22 kwiecień
Noszaki-dzieciaki
Lubię nosić me dziecię na plecach. Chusta wiązana tkana spełnia swoją rolę.
Siedzi sobie człowiek na plecach, widzi, co chce, czuje mamę, ma darmowy transport. Jak chce, to się wtuli i sobie zaśnie. Jak mu się znudzi, że jest noszony, zgłodnieje etc., to od razu umie pokazać, żeby go zdjąć.
Od czasu do czasu ktoś daje wyraz swojej litości nade mną i nad moim dzieckiem: jak to ciężko tak nosić! jak to dziecku niewygodnie/ciasno/zimno/ciepło (wstaw dowolny przysłówek)! No i nawet nauczyłam się już nie dziwić tymi uwagami zbytnio. Dlaczego? Bo ludzie patrzą przez pryzmat swojego doświadczenia: zazwyczaj wożenia dziecka w wózku, noszeniago na rękach.
A co się takiego dzieje, kiedy nosimy na rękach:
- rzeczywiście jest nam ciężko: wysiada prędzej czy później kręgosłup (czasem skutki czujemy dopiero po latach), boli kręgosłup, ręce;
- mamy zajęte ręce, niewiele możemy zrobić, nie możemy się zająć starszymi dziećmi, ciężko ugotować obiad, rozwiesić pranie mając dziecię w objęciach itd.;
- obniżają się narządy dna miednicy, skutki tego również mogą się pojawić dużo później, m.in. mimowolne popuszczanie moczu, wypadanie moczu; im więcej dzieci, im więcej noszenia na rękach, im większe predyspozycje ku tym przypadłościom, tym większe szanse na te „atrakcje”;
- noszenie dziecka kojarzy nam się jako utrudnienie codziennego funkcjonowania, przy każdej okazji staramy się odłożyć malucha, ulżyć sobie.
Te utrudnienia nie występują podczas noszenia w chuście, zwłaszcza na plecach: kręgosłup nie boli, można większość rzeczy w domu zrobić, narządy dna miednicy wracają po porodzie na swoje miejsce, zaprzyjaźniamy się z dzieckiem i z chustą jako pomocnym narzędziem. Dziecku oczywiście nie jest ani niewygodnie, ani za ciepło, ani zimno, bo ciało matki nie jest kanciaste i dostosowuje się do potrzeb noszonego dziecka tak jak dostosowywało się podczas noszenia go 9 miesięcy pod sercem (czyli nie zauważając tego: np. obniżając albo podwyższając swoją temperaturę tak, żeby to było korzystne dla dziecka).
Nosząc w chuście nie widzimy potrzeby, żeby ulżyć sobie, a więc dostrzegamy, że noszenie przynosi ulgę dziecku w różnych sytuacjach i służy zaspokojeniu jego potrzeb fizycznych, emocjonalnych, poznawczych.
Jedno z moich dzieci lubiło zasypiać z główką schowaną do chusty („Czy aby się nie udusi?”), a pod koniec spania zwieszać ją swobodnie do tyłu („Proszę pani, główka dziecku wisi!”).
Niedawno zaczepiła mnie nieznajoma siostra zakonna, kiedy najmłodsze dziecię spało sobie spokojnie wywiesiwszy głowę:
-Czy ta główka dziecku nie odpadnie?
-Nie, nie odpadnie. Dobrze przymocowana przez Stwórcę. – i posłałam siostrzyczce radosny uśmiech i dalej konwersowałyśmy.
Nauczyłam się nie przejmować zwisaniem głowy dziecka, gdyż:
-dzieci mnie nauczyły, że im się tak wygodnie śpi;
-specjalistki od noszenia: matki w Afryce, Azji, tam gdzie się nosi dzieci w chustach od pokoleń też się tym nie przejmują, pozwalają dzieciom na takie spanie, a dzieci tam mają kręgosłupy dobrze zbudowane po takich doświadczeniach.
