Torba do porodu

Jeśli chcecie zobaczyć, jak wygląda przykładowa torba douli, to popatrzcie na obrazek powyżej.

Po co wieźć jedzenie do porodu?

Jedna z oddziałowych na pobliskiej porodówce zachęca rodzące do jedzenia. Mądra kobieta! Bo jedząc w czasie porodu zwiększa się szanse na szybszy i udany poród (Co nie znaczy, że stawiam znak równości między szybki poród a udany, bo nie musi tak być. Równie udany może być długi poród). Takie są badania medycyny opartej na faktach: Jedząc podczas rodzenia, zwiększa się na prawdopodobieństwo na poród siłami natury oraz dodatkowo na to, że urodzi się szybciej.

Nie chodzi o to, żeby kogokolwiek zmuszać do jedzenia- nie zawsze jest to możliwe. Niektóre kobiety wymiotują.  Na bardziej zaawansowanych etapach porodu czyli powyżej 5 cm rozwarcia zazwyczaj się już nie da jeść (ale da się pić zazwyczaj i jest to jeszcze istotniejsze!).

Dlaczego to jedzenie ma znaczenie?

  • Żeby mieć siły przejść przez cały poród oraz nie zemdleć po porodzie;
  • Żeby dostarczyć energii do przestawienia się z trybu stanu odmiennego na tryb laktacyjny- a są to zmiany kolosalne! im bardziej się wczytuję i poznaję to, tym bardziej jestem zachwycona, jak niezwykle Pan Bóg to wymyślił!

No i podzielę się z Wami moją radością- usłyszałam dzisiaj piękną historię dorastania pewnej młodej damy. Jak to z czynnego ssaka stała się ssakiem w stanie spoczynku 🙂 No i jej kochaną mamę proszę, żeby podzieliła się z nami swoją historię, bo wiem, że takich budujących relacji inne matki są spragnione jak kania dżdżu.

Cud dorastania- cud miłości!

Wpisujcie się, Kochane, nie krępujcie!

A jeśli któraś już bardzo skrępowana, to może mi coś na maila podesłać do zamieszczenia.


komentarzy 36 do wpisu “Torba do porodu”

  1. Magda napisał(a):

    Dołączam się do prośby!

    J a- Mama blisko 9miesięcznej Dziewczynki, która po trudnych początkach jest teraz karmiona przeze mnie piersią plus dołączane jedzonka podawane łyżeczką (w ogóle bez butelki) – jestem bardzo ciekawa jak to będzie, gdy mój Mały Ssaczek zacznie wyrastać z maminego mleka.

    Cieszę się teraz naszym karmieniem i już widzę, jak się w tym zmieniamy – teraz Córeczka jest tak bardzo zainteresowana tym, co my jemy, otwiera chętnie buźkę, wyciąga rączki, smakuje (czasem pluje, ale raczej rzadko:) mina po cytrynie którą chciała polizać – bezcenna:)),
    ale wieczorem i nocami Mama jest nieodzowna.
    Budzi się często, co ok. półtorej h, jakby sprawdzała, czy jestem niedaleko, chwilkę pije i znów grzecznie usypia ale widzę, jak bardzo bliskość piersi jest Jej potrzebna, i momenty, gdy jeszcze – często z zamkniętymi oczami – szuka i łapczywie przywiera do swojego wodopoju jest cudna.
    I trochę się chyba obawiam jak to będzie, bo ostanio znów – gdy zapomniałam o regularnej zmianie piersi rano obudziłam się z wielkimi „kamieniami” w jednej, później ból, obrzęk – ratowała znów kapusta i szałwia – i dopiero po zastanowieniu zdałam sobie sprawę, że nie karmiłam z tej piersi ponad 9 h.
    Mam nadzieję, że to elastyczne dostosowywanie się laktacji do zmieniających się potrzeb dziecka i u mnie się zadzieje, że przez ten kolejny etap przejdziemy w takiej radosnej harmonii jak jest teraz.

    Więc dołączam się do prośby o Wasze historie! Zanim moja zacznie się dziać „tu i teraz”, chętnie poczytam inne.

    I pozdrawiam Iza wrześniowo:)

  2. Fizula napisał(a):

    Serdeczne dzięki, Madziu, za opowiedzenie o tym, co u Was. Oj, dzieje się! Twoja córcia jest w takim wieku, w którym zaczyna rozumieć znaczenie stałości tzn. jak usnęła z mamą przy jej piersi, to oczekuje tego samego, gdy się przecknie. My też oczekujemy, że obudzimy się w tym samym miejscu z tą samą osobą, z którą zasnęliśmy. Dlatego dzieci w tym wieku zaśmiewają się do rozpuku z zabawy w chowanego, „a ku ku” itp. W takich historiach pięknego zakończenia karmienia piersią to jest najlepsze, że dzieci kończą swoją mleczną drogę w zgodzie z mamą, mając dobre zdanie o sobie, mamie, karmieniu piersią 🙂

