11 sierpień
„Droga mleczna czyli ssaki na start”
Pomysł na spotkanie, wzajemne wsparcie, propagowanie karmienia piersią jako czegoś, co nie jest wstydliwe podczas spotkań towarzyskich- bo jest najwłaściwsze i na miejscu:
Dużo karmiących mam w restauracji
Ten pomysł kiełkował już od bardzo dawna. Dzisiaj jednak znalazłam w necie artykuł o matkach, które żeby propagować laktację spotkały się w muzeum w strojach ludowych. Owszem wyglądało to pięknie. Zdjęcie opublikowano na wstępie urocze.
Jednak refleksję przy tym miałam przykrą. Właściwie w interesie firm „mieszankowych” jest, żeby uczynić z karmienia piersią coś przestarzałego, co się nadaje już tylko do muzeum. Czy to aby na pewno dobrze się przysłuży karmieniu piersią? Czy nie robi z karmienia mlekiem matki „skansenu” i takiej „szopki”, którą już tylko w muzeum można zobaczyć? Takie miałam skojarzenia.
Stąd pomysł na spotkanie w miejscu bardziej zwyczajnym. Takim właśnie, które współcześnie kojarzy się z jedzeniem. Bo ssanie piersi to jedzenie za młodu mleka matki.
18 sierpnia 2016 o godz. 11:15
Komentuję pod tym postem, ale komentarz dotyczy również tego poprzedniego. Wiesz, że sama jestem mamą karmiącą naturalnie. I tego rodzaju karmienie uważam za najwłaściwsze, najbardziej wartościowe (pod każdym względem). Szokują mnie słowa wypowiedziane w przestrzeni publicznej, że karmienie piersią jest czynnością podobną do siusiania i puszczania bąków (Marek Migalski)… Nie szokuje mnie widok karmiącej mamy, gdziekolwiek by Ona nie karmiła. Sama jednak mam z tym, może nie tyle problem, co potrzebę zachowania granic, ale granic, których JA potrzebuję. I są to granice przestrzeni, krótko mówiąc: potrzebuję dyskretne miejsce, by karmić. Nie zdobyłabym się na karmienie przy stoliku w restauracji. Ale podkreślam, nie ma dla mnie w tym nic niestosownego, nie wiedzę jedynie siebie w takiej sytuacji. Myślę, że ten temat publicznego karmienia (tak to w skrócie nazwijmy) jest częścią większego problemu, z którym w Polsce chyba się borykamy. Oto 16 sierpnia dwie lubelskie gazety (Kurier Lubelski i Dziennik Wschodni) grzmiały ze swoich łamów, że połowa mieszkanek naszego województwa rodzi przez cc, choć statystycznie w skali kraju kończy się ten sposób co trzeci poród. Czyli upublicznione KP – nie, operacyjne porody – nie. Jest chyba błąd w systemie edukacji, służby zdrowia… Jak w tym gąszczy wykluczających się informacji ma odnaleźć się młoda mama tuż przed porodem??? Taka, która nie może liczyć na czułe, rzetelne wsparcie wśród najbliższych, a potem np w szpitalu? Kryzys instytucji macierzyństwa? Niestety chyba tak, skoro o możliwość karmienia w miejscu publicznym trzeba walczyć, a wymuszenie na lekarzu cc tłumaczone jest strachem przed bólem. Temat rzeka, refleksje na szybko. Wspieram karmienie naturalne, każdą mamę do tego zachęcam.
30 sierpnia 2016 o godz. 21:10
Dopiero teraz odpisuję, bo wróciłam do domu po wakacjach. Dzięki za cenny głos! Słuszne zwrócenie uwagi na granice osobiste. Ciekawa jestem tych artykułów w lokalnej prasie. Poszukam, czy w necie się znajdą.