16 maj
Co to znaczy być kobietą?
Najpierw podzielę się z Wami cytatem, który mrozi krew w żyłach, a zarazem po którym robi się dziwnie ciepło na sercu. Niemożliwe?
Rzecz dzieje się w okupowanej Warszawie. Do domu państwa Żabińskich wpada banda własowców, żeby grabić, gwałcić. Z perspektywy pani Antoniny Żabińskiej, pani domu, matki wygląda to tak:
„Jeden z nich (własowców), najstarszy rangą, zatrzymał się przy mnie. Zmierzyliśmy się wzrokiem. Rozbiegane, półprzytomne oczy na chwilę znieruchomiały. Tuż w pobliżu w koszykowej kolebce spała maleńka… patrzyłam, wciąż patrzyłam bez drgnienia powiek na przybysza o wybitnie wschodnich rysach twarzy. Opalona ręka z wolna wyciągała się ku mnie i pochwyciła złoty łańcuszek od medalionu… między wargami zaświeciły białe zęby.
Możliwie spokojnym i łagodnym gestem wskazałam napastnikowi niemowlę i ważąc sylaby jak najcenniejszy kruszec, usiłowałam każdemu z wymawianych powoli słów nadać siłę rozkazu:
-Nielzia! Twaja mat’! Twaja żiena! Twaja siestra! Poniał? (tłum.: Nie wolno! Twoja matka! Twoja żona! Twoja siostra! Zrozumiałeś?)- i położyłam mu rękę na ramieniu. Zdumiał go mój ruch i zaskoczył. Dzikość jak spłoszony lis do głębokiej nory, uciekł ze skośnych źrenic. Jakiś rozszalały żywioł w nim ucichł… jak pod magicznym zaklęciem… (…) Wsadził dłoń do tylnej kieszeni spodni. (…) Wyciągnął rękę… podał mi garść zlepionych różowych landrynek, pokrytych kurzem, brudem, resztkami tytoniu.
-Dla niewo wazmi! (tłum.: weź dla niego)- powiedział z kolei wskazując na dziecko.
Serdecznie, z wdzięcznością podałam mu rękę.
Odtajał. Uśmiechnął się po chłopięcemu…”
Z powieści „Azyl. Opowieść o Żydach ukrywanych w warszawskim Zoo” Diane Ackerman.
Ten tekst i sytuacja są tak niezwykłe i wymowne, że nie wymagają komentarza. Jaką moc ma macierzyńska łagodność, stanowczość dobrego kobiecego serca. Jaką moc może mieć nad sercem mężczyzny samo słowo „matka”, „żona”, „siostra”, skoro potrafi zbrodniarza zmienić w brata. A mąż o niej mówił w wywiadzie: „Antonina była gospodynią domową. (…) Nie zajmowała się polityką czy wojną, była nieśmiała, a mimo to odegrała wielką rolę w ratowaniu innych i nigdy się nie skarżyła na niebezpieczeństwo, jakim to groziło. Jej ufność rozbrajała najbardziej nawet wrogo nastawionych”.
Gorąco polecam.
I jeszcze jeden fragment z tej samej książki o polskiej wsi z początków XX wieku:
„Na wsi kobiety miały specjalne pory, które uważały za dobre na odstawienie od piersi. Po pierwsze nie można tego było robić w czasie, gdy ptaki odlatują na zimę, żeby dziecko nie wyrosło na dzikusa i nie chowało się w lesie. Natomiast dziecko odstawione od piersi w czasie opadania liści szybko wyłysieje. Należy także unikać pory żniw, kiedy zboże starannie chowa się do spichrzy, gdyż groziło to dziecku wyrośnięciem na osobę bardzo skrytą.”
I co wy na to?
25 czerwca 2013 o godz. 16:33
Piękny ciekawy post. A jeśli chodzi o porę roku na odstawienie od piersi to oboje moich coraz większych maluchów odstawiłam wiosną, tak mi podpowiadała intuicja ;-).
25 czerwca 2013 o godz. 21:20
Dziękuję za podzielenie się swoim doświadczeniem- generalnie myślę, że nie ma ścisłych reguł w tym względzie. Ty znasz najlepiej swoje dzieci, swoje predyspozycje, możliwości- więc matczyne intuicje są zazwyczaj nieocenione.