  3. Monika napisał(a):

    Iza, wywołałaś mnie do tablicy  Oto moja historia. Plan był taki: urodzę naturalnie i będę karmiła piersią przez rok. Życie jednak weryfikuje nasze plany. Zabrakło naprawdę niewiele i urodziałabym naturalnie, ale skończyło się cesarskim cięciem, co przeżyłam bardzo mocno zarówno emocjonalnie i jak fizycznie. Pozostało naturalne karmienie, niejako rekompensata dla Córeczki za drogę przyjścia na świat. Początki były naprawdę w porządku, martwiły jednak słabe przyrosty wagowe. Mały epizod z jedną piersią sprawił, że poprosiłam o wizytę doradcę laktacyjnego i wówczas okazało się, że przyjęta przeze mnie strategia karmienia co 2,5-3 godziny jest co najmniej dyskusyjna 😉 Zaczęłam karmić nie tyle na żądanie, co według rytmu dnia i nocy Dziecka; owszem zdarzały się również przepełnienia piersi i wówczas miałam w Malutkiej wsparcie. Potem trafiłam na blog Izy i przepadłam. Czytałam i czytałam… To mnie chyba rzeczywiście otworzyło na zupełnie inne spojrzenie na siebie jako matkę oraz Córeczkę, na naszą więź, która cały czas się budowała, na to, że karmienie to nie tylko proces odżywczy, ale również emocjonalny, w dużej mierze duchowy, to także nauka i wzrastanie. Może nawet przekraczanie siebie.
    Po tym całym przeorganizowaniu mojej pierwszej, fatalnej , koncepcji, przyszła po prostu codzienność. Pojedyncze karmienia łączyły się w dni, tygodnie, miesiące, wreszcie lata. Nawet nie wiem kiedy planowany przeze mnie rok przekształcił się w dwa lata karmienia. Spotkałam się wówczas z Izą, żeby dowiedzieć się, jak „łagodnie odstawić Dziecko od piersi”. Spotkanie było bardzo miłe i pouczające. Nie odstawiłam Dziecka  Podjęłam decyzję, że będę karmić dalej, zaufam intuicji i matczynemu sercu, ale zaufam przede wszystkim Dziecku, dając pierwszeństwo Jej potrzebom. Karmiłam moją Córeczkę 5 lat, 1 miesiąc i 3 dni. Jestem z tego dumna, jestem dumna z siebie, ale nade wszystko z Córeczki, która pewnego dnia powiedziała, że to był Jej ostatni raz, ponieważ jest już dużą dziewczynką (szczerze: marzyłam o tym, by to była decyzja Dziecka, czytałam historie Mam, które opisywały historie swoich Dzieci, ale sama byłam pełna wątpliwości, czy to rzeczywiście jest możliwe).
    Bardzo lubiłam karmić. Zawsze mówiłam Mamom, które pytały skąd mam pokarm, że bierze się on z miłości. Oczywiście łatwo otrzeć się tu o lukrowanie i budowanie słodkiego obrazu, takiego z okładki. Ale każda Mama wie przecież, że zdarzają się i kryzysy, i gorsze dni, zmęczenie, zniecierpliwienie, zniechęcenie. Patrzę na karmienie z wielu perspektyw: niektóre wymieniłam na początku, ale należy jeszcze dodać perspektywę ekonomiczną, bezwzględnie należy oddać karmieniu pierwszeństwo w byciu lekiem na całe zło w chorobie, bólu ząbka, smutku, strachu (spowodowanym np. pojawieniem się Rodzeństwa). Karmienie Dziecka to także karmienie samej siebie – tym Dzieckiem, które pewnego dnia już nie będzie potrzebowało mojej piersi, treściami (z książek, blogów, artykułów etc.), które będą rozwijały mnie jako matkę, opiekunkę, żonę (czasem zapominam jak to jest ważne).
    Na koniec taka refleksja z mojego długiego karmienia, że częściej spotykałam się z dezaprobatą niż wsparciem. Miałam wrażenie, że ludzie prędzej zaakceptują smoczek w ustach kilkulatka, pampersa u przedszkolaka niż długie karmienie. Co by było, gdyby wiedzieli, że karmiłam przez cały czas oczekiwania na kolejne Dziecko? A po narodzinach karmiłam moją Dwójkę? Nadal bardzo lubię karmić. Teraz już tylko Synka.

    PS Dziękuję, jeśli ktoś to przeczytał. Każdej Mamie życzę pięknej mlecznej drogi.

  4. Fizula napisał(a):

    Serdeczne dzięki! Jaka piękna Wasza mleczna droga! Fantastyczna Twoja córunia, jej dojrzałość i Twoja radosna cierpliwość 🙂 Urzekł mnie ten Twój fragment: ” Zawsze mówiłam Mamom, które pytały skąd mam pokarm, że bierze się on z miłości”. Aż by się chciało przytoczyć Twój wpis nie w komentarzach- mogę?????

  5. Magda napisał(a):

    Piękna historia!
    Dla mnie, mamy 9 miesięcznej Córeczki na razie trudna do wyobrażenia – gdy Malutka skończy rok muszę wrócić do pracy i szczerze marzę, aby utrzymać karmienie jeśli Córcia będzie tego chciała, ale jednocześnie chciałabym móc nie karmić ani nie odciągać pokarmu przez 8 godzin pracy.
    Ale podzielam doświadczenia jakie miałaś z dziwieniem się ludzi że jeszcze karmisz…tak. Większość (!) osób, i to głównie (!!!) kobiet jest bardzo zdziwiona że tak długo w ich ocenie karmię. Najczęściej słyszę też komentarze, że taki pokarm po 9 mcach jest już bezwartościowy:) A ostatnio przeczytałam, że trzeba uważać aby „nie zalewać dziecka mlekiem” – w kontekście apetytu i konieczności wprowadzania innych pokarmów. A przecież Córeczka nie skończyła nawet jeszcze roku.

