Archiwum kategorii ‘O kobiecości’


Gdy Bóg na nas liczy, idźmy za Jego głosem…

„Kiedy bronimy prawa do życia, czynimy to także po to, aby od poczęcia do naturalnego kresu było ono życiem godnym, które nie zna plag głodu i nędzy, przemocy i prześladowania”. Pisze o tym Ojciec Święty w liście do kard. Petera Turksona, przewodniczącego Papieskiej Rady „Iustitia et Pax”. (..) Franciszek zwraca uwagę, że kobiety wciąż padają ofiarą różnego rodzaju dyskryminacji. W świecie rozwiniętym dotyczy to kwestii zatrudnienia i wynagrodzeń, ale także doświadczanej często przemocy. W jeszcze gorszej sytuacji są kobiety w krajach rozwijających się, gdzie dosłownie na ich barkach spoczywa codzienne przetrwanie rodzin, a z drugiej strony padają one ofiarą przymusu, czy wręcz odmawia się im możliwości przyjścia na świat tylko ze względu na ich płeć. Dlatego zdaniem Papieża Kościół powinien usilnie zabiegać o obecność „etyki życia” w etyce społecznej, opowiadając się po stronie godności każdej osoby.

Ważną rolę ma tu do odegrania właśnie „geniusz kobiecy” z jego wrażliwością na ludzkie potrzeby. Franciszek zachęca zatem uczestniczki konferencji do „ukazania niezliczonych darów, w jakie Bóg wyposażył kobietę dla krzewienia wrażliwości, zrozumienia i dialogu w uśmierzaniu wielkich i małych konfliktów, w opatrywaniu zranień, troszczeniu się o życie na każdym szczeblu społecznym oraz w ucieleśnianiu miłosierdzia i czułości dla pojednania i jedności naszego świata”.



Bycie kobietą to cenny dar

Pan Bóg dał nam dar kobiecości. Jest on cenny dla nas samych, dla płci przeciwnej, dla dzieci, dla całej rodziny. Cenny pozostaje dopóki go nie zniekształcimy upodabniając do męskości. Wtedy cenny pozostaje nadal, ale jednak zniszczony.

Orędzie społeczne KOBIET ŚWIATA– posłuchajcie!



Odwaga bycia matką

I znowu bajka-niebajka.

Wychodzi ze wspaniałej uczty królowa matka z czwórką dzieci (przy nogach, ciągnących ją za ręce itd.). Podchodzi do niej młoda dziewczyna i z wyrazem promiennego zachwytu mówi:

-Ależ pani jest piękną matką!

-Dziękuję bardzo.- odpowiada królowa z godnością i udziela jej się radość bijąca z twarzy dziewczyny.

Królowa idzie dalej. Zatrzymuje ją staruszka i taksuje ją spojrzeniem:

-Ależ pani jest zniszczona przez to macierzyństwo i te dzieci tak wiszące na pani nie pasują do pozycji waszej królewskiej mości…- z politowaniem mówi starsza pani.

Królowa blednie i kurczy się w sobie jakby przestała być królową.

Kto zgadnie albo wymyśli dalszy ciąg?

Co weźmiemy z tej historii? Czy zachwyt czy poniżenie? Kim jesteśmy?

Pan Bóg stworzył nas pięknymi i widzi w nas piękno. Nawet gdy trud i czas przykrywa je matowością.



Szczęście czy przekleństwo?

Karmienie piersią jest prawdziwym szczęściem dla dziecka i dla mamy.

To zostało dobrze wymyślone:

  • dziecko i matka kontynuują tę bliskość jaką miały poprzez pępowinę, łono matki; pierś staje się taką zewnętrzną pępowiną;
  • karmienie piersią to nic innego jak dobre przytulenie i utulenie: prawidłowe przystawienie właśnie po tym można poznać; nosek i bródka dotykają piersi, brzuszek do brzucha mamy dotyka; dziecko zaznaje szczęścia, bo czuje dalej mamę jako źródło pokarmu, ciepła;
  • można karmić przez sen (dłużej śpi i mama, i dziecko); starsze dziecko- kilku, kilkunasto miesięczne może nauczyć się nawet przystawiania samodzielnego do piersi nie budząc szczególnie mamy;
  • karmienie piersią uczy macierzyństwa: a więc cierpliwej miłości, dyspozycyjności, łagodności w stosunku do dziecka; wczucia się w jego potrzeby; uczy zaufania, usuwa lęk przed dzieckiem, istotą nieznaną: trudno się bać kogoś, kto jest tak bliski i ufny, wtulony w nas;
  • karmienie piersią to dzielenie się swoim życiem i zdrowiem, odpornością, zaradnością; nawet gdy mama choruje (np. grypa), to jej dziecko jest stosunkowo dobrze zabezpieczone przed zachorowaniem, bo ciała odpornościowe matki w pierwszym rzędzie są przekazywane dziecku (pierś leży tuż przy węzłach chłonnych).

