20 wrzesień
Zło dobrem zwyciężaj!
Wielu ludzi z Polski żyje sprawą rodziny z Białogardu:
To wstrząsająca sprawa medycznego wszechwładztwa. Niby w Polsce minęły czasy totalitaryzmu, ale w niektórych miejscach życia społecznego zadomowił on się na dobre.
Takim miejscem jest niestety nadal wiele szpitali, jak pokazuje historia rodziny z nowonarodzonym dzieckiem.
Wstrząsająca.
Szczególnie dla mnie, bo przypomniało mi się dokładnie moje spotkanie z p. dr. P.Z.
Moje czwarte dziecko rodziło się najdłużej.
Szczęśliwe narodziny naszego synka na ręce moje, męża i położnej. Jednak byłam wówczas znacznie zmęczona porodem, a może poprzedzającymi go nocami. Czy ktoś się może dziwić mamie czwórki dzieci? Nie dałam więc rady urodzić łożyska w „obowiązkowym” okresie. Nawet nie miałam skurczy partych. Jak więc miałam je urodzić? Trudna decyzja położnej, że powinnam się udać do szpitala.
Jeszcze trudniejsza, że ja jadę, a nowonarodzony człowiek zostaje w domu z babcią, dziadkiem i rodzeństwem, aby nie być narażonym na szpitalne zakażenia, na zimno na dworze. Przed wyjazdem odciągam dla niego mleko, udzielam mojej mamie wskazówek, jak się ma opiekować maleństwem.
Z duszą na ramieniu i nadzieją w sercu na szybki powrót wyruszamy we trójkę do szpitala: ja, mąż i położna.
Podczas jazdy i spaceru z samochodu do izby przyjęć oddycham świeżym powietrzem. To mi daje siłę zaraz po przyjeździe wreszcie poczuć skurcz party i energicznie przeć. Co za szczęście! Urodziłam wreszcie to łożysko.
-Panie doktorze, proszę zbadać łożysko. Jeśli jest całe, będę mogła wrócić do mojego dziecka.
I zaskakująca odpowiedź lekarza:
-Nie będę badał odpadów medycznych!
Na szczęście byłam z moją nieocenioną położną, która na te słowa chwyciła szybko łożysko, umyła je błyskawicznie w umywalce, obejrzała i stwierdziła:
-Izuniu, całe jest! Łożysko całe!
Jak bardzo się ucieszyłam na te słowa! Oświadczyłam, że w takim razie wychodzę ze szpitala.
-Nigdzie pani nie wychodzi! Musi być zrobione łyżeczkowanie.
Moje życie, jakie się potoczyło, pokazało, że ten zabieg po urodzeniu całego łożyska byłby niepotrzebnym okaleczaniem mnie. To był mój najkrótszy, bardzo łagodny połóg.
Pan dr, żeby zmusić mnie do pozostania w szpitalu zaczął grozić policją. Na to mój mąż zaczął mu grzecznie tłumaczyć, że dzień wcześniej weszły w życie standardy okołoporodowe, które umożliwiają kobietom porody w domu. „Nie obchodzą mnie te standardy”- odpowiedź medyka.
„Dzięki” panu dr moje 4-godzinne dziecko musiało czekać na mnie dłużej niż to było potrzebne, gdyż musieliśmy jako „groźni przestępcy” oczekiwać na przyjazd policji.
Następnie policja odwiedziła chyba najmłodszego „podejrzanego”- kilkugodzinnego człowieka oraz nas wielce podejrzanych jego rodziców, którzy śmieli urodzić w domu i zwrócić się o pomoc do szpitala.
To jest króciutki fragment z mojej historii. Historii z happy endem, ale też historii, która pokazała mi, czym są nasze szpitale.
Nie wszystkie historie jednak kończą się dobrze. Nie zawsze z udziałem policji, bo my matki bohatersko, pokornie znosimy tak wiele bólu, niezrozumienia, że uginamy się w tym cierpieniu nierzadko. Jeszcze bardziej serce nam się kraje, gdy muszą doświadczać go po urodzeniu nasze dzieci.
Jestem jednak przekonana, że możemy zmienić polskie szpitale, polskich lekarzy i położne.
Mocą modlitwy!
Módlmy się za tych, którzy najbardziej nas i nasze dzieci dotknęli, skrzywdzili. Przebaczmy im i módlmy się za nich!
Modlitwa tego, kto wybacza, ma wielką siłę rażenia. Siłę miłości przemieniającej. Zwłaszcza Koronka do Miłosierdzia Bożego.
Dołączycie do niej?
Dołączcie i podajcie dalej!