    .a ja bym jeszcze dodała, że z miłości i cierpliwości:)

  6. Fizula napisał(a):

    Magda, jest wiele mam, które łączą karmienie piersią z powrotem do pracy. Mam znajomą, która wykarmiła swoją córcię swoim mlekiem wróciwszy po macierzyńskim (3 miesiące miało maleństwo). W ciągu 1 roku życia to odciąganie w pracy jest potrzebne, w drugim roku możesz odciągać na tyle, żeby nie mieć zastojów, zapaleń- stopniowo coraz mniej, a potem wykorzystać prawo do powrotu z pracy o godzinę wcześniej. Jeśli się dalej karmi po powrocie do pracy, ta mleczna bliskość może „załagodzić” ten stres rozstania u mamy i dziecka. Dziecko żyje chwilą obecną- jak nie będzie Ciebie, zje więcej innego jedzonka.

  7. Magda napisał(a):

    Córeczka będzie mieć już skończony rok, gdy wrócę do pracy, więc może jakoś się to poukłada.

    Nie jestem pewna, czy pisałaś już o tym na blogu (przeczytałam z ogromnym zainteresowaniem ale może mi coś umknęło) – ale jak to jest z wodą w diecie dziecka?
    Czy podawać dziecku karmionemu piersią? Czy w czasie 1 roku nie jest to potrzebne? Kiedy wprowadzać? Jak podawać? Ile – czy dziecko identyfikuje, że już zaspokoiło pragnienie? W czym zabierać wychodząc na dwór? czy butelka ze smoczkiem jest wciąż niebezpieczna dla laktacji nawet gdy dziecko ma np.9 mcy?
    Jeśli już o tym pisałaś to będę wdzięczna za podpowiedz gdzie szukać:)

  8. Monika napisał(a):

    Do Magdy:
    9 miesięcy to piękny wynik, zważywszy zwłaszcza na procent mam karmiących piersią w Polsce. Te dane wcale nie są pocieszające… Świadomie nie pisałam szczegółów naszej sytuacji, ponieważ nie jest ona porównywalna z żadną inną sytuacją Mama-Dziecko. Zresztą, karmienie to nie olimpiada czy mistrzostwa świata. Napisałam ile dokładnie karmiłam Córeczkę, by podkreślić, jak moje wyobrażenie o karmieniu zmieniło się na skutek poszerzenia wiedzy; jak zmieniło to również zakładaną długość karmienia.
    Powrót do pracy rzeczywiście może generować pewne niedogodności, ale Iza pośpieszyła z bardzo dobrymi wskazówkami. I oczywiście życzę, żeby ten powrót do pracy był dla Pani oraz Pani Córeczki jak najlżejszy.

  9. Fizula napisał(a):

    Wodę trzeba/warto podawać dziecku, które je pokarmy stałe. To, które jeszcze jest wyłącznie na piersi dostaje bardzo dużo wody- mleko mamy to 87% wody. Jak je młody człowiek już jakieś pokarmy stałe, to czasami proponujemy mu również do picia wodę. Ale to dziecko decyduje, czy zechce się napić. Jeśli zechce, to potrzebuje lub z ciekawości pije. Jeśli nie zechce, to widocznie akurat nie potrzebuje i nie interesuje go akurat to. Dziecko w pierwszym roku życia nie potrzebuje specjalnie dużo wody- w drugim półroczu podstawą dalej powinno być mleko. Wodę więc proponujemy od czasu do czasu, bez jakiejś nachalności. Smoczek pod koniec roku nie tyle jest niebezpieczny dla laktacji, co niepotrzebny oraz dziecko szybko uczy się go (wyuczone wzorce rzeczywiście mogą zacząć dominować w tym wieku). A mogłoby zamiast tego uczyć się dojrzalszych sposobów picia, jedzenia- łyżeczką, z kubeczka, ew. przez rurkę, bo to jest mu potrzebne na przyszłość i kształtuje dziecko we właściwym kierunku. Pewnie już nieraz pisałam, ale kiedy to było 🙂

  10. Kasia napisał(a):

    A co się stało z tymi kabaczkami? Jak domniemam, nie brały udziału w porodzie szpitalnym, tylko domowym, gdzie doula- dobry duch okadzała poród pięknymi zapachami z kuchni?

  11. Kasia napisał(a):

    Magdo, zapomniałam dodać, że przy pierwszej córeczce wróciłam do pracy, gdy smyczka miała rok. Poszło świetnie, mimo że była mlekopijem pierwszej klasy i dopiero w żłobku nauczyła się czerpać energię z „dorosłego” jedzenia, przy czym po pracy nadrabiała za dwoje, to moje piersi zareagowały bez zarzutu. Tylko jeden raz odciągałam w toalecie do chusteczki. Kiedy córeczka miała 16 miesięcy, pracowałam już na zmiany i nie widziałyśmy się po dwanaście godzin. Nie było to dobre w sensie naszych relacji i potrzeb, ale samo karmienie pozostało bez zarzutu. Biorąc pod uwagę fakt, że obie jesteśmy emocjonalne i brakuje nam spokoju, to karmienie piersią było dla nas czasem wyciszenia i spokojnego, bliskiego kontaktu.