Naszym zadaniem jako żon jest nauczenie swoich mężów pozytywnego stosunku do karmienia piersią, tak żeby mogli stać się za nie odpowiedzialni, żeby nas w nim podtrzymywali. Nie nauczymy ojców naszych dzieci przychylnego stosunku do karmienia naturalnego narzekaniem na dziecko, narzekaniem na to karmienie piersią, żaleniem się na nie. Reakcja przeciętnego mężczyzny na takie nasze zachowanie będzie następująca: „To odstaw! Będzie po kłopocie.”

Na trudy karmienia piersią stanowczo lepiej żalić się przyjaciółce, a męża zapoznawać przede wszystkim z jego walorami. Wtedy jego reakcją będzie ochranianie tego dobra, które dzięki nam pozna: jak dobre jest ono dla dziecka, jak dobre dla nas jako mam, jak dobre dla rodziny (oszczędność, tatuś wyspany, nie budzimy go do karmień itd.).

„Obarczę cię niezmiernie wielkim trudem brzemienności”– to Boże błogosławieństwo dla Ewy przed opuszczeniem  raju. Bóg nie przeklina, Jego słowa są zawsze pełne życia. Karmienie piersią jest częścią tej brzemienności, płodności. Ten trud to jest błogosławieństwo czyli szczęście dla nas. Szczęście, które trzeba umieć wydobyć, rozpoznać. Nikt nie kwestionuje, że szczęściem jest dla alpinisty zdobycie wymarzonego szczytu z powodu trudu, jaki musi w to włożyć. Nikt nie powinien kwestionować wartości karmienia piersią z powodu tego trudu, jaki matka musi wziąć na siebie.

W momencie, kiedy karmienie mlekiem zwala na ojca- przekazuje mu swoją matczyną rolę. Oczywiście ona się w tym nie wyczerpuje, ale jest istotną jej częścią.

Jedna z matek napisała o karmieniu piersią, że to przekleństwo. Tak wiele rzeczy je w nim męczy: nocne częste budzenie, dzienna dyspozycyjność itd. Jednak pokrzepiona, pocieszona słowami innych mam karmiących napisała, że będzie jej się teraz łatwiej karmić: po prostu chciała się wyżalić, wypłakać ten trud, poskarżyć się. Gdy inne matki wyjaśniły jej zachowanie jej dziecka jako normalne, potrzebne (częste nocne budzenia i karmienia służą rozwojowi mózgu dziecka), odetchnęła z ulgą.

Kiedy Pan Bóg mówi, że kładzie przed nami błogosławieństwo i przekleństwo, życie i śmierć, to przekonuje zarazem, żeby wybierać błogosławieństwo i życie.  Bierzmy więc życie, żeby się nim dzielić, bo kto je zechce zachować, ten je straci. Prędzej czy później.



Jesteś skarbem

Jesteś skarbem dla swojej rodziny, dla swojego męża i dzieci.

Niezależnie od tego, czy o tym wiedzą czy nie, nawet jak sama o tym nie wiesz, nie chcesz wiedzieć, to również jesteś skarbem.

I to nie tylko dlatego, że Cię potrzebują, choć dlatego też.  Ze względu na Twoje wnętrze, ukryte w Tobie piękno i miłość- głęboko wyryte podobieństwo do Boga-Stwórcy.

„”Gołąbeczko ukryta w zagłębieniu skały”- tak czule mówi do nas Zbawiciel. Jeśli macie doła- to zachęcam do przeczytania Pieśni nad Pieśniami z Biblii, ile zachwytu jest w głosie Boga, gdy patrzy na nas, a patrzy daleko głębiej niż na pleśń naszego grzechu, która z wierzchu nas powleka.

