30 wrzesień
Szorowanie w tonacji ciepłej i zimnej
Photo by Senjuti Kundu on Unsplash
Anegdotkę z własnego życia opowiem zgoła inną niż na powyższym zdjęciu.
Przychodzimy z dziećmi do kościoła. Maluchy odświętnie ubrane: koszule, spodnie z kantem etc. Pięknie same się ubrały, tym bardziej dumna z nich jestem. Kiedy już prawie z tej dumy spuchłam, zauważyłam, że jeden z moich synów założył spodnie tył naprzód. Może jeszcze to by nie było tak widoczne, gdyby to były spodnie na gumce, ale… to były spodnie z rozporkiem. He he!
A na powyższym zdjęciu rozpasany nieład, poplamienie od ucha do ucha. Aż mi się przypomniały scenki z własnego domu równie rubaszne i brudne, gdzie oprócz kolorowego dziecka również dom nabrał barw, błot, liści i traw.
Gdy jest się szczęśliwie matką wypoczętą i zrelaksowaną, to jest to okazja do wspólnych barwnych psot i chichotów, a potem pogodnego szorowania.
Ale gdy innym razem jest się matką padniętą, zmęczoną, drżyj o dziatwo, skończyły się żarty.
Czy jedno z tych doświadczeń dla dziecka jest niepotrzebne?
Nie.
Każde uczy czego innego dziecko.
Jedno, że zabawa jest fantastyczna, farby zaś są wyśmienite do figli i śmiechu.
Drugie, że zabawa ma swoje granice. Że zmęczona, a nawet rozgniewana mama to też mama kochająca, której „stop” jest cenną nauką na przyszłość. Że to, co robimy, ma swoje konsekwencje nierzadko.
Jak się zabrudzisz jak nieboskie stworzenie, to i mycia i szorowania będzie co niemiara.
A jak się zamoczysz, to zmarzniesz/będziesz mokry/będziesz musiał się przebrać/itd.
Każde z tych doświadczeń uczy czego innego też matkę.
W pierwszej sytuacji uczymy się fantazji, radości od dziecka, uczymy się, że życie jest piękne i warte uradowania się nim.
W drugiej uczymy się siebie samych, że jesteśmy ograniczone naszą słabością, zmęczeniem i musimy uważać na siebie, na nasze dzieci. Uczymy się jak kochać okazując negatywne emocje, jak czuwać nad domem.
Wszystko jest potrzebne.
Wszystko ma sens.
„Wystarczy ci mojej łaski” czyli Bóg jest większy od naszych trosk.