  12. Fizula napisał(a):

    Co się stało z kabaczkami, tego nie wiem 🙂 prawdopodobnie uległy konsumpcji; jeszcze mi się nie zdarzyło gotować/piec w czasie porodu jako douli- wszystko przede mną 🙂 Ale jak sama rodziłam, to owszem ugotowałam raz obiadek i zjedliśmy wszyscy (oprócz położnej, która się spóźniła)

  13. Magda napisał(a):

    Dzięki za podzielenie się Waszymi doświadczeniami!
    Twoja historia Kasiu mnie uspokaja (mogę tak bezpośrednio? do mnie też proszę bez „Pani”:), że może się udać i harmonijnie popłynąć karmienie, pomimo mojego powrotu do pracy. W swoim otoczeniu nie mam żadnej dziewczyny, która karmiłaby tak długo jak ja, więc nie mam z kim – poza Wami – porozmawiać i poradzić się.
    Mam też nadzieję, że moje piersi zareagują dobrze na nieco rzadszy rytm karmienia wymuszony moim oddaleniem od Córeczki, bo na razie nie mam dobrych doświadczeń – na rzadkie karmienie pierś (zawsze ta sama) zareagowała zastojem i zapaleniem.
    Na razie jednak staram się nie martwić się na zapas. Cieszę się każdym dniem z Córeczką w domu, naszą beztroską w radosnym byciu razem, karmieniem Jej wtedy gdy widzę/czuję że potrzebuje, wprowadzaniem w Jej życie powoli nowych smaków, konsystencji i zapachów i byciem obok gdy Ona poznaje świat.

    Macie jeszcze jakieś inne, może nie tylko kulinarne rady jak przygotować nas do rozstania na tyle godzin?
    Np.teraz w ciągu dnia Córeczka usypia zawsze tylko przy piersi..czy jakoś uczyć ja usypiania bez mlecznego rytuału czy nie mato sensu?

  14. Kasia napisał(a):

    Moja nowa córeczka ma właśnie 9 miesięcy. Prawdopodobnie nie wrócę jednak do pracy w styczniu, a kilka miesięcy później.
    Co do mojej pierwszej latorośli – zasypiała tylko przy piersi. W pewnym momencie nie dała się uśpić nawet mężowi. A w żłobku panie sobie poradziły.
    Dzieci są mądre. Wiedzą, że jak nie ma mamy, to nie ma mleka, a jak się chce spać, to da się to też zrobić z inną dobrą duszą.
    A Twoja córeczka będzie w żłobku czy z kimś innym?

  15. Magda napisał(a):

    Na pewno nie w żłobku.

    Generalnie szukamy Niani, ale na ten początek gdy – licząc się z tym, że może jeszcze nie udać nam się znaleźć zaufanej osoby- mamy deklarację naszych Mam, że wspólnie dzieląc się opieką zostaną z Wnusią, ale na dłuższą metę obawiam się, że codzienna opieka nad energicznym Maluchem może być dla nich za ciężka. Dlatego mam nadzieję, że uda nam się znaleźć Nianię, ale ten pierwszy trudny dla nas emocjonalnie czas, jak wyobrażam sobie zostawienie Dziecka bez Mamy, będzie pod opieką Babć, co mnie osobiście uspokaja.

    Teraz czasem gdy Córcia zostaje z moimi Rodzicami na kilka godzin jest OK, ale nigdy jeszcze nie była beze mnie 8 h. A ja bez Niej:) Myślę że dla mnie nasza rozłąka może być trudniejsza niż dla Niej..

  16. Kasia napisał(a):

    Magdo, a maluszek zasypiał już z rodzicami?
    Myślę, że nauka zasypiania bez piersi z mamą karmiącą nie ma sensu. Dziecko nie zrozumie, dlaczego mama, która ma piersi, nagle nie karmi do zasypiania. Doskonale zrozumie, że babcia czy niania nie będą kp.
    Przypomina mi się taka anegdota z początków żłobka. Moja córka zawsze, kiedy po nią przychodziłam, piła ode mnie mleko. Jej grupę prowadziła pani, która chciała ingerować w moje kp. Córeczka na początku bowiem, kiedy przychodziła na krótko, nie chciała nic jeść (była jednak zawsze nakarmiona, bo nie widziałam powodów, by oddawać ją do żłobka głodną). Trochę się bałam, czy naskoczy z jedzeniem, jak zostanie na 8 godzin, ale wierzyłam, że tak będzie. Pani natomiast cały czas mnie przekonywała, że powinnam odstawić młodą od piersi przynajmniej w dzień. Córeczka oczywiście przy zostawianiu na cały dzień nagle zaczęła jeść żłobkowe jedzenie, ale karmienie na kanapie pozostało jeszcze na rok naszym rytuałem. No i pewnego dnia po córeczkę przyszedł mój mąż. Kiedy wziął ją do szatni, wychowawczyni powiedziała: „ciekawe, czy od pana też będzie wołać mleko jak zawsze od żony.”
    Ogólnie mieliśmy dobre doświadczenia że żłobkiem, ale ta akurat pani była trudna.

