraczem; i musi trzymać on mocno, żeby przez 38 tygodni utrzymać wewnątrz dziecko; gdy porównamy jego działanie do innego zwieracza w organizmie: zwieracza odbytu, zobaczymy, że człowiek potrzebuje przede wszystkim spokoju i intymności, żeby rozluźnić się i zacząć pracować tym mięśniem: otwierać go; kto chciałby rozluźniać swój mięsień zwieracz przy asyście kilku nieznajomych osób? mięśnie te pozwala otworzyć rozluźnienie innej grupy mięśni: chodzi mianowicie o mięśnie dna miednicy; ciekawa jest pewna współzależność rozluźnienia tych mięśni z rozluźnieniem mięśni twarzy; ogromne napięcie rysujące się na twarzy kobiet rodzących w szpitalu, zaciskanie przez nie ust, czoła, nóg-kolan- świadczy, że one hamują się w swym rodzeniu, że czują się tak skrępowane, tak zastraszone, że wolą się wić w bólu zamiast rozluźnić; gdyby zrezygnować z kupna skórzanych kanap dla doktorów, profesorów, a w zamian kupić więcej parawanów, dobudować więcej ścianek dających więcej intymności; gdyby zachęcać męża do okazywania czułości żonie (pocałunki!)- a nie położne do namówienia rodzącej na kroplówkę, to nie wpisywano by tak często „dystocja szyjkowa”- czyli że ta szyjka się nie może rozwierać; gdyby zająć się rzeczywiście serdecznie chorymi (bo i takie rodzące się zdarzają)- a nie kontrolować nadgorliwie zdrowe rodzące matki zamiast je wspierać, byłoby o wiele mniej zaburzeń rozwierania szyjki macicy; położne powinny być uczone masowania i rozluźniania kości krzyżowej, karku rodzącej, jej nóg, a nie szyjki macicy; masaż szyjki macicy jest jej uszkadzaniem: mięsień zwieracz jest niszczony, gdy się go rozwiera na siłę; może to skutkować kłopotami w przyszłej ciąży z donoszeniem dziecka;
- rodzenie w pozycji wertykalnej a nacinanie krocza: gdy matka rodzi w pozycji stojącej, kucznej, siedzącej bądź klęku podpartym dziecko swoją główką bądź pośladkami rozciąga równomiernie na wszystkie strony krocze; nawet jeśli ono wówczas pęka, to nie jest to głębokie pęknięcie; dotyczy ono wówczas tylko śluzówki bądź powierzchownej warstwy mięśnia; gdy matka przez personel medyczny jest kładziona do parcia, główka bądź pośladki dziecka naciskają najbardziej na krocze, rozciągając nierównomiernie kanał rodny; nic więc dziwnego, że o wiele łatwiej wówczas o poważne obrażenia krocza; a wystarczyłoby dać matce wsparcie (np. podtrzymywanie przez męża bądź personel pod pachami kobiety), dać możliwość skorzystania z materaca, stołka porodowego, dać jej rodzić na stojąco, kucąco, gdy tego sobie życzy; niestety standardy postępowania szpitalnego są tak sztywne, że woli się zmusić (zazwyczaj psychicznie) kobietę do jej ulegnięcia niż dostosować do sposobu, w jaki potrzebuje urodzić; w szpitalu często personel kieruje się lękiem zamiast zaufaniem naturze: mądra położna umie cierpliwie wspierać parcie, a nawet je wstrzymywać, żeby chronić krocze, a nie nerwowo przyśpieszać proces, który ze swej natury jest stopniowy; bardzo szybkie parcie wcale nie musi być korzystne: główka dziecka wyskakuje wówczas jak korek z butelki, podlega wtedy zbyt szybkiej zmiany ciśnień; to może być wstrząsające doświadczenie dla mózgu dziecka; stopniowe wyłanianie się główki daje jej się przystosować do tej zmiany ciśnień (z ciśnienia panującego w drogach rodnych do ciśnienia atmosferycznego); może nerwowe popędzanie kobiety gromkimi okrzykami „przyj!” warto by czasem zastąpić przyjrzeniem się, że dzieci i ich matki potrafią rodzić (się), gdy się nimi nie rządzi.
