22 wrzesień
Powracająca trauma
O ile w pewnym stopniu zaczęło się odchodzić od typowo betonowego położnictwa (zabieranie dziecka od matki, 1 i 2 faza porodu w pozycji leżącej itd.), to tego typu „betonowe” postępowanie, zimny chów ma się dobrze w innych sferach życia.
Przykład z przedszkola. 2,5-letni Michaś (przykładowy) co dzień płacze przy rozstaniu ewidentnie nie będąc do tego dojrzałym emocjonalnie, potem na sali kontynuuje swój koncert łez. Pomimo że ten typ przedszkola w swoich założeniach zachęca, by stopniowo wprowadzać dzieci w życie przedszkolne towarzysząc im tak długo jak długo tego będą potrzebować. Mama jest jednak uparta: zostawia dziecko w miejscu, w którym najwyraźniej nie czuje się ono jeszcze ani dobrze, ani znajomo, ani tym bardziej pewnie. Dziecko też jest uparte- przez miesiąc wzywa swoją mamę płaczem na pomoc. Ale w końcu maluch rezygnuje- w swojej bezradności przestaje liczyć na wsparcie własnej mamy w trudnym dla siebie okresie i miejscu. Pozostaje tylko więcej apatii początkowo, więcej chorób. Przez pozostałe miesiące tego roku Michałek sprawia się dzielnie. Wydawałoby się, że ta cała sytuacja już dawno za nim, ale…
Rok następny. Mama znowu pewna swego zaprowadza synka do przedszkola oczekując, że tym razem będzie już „zahartowany”, a tu guzik z pętelką. Michaś znowu płacze, nie chce się rozstawać, przywiera do swojej mamy jak rzep błagając ją bezsłownie i słownie o więcej poczucia bezpieczeństwa, o wsparcie w tej sytuacji przedszkolnej, o oswojenie wraz z nim tego miejsca i grupy. Dziecko powtarza ubiegłoroczną traumę, choć już bardziej zrezygnowane, trwa to krócej. Pewnie też nieco bardziej dojrzałe- łatwiej mu się nieco przystosować. Jego zestresowane ciało zna też nieświadomie „fortele”, by wyjść z trudnej sytuacji. Wystarczy np. zachorować, by mama nie wysyłała do przedszkola, by można z nią zostać w domu.
Znany stereotyp myślowy głosi, że im później dziecko wysyła się do przedszkola/szkoły, tym trudniej oswoić mu tą sytuację, zaakceptować ją. Jest to błąd myślowy, który nie bierze pod uwagę tego, że wraz z wiekiem dziecka zwiększa się też jego dojrzałość, a wraz z nią zdolność radzenia sobie w nowych sytuacjach społecznych, zdolności poznawcze itp. Starsze więc dziecko, które wcale nie chodziło do przedszkola, ale o którego dojrzałość również emocjonalną dbali rodzice, może sobie łatwiej poradzić z wejściem w społeczność klasową niż dziecko, które było zmuszane od początku do samodzielnego zostawania w przedszkolu i odreagowywało to na różny sposób.
Drugi mit: zostawiaj od razu w przedszkolu dziecko samo, ponieważ tym bardziej będzie się trzymać Twojej spódnicy, tym bardziej przyzwyczai się do Twojej obecności. Nieprawda! Zainwestowanie własnego czasu, własnego wysiłku we wspieraniu dziecka w przedszkolnych początkach sprawia, że czuje się tam ono lepiej, pewniej, śmielej, co przynosi długofalowe korzyści. Potem gładko spokojnie wchodzi w kolejne lata przedszkola bądź szkolne, łatwiej się adaptuje.
Są oczywiście sytuacje i przedszkola, gdzie nie dopuszcza się rodziców do wspierania preferując szybkie zamykanie za nimi drzwi, wypraszanie ich. Są sytuacje, kiedy nie możemy zrezygnować z pracy.
Jednak gdy tylko jest to możliwe warto wypracowywać z dzieckiem spokojne podejście do zostawania pod opieką innych osób, do nowych miejsc i osób. Te z nas, które są nieśmiałe też przeżywają większe onieśmielenie wśród nowych osób i szczególnie sobie cenią w takiej sytuacji obecność znajomej osoby. Czy więc powinniśmy dziwić się dzieciom, że dopóki nie przekonają się, że trafiły w miejsce bezpieczne, pod opiekę zaufanej dobrej opiekunki wolą liczyć na nasze wsparcie i obecność?