  17. Magda napisał(a):

    Kiedy była malutka – tak do ok. 5 mca – zdarzyło się, że zasypiała pod moją nieobecność, wożona w wózku i raczej ze smoczkiem w buzi. Teraz gdy jest już starsza (fajnie to brzmi przy 9miesięczniaczku:))właściwie nigdy nie usnęła beze mnie. Czasem gdy muszę wyjść zdarza się tak, że wcześniej usypia przy mnie, w konsekwencji czego przesypia część mojej obecności. Miała fazę, gdy generalnie z dziennej drzemki wybudzała się z placzem, ale teraz już – nawet przy moich Rodzicach – jest raczej spokojna i uśmiechnięta. Natomiast nie usnęła beze mnie nigdy…choć nie! jeden raz – Mąż puszczał jej swoją ulubioną muzykę i tak uśpił Córę.
    Natomiast przy mojej Mamie właściwie tylko raz była o krok od uśnięcia – gdy wróciłam zastałam ją wtuloną w Mamy ramiona, ze smoczkiem w buzi (który jednak w takich chwilach jest chyba dobrym rozwiązaniem?). Po chwili spala przy mojej piersi.

    A Pani ze żłobka – jak tyle innych osób – miała stereotypowe podejście do karmienia. Ale Wy rytuał miałyście piękny:)

    Tak sobie myślę ze chyba ja na żłobek patrzę stereotypowo, a tak naprawdę nic o tym nie wiem. Wyobrażam sobie tylko strach dziecka zostawionego nagle w obcym miejscu, w grupie osób oraz brak indywidualnej opieki. Córeczka nie płakała zostając w żłobku?

  18. Kasia napisał(a):

    Milion rzeczy chciałabym napisać, ale moje historie to tylko moje historie – każde dziecko i każda mama są inni i nie chcę, byś myślała, że uważam swoje przykłady za miarodajne.

    Przy pierwszej córeczce do końca trzeciego miesiąc życia używaliśmy smoczka. Zasypiała na rękach nie tylko u mnie, ale zawsze ze smokiem. Niestety, miała słabe przyrosty i zdecydowaliśmy się na pożegnanie gumy. Efekt – przybyło nam kilka karmień, a przyrosty były większe niż w okresie noworodkowym. Usypianie jednak tylko przy piersi. W wózku nawet szło kiepsko. Zdarzyły się pojedyncze sytuacje, kiedy zasnęła u męża na rękach. Dosłownie ze trzy.

    Młodsza córeczka konsekwentnie bezsmoczkowa od samego początku. Najchętniej zasypia przy piersi, ale bujana na rękach przez tatę, a ostatnio nawet przez rzadko widzianą ciocię też zaśnie. W wózku, jeśli nie jest zbyt zmęczona i zła, także. A i w chuście u mnie, jeśli nie przemęczona i głodna. Myślę, że być może brak smoczka u niej sprzyjał temu, że nie skojarzyła ssania czegokolwiek ze spaniem. U mamy ssanie, u taty nie i już.

    I jak wcześniej pisałam – starszą córeczka w żłobku spała. Na początku były to turbodrzemki po pół godziny, ale w końcu była śpijakiem pierwszej klasy. Wszyscy już się budzili, a ona mimo hałasów potrafiła drzemać. Ale generalnie jest trudna do spania. Usypianie nie jest jej specjalnością mimo skończonych dwa dni temu pięciu lat

    Co do żłobka – ja sama, gdybym nie musiała, nie oddałbym córeczki do tej instytucji. Starsza odnalazła się tam całkiem dobrze – jest otwartym, bardzo społecznym dzieckiem i miała tam przez dwa lata, a zwłaszcza przez ostatnie półtora roku, kapitalne panie. Na początku jednak na przykład na dwa miesiące przestała mówić – idąc do żłobka gaworzyła non stop i wypowiadała już szereg słów, a potem nagle zamilkła. Jednego dnia mnie to uderzyło – patrzę na nią, ona się bawi i nic kompletnie nie mówi do zabawki. A wcześniej było to nie do pomyślenia. Na jakiś czas zaczęła się bać obcych (wcześniej była cygańskim dzieckiem). Zaczęła uciekać nawet przed moją mamą, którą uwielbiała. Ale panie swoje bardzo polubiła. Miała nadzieje zabrać je na przykład na wakacje. Panie też bardzo ją lubiły i uważały, że radzi sobie znakomicie i jest dzieckiem absolutnie doskonałym.

    Jedna mama z przedszkola mojej córeczki oddała ostatnio młodszą latorośl do żłobka. Dziewczynka po kilku dniach zaczęła zostawać na osiem godzin i czuje się tam swietnie. A jej kuzyn na odwrót. Miesiąc już trwa odprowadzanie do żłobka i miesiąc płaczu.

    Inni znajomi znaleźli idealną ich zdaniem opiekunkę dla córeczki. Ta jednak reagowała na panią spazmami. Oddali maleńką do żłobka z duszą na ramieniu. I co? Córeczka przy drzwiach oddawana paniom pogodnie machała łapką i szła do swoich przygód. Nigdy nie płakała.

  19. Fizula napisał(a):

    Zgadzam się z Kasią, że nauka zasypiania bez mamy i to w czasie bliskim takiego wyzwania jakim jest praca zawodowa to nawarstwienie trudności dla dziecka. Wystarczającym zadaniem będzie przystosowanie się do czasu bez mamy, gdy będzie w pracy. Od innych osób dziecko nie oczekuje, że go będą karmić piersią, hehe (chociaż znam wyjątki od tej reguły). Moje skarby gdy wychodziłam, okazywało się, że znakomicie umiały inaczej zasypiać- kołysanki, bujanie, czytanie, spacer itd. Babcie, dobre nianie- powinni to umieć.

