7 październik
Stan odmienny? I to jak!
Photo by Nina Hill on Unsplash
Położnictwo jest fascynującą wiedzą i im bardziej ją zgłębiam, tym bardziej mnie zaskakuje.
Teraz jak mantrę powtarza się słowo „ciąża”, a ja odkrywam mądrość starych nazw „stan błogosławiony” i „stan odmienny”.
Oczywiście, że trudny, wymagający jest ten czas i niemal każda mama mogłaby wygłosić litanię swoich obciążeń, bóli itp. Tylko czy koncentrując się tylko na tym, co MI dolega, w czym MI jest ciężko, co JA jedynie odczuwam, nie ignorujemy zbyt często samego dziecka?
A to wszystko, co się z nami dzieje w tym fascynującym okresie wiąże się właśnie z dzieckiem. Jest dla niego na „teraz” i „na przyszłość”.
Zauważając jak wiele się zmienia w ciele matki na potrzeby dziecka, możemy dać sobie więcej przestrzeni na odpoczynek, zdrowe wybory, spokój.
Co więc konkretnie się zmienia, gdy po cichutku rośnie sobie dziecko pod sercem matki? I mowa tu o zmianach fizjologicznych czyli zupełnie normalnych, potrzebnych i sensownych:
- wzrasta objętość krwi w ciele matki AŻ o 40-45%; już sama ta informacja jest szokująca, bo to blisko połowa; czy można się więc dziwić, że chce się spać, występują zasłabnięcia, zadyszki, potrzeba większego odpoczynku; z tym się wiąże zmiana średniego stężenia hemoglobiny (w ciąży norma Hg jest już od 11g/dl)
- rośnie SERCE!– między początkowym a późnym okresem ciąży zwiększa się ono o 12%; myślę, że ma to również wymiar duchowy- cała matka dojrzewa, przekształcają się nie tylko jej organy i narządy wewnętrzne, ale jest to czas łaski, z której można skorzystać, żeby rozwinąć się jako kobieta; serce nie tylko rośnie, pompuje więcej krwi, ale też przyśpiesza, bo ma dla dwóch osób teraz bić;
- długość zwiększają także nerki, o 30% zwiększa się objętość ich naczyń krwionośnych; cały układ moczowy przejawia szereg zmian;
- zmienia się układ immunologiczny, żeby młodego człowieka, który jest w środku uznać za „swojego”, nie odrzucić;
- zmienia się układ trawienny, hormonalny, oddechowy- dużo by można o tym pisać;
- zmienia się nawet oko!- tak, bo odtąd, kiedy jest się matką trzeba patrzeć również na drugiego mniejszego człowieka i jego potrzeby; zwiększa się grubość rogówki, akomodacja może być zaburzona, zmniejsza się ciśnienie wewnątrzgałkowe oka.
Mogłabym tak długo jeszcze wymieniać i rozpisywać się. Ale chciałam zatrzymać się nad sensem tego: jak bardzo trafiona była ta stara nazwa „stan odmienny”. Jak bardzo niemądrze postępujemy, jeśli chcemy zachowywać się tak samo jak wcześniej, mimo stanu odmiennego, nie zważając na dziecko, na wyjątkowo dany czas i jego sens. Lub narzekamy czyli obciążamy dodatkowo swoją psychikę negatywizmem.
Stan odmienny to przecież szansa na odmianę: swojego życia na lepsze, losu dziecka na życie z błogosławieństwem i radością matki. A może ktoś z Was zechce opisać, jak przeżywała konkretnie te zmiany? Co się udało, a co nie przeżyć pozytywnie?
Każde z moich dzieci przed narodzeniem „zamawiało” odmienne menu:
- pierwsze nie tolerowało mleka;
- drugie wołało: śledzia i ogórka kiszonego mi tu zaraz dawać!;
- trzecie nauczyło nawet swą mamą jeść smalec, o dziwo!;
- czwarte marzyło skrycie o lodach;
- piąte żądało ryb i sałatek.
Aż dziwne, że po narodzeniu wszystkie te urocze osóbki zgodnie oczekiwały li i jedynie mlecznego baru w ulubionej scenerii czułych objęć 🙂
8 października 2019 o godz. 22:11
Stan błogosławiony, stan odmienny – tak. Ale dodałabym jeszcze określenie „czas oczekiwania”. Oczekiwania również na słowa, kto przyszedł na świat. W żadnym z moich odmiennych stanów, do samego finału, nie wiedzieliśmy z mężem, na kogo czekamy. Owszem, na dziecko, ale prosiliśmy, by w trakcie USG lekarz zachowywał informację o płci dziecka dla siebie. I właśnie w dzisiejszej dobie bezustannego podglądania, nasza odpowiedź na pytanie: „kto to będzie” – „nie wiemy” wydawała się jakimś kuriozum. Niektórzy nie wierzyli, niektórzy traktowali to jako dziwactwo…
Gdybym zaś miała podzielić się, w jaki sposób przeżywałam moje ->czasy oczekiwania<-, to napisałabym, szczególnie w odniesieniu do ostatniego, że pogłębiła się moja matczyna intuicja.
9 października 2019 o godz. 23:42
Bardzo mi to bliskie – czas oczekiwania – ja na swoją ciążę mówiłam, że to trwa „adwent mojego życia” (Córeczka urodziła się na początku stycznia, a święta Bożego Narodzenia przeżywane z dzieciaczkiem pod sercem były dla mnie naprawdę wyjątkowe).
14 października 2019 o godz. 09:20
Bardzo lubię określenie o byciu przy nadziei. Jako osoba nerwowa, o nieco pesymistycznym nastawieniu i bardzo refleksyjnej naturze w obu ciążach czułam w sobie więcej radości i nadziei właśnie.
21 października 2019 o godz. 21:26
Dzięki, KAsiu, za przypomnienie tego pięknego określenia „przy nadziei” 🙂 Bardzo mnie cieszy, że tak sobie tutaj gawędzicie 🙂