12 lipiec
Zasługi smoczka-uspokajacza
Jest karmienie piersią naturalne:
- według potrzeby dziecka i mamy;
- bez protez piersi typu smoczki, butelki.
Jest też karmienie piersią nienaturalne: według zegarka, gdy potrzeby dziecka i mamy nie są uwzględniane, z zatykaniem dziecka tłumikiem zwanym pospolicie smoczkiem-uspokajaczem czy smoczkiem-gryzaczkiem, gdy niecierpliwość bierze górę.
Chciałam się przyjrzeć tym razem roli smoczka-uspokajacza w zaspokajaniu potrzeby ssania dziecka.
Zacznijmy od plusów: jest to niewątpliwie potrzebne urządzenie, gdy mamy do czynienia z karmieniem li i jedynie butelką. Ponieważ wypływ z butelki jest niefizjologiczny dziecko karmione w ten sposób często ma rozepchany żołądek z powodu zbyt dużej wypijanej ilości pokarmu. Stąd wprowadzenie smoczka-uspokajacza jest wentylem bezpieczeństwa, by nie przekarmiać dziecka, a równocześnie zaspokajać jego potrzebę ssania.
W naturalny sposób dzieci często zasypiają podczas ssania piersi. Zapobiega to w jakimś stopniu zespołowi nagłego zgonu niemowląt (SIDS, zw. śmiercią łóżeczkową). Gdy niemowlę nie ssie piersi, powinno się więc do zasypiania umożliwić dziecku ssanie smoczka, który nie będzie powodował krztuszenia, a więc tego z rodzaju uspokajacza.
Minusy podawania smoczka-gryzaczka występują zwłaszcza przy karmieniu piersią, a jest ich niemało:
- ryzyko zbyt słabego przybierania na wadze;
- zwiększone ryzyko przedwczesnego zakończenia karmienia piersią;
- ryzyko zmiany prawidłowego naturalnego wzorca ssania;
- możliwość uczenia się przez dziecko, że można na przemian ssać i gryźć, co później negatywnie może odbijać się na sposobie ssania piersi;
- wprowadzanie sztucznej bariery w kontakcie z dzieckiem;
- możliwość oduczania się matki prawidłowego odczytywania sygnałów wysyłanych przez dziecko na rzecz ich tłumienia.
„Zasługi” smoczka-uspokajacza w likwidowaniu laktacji są nie do przecenienia. To, że nawet postawa konsultantów laktacyjnych mięknie w tym względzie jest wyrazem wyłącznie tego w jakim środowisku żyjemy, dostosowania się do tła społecznego. Skoro tak wiele kobiet nie wyobraża sobie wychowania niemowlęcia bez smoczka, to dostosowują się do tego wyboru i zmiękczają swoje zalecenia.
Walka z podawaniem smoczka jest jak walka z wiatrakami. Konsultant swoje, matka swoje.
Przykład? (Nastąpi zmiana imion.)
Jeszcze w szpitalu:
Tłumaczę zasady, na jakich działa karmienie piersią. Dobrze radzą też położne, z którymi mamy akurat tu do czynienia. Wspólnymi siłami pomagamy Agnieszce w likwidowaniu zastoju w piersiach.
-No i, żeby zlikwidować zastój, żeby pokarmu Twojego było stosownie do potrzeb dziecka, to najlepiej nie podawać smoczka: ani tego z butelki, ani uspokajacza-gryzaczka- staram się tłumaczyć.
-Tak? Tego uspokajacza też? A ja myślałam, że tylko tego z butelki.
Kolejne spotkanie, gdy mały Rafałek ma 3 tygodnie. Ważymy i okazuje się, że waży słabiutko: na granicy normy (niecałe 17g na dobę przybiera). Oczywiście jeszcze raz tłumaczę, że dzidziuś ssie pierś za krótko o ten czas, w ciągu którego zaprzyjaźnia się ze smokiem. Proponuję, żeby mama odstawiła całkowicie smoczek, a karmiła, karmiła i karmiła piersią, a za 3 dni zważymy obywatela i w ten sposób upewnimy zaniepokojoną mamę, że człowiek potrafi się najadać z piersi, jeśli da mu się tą szansę. W każdym bądź razie nie ma potrzeby podawania mieszanki, którą już usłużnie zaleciła lekarka.
Po tych 3 dniach: Rafałek przybrał 60g/dobę. Jego mama rzeczywiście starała się nie podawać smoczka, jak najczęściej karmić piersią. Ale zostawiła sobie oczywiście smoczka.
Po 2 kolejnych tygodniach. Znowu smoczek wszedł w ruch. Dzidziuś znów zaczął przybierać o wiele gorzej niż mógłby bez tegoż tłumika.
Itd, itd. aż do skutecznego przedwczesnego zakończenia karmienia piersią. Bo smoczek i wygodna niecierpliwość okazały się ważniejsze niż wykarmienie własnego dziecka piersią.
Ech…