4 luty
Cesarka a naturalny poród- co kto woli?
Dlaczego jest tak wiele cesarek we współczesnym położnictwie? W niektórych rejonach świata odsetek ten sięga nawet 80% (Sao Paulo).
Generalizując pozycję Michela Odent „Cesarskie cięcie a poród naturalny” dzieje się to m.in. z powodu niezrozumienia potrzeb rodzącej fizjologicznie matki oraz z powodu wzrastającego bezpieczeństwa operacji cesarskiego cięcia, które staje się zabiegiem coraz mniej uszkadzającym, coraz mniej inwazyjnym (np. długie rozcinanie zastępuje się rozciąganiem, odciąganiem tkanek, mniej zszywania, mniejsza utrata krwi itd.).
Z jednej strony więc jego pozycja w pewien sposób oddramatyzowuje cesarkę: operacja ta stała się na tyle prosta, kilka ulepszeń przyniosło tak dobre rezultaty, że ryzyko tej operacji nie musi nam się śnić po nocach. W rzeczywistości w rozwiniętych krajach jest ono bardzo niewielkie.
Michel Odent nie byłby jednak sobą, gdyby nie zauważył jak ważne jest w porodzie naturalnym respektowanie potrzeb rodzącej dla jego prawidłowego przebiegu i jak bardzo korzystny i dla matki, i dla dziecka jest trud rodzenia się.
A jakie są to potrzeby? Przede wszystkim zachowanie intymności, poczucia bezpieczeństwa, wyłączenia działania kory nowej. W czasie porodu naturalnego pracującą przede wszystkim częścią mózgu jest podwzgórze i przysadka mózgowa, a więc stare pierwotne części mózgu. Gdy jesteśmy pod obserwacją, zasypywane gradem pytań, stawiane w świetle reflektorów, oderwane od poczucia bezpieczeństwa po prostu możemy przestać rodzić. Pod wpływem bolesnego badania ginekologicznego kobieta może nawet zamknąć swój mięsień zwieracz, jakim jest szyjka macicy. Czy nie podobnie robimy podczas defekacji? Gdy coś nas wówczas niepokoi, przeszkadza nam, to po prostu przestajemy bądź w ogóle nie zaczynamy otwierać zwieracza odbytu.
Przepraszam za trywialne porównane. Poród jest jednak procesem o wiele bardziej delikatnym, narażonym na zakłócenia, ponieważ tu nie chodzi o częste wydalanie, ale jest on wyjątkowym przejawem naszej miłości do dziecka, tak bardzo niepowtarzalnym. Bliższe i bardziej adekwatne byłoby porównanie porodu do stosunku seksualnego. Stosunek może być dla kobiety przykry i bolesny, jeśli wcześniej nie otworzy na niego swojej psychiki, nie ma warunków bezpieczeństwa, rozkochania, uniesienia. Nie bez kozery w czasie porodu matka rodząca jest zalewana licznymi hormonami miłości podobnymi jak podczas współżycia: oksytocyną, prolaktyną, endorfinami itd
Czy może więc dziwić, że szpitalne warunki: jarzeniówki, sterylność, kręcące się nieznane osoby, widok nieznanych leków, narzędzi, aparatów, robienie wywiadu z rodzącą sprawiają, że tak często „trzeba” podłączać stymulatory porodu (kroplówkę z oksytocyną) lub kończyć poród cesarką, ponieważ nie ma jego postępu.
Odent- będący zarazem chirurgiem i położnikiem zauważa, że „swą umiejętność kochania kobieta w pewnym stopniu rozwija właśnie podczas porodu” otwierając się właśnie i na ten dar rodzenia i na przychodzące dzięki niemu dziecko. Stwierdza on dalej, że nasza miłość do dziecka idzie dalej poza tą fizjologię: i po cesarskim cięciu jesteśmy w stanie wydobyć z siebie wiele miłości do rodzących się w ten sposób dzieci w odróżnieniu od zwierząt, które w takiej sytuacji nie interesują się swoim potomstwem. Jednak kobiety doświadczają większych trudności w rozwoju tej miłości, gdy nie jest im dane urodzić ich, gdy rodzi się za nie.
