24 kwiecień
Edukacja w domu- z czym to się je?
Po dzisiejszym sympozjum o edukacji domowej kilka świeżych, jeszcze pachnących KUL-owskim powietrzem refleksji.
Dlaczego nauczanie w domu może się sprawdzać i generalnie sprawdzało się przez wieki:
- bo buduje się od fundamentów: wychowania, w szczególności wychowywania religijnego; bez Opatrzności Bożej ani rusz;
- dynamizuje to życie rodzinne; posyłając dzieci do szkoły, rodzice często inwestują w szkołę: swój czas, siły, materiały, pojęcia tłumaczą dzieciom „dla szkoły”; niekiedy inwestują pieniądze; edukując dzieci w domu- inwestują w swoją rodzinę, o nią bardziej dbają; to dodaje sił, przysparza pomysłów; wychowanie w szkole służy najczęściej szkole- wychowanie w domu służy Bogu, samemu uczniowi i jego rodzinie;
- nauczanie w domu kształtuje jednostki umiejące samodzielnie myśleć, wyciągać wnioski, myśleć logicznie i realistycznie; szkoła coraz bardziej natomiast skłania się do testomanii odwracając od pogłębionego myślenia;
- „między miłością a prawdą jest wewnętrzna więź”– jeśli nauczyciele nie są wierni swojemu powołaniu wierności prawdzie i nie kochają swoich uczniów- to, cóż jest warte ich nauczanie; któż więc potrafi lepiej nauczyć niż kochający rodzic, który szuka Prawdy.
Myślę, że edukacja domowa nie nadaje się dla wszystkich, nie jest też idealnym rozwiązaniem. Rozpowszechnia się jednak zwłaszcza ze względu na widoczny upadek polskich szkół w wielu różnych płaszczyznach.
Polecam: Marzena i Paweł Zakrzewscy „Edukacja domowa w Polsce”. Mogę nawet pożyczyć 🙂
Minusy jakie się rysowały z powyższej konferencji w edukacji pozaszkolnej to:
- obciążenie dużymi obowiązkami rodziców;
- brak podręczników do dobrego nauczania w domu (te które są, nie są zadowalające np. dla rodziców będących katolikami);
- brak współdziałania, ruchu zrzeszającego rodziny edukujące w domu;
- trudność pogodzenia obowiązków w gospodarstwie domowym z nauczaniem dzieci, np. w przypadku wielodzietności.
Dla mnie wychodzi więcej plusów dla edukacji domowej.
25 kwietnia 2013 o godz. 02:45
I tylko jak odnaleźć się później w nienormalnym świecie, kiedy w domu wszystko było takie wspaniałe? Widoczny upadek polskich szkół to wynik obojętności społeczeństwa na to co się dzieje w ministerstwie, przede wszystkim. Łatwo jest oceniać, tak trudno szkołę wspomóc i mądrze współpracować…. Mądra szkoła i kochający nauczyciel – to jest możliwe!!!
25 kwietnia 2013 o godz. 12:40
Niestety, nie inwestuje się w szkołę, w dzieci.
Dlaczego zamyka się małe szkoły? Dlaczego tworzy się wielgachne klasy? Nauczyciel ma w klasie ok. 30 uczniów, czy może z nimi wytworzyć więź? Czy może każdego ucznia zainteresować lekcją? Pomóc temu, co ma kłopoty, gdy jednocześnie musi wyrobić się z materiałem? Klasy powinny być maksymalnie 20-osobowe. Jaka to inwestycja w przyszłość byłaby!
Dyrekcja także wymaga różnych, biurokratycznych czynności od nauczyciela – np. sporządzanie „wartości ciągnionej”.
Nie pytaj Iza, co to znaczy 😉
27 kwietnia 2013 o godz. 06:07
Wszystko w domu było takie wspaniałe? E, tam- szkoła jest niedoskonała, domy też są niedoskonałe, jak to w życiu. Chyba, że Ty posiadasz idealny dom? Ja jeszcze takiego nie widziałam.
Na szczęście są jeszcze kochający, zaangażowani nauczyciele- mają szczęście ich uczniowie. Moja najstarsza przepada za niektórymi ze swoich nauczycieli.
Myślę, że zmniejszenie liczby uczniów nie załatwia sprawy: niestety poznałam funkcjonowanie kilku wiejskich szkół, gdzie mimo bardzo niewielkiej liczby uczniów (nawet 2-3), nic się też z nimi nie robiło. Totalne lenistwo- nasi przyjaciele wypisali się z tej szkoły, bo była w dużej mierze demoralizująca. Ta, którą szczęśliwie my opuściliśmy też mogła pochwalić się „takimi kwiatkami”- z opiekuna dla dzieci zrobiono sobie salę komputerową, telewizor. I dzieci zapoznawały się tam ze stronami typu kwejki itp.
28 kwietnia 2013 o godz. 15:11
wartość ciągniona? a ja zapytam, co to? EWD znam, ale ciągnione to do tej pory były tylko pręty…;-)
z opiekuna dla dzieci zrobiono sobie salę komputerową, telewizor. – też nie rozumiem ;-(