31 sierpień
Wychowanie krzykiem – wychowanie ciszą
Zastanawiając się nad powodzeniem przedszkoli i innych instytucji pedagogicznych prowadzonych przez siostry zakonne, doszłam do kilku wniosków. Jeden z nich wypłynął i powrócił z nową siłą, gdy przyjaciele zaprosili nas na Mszę Świętą w kościele, w którym modlą się siostry z kontemplacyjnego zakonu. Wyszliśmy stamtąd pod wrażeniem ogromnego skupienia, ciszy i pokoju, jaki udzielał się nie tylko dorosłym, ale i dzieciom zwykle żywiołowym i rozbieganym.
W przedszkolach prowadzonych przez siostry widzę podobny rys. Często cisza, skupienie modlitewne towarzyszące życiu sióstr również otula ich podopiecznych. I o ile znajome przedszkolanki-nie-siostry czasami mówią, że krzyk to jedyna metoda na niektóre dzieci, nie widać tej samej tendencji, by siostry opiekujące się dziećmi również brały sobie krzyk jako metodę pracy „w trudniejszych przypadkach”.
Każdy chyba rodzic zwłaszcza starszego dziecka wie, jak trudno nie odpowiedzieć dziecku krzykiem na krzyk, złością na złość. W postępowaniu sióstr widzę specjalny wysiłek, by właśnie tym rozkrzyczanym dzieciom nie oddawać krzykiem za krzyk, złością za złość, złem za zło, ale wymagać od siebie odpowiadania ściszaniem własnego głosu, spokojną cierpliwością lub spokojną stanowczością, gdy dziecko napada własnym krzykiem.
Nie jest to, co prawda jakaś reguła i rys obowiązkowy, ale tą pracę nad sobą, nad wyciszaniem własnego wnętrza odczuwa się w postępowaniu z dziećmi. Rodzice zresztą doceniają ten szczególny sposób postępowania sióstr i wiele tego typu przedszkoli jest oblężonych.
Jednak tak naprawdę takie postępowanie nie jest zastrzeżone tylko dla sióstr. Czy każdy rodzic- chrześcijanin nie jest zobowiązany do pracy nad sobą, by oddawać swoje wnętrze Bogu, by mógł ukołysać naszą duszę jak niemowlę w swych ramionach, by zaprowadzał w nas pokój?
Przychodzi też na myśl czysto ludzki punkt widzenia. Czym dla młodego człowieka jest krzyk osoby kilkakrotnie większej od niej, znaczącej życiowo? Czy nie doświadcza przy tym przerażenia i nieprzezwyciężonego lęku?
Nie sądzę jednak, by można było wprowadzać prawny zakaz krzyczenia na dzieci, podobnie jak bzdurą jest wprowadzenie obecnego zakazu dawania klapsów. Człowiek jest słaby, są sytuacje w życiu każdego człowieka, gdy niezależnie od swojej chęci, woli postępuje nierozsądnie. Mądrzy ludzie wręcz mawiają, że rodzicielstwo jest sumą popełnionych błędów. Są też dość rzadkie życiowe sytuacje, gdy krzyk jest adekwatny do sytuacji, jest ostrzeżeniem, wyrazem troski, bólu, poczucia nie/sprawiedliwości. Ważne by nie stał się stałym sposobem postępowania czy „metodą” radzenia sobie z własną bezradnością.
Taka refleksja w trudnym dla mnie czasie, gdy właściwie o zdenerwowanie mi łatwiej niż spokój.
„Nie odpłacaj zło za złem, ale zło dobrem zwyciężaj”. Biblia wciąż żywa i skuteczna.