Ludzie mają z tym jeszcze problem, gdy zarzucam człowieka na plecy. Jako objaw życzliwości i troski przyjmuję, gdy chcą mi wtedy pomagać. Jest z tym jednak problem, że nie ma tu w czym pomagać: dziecko jest bezpieczne, nic mu nie grozi, ja z kolei umiem wrzucić sobie człowieka na plecy do chusty. Czuję się więc niezręcznie: doceniam życzliwość, a muszę odmówić, bo ewentualna pomoc raczej mi przeszkadza niż pomaga (kiedy mnie stresuje czyjś badawczy wzrok, robię więcej „niedociągnięć” w motaniu się chustą).
Ogłaszam więc konkurs na ciętą ripostę: Co odpowiedzieć takiemu życzliwemu, żeby nie poczuł się urażony, że odmawiam? A zarazem, żeby zrozumiał, że się to robi samodzielnie (no, może poza sytuacją, kiedy się dopiero uczy- czyli kilka pierwszych razy) i pozostało po tym doświadczeniu dobre wspomnienie.
23 kwietnia 2014 o godz. 14:34
Kiedy noszę dziecko w chuście, spotykam się z dużym zainteresowaniem – kłopotliwym, ale życzliwym. Kiedyś pewna pani mi uświadomiła, że dla zwykłego człowieka jest to szansa zobaczenia niemowlęcia, gdyż zazwyczaj są one pochowane w domach albo w wózkach. Ale co do kręgosłupa – to mnie boli, mimo że moje maleństwo ma niewiele ponad cztery kilogramy.
23 kwietnia 2014 o godz. 16:21
Niech zgadnę: nosisz na brzuchu?
Wtedy kręgosłup boli jednak. Druga sprawa- jak jesteś niedawno po porodzie (małe 4 kg dziecko), to nie dziwimy się, że trochę boli, bo jednak wszystkie mięśnie, więzadła się przeorganizowują. Jeszcze się można pokusić o zgadywanie, że to pierwsze dziecko?
24 kwietnia 2014 o godz. 15:12
Co do pierwszego pytania – to zgadłaś. Noszę na brzuchu. Moje dziecko (drugie 🙂 ma 6 tygodni i z tego, co czytałam jest za małe do noszenia na plecach. Chociaż słyszałam, że jakaś mama tak robiła. Sama jednak jeszcze nie ryzykowałam 🙂 Inna sprawa, że córeczka nie chce w dzień spać w pozycji innej niż wertykalna, więc rzeczywiście noszę ją sporo.
25 kwietnia 2014 o godz. 12:41
Ale na plecach nosi się tak samo jak na brzuchu. Jak się boisz, to można w późniejszym terminie zacząć nosić na plecach. Najłatwiej się nauczyć od innej mamy noszącej lub doradcy.
26 kwietnia 2014 o godz. 08:39
Ja, widząc, że ktoś chce mi pomagać motać, to pozwalam; zazwyczaj proszę, aby osoba ta pilnowała, aby spodenki się nie podwinęły i pomogła mi ubrać małej (już nie takiej małej, bo waży 12kg 😉 ) butki i czapeczkę 😉 teraz już coraz rzadziej zdarza się nam wychodzić na spacer w chuście, woli na swoich nogach. Ale w domu nie da się bez niej obejść: od zawsze panicznie boi się odkurzacza, a odkurzać trzeba. Jedyny sposób to w chuście, bo obie ręce potrzebne do tego. Teraz już mogę wytłumaczyć, że odkurzacz wsysa śmieci z podłogi i je je, tak jak ona wsysa mleczko od mamy 😉 zadziałało na tyle, że nie płacze na sam widok. Oby do przodu, Mamy Noszaków 😉
28 kwietnia 2014 o godz. 21:05
Dobry pomysł z tym potrzymaniem nogawek- dzięki! Zaczynam ubierać młodzieńca w spodnie, więc do zastosowania.
16 maja 2014 o godz. 16:34
Ja jestem za tym, żeby kawę na ławę wykładać – a nie bawić się w cięte riposty.
Zwyczajnie powiedzieć, że jestem już wprawiona, 5 dziecko noszę w chuście.
21 maja 2014 o godz. 05:48
Nie piąte, dopiero czwarte. Ale w wiązanej dopiero trzecie 🙂
Dobry pomysł- mi chyba najbardziej odpowiada, bo taka jest prawda.