  20. Fizula napisał(a):

    Dzięki Kasiu i MAdziu, za tyle ciekawych komentarzy 🙂 Aż miło się czyta. Dla mnie żłobek to horror w odcinkach, ale mogę zrozumieć, że czasami są wyjątki. Dzięki za budujące i życiowe historie.

  21. Magda napisał(a):

    To ja dziękuję za historie i Wasze opinie. Styczeń zbliża się w ekspresowym tempie, a ja próbuję oswajać rzeczywistość, która mnie czeka.

    Nie dawaliśmy naszej Małej smoczka przez ok 3 pierwsze miesiące, gdy pracowałyśmy nad rozkręceniem laktacji, i miałam Malutką wciąż przy sobie. Później zaczęliśmy jej dawać go okazjonalnie – pojawiał się głównie wtedy, gdy ja musiałam wyjść. Natomiast teraz dla mojej Córeczki smoczek jest jednym z rekwizytów – czasem lubi sie nim bawić, ogląda wzorki na nim, rzucać nim albo analizuje, jak trzeba włożyć go do buzi, testuje wkładanie go do buzi inną stroną, zaśmiewa się, gdy ja udaję że będę go używać. Nocą usypia bez niego, natomiast czasem ssie chwilę gdy już jest najedzona – i będąc na granicy jawy i snu – przez chwilę ssany pomaga jej usnąc. Potem go wypluwa lub sama jej go zabieram. Natomiast na spacerach zawsze usypiała bez smoczka.
    Myślicie że powinnam odstawić go zupełnie?

  22. Kasia napisał(a):

    Magdi, moja młodsza córeczka miała urodzić się 4 stycznia, ale nie poczekała i mam maleństwo z końca grudnia

    Co do smoczka, ja sama po przygodach z pierwszą córeczką nie chcę go stosować. Znam jednak dziewczynę, które długo karmiła piersią (2,5 roku), a synek miał smoczek. Choć u nich była tylko jedna karmiąca pierś. Nie wiem, czy to mogło mieć związek ze smoczkiem. Jeśli Ty masz problemy z jedną piersią, może ma to związek ze smokiem?

    Mnie się wydawało, że u nas smoczka jest mało. A mimo to po odstawieniu doszły nam trzy karmienia w ciągu doby (mówię oczywiście o sytuacji trzymiesięcznego niemowlęcia). No i też używałam smoczka w momencie, w którym córka już odpływała, a mimo to się okazało, że smoczek nie był naszym sprzymierzeńcem.

  23. Magda napisał(a):

    Moja Córcia urodziła się właśnie 4 stycznia:)

    Sama nie wiem, jak to jest u nas z tym smoczkiem.

    Na początku przybierała bardzo mało, w 7 dniu miała koagulację wędzidełka przy języku które sprawiało że nie mogła ssać. Gdyby nie Iza – pewnie nie udałoby mi się karmić piersią. Ból był straszliwy, ja nie wiedziałam jak efektywnie przystawiać ją do piersi, a wszyscy wokół lekarze i położne mówili by podawać butelkę, no i dzięki Bogu pojawiła się Iza. W tamtym czasie gdy tak słabo przybierała w ogóle nie dawaliśmy jej smoczka.

    No a teraz – smoczek bywa nocą, ale Mała już dawno nie jest mała – przybiera i rośnie pięknie, waży blisko 10 kg i jest długa – we czwartek mamy wizytę więc poznam dokładnie długość ale obstawiam że już jakieś 79 cm.
    Ssie właściwie tylko czasem usypiając, a i tak budzi się co ok. 1/5 h – 2 h i stęskniona chwilę usypia przy piersi pijąc (pewnie dlatego tak szybko rośnie plus ma wysokich Rodziców:).

  24. Kasia napisał(a):

    tak coś czułam z tym 4 stycznia u nas równo tydzień wcześniej. Lepiej urodzić się na początku roku, ale z różnych względów doceniam ten nieco wcześniejszy termin (leżałam na patologii ciąży i już miałam trochę dość, do tego maluszek urodził się duży, a starsza córeczka urodziła się sporo po terminie, co – gdyby się powtórzyło – spowodowałoby, że rodziłabym pięciokilowe może dziecko…)

    Ja w sprawie smoczka po prostu nie pomogę przerabiałam smoczek tylko u najmniejszego maluszka, więc jest to inna sytuacja. Niemniej jednak ominęło mnie ustawianie smoczka u starszaka, a znam w tym temacie kilka trudnych opowieści. Ponadto coraz więcej wiadomo, że szkodzą nam różnego rodzaju plastiki i tworzywa sztuczne, które ogólnie uważa się za bezpieczne. Staram się na przykład dawać mojej młodszej córce jako gryzak surowe marchewki i jabłka (zwłaszcza że u nas idą obecnie cztery zęby na dole jednocześnie – nie mamy wciąż ani jednego mleczaka – i gryzienie wszystkiego to norma).

    Zastanowiło mnie tylko, że miewasz problemy z jedną piersią. Może smoczek jakoś na nie wpływa? No i pytanie, czy jest on Wam potrzebny, skoro na razie jesteś obok, maleństwo ma dużo ssania na żądanie, a im starsze, tym ten odruch słabszy.