Dziś zachwyciłam się tym artykułem:

Pomoc w rodzeniu

Miałam to szczęście być w Sanktuarium w Matemblewie i choć wydało mi się wówczas dość skromnym miejscem (to było przed 15 laty), zapadło mi w serce. Matka Boża chce być przy naszych porodach, chce wchodzić w naszą samotność. Czasami ona jest jeszcze głębsza, gdy rodzimy w szpitalu otoczone całą tą otoczką medyczną, gdy wokół mnóstwo ludzi, a żaden nie wnosi pokoju ani życzliwości.

Maryja chce wchodzić w naszą radość i trud rodzenia, stawania się matkami na tym czy innym etapie (jest też przecież rodzenie przedszkolaka, nastolatka itd.)- pomagając nam z wielką delikatnością, serdecznością i dyskrecją. Myślę, że taki poród nie może się nie udać- niezależnie od obiektywnych kryteriów „efektywności”.



Tęsknota serca

Mamy w sercu pragnienia, jedne nieodparte, silne, marzenia, które powracają. Czasem zupełnie nierealne albo tylko nierealnymi nam się wydają.

Po co te pragnienia? Dlaczego? Czy to potrzebne?

Ma sens to, co w nas jest. Tylko jaki? Nie jesteśmy bezkształtną masą, genderowym plastelinowym ludzikiem, który z dziewczynki można ulepić w chłopczyka, a z chłopczyka dziewczynkę. A jeśli nawet ktoś się bawi w takie lepienie- to robi krzywdę dziecku, zamazując, niszcząc dar jego płci, jej piękno, zrozumienie go.

Co zrobiły dzieci z motorkami, którymi się bawiły? Chłopczyk urządzał wyścigi, a dziewczynka na koniec ułożyła swój motorek do łóżeczka pod kołderkę. Czy ktoś ją do tego namawiał? Oczywiście, że nie. Swobodna zabawa dzieci. Ale któż nie zna dziewczynek, które z zapałem bawią się w wojnę po chłopięcemu, samochody, chcą się ubierać jak chłopcy? I odwrotnie. Gdzieś głębiej schowały się ich dziewczęce pragnienia. Ale nie wyparowały.

Pan Bóg stworzył nas przede wszystkim na swój obraz. Różne cechy potrzebne są nam w życiu i męskie, i kobiece- w różnym nasileniu. To jest dobre, ale staje się niedobre, gdy stajemy się kimś innym niż zaplanował to dla nas Stwórca.

Zastanawiam się nad tym, jak kobiety noszą przeżycia swoich porodów w sercach. Nawet jeśli nie pamiętają konkretów, szczegółów,  to własne przeżycia głęboko zapadają w serce. Marzymy o dobrych porodach czyli o dobrych spotkaniach z własnym dzieckiem. To w ogóle nie powinno dziwić.

Nie marzymy o porodach pełnych bólu, udręki, odłączenia. Bo to nie jest obraz stworzenia, to obraz po grzechu. „Obarczę cię niezmiernie wielkim trudem twej brzemienności, w bólu będziesz rodziła dzieci…” Profesor Fijałkowski pisał, że wierniejsze byłoby tłumaczenie nie „w bólu”, a „w trudzie”.

To nie jest przekleństwo Boga, to jest Jego błogosławieństwo. Bóg nie przeklina, tylko wyposaża nas na drogę do zbawienia. Błogosławieństwem jest też ten obraz stworzenia: człowiek jako bardzo dobry, piękny, czyniący wszystko pięknie, doskonale. Rodzący się bardzo dobrze i żyjący bardzo dobrze. W ekstazie miłości.

I teraz spotyka się czasami takie porody, które bliższe są Raju niż zniszczeń po grzechu.

Znam mamy, które miały 4 i 7 cesarek, a znam też takie, które rodziły i po dwóch cesarkach naturalnie. Pełno jest opisów kobiet, które dzielą się swoimi porodami drogami natury jak horrorem.  Czyż one nie miały pragnienia pięknego porodu? Czy to pragnienie pięknego stawania się matką już niepotrzebne, unicestwione przez poród, który „nie wyszedł”, który jest raniącym wspomnieniem?

Myślę, że ta rana może się zabliźnić przez wybaczenie, przez Serce Pana Jezusa hojne dla wszystkich, którzy Go wzywają. Przez dar uzdrowienia.

Otrzymując w tym newralgicznym miejscu większy krzyż- czasem Pan Bóg otwiera nas na większy dar.