- przerywanie ciągłości worka płodowego a pozwalanie dziecku na urodzenie się w czepku; rzadko zdarza się tak, żeby worek płodowy samoistnie nie pękł choćby już na etapie parcia; co personelowi każe ciągle i we wszystkim przyśpieszać, pośpieszać, komenderować? cierpliwość jest pierwszą cechą miłości; za rzadko się pamięta, że przecinanie worka płodowego może być niebezpieczne dla dziecka, gdy mamy do czynienia z błoniastym przyczepem pępowiny; dopóki nie urodzi się łożysko nie wiemy, czy nie mamy do czynienia z takim właśnie przypadkiem;
- ciągnięcie za pępowinę, naciskanie na macicę przed samoistnym urodzeniem się łożyska a pozwolenie na samodzielne urodzenie łożyska; jest w położnictwie ukuta zasada na trzecią fazę porodu czyli rodzenie łożyska: „ręce precz od macicy”; nie przestrzeganie tej zasady powoduje wzrost ilości krwotoków, niepotrzebnych zabiegów łyżeczkowania; ciało matki wie, kiedy należy urodzić łożysko: jednym razem jest to 15 minut, innym 4 godziny; choć sztywne trzymanie się zasad mówi, że do 2 godzin jest fizjologia, ale doświadczyłam, że może to nastąpić całkowicie fizjologicznie w późniejszym czasie; wymagać od wszystkich kobiet, by urodził łożysko w ciągu pół godziny (co jest teraz częste- dlatego pompuje się w kobiety kolejne dawki oksytocyny), to tak jak wymaganie, by wszystkie były jednakowego wzrostu od… do.
Personel medyczny sobie zwyczajnie zapracował na to, że coraz więcej kobiet nie chce z nim rodzić: brakiem cierpliwości, brakiem zaufania naturze, ingerowaniem w to, co nie wymaga ingerencji, zbyt częstymi badaniami, choć zdrowy człowiek nie wymaga nieustannych ani częstych badań i kontroli, straszeniem jako główną metodą przekonywania, traktowaniem porodu-procesu fizjologicznego jako wyjątkowo ciężkiej i zagrażającej choroby. Większość lekarzy nigdy nie doświadczyła, nie widziała porodu naturalnego, nie mają więc o nim zielonego pojęcia. To, co dzieje się w większości polskich szpitali, to poród silnie zmedykalizowany, kierowany.
Jak przywrócić to zaufanie?
W zasadzie prawo mamy w tym momencie sprzyjające. Standardy okołoporodowe, które weszły w życie w kwietniu 2011 roku dają nam prawo urodzić tak jak sobie tego życzymy, potrzebujemy, w zgodzie z naturą, wg własnego planu porodowego, który możemy przynieść ze sobą na trakt porodowy i domagać się jego realizowania. Szukam patentów: jak to zrobić w tych warunkach, jakie zastajemy. Część kobiet będzie bowiem wybierała szpital jako miejsce, w którym czują się bezpiecznie. Mają do tego prawo. Tak samo jak mają prawo rodzić w domu.
Co prawda nie zachęcałabym nikogo do rodzenia bez położnej, ale rozumiem taki wybór.
Jak pięknie umieją się dzieci rodzić np. pośladkowo:
9 kwietnia 2013 o godz. 16:35
Podoba mi się, jak to opisałaś.
Poród jest pięknym, ale także bolesnym i stresującym przeżyciem. Nie ka zda kobieta ma siłę kłócić się z lekarzem/domagać się swoich praw w stylu rodzenie w dogodnej pozycji.
Lekarz ma zawsze rację. A jeśli nie ma racji – patrz poprzednie zdanie.