    Choć oczywiście wracając do głównego tematu rozmowy – wiem, jak trudny jest powrót do pracy i zostawienie maluszka na dłużej niż godzina. Wiem jednak, że zazwyczaj nie to jest trudne, czego się najbardziej boimy. Karmienie czy usypianie jakiś się unormują. Bardziej trudne jest to, że się na mniej czasu dla siebie, że omijają nas niektóre pierwsze wydarzenia w życiu dziecka itd.

  25. Kasia napisał(a):

    tak coś czułam z tym 4 stycznia u nas równo tydzień wcześniej. Lepiej urodzić się na początku roku, ale z różnych względów doceniam ten nieco wcześniejszy termin (leżałam na patologii ciąży i już miałam trochę dość, do tego maluszek urodził się duży, a starsza córeczka urodziła się sporo po terminie, co – gdyby się powtórzyło – spowodowałoby, że rodziłabym pięciokilowe może dziecko…)

    Ja w sprawie smoczka po prostu nie pomogę przerabiałam smoczek tylko u najmniejszego maluszka, więc jest to inna sytuacja. Niemniej jednak ominęło mnie ustawianie smoczka u starszaka, a znam w tym temacie kilka trudnych opowieści. Ponadto coraz więcej wiadomo, że szkodzą nam różnego rodzaju plastiki i tworzywa sztuczne, które ogólnie uważa się za bezpieczne. Staram się na przykład dawać mojej młodszej córce jako gryzak surowe marchewki i jabłka (zwłaszcza że u nas idą obecnie cztery zęby na dole jednocześnie – nie mamy wciąż ani jednego mleczaka – i gryzienie wszystkiego to norma).

    Zastanowiło mnie tylko, że miewasz problemy z jedną piersią. Może smoczek jakoś na nie wpływa? No i pytanie, czy jest on Wam potrzebny, skoro na razie jesteś obok, maleństwo ma dużo ssania na żądanie, a im starsze, tym ten odruch słabszy.

    Choć oczywiście wracając do głównego tematu rozmowy – wiem, jak trudny jest powrót do pracy i zostawienie maluszka na dłużej niż godzina. Wiem jednak, że zazwyczaj nie to jest trudne, czego się najbardziej boimy. Karmienie czy usypianie jakiś się unormują. Bardziej trudne jest to, że się na mniej czasu dla siebie, że omijają nas niektóre pierwsze wydarzenia w życiu dziecka itd.

  26. Kasia napisał(a):

    Wkradła się jakaś literówka do mojej odpowiedzi – ominęła mnie zabieranie smoczka starszakowi.

  27. Magda napisał(a):

    Nie obawiasz się, że mimo braku ząbków Córeczka jednak odgryzie niebezpiecznie duży kawałek np. jabłka?

  28. Magda napisał(a):

    Tego o czym Kasiu piszesz – mijania beze mnie ważnych chwil i mniej czasu razem bardzo się obawiam, ale niestety muszę wrócić do pracy. Jeszcze przed urodzeniem myślałam, że będę musiała wrócić już w październiku, więc teraz te dodatkowe 3 miesiące są dla nas jak piękny prezent. I cieszę się każdym dniem razem, spokojnymi porankami i dniami płynącymi zgodnie z rytmem Córeczki.

    Iza – to Twoja przestrzeń więc zarządzaj – może powinnam pisać i zadać pytanie pod najnowszym wpisem? albo tam gdzie tak wyczerpująco opisałaś włączanie pokarmów – serdecznie za to dziękuję!
    – ale że to łączy się z długim karmieniem to zapytam tutaj:

    jak to technicznie robić, by włączać pokarmy stałe i wciąż karmić piersią?
    chodzi mi o to, czy już na tym etapie można/powinnam robić dłuższe przerwy w kamieniu piersią i w tym czasie podawać inne jedzonko?
    czy zawsze przed nimi jednak próbować dać chwilę pierś?
    czy dla prawie 10 miesięczniaka mleko to też picie czy tę rolę powinna zacząc spelniać woda, a mleko to bardziej jedzonko?

    Pytam, bo mam wrażenie że jest coraz trudniej – Kiedy Córcia zje coś innego niż pierś po prostu pewnie jest najedzona, nie bardzo chce ssać, a umnie jeszcze rozkręcona mocno laktacja sprawia, że piersi pełne mleka twardnieją, wtedy próbuję ją karmić ale z różnym skutkiem.
    I ile dawać tego innego jedzenia -jeśli ma ochotę to pełną porcję np.130 ml kaszki? czy dawać mniej – uczyć smaków, oswajać alergeny, ale do końca 1 roku jednak jako podstawę traktować mleko?

    W kontekście długiego karmienia, o którym tu pisałyśmy – właściwie trudno mi sobie wyobrazić, kiedy kilkuletnie dziecko znajduje czas i ochotę na mleko mamy?