Poród naturalny jest zazwyczaj korzystny dla rodzącej się matki, ale także dla rodzącego się dziecka. Podczas skurczy pierwszego okresu układ oddechowy maleństwa jest szczególnie przygotowywany do oddychania, stąd nie dziwi więcej trudności oddechowych, a w późniejszym okresie astmy u dzieci pocesarkowych.
Zebrano dane, że dzieci urodzone przez cesarkę zwłaszcza niepoprzedzoną akcją skurczową różnią się od dzieci urodzonych drogami natury:
- pracą serca i aktywnością oddechową;
- niższym poziomem glukozy;
- niższą temperaturą ciała (90 minut po porodzie).
Po pierwszym szybkim przeczytaniu tejże lekturki mam wrażenie ogromnego docenienia porodu naturalnego, ale i nowoczesnej operacji cesarskiego cięcia. Książka o tyle ciekawa, że stawia wiele pytań, jest wyrazem drążenia tematu przez autora, jego drogi refleksji. Polecam!
Cdn., bo jeszcze chciałabym odnieść się do jego widzenia stereotypów dotyczących porodu oraz badań ciążowych.
5 lutego 2011 o godz. 13:48
Podoba mi się robienie wywiadu z rodzącą kobietą. Gratulacje dla pomysłodawcy 😉
5 lutego 2011 o godz. 21:50
Tak, Ewuś. To są ze 3 kartki do uzupełnienia jak nie więcej, dużo niepotrzebnej literatury. Mnóstwo pytań, niekiedy bezsensownych.
10 lutego 2011 o godz. 11:11
Urodziłam Lucka przez cc, niestety tak się skończyło wywoływanie akcji porodowej, która nie chciała się pojawić. Zakładałam poród sn ale skończyło się inaczej i potem bacznie obserwowałam czy nie ma komplikacji po cesarkowych, na razie nic się nie dzieje (14 miesięcy). Tyle, że wystąpiły dwie komplikacje dotyczące mnie. Primo blizna w dalszym ciągu daje o sobie znać boleśnie przy zmianie pogody. Secundo długo nie mogłam zaakceptować syna jako swojego dziecka. Wiedziałam, że jest mojego męża (niesamowicie podobni) ale dopiero karmiąc piersią uświadamiałam sobie, że budowałam go w moim ciele a teraz buduję na zewnątrz. O kłopotach z akceptacją dziecka po cc mało się mówi.
11 lutego 2011 o godz. 10:21
W ogóle o różnych trudnościach po operacji cesarskiego cięcia niewiele się mówi, choćby o badaniach, które wskazują na częściej występującą astmę u dzieci urodzonych przez cesarkę. Bardzo potrzebna i dobra operacja, cóż, skoro nadużywana znacznie.
14 lutego 2011 o godz. 00:09
Ja się przywitam szybko, a właściwie przypomnę 🙂
Chciałam powiedzieć, że u mnie z Pierworodnym było dokładnie jak u Maluckiej – tez miało być sn, a wyszło cc. I mnie również wieeeki (ponad pół roku) zajęło zaakceptowanie syna; powiedzenie mu „kocham cię” było ponad moje siły i wyobrażenia… A miało być tak pięknie :/ Miał tylko tyle szczęścia, że Tatuś kochał go od razu bez jakichkolwiek zastrzeżeń 🙂
Za to po drugim cc, z córą, było inaczej, może dlatego, że wiedziałam, co będzie. Fakt, moje pierwsze słowa do Lu (na sali operacyjnej) to nie było nic miłego – zamiast „Cześć, Dziecko” usłyszała”Rany, ale gruba” czy coś w tym rodzaju, ale potem było już górki. Ją kochałam od razu 🙂
14 lutego 2011 o godz. 21:58
Dzięki za Twoją opowieść 🙂
Dzielne jesteście, dziewczyny!
2 marca 2011 o godz. 19:28
Przepraszam, a o płeć pytają?
Wobec tak oczywistego pytania udzieliłabym odpowiedzi, że jestem mężczyzną 😉