23 września 2010 o godz. 07:53
Smutny dla mnie rozdział. Ja też nieraz zostawiłam mojego synka płaczącego w przedszkolu. Nie lubi tam chodzić i chętnie bym mu tego oszczędziła na razie. Ale co ma zrobić samotna matka trójki dzieci bez alimentów? Nie może zrezygnować z pracy i żyć z zasiłków.
23 września 2010 o godz. 17:02
Aniu, myślę o Tobie często i zbieram się, żeby zatelefonować.
Ech, ale Twoja sytuacja jest inna niż tu opisywana. I nie wątpię, że starałaś się na tyle, w jakim zakresie mogłaś, udzielić wsparcia swojemu synkowi. Co innego w sytuacji przedszkola, które zakłada duży udział rodziców i wręcz zachęca do niego- czy nie warto tego wykorzystać, gdy ma się taką możliwość?
Na pewno nie było moim celem pogrążać osób w trudnej sytuacji, a raczej zwrócić uwagę, że dla naszych dzieci bardzo ważne jest nasze wsparcie i nie warto z niego rezygnować lekkomyślnie.
Aniu, ten krzyż którego doświadczacie- smutne rozstania, którego sobie sama nie zafundowałaś też ma jakiś sens. Jaki? Teraz tego nie widzimy, ale kiedyś go zrozumiesz.
24 września 2010 o godz. 17:48
Przyznam, że niegdyś w 100 % zgodziłabym się z Tobą, Izo. Teraz wiem, że bywa różnie – kwadratowo i podłużnie – jednemu mojemi dziecku bardzo pomagało stopniowe wprowadzanie w nowe środowisko, drugie tak łatwo wpada w sztywne schematy, że każda próba stopniowania, wprowadza zbyt dużo niepokoju. Lepiej dla niego, by od razu zostawało bez mamy i na tyle czasu, ile ma być docelowo i to pomimo dużego buntu. Gdybym w tej ostatniej sytuacji tylko podążała za nim, musiałabym pozwolić mu się zaszyć w jaskini z dala od ludzi, bo tylko tam czułby się szczęśliwy. Zatem nie tylko istotne jest wyczekiwać na moment dojrzałości dziecka ale też stawiać mu zadania, które przy pewnym wsparciu, maluch zrealizuje, choćby go to duuużo kosztowało.
Poza tym zawsze dziecko jest częścią rodziny i uczestniczy w sytuacji, którą ona przeżywa, czy to jest konieczność pracy rodziców, rozbicie, choroba, któregoś z jej członków. Ogromnie dużo zależy też od cech wrodzonych – więcej niż mi się kiedyś zdawało – niektóre dzieci z łatwością ładują swoje akumulatorki poczucia bezpieczeństwa a inne jakby dna nie miały – jakieś deficyty powodują stałe poczucie niepokoju. I choćby rodzic na uszach stawał, to dziecko słabo będzie się adaptować i może mieć objawy nerwicowe.
29 września 2010 o godz. 02:48
Janko, ale Ty wiesz, że ja raczej piszę o dzieciach zdrowych, z dziećmi poważnie chorymi nie miałam zbyt dużo do czynienia, a więc nie wkładam ich do jednego worka. Dzieci chore będą miały swoje konkretne wymagania, trudności rozwojowe, specyficzne potrzeby i uwarunkowania, na które nie ma często prostych i oczywistych recept.
Także Twoją uwagę uważam za cenne uzupełnienie. Zapewne Twoja uwaga będzie się też odnosić do części dzieci całkiem zdrowych. Zupełnie specyficzne uważam też zostawianie dzieci przez ojców w przedszkolu: często przez ich większe zdecydowanie, pewność siebie, które czują dzieci, łatwiej im zaakceptować takie „wrzucenie w zadanie”.
Oczywiście, że w mojej pisaninie nie obejmuję całości doświadczeń, życie zawsze będzie bardziej ciekawe, konkretne, radosne i bolesne niż najbardziej interesujący fragment czyjegoś pisania.
29 września 2010 o godz. 10:19
czasami trzeba zostawic to dziecko, bo inaczej sie nie da. ale znam stada matek zostawiających dla wygody, zeby miec czas dla siebie…