7 grudzień
Ewolucja matki wielodzietnej
Dziecko nr 1
– wiem, że należy karmić co najmniej 2 lata, ale emocjonalnie nie radzę sobie z tym, więc kończę tuż przed 2 urodzinami; fatalne zakończenie – na swoich błędach, winach uczenie;
Dziecko nr 2
-wiem to, co powyżej, ale też wiem, że bardzo kiepską rzeczą jest kończenie, gdy dziecko nie jest do tego gotowe chociaż trochę; wierzę, że jest możliwy happy end laktacyjny; wierzę, więc dobijam do niego, choć nie bez pośpiechu;
Dziecko nr 3
-doświadczenie, że jest możliwy mleczny happy end, więc kto by się tam śpieszył i po co; no to:
Dziecko nr 4:
dołącza się do 3, bo razem raźniej; a jak się nie ma co śpieszyć, to:
Dziecko nr 5:
dołączy się do 4, a po drodze wykopie brata, bo co mu będzie podpijał.
W miarę powiększania się rodziny człowiek przekonuje się, że to karmienie w niczym nie przeszkadza. Jak to powiedziała Agnieszka: „Po co się kopać z koniem?” ( myśl o odstawianiu niedojrzałego do tego dziecka)
Ale cierpliwość zawsze potrzebna. Nigdy nie dana raz na zawsze.
7 grudnia 2016 o godz. 20:50
Jestem najdłużej karmiącą mamą w rodzinie (a rodzina naprawdę spora). Karmię już blisko 2 lata i 5 miesięcy, w zamierzchłych czasach moje dwie ciocie karmiły dwie swoje córki (każda swoją oczywiście) po 2 lata. Chyba już wyluzowałam z odstawianiem na siłę, czekam na ewentualną gotowość córeczki, lecz ten moment jeszcze nie nadszedł. I czasem słyszę stąd i zowąd, że „to problem”, że „się nie odstawi”, że „kiedy skończy ssać”…