15 listopad
Indoktrynujmy, bo inni nam zindoktrynują
Nie ma czegoś takiego jak neutralność, nie jesteśmy w stanie przekazać jej swoim dzieciom. Gdy zaś chodzi o płeć- jest to sprawa wręcz nabrzmiała nieobojętnym przekazem, nacechowanym wieloma emocjami. Zdaje mi się, że w epoce USG tym bardziej. Gdy ludzie widzą mamę „z brzuszkiem”- często zamiast o samopoczucie, zdrowie mamy i dziecka, pytają od razu o płeć. Im bardziej próbują genderowcy wmówić nam, że dziecko i tak sobie samo wybierze płeć, tym bardziej przykładamy do tego wagę. I chyba nie jest to przypadkowe.
Płeć po prostu jest ważna, choć nie najważniejsza. Ważna jest jej akceptacja. Najpierw przez rodziców, żeby dziecku było łatwiej się zaakceptować samemu jako dziewczyna lub jako chłopak. Mama i tato po prostu cieszą się, że mają córkę, cieszą się z syna. W okresie dojrzewania łatwiej się potem dziecku zidentyfikować z własną płcią. W tym czasie dziewczynkom mają prawo podobać się inne dziewczynki, kobiety. Chłopakom mogą imponować inni chłopcy, mężczyźni, mogą ich podziwiać. I nie ma to nic wspólnego z wynaturzeniem homoseksualizmu, ale jest normalnym etapem dojrzewania.
Najpierw podoba nam się własna płeć, do niej się odnosimy, z nią porównujemy, przyjaźnimy w większym stopniu. Pomaga to w zrozumieniu, kim jesteśmy jako kobiety, jako mężczyźni, do czego nas Pan Bóg powołuje w zgodzie z własną płcią. Widać to już u małych dziewczynek. Już w wieku przedszkolnym dziewczynka będzie wolała rysować królewny, damy. Chłopiec natomiast częściej narysuje rycerza, księcia czy innego bohatera płci męskiej. I bardzo dobrze- to taki prosty wyraz docenienia własnej płci. Żeby mieć prawidłową relację do płci przeciwnej, trzeba zaakceptować własną.