31 październik
Dzieci w kościele na wagę złota
Dzieci rozrabiają w kościele- to fakt.
Jednak są tam na wagę złota. Bo jak już się modlą, to szczerze i z wiarą.
A ich aniołowie nieustannie uwielbiają w wielkiej bliskości Boga.
Dlatego papież Franciszek wstawia się tak pięknie za każdym płaczącym dzieckiem, o czym tu pisałam.
Z drugiej- mojej rodzicielskiej strony.
Dzieci tak szybko rosną.
Jako maluchy (wiek poniemowlęcy 12-36 miesięcy) i przedszkolaki, (od biedy jeszcze młodszy szkolny) chętnie słuchają rodziców, chłoną ich słowa jak gąbka. A później pod górkę.
Trzeba zdążyć nauczyć, podzielić się tym co ważne póki nie kontestują. Póki to, co podane z życzliwą miłością przyjmują radośnie. Póki przyjmują uwagi do serca.
Dzieci tak bardzo potrzebują usłyszeć więc w kontekście przychodzenia do Kościoła:
- Jak bardzo Pan Bóg na nich tu czeka;
- Jak wiele mogą wymodlić, jak uważnie każdej ich modlitwy wysłuchuje Zbawiciel;
- Jak wielki cud dzieje się w czasie Eucharystii;
- Potrzebują to poczuć, jak wielki majestat i cześć należy się Bogu.
I to wszystko w atmosferze wielkiego spokoju i akceptacji.
No i z całą pewnością trzeba się wyrobić przed wiekiem buntu i kontestacji.
Przed Mszą trzeba i warto modlić się z dzieckiem i za dziecko.
Ja bardzo słaba jestem w dopilnowywaniu moich dzieci na Mszy, więc „zatrudniam” ich Aniołów Stróżów i przypominam im o ich obowiązkach względem moich dzieci.
Efekt jest, nie powiem. Oni się na tym znają, bo mają bliskie układy z Górą.
A jak i to nie pomoże, to wszystkich Świętych jeszcze trzeba zatrudnić. W kupie siła.
A jak to nie pomoże, to znaczy, że sama bardzo przeszkadzam naszym dzieciom w uważnym (jak na ich wiek) uczestnictwie we Mszy Świętej.
No i trzeba się nawrócić.
I jeszcze odnowić znajomość z własnym Aniołem Stróżem.
I własną znajomość ze świętymi, choćby kruchą.
O tym, że czasem trzeba zostawić dziecko w domu, dać sobie czas na skupienie: druga strona medalu.
1 listopada 2016 o godz. 15:07
Byłam z Ignasiem na Mszy, przez chwilę się nim opiekowałam, gdy ty zajmowałaś się Andrzejkiem. I Ignaś był bardzo grzeczny 🙂
Staram się pamiętać o tym, że dzieci w Kościele są na wagę złota.
Zasadniczo rozrabianie dzieci mi nie przeszkadza. Nie przeszkadza mi bawiące się, jedzące dziecko. Nawet dziecko biegające w Kościele.
Trudniej mi znieść głośny płacz dziecka, zakłócający słowa celebransa. Ale staram się ofiarować Bogu moje rozdrażnienie. I mimo wszystko, mimo tego głośnego płaczu jestem za obecnością dzieci na Mszy świętej.
2 listopada 2016 o godz. 14:55
Twój wpis skierował moją uwagę na kilka spraw, o których dotąd nie myślałam, lub myślałam w inny sposób. I to zakończenie, że trzeba jeszcze to, i to, i to… Myślę, że w temacie obecności dzieci na Eucharystii należy przede wszystkim pamiętać, że najważniejsza jest Ich sama obecność, a nie (jak się niektórym dorosłym wydaje) „grzeczność” = cichość/brak ruchu. Oczywiście nie mówimy tu o organizowaniu kącika zabaw i przekąsek. Dziecko po prostu jest i chłonie atmosferę, a tak naprawdę Łaskę. A z mojej perspektywy dodam jeszcze, że dziecko pozwala mi wzrastać w wierze, ponieważ przez moją córkę Pan Bóg daje mi piękne natchnienia. Także dla mnie Msza Święta przeżywa wspólnie z Mężem i Dzieckiem jest na wagę złota.
8 listopada 2016 o godz. 23:43
Dzięki, Ewa, za wpis. A z drugiej strony pomyśl sobie, że jeśli Tobie przeszkadza płacz dziecka trwający kilka minut, to o ile bardziej jest to trudne dla rodziców, którzy ten płacz znoszą w nocy, w dzień, rano, w południe, wieczorem. A jak dziecko płacze im nad uchem, to ten płacz rozbrzmiewa dla nich jeszcze głośniej. Po co to piszę? Żeby Cię i innych poprosić, żeby w takim momencie pomodlić się za tych rodziców i za to dziecko, którzy mają tą przykrość w tym momencie przeżywać właśnie to. (Ale rozumiem, że właśnie Ty tak robisz :), więc Ci dziękuję). Ignaś już jest spory, więc łatwiej mu usiedzieć.