Pięknie pisze Sheila Kietzinger pisze w „Rodzić w domu”, że poród jest aktem miłości. I do tej miłości tęsknimy, czujemy ją, że jest ona nam wręczona w prezencie i zadana.

Mam wrażenie, że bardzo się oddaliliśmy od wpisanego w nas pięknego daru rodzenia, który jest przecież kontynuacją aktu małżeńskiego. Zafascynowani tym faktem zwracają uwagę, że gdyby nie lęk, można by doświadczyć podobnych głębokich odczuć ekstazy. Wiele o tym (niestety po angielsku) na stronie:

Poród bez asysty

O tej tęsknocie za „zwykłym” porodem siłami natury, pomimo wcześniejszych trudniejszych doświadczeń odrobinę znalazłam na tej stronie (i w licznych rozmowach):

Naturalnie po cesarce

Wiele jest takich tęsknot. Miałam też szczęście pomagać rodzicom adopcyjnym w karmieniu piersią ich przysposobionego dziecka. Bo i to się może udać, gdy dodamy wiele cierpliwości, zaufania, gdy Pan Bóg pozwoli.



Powróćmy do kobiecości

Co to znaczy być kobietą?

Jak wrócić do kobiecości?



Bądźmy ekspertkami dzięki naszej wiedzy, radości, przekonaniu

Znam mamę, która zrezygnowała z karmienia piersią, ponieważ nie odpowiadało to ojcu dziecka. Oczywiście, że najważniejsza jest zgoda między mężem i żoną, jedność między nimi- zburzenie tej wartości nie jest warte świeczki, nawet tak ważnej  jak naturalne karmienie. Jednak to my żony jesteśmy odpowiedzialne, choćby po części, za to jaki obraz karmienia piersią i karmienia w ogóle będzie miał nasz mąż.

Tak się zastanawiam, jaki obraz karmienia piersią przekazuje żona mężowi, kiedy:

  • narzeka, jak jej trudno karmić piersią;
  • żali się, że nocne karmienia ją wykańczają;
  • walczy z własnym dzieckiem i stara się je karmić czymkolwiek innym, gdy ono akurat domaga się piersi;
  • okazuje poczucie własnego uwiązania karmieniem piersią; itd., itp.

Czy dla mężczyzny nie będzie naturalne wówczas podanie prostego i krótkiego rozwiązania:

„No to odstaw, i będzie po sprawie!”

Jednak dzieląc się z naszym mężem tym własnym trudem, zazwyczaj wcale nie oczekujemy gotowych rozwiązań, a raczej przytulenia, umocnienia w tej sytuacji, zrozumienia własnych uczuć, potwierdzenia ich. Zapewnienia, że jako mama wykonuję kawał dobrej roboty, więc mam prawo być zmęczona. Oczywiście zawsze trzeba rozmawiać, a więc i tę kwestię wyjaśnić mężowi. Jednak mając takie oczekiwania wobec męża postępujemy dosyć nierealistycznie- nie jest on bowiem ani naszą przyjaciółką, ani inną mamą karmiącą, której łatwiej wczuć się w naszą sytuację.

Kiedy dajemy mężowi wyłącznie takie komentarze jak powyższe, zapala mu się lampka: Karmienie jest dla mojej żony za ciężkie. Jest ona przemęczona nim- powinna więc od niego odpocząć. Karmienie piersią w ogóle przestaje być praktyczne dla dzieci oraz matek. Moja żona potrzebuje mojej pomocy w zerwaniu z tym. Zarówno więc moja żona, jak i dziecko lepiej by na tym wyszli, gdyby już zrezygnowali z karmienia piersią.

Warto więc szukać takich osób, miejsc, gdzie będziemy zaakceptowane i przyjęte z naszym „wygadywaniem się” na karmienie piersią, gdzie nauczymy się opowiadać o naszych trudach, też trudnych emocjach dotyczących karmienia piersią, ale gdzie również otrzymamy wiele pozytywnych emocji w tym temacie, które będziemy mogły przekazać mężowi.

Jaki obraz karmienia piersią przekazujemy mężowi, gdy mówimy o nim jako o:

  • czymś, co jest dla nas piękne, wzruszające, wartościowe;
  • czymś, co sobie cenimy;
  • czymś, co widzimy, że jest ważne dla naszego dziecka;
  • czymś, z czego potrafimy się cieszyć, co świadomie chcemy kontynuować;
  • czymś, dla czego warto znosić pewne nawet trudy;
  • czymś, co służy zarówno matce jak i dziecku;
  • czymś, w czym jesteśmy zwyczajnie bardzo dobre, jesteśmy ekspertkami.

