Skurcze- na wagę złota od początku do końca

Fale skurczy- czyli poród

Kiedy fruwałam z radości nosząc pod sercem najstarsze dziecko,

cieszyłam się też ze skurczy Braxtona-Hicksa.

Wiedziałam, że to naturalny trening mięśni macicy, potrzebny, by potem szczęśliwie urodzić. Nie może mięsień bezwładnie się lenić przez wiele miesięcy, bo potem musi wykonać swoją największą pracę: porodową. Ćwiczenie na wiele godzin: kilka bądź kilkanaście, a przy pierwszym dziecku nawet kilkadziesiąt.

Cieszyłam się do czasu.

Do czasu wizyty u pewnego ginekologa, który huknął na mnie, gdy leżałam na fotelu ginekologicznym:

-Czego się pani stresuje? Chce pani przedwcześnie urodzić?

Noooo, głównie to się stresowałam tym badaniem ginekologicznym.

Nie podobało się lekarzowi, że poczuł twardnienie mojej macicy.

Dostałam magnez do zażywania.

OK.

Ale nigdy przenigdy już się nie chwaliłam żadnemu ginekologowi, że mam mocne i częste skurcze Braxtona-Hicksa- zwłaszcza, że urodziłam 2 tygodnie po środkowym terminie.

A przy kolejnych dzieciach odczuwałam te skurcze coraz wcześniej

i wcześniej,

i wcześniej,

i wcześniej.

Nigdy nie urodziłam przedwcześnie.

Potem jeszcze się dowiedziałam, że te najwcześniejsze skurcze (wg podręczników nieodczuwalne) nazywają się falami Alvareza- inne matki wielodzietne również mówiły mi, że z kolejnymi dziećmi w drodze również czuły je coraz wcześniej, coraz wyraźniej. I też szczęśliwie donosiły do terminu.

A potem poznałam wiele matek, które leczyły się mając zdrowe ciąże, zdrowe dzieci- właśnie z tych zdrowych skurczy zażywając całe ciąże No-Spy, zakładając Luteiny itp., a potem rodząc dzieci po-Nospowe czyli z obniżonym napięciem mięśniowym.

A potem poznałam jeszcze inne matki- wielodzietne, które też odczuwały fizjologiczne skurcze ciążowe, ale nie dały się leczyć z powodu zdrowia i nie biorąc globulek z luteiną, tabletek z No-Spą donosiły dzieci do 40, 41 czy nawet do 42 tygodnia.

Czy zachęcam kogoś, by nie brał leków przepisanych przez lekarza?

NIE!!!

Ale zachęcam, by myśleć. Brać odpowiedzialność.

Kto jak kto, ale na pewno lekarze nie poniosą odpowiedzialności za skutki uboczne leków przepisanych nam i naszym dzieciom. Poniesiemy MY konsekwencje naszych wyborów- my i nasze dzieci- i te pozytywne, i te negatywne.

Poniesiemy je my i nasze dzieci.

Zachęcam, by nie dać sobie wmówić, że skurcze Braxtona-Hicksa są patologią, podczas gdy są bardzo ważnym etapem rozwoju, treningu zdrowego mięśnia macicy. Jeśli zapobiegamy zdrowemu rozwojowi mięśnia macicy przy pomocy leków, to jak można się spodziewać pozytywnych efektów tego podczas porodu?

Pewna ciekawa stara książka położnicza wyszczególnia jeszcze 7 innych rodzajów skurczów.

Jest ktoś ciekawy?


Zostaw odpowiedź

Musisz się zalogować aby móc komentować.