  29. Kasia napisał(a):

    Magdo, moje dzieci są/były karmione metodą blw. Dzieci dość dobrze wykrztuszają spore kawałki. Często lepiej niż papki. Poza tym marchewka jest dobrą alternatywą dla miększego jabłka 😉

    Mleko to wciąż i jeszcze długo zarówno picie, jak i jedzenie. Około 90 procent energii dziecko czerpie z mleka. Natomiast woda oczywiście pojawia się do posiłku. Karmienie wciąż odbywa się w rytmie na żądanie. Może się więc okazać, że dziecko najada się zupką, kaszką czy kanapką i nie woła mleka. Znam człowieczka, który w wieku 9 miesięcy mleko pił tylko nocy :), a w dzień futrował ogromne ilości dorosłego jedzenia. Maluszek był karmiony piersią mimo to także po powrocie mamy do pracy.

    Jeśli piersi są przepełnione, można odciągnąć mleko ręcznie, ale nie laktatorem. Laktator pobudza laktację, a odciąganie ręczne ma przynieść ulgę. Piersi stopniowo się przyzwyczają do nowego rytmu. Oczywiście w trudniejszych momentach możesz poprosić córeczkę i współpracę, ale ona faktycznie może odmówić.

    Ile jedzenia? Ile dziecko ma ochotę. Obserwujesz – jeśli karmisz łyżeczką, przestajesz przy oznakach zniechęcenia, jeśli dziecko je łapką, je, dopóki ma ochotę.

    Karmienie trzylatków to coś innego niż karmienie niemowlęcia. Nie ma się co martwić, że mleko zniknie, jeśli maluch ogranicza się na przykład do dwóch karmień w ciągu dnia. Takie mleko manna przykład więcej przeciwciał, żeby smyk, który pije mleko już rzadko, dostał ich stosowną porcję :))))

    Jest fajne forum założone przez Izę na gazeta.pl o długim karmieniu piersią. Zajrzyj tam. Są tam juz wątki o powrotach do pracy, o rozszerzaniu diety itp. a zawsze też można założyć własny wątek i poczekać, co „starsze” mamy radzą 🙂

  30. Kasia napisał(a):

    http://forum.gazeta.pl/forum/f,21000,Karmienie_piersia_powyzej_roku.html

  31. Magda napisał(a):

    Dzięki Kasiu za odpowiedź.

    Debiutuję w roli Mamy więc czasem miewam wątpliwości tym bardziej, że ja akurat jestem raczej optymistycznym typem, i patrząc z perspektywy – w kwestii karmienia piersią byłam absolutnie zielna (optymistycznie uważałam, że skoro to naturalne to matczyny instynkt mnie poprowadzi i po prostu będzie dobrze, ale początki okazały się naprawdę trudne i wtedy doceniłam jak ważne jest wsparcie i przede wszystkim wiedza i doświadczonej osoby).
    Jeśli faktycznie również moje piersi dostosują się do rytmu rzadszych karmień będę szczęśliwa mogąc wciąż karmić moją rosnącą Córeczkę, również po powrocie do pracy.

  32. Magda napisał(a):

    *zielona

  33. Fizula napisał(a):

    Piersi często dostosowują się do rytmu rzadszych karmień, ale nie zawsze tak jest. Jeśli zbyt szybko im „każemy” przyzwyczajać się do długiego rozstania (8 godzin praca?), to mogą zaprotestować zastojem lub, co gorsza, zapaleniem. Dlatego trzeba dać im czas na „nauczenie się” innego rytmu karmienia np. przez początkowe odciąganie w pracy (plus np. szałwia do picia) lub przyzwyczajenie ich przed pracą- wtedy wcześniej zatrudniasz babcię/opiekunkę. Myślę, że 1-1,5 tygodnia to minimum. I wychodzisz na coraz dłużej każdego dnia. Gawędźcie sobie śmiało, dziewczyny 🙂

  34. Fizula napisał(a):

    Dzięki, Kasiu, że wyręczasz mnie w odpowiadaniu. Nie odpowiedziałabym lepiej od Ciebie 🙂

  35. Fizula napisał(a):

    Zdecydowanie nie należy mieć skrupułów- dla niemowlęcia czyli przez pierwsze 12 miesięcy mleko mamy to podstawa. Ale nie bój się też dawać innego jedzonka. Jeśli córcia je chętnie stałe pokarmy np. kaszkę- tym lepiej, potraktuj to też jako chwilę odpoczynku dla Ciebie, jako oznakę zdrowia dziecka. Wcale nie wiadomo, czy za jakiś czas znowu nie zechce być bardziej przyklejona do piersi. Dzieciom się to zmienia jak w kalejdoskopie. Jak dziecko zaczyna raczkować, chodzić, mówić, to też potrafi być tym tak bardzo zaambarasowane, że nierzadko zapomni o ssaniu. Ale to jest często chwilowe, bo przychodzi zmęczenie i maluch chce zasnąć wtulony w tą osobę, przy której czuje się bezpiecznie czyli mamę. Potem to bezpieczne przywiązanie będzie mógł przenieść na inne osoby.

  36. Magda napisał(a):

    Dzięki serdeczne za wszystkie Wasze rady – u mnie właśnie po kolejnym zastoju i zapaleniu tej samej piersi – znów chyba Córcia wypiła za mało (albo ja wyprodukowałam za dużo) plus bardzo długo usypiała a ja leżałam obok niej na tym boku i chyba tym pomogłam w zablokowaniu kanałów. Jeszcze jest chwila do stycznia więc mam nadzieję, że jeszcze zdążę się przestawić w rytm rzadszego karmienia.

Zostaw odpowiedź

Musisz się zalogować aby móc komentować.