Taki przekaz, którym się będziemy dzielić z naszymi mężami poniekąd powinien ich zaszczepić przed naszym narzekaniem, dzieleniem się tymi trudami  właśnie z nimi. No, chyba, że dla męża ważniejsze jest zdanie mamusi- ale wtedy to raczej kwestia do terapii niedojrzałego synka się nadaje. Dla dojrzałego mężczyzny istotniejsze powinno być zdanie żony, nie mamy.

Dlatego tak gorąco zapraszam na spotkania grupy wsparcia dla mam karmiących pragnąc je uczynić miejscem, gdzie będzie czas na podzielenie się tymi trudami, ale też stawaniem się ekspertkami w tej właśnie dziedzinie. Prowadzę takie spotkania w Lublinie, ale w gruncie rzeczy w każdej miejscowości zwykła mama karmiąca, która chce się dzielić swoją radością, trudami karmienia- może „skrzyknąć” inne mamy, które chciałyby się spotykać w tym temacie.

Moim zdaniem, warto jednak też pogłębiać własną wiedzę na ten temat. Za każdym razem jest to dla mnie zaskakujące, że i mamy karmiące piersią powielają mnóstwo mitów na ten temat. Nie dziwię się więc, że i całe społeczeństwo powtarza ich ogromną ilość, skoro same zainteresowane nie są na tyle zainteresowane, żeby mówić sensownie na temat tego, co robią często i z uczuciem.

Myślę, że to o czym piszę ma zastosowanie również do innych osób, nie tylko do męża.

Zwłaszcza jeśli karmimy naturalnie dłużej niż przeciętnie warto poczuć się dobrze z tym, czerpać z tego nie przygnębienie i zniechęcenie, a radość i pewność siebie. W końcu wykonuje się kawał dobrej roboty.

Żenujące są działania producenta mlek modyfikowanych, który zaczął już produkować mieszankę na czwarty rok życia dziecka. Oczywiście „wzorując się” na mleku matki. Oczywiście to wzorowanie się jest kuriozalne, śmieszne- tak jak śmieszne byłoby przerabianie krowy na człowieka.

Dlaczego my mamy karmiące dłużej niż statystyczna niejednokrotnie czujemy się zawstydzone zamiast być dumne? To, że powstają takie mieszanki dla tak podrośniętych dzieci świadczy o tym, że mleko matki doceniają nawet jego najzagorzalsi wrogowie właśnie ze względów merytorycznych.



Porody siłami natury czy siłami służby zdrowia?

Mama piękna jak czara pełna po brzegi, aż kipiąca życiem. Takie skojarzenie miałam, gdy zobaczyłam znajomą, której stan błogosławiony dobiegał końca. Bardzo kobieca, bardzo piękna w tej łączności z dzieckiem.

Tylko jak uderzenie te słowa: „Nie popieram porodów naturalnych!” Cesarka na życzenie- domyśliłam się, skoro brak przeciwwskazań do porodu fizjologicznego.

Szkoda tylko dziecka, bo ono zazwyczaj popiera porody naturalne. Dzięki porodowi naturalnemu:

-oczyszcza się lepiej z wód płodowych jego układ oddechowy (wody te są z dziecka niejako wyciskane);

-jego skóra zasiedlana jest fizjologiczną florą bakteryjną zapewniającą zdrowie;

-hormony porodowe (oksytocyna, adrenalina, endorfiny) przygotowują skuteczniej dziecko do oddychania, utrzymania stałej temperatury, życia na zewnątrz mamy; dzieci urodzone drogami natury mają skuteczniejsze odruchy, rzadsze problemy z oddychaniem;

-no i wbrew pozorom mniej jest zejść z tego świata i matek, i dzieci, gdy matka udzieli swoich dróg rodnych do przyjścia na świat swojemu maleństwu.

Z drugiej strony nie dziwię się już temu buntowniczemu okrzykowi przeciwko porodom naturalnym: ta mama prawdopodobnie nie doświadczyła ani jednego takiego porodu pomimo urodzenia trójki dzieci sn jak wpisują lekarze czyli siłami natury. Fundacja Rodzić po Ludzku obliczyła, że w Polsce porodów naturalnych odbywających się w szpitalach jest zaledwie 3%. Co więc zrobiła służba zdrowia z porodów drogami natury? Chorobę wymagającą licznych interwencji medycznych.

A więc aż 97% kobiet ma udowodnione, że nie umie urodzić. Już na wejściu wkłuwa im się wenflony, kładzie je się, podpina pod urządzenia. No bo przecież personel medyczny wie lepiej jak rodzić od samych kobiet.

Znam sytuację, kiedy rodząca nie zgodziła się na wkłucie wenflonu, i wręcz uciekała przed położną, która nic sobie z tego nie robiła- już podczas parcia dopadła tą matkę i jej się wkłuła. Dla mnie ta sytuacja to symbol przestrzegania praw pacjenta w Polsce.

 



Co to znaczy być kobietą?

Najpierw podzielę się z Wami cytatem, który mrozi krew w żyłach, a zarazem po którym robi się dziwnie ciepło na sercu. Niemożliwe?

Rzecz dzieje się w okupowanej Warszawie. Do domu państwa Żabińskich wpada banda własowców, żeby grabić, gwałcić. Z perspektywy pani Antoniny Żabińskiej, pani domu, matki wygląda to tak:

„Jeden z nich (własowców), najstarszy rangą, zatrzymał się przy mnie. Zmierzyliśmy się wzrokiem. Rozbiegane, półprzytomne oczy na chwilę znieruchomiały. Tuż w pobliżu w koszykowej kolebce spała maleńka… patrzyłam, wciąż patrzyłam bez drgnienia powiek na przybysza o wybitnie wschodnich rysach twarzy. Opalona ręka z wolna wyciągała się ku mnie i pochwyciła złoty łańcuszek od medalionu… między wargami zaświeciły białe zęby.

Możliwie spokojnym i łagodnym gestem wskazałam napastnikowi niemowlę i ważąc sylaby jak najcenniejszy kruszec, usiłowałam każdemu z wymawianych powoli słów nadać siłę rozkazu:

-Nielzia! Twaja mat’! Twaja żiena! Twaja siestra! Poniał? (tłum.: Nie wolno! Twoja matka! Twoja żona! Twoja siostra! Zrozumiałeś?)- i położyłam mu rękę na ramieniu. Zdumiał go mój ruch i zaskoczył. Dzikość jak spłoszony lis do głębokiej nory, uciekł ze skośnych źrenic. Jakiś rozszalały żywioł w nim ucichł… jak pod magicznym zaklęciem… (…) Wsadził dłoń do tylnej kieszeni spodni. (…) Wyciągnął rękę… podał mi garść zlepionych różowych landrynek, pokrytych kurzem, brudem, resztkami tytoniu.

-Dla niewo wazmi! (tłum.: weź dla niego)- powiedział z kolei wskazując na dziecko.

Serdecznie, z wdzięcznością podałam mu rękę.

Odtajał. Uśmiechnął się po chłopięcemu…”

Z powieści „Azyl. Opowieść o Żydach ukrywanych w warszawskim Zoo” Diane Ackerman.

Ten tekst i sytuacja są tak niezwykłe i wymowne, że nie wymagają komentarza. Jaką moc ma macierzyńska łagodność, stanowczość dobrego kobiecego serca. Jaką moc może mieć nad sercem mężczyzny samo słowo „matka”, „żona”, „siostra”, skoro potrafi zbrodniarza zmienić w brata. A mąż o niej mówił w wywiadzie: „Antonina była gospodynią domową. (…) Nie zajmowała się polityką czy wojną, była nieśmiała, a mimo to odegrała wielką rolę w ratowaniu innych i nigdy się nie skarżyła na niebezpieczeństwo, jakim to groziło. Jej ufność rozbrajała najbardziej nawet wrogo nastawionych”.

Gorąco polecam.

I jeszcze jeden fragment z tej samej książki o polskiej wsi z początków XX wieku:

„Na wsi kobiety miały specjalne pory, które uważały za dobre na odstawienie od piersi. Po pierwsze nie można tego było robić w czasie, gdy ptaki odlatują na zimę, żeby dziecko nie wyrosło na dzikusa i nie chowało się w lesie. Natomiast dziecko odstawione od piersi w czasie opadania liści szybko wyłysieje. Należy także unikać pory żniw, kiedy zboże starannie chowa się do spichrzy, gdyż groziło to dziecku wyrośnięciem na osobę bardzo skrytą